„Nawet w komunistycznych czasach, kiedy matka Grzegorza Przemyka nie zgodziła się na ekshumację syna, nie przeprowadzono jej. Dla mnie to będzie druga śmierć córki. To lekceważenie uczuć matki” – mówi 81-letnia Elżbieta Agacka-Gajdowska, matka Joanny Agackiej-Indeckiej, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej
„Robią co chcą" - mówi OKO.press 81-letnia Elżbieta Agacka-Gajdowska. Ostatnie nadzieje odebrało jej oficjalne pismo z informacją, że ekshumacja odbędzie się 24 kwietnia. Na piśmie widniało też „Zażalenie nie przysługuje”.
Jej córka Joanna Agacka-Indecka była prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej i adwokatem w trzecim pokoleniu. 10 kwietnia poleciała do Katynia rządowym samolotem. Chciała oddać hołd pomordowanym tam prawnikom. Zginęła w Smoleńsku razem z 95 innymi osobami.
Została pochowana w Łodzi na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej (jest jedyną ofiarą katastrofy pochowaną w Łodzi). Jej matka nie zgodziła się na propozycję, by córka spoczęła na Powązkach. Od ośmiu lat, w każdy piątek, przychodzi na grób. „Czuję, jakbym miała kontakt z moją córką” - mówi. Nie jeździ na uroczystości do Warszawy: „Moje serce jest tu, na Starym Cmentarzu”.
Elżbieta Agacka-Gajdowska jest adwokatem. Od kiedy usłyszała o planach ekshumacji wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej na zlecenie Prokuratury Krajowej, odwoływała się od tej decyzji. Jej zdaniem dokumentacja z identyfikacji jest bardzo dokładna i nie ma wątpliwości, kto leży w grobie na Starym Cmentarzu.
„Pisałam bardzo dużo pism do Prokuratury Krajowej, które uzasadniały w pełni moje stanowisko. Tylko 12 lub 13 ofiar katastrofy można było rozpoznać bez problemu. Jedną z nich była moja córka. Miała tylko ranę przy oku. Oglądałam kilkakrotnie zdjęcia w aktach prokuratury. Na jednym córka leży w błocie po wyrzuceniu z samolotu, na drugim - leży w trumnie w czarnej sukience, ma na piersi kartkę z danymi osobowymi. Nie było tam żadnych innych szczątków. Uważałam, że to wystarczy. Jeżeli szukają śladów wybuchu, to przecież już było prawie 80 ekshumacji i nie natrafiono na żaden ślad. To akurat teraz, u mojej córki coś by znaleziono?” – pyta pani Elżbieta.
Dwukrotnie oddawała materiał do badań DNA. Jej zdaniem sprawa jest oczywista i o żadnej pomyłce nie może być mowy.
Pisząc do prokuratury powoływała się na sprawę Grzegorza Przemyka, maturzysty zakatowanego przez milicję w 1983 roku. „Napisałam, że nawet w ponurych, komunistycznych czasach, kiedy matka Grzegorza Przemyka nie zgodziła się na ekshumację syna, odstąpiono od niej. A teraz robią, co chcą. Dla mnie to będzie druga śmierć córki. To jest okropne i niczym nie uzasadnione, lekceważenie uczuć matki”.
Prokuratorzy z Prokuratury Krajowej przyjechali do Łodzi, przesłuchiwali mecenas Elżbietę Agacką-Gajdowską. Nie próbowali się usprawiedliwiać, ani nic tłumaczyć. Nie przyjmowali jej argumentów, nie pozostawiali złudzeń.
Do ostatniej chwili pani mecenas miała nadzieję, że prokuratura jednak oszczędzi jej strasznych przeżyć. W zeszłym tygodniu ją straciła, kiedy dostała oficjalne pismo „Postanowienie o zarządzeniu wyjęcia zwłok z grobu”. Prokurator poinformował ją, że ekshumacja odbędzie się 24 kwietnia. Na piśmie widnieje pouczenie: „Na niniejsze postanowienie zażalenie nie przysługuje”.
„Podali datę, nie podali godziny. Podobno robią to w nocy” – domyśla się matka. Jeszcze nie wie, czy będzie obecna przy ekshumacji. „Nie wiem, czy będę w stanie. Ja mam 81 lat, moje zdrowie na to nie pozawala”. Nie wie też, kiedy nastąpi ponowny pochówek - „Nie miałam siły o to pytać”.
Po ekshumacji firma pogrzebowa, która została zatrudniona przy ekshumacjach, przewiezie trumnę z ciałem Joanny Agackiej-Indeckiej z Łodzi do Lublina do Zakładu Medycy Sądowej. Tam przeprowadzona zostanie sekcja zwłok i pobrane próbki, które zostaną wysłane do Belfastu, do Instytutu Nauk Sądowych Irlandii Północnej. Prokuratura uzasadnia to większym doświadczeniem tamtych biegłych w wykrywaniu śladów materiałów wybuchowych.
Ewy Bialik, rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej powiedziała OKO.press, że po badaniu (czyli sekcji i pobraniu próbek) można będzie przeprowadzić ponowny pochówek. Odbędzie się na koszt państwa. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi.
Około godz. 3 w nocy z 16 na 17 kwietnia ekshumowano ciało Jolanty Szymanek-Deresz, byłej posłanki SLD (ekshumacja nr 78). Tej ekshumacji sprzeciwiał się jej mąż Paweł Deresz. Wystosował list otwarty do Marka Pasionka, zastępcy prokuratora generalnego. Prosił o uszanowanie bólu i żałoby po żonie. Nic to nie dało.
Paweł Deresz mógł uczestniczyć w ekshumacji, ale nie wziął w niej udziału na znak protestu. "Wielokrotnie rozmawiałem w prokuraturze mówiąc, że już wystarczy tych ekshumacji, że przecież dotychczas przeprowadzone powinny już dać odpowiedź na zasadnicze pytanie, które nurtuje prokuraturę - czy był zamach, czy nie, czy był wybuch, czy nie było. Prokuratura właśnie tego tam szuka na potwierdzenie obłędnej teorii o zamachu” – mówił 17 kwietnia w „Kropce nad i”.
Wcześniej ekshumowano ciało Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich (ekshumacja 77). Także wbrew woli rodziny.
Obie rodziny podjęły decyzję o kremacji szczątków ich bliskich, by za parę lat znów ktoś nie zdecydował o ponownym zakłócaniu spokoju zmarłych.
Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej rozpoczęły się w listopadzie 2016 roku i mają potrwać do połowy maja 2018.
W 2016 roku, kiedy podjęto decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej, prokuratura informowała, że chce ustalić:
Ewa Bialik, rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej poinformowała na konferencji prasowej dzień przed ósmą rocznicą katastrofy smoleńskiej, że dotychczas (po 77 ekshumacjach) znaleziono 69 szczątków ludzkich pochodzących od 26 osób w trumnach innych ofiar katastrofy. W trumnach znajdowały się pozostałości po sekcjach przeprowadzonych w Moskwie: rękawiczki, sznurki, worki, fiolki z substancjami odkażającymi. Odkryto inne obrażenia, niż te, opisane w rosyjskim raporcie z sekcji.
Ale żadnych śladów materiałów wybuchowych znaleziono.
Komentarze