0:000:00

0:00

W poniedziałek 23 kwietnia 2018 o godz. 23.00 przed bramą katolickiej części Starego Cmentarza w Łodzi rozpoczął się protest przyjaciół i znajomych mecenas Joanny Agackiej-Indeckiej. Skrzyknęli się na Facebooku.

„Pomimo próśb rodziny, śp. Joanna Agacka-Indecka, Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, będzie ekshumowana. W milczącym geście protestu wobec nieuszanowania woli najbliższych spotkajmy się razem z zapalonymi zniczami. »Niech umarli ufają żywym« – to zobowiązanie dla nas. Nie zawiedźmy pamięci Joanny. Bądźmy razem Z rodziną Joanny” – przekazywali sobie wiadomość na Messengerze.

Na protest przyszły także osoby, które nie znały zmarłej, ale dla których ekshumacja wbrew woli rodziny jest niedopuszczalna.

Wszyscy stali ze zniczami w milczącym proteście. Białe róże powtykali w ogrodzenie kutej, metalowej bramy cmentarza.

Za bramą było aż czerwono od beretów Żandarmerii Wojskowej. Na całej ulicy Ogrodowej porozstawiane były dwuosobowe patrole policji i nieumundurowani funkcjonariusze. Wokół zaparkowanych było kilka radiowozów. Co kilka minut wysypywali się nich policjanci, którzy odsuwali protestujących i otwierali bramę cmentarza. Wjechały przez nią m.in. dźwig, trzy karawany, samochody Żandarmerii Wojskowej, policji i karetka pogotowia.

Jakieś 100 metrów od cmentarnej bramy widać było rozświetlony biały namiot, który rozpięto w miejscu przeprowadzania ekshumacji.

20 minut po północy Żandarmeria Wojskowa przywiozła matkę zmarłej – mecenas Elżbietę Agacką-Gajdowską. Dość długo samochód czekał na otwarcie bramy (protestujący ustawili przed bramą znicze, które trzeba było usunąć). Przez ten czas matka siedziała na tylnym siedzeniu i patrzyła spokojnie na zebranych. Nie spuszczała wzroku, nie płakała, nic nie mówiła do żandarmów.

Protestujący milczeli. Niektórzy szeptem współczuli matce tego, co za chwilę ją czeka. „Nie wyobrażam sobie, żeby moja mama miała przeżywać coś takiego” – mówił młody człowiek.

Protestujący rozmawiali zbici w grupki, niektórzy zaczynali się już rozchodzi do domów, gdy ok. godz. 01.00 usłyszeli głośny krzyk z cmentarza, mniej więcej z miejsca, gdzie trwała ekshumacja: „Hańba!”. Momentalnie rozmowy umilkły, a wszyscy przylgnęli do metalowej bramy i kilka minut w ciszy nasłuchiwali odgłosów.

Widać było, że światła od białego namiotu rozchodzą się w różne strony cmentarza, jakby ktoś z dużymi latarkami poszukiwał ludzi między grobami. Jeden adwokatów przypomniał zebranym, że jest to milczący protest i żeby nie dali się sprowokować.

Przeczytaj także:

Po tym okrzyku pojawiło się wielu policjantów, obstawili bramę już na stałe. Część wozów policyjnych pojechała do innych bram cmentarza (części ewangelickiej i prawosławnej). Od strony Manufaktury zbliżało ok. 10 wozów policyjnych „na bombach”. Protestujący z ust do ust przekazywali sobie informację, że zatrzymano na cmentarzu dwie osoby. Okazało się później, że jest ich 11.

Od tej chwili brama z białymi różami otwierała się i zamykała często. Wjeżdżały policyjne samochody, a potem wyjeżdżały za zatrzymanymi. Protestujący robili szpaler, podnosili do góry świece, niektórzy palce składali w znak „V”. Zatrzymani machali, przykładali ręce do szyb, by było ich lepiej widać w ciemnych wnętrzach radiowozów.

Po wyjeździe samochodów na alejki cmentarne wszedł policjant z psem. Potem zaczęło się wydobywanie trumny z grobu.

;

Komentarze