0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Celejewski / Agencja GazetaGrzegorz Celejewski ...

Zużycie węgla kamiennego w elektroenergetyce zawodowej w 2019 roku wyniosło niespełna 36,1 mln ton i było o ponad 7 proc. niższe niż rok wcześniej – wynika z danych Agencji Rynku Energii przeanalizowanych przez portal WysokieNapiecie.pl.

Potwierdziły się tym samym szacunki portalu WysokieNapiecie.pl ze stycznia.

To najgorszy dla branży górniczej wynik od czasów PRL. Jeszcze w 1990 roku zużycie węgla kamiennego w elektroenergetyce zawodowej było o jedną trzecią wyższe i wynosiło 47,7 mln ton. Kilka kolejnych ton węgla spalały wówczas elektrownie przemysłowe (w 2019 roku było to już tylko 3,8 mln ton).

Zewnętrzne źródło
Elektrownie spaliły o 3 mln ton węgla mniej. Przyszłość polskiego górnictwa krótsza niż sądzono

Jeżeli ten trend się utrzyma, już w tym lub następnym roku zużycie węgla spadnie do poziomu, jaki – według rządowych prognoz do projektu polityki energetycznej państwa – mieliśmy osiągnąć dopiero w 2030 roku. Natomiast za 3-4 lata możemy dojść do poziomu, który politycy planowali osiągnąć w… 2040 roku. To pokazuje, jak oderwane od rzeczywistości są założenia, na których pracuje polski rząd.

W górnictwie bal jak na Titanicu

To jednocześnie jasny sygnał dla polskiego górnictwa – krajowy rynek szybko się kurczy, więc aby utrzymać wydobycie, górnictwo powinno zmniejszyć koszty produkcji paliwa do poziomu cen światowych i ponownie eksportować nadwyżki. Na to ostatnie nie widać jednak szans. Górnicze związki zawodowe Polskiej Grupy Górniczej chcą przeznaczyć marny zysk firmy, w której pracują, w jak największej części na 14-tą pensję dla pracowników. Działacze zachowują się tak, jakby nie wierzyli, ze ich firma ma jeszcze jakiekolwiek szanse na przetrwanie dłużej niż kilka-kilkanaście lat, więc duże inwestycje są jej już niepotrzebne.

Zewnętrzne źródło
Elektrownie spaliły o 3 mln ton węgla mniej. Przyszłość polskiego górnictwa krótsza niż sądzono

W rządzie kierunek na gaz i OZE

Świadomość tego, że może się tak stać dużo szybciej, niż politycy sobie wyobrażali, zdaje się być coraz większa także w rządzie. We wtorek Gaz-System i Enea podpisały list intencyjny na zaprojektowanie przyłączenia gazowego do Kozienic, największej w Polsce i Unii Europejskiej elektrowni opalanej węglem kamiennym. W wypowiedziach obecnych tam czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości dominowały akcenty nastawione na transformację energetyczną.

"Gazociąg Baltic Pipe będzie służył do sprowadzania do polski gazu, który nie będzie limitowany kwestiami politycznymi. Natomiast to porozumienie jest drugą częścią realizowanej strategii, by bezpiecznie sprowadzany gaz wykorzystywać do bezpiecznego produkowania energii elektrycznej w Polsce" – tłumaczył podczas uroczystości Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury przesyłowej. "Wysłużone elektrownie węglowe w Polsce będą w dużej mierze zastępowane gazem, a elektrownie gazowe są nam potrzebne, aby realizować kolejną część naszej strategii, abyśmy mogli budować duże elektrownie odnawialne. One wymagają zaplecza, takich elektrowni, które będą pracować gdy jest bezwietrznie" – dodał minister.

"Kozienice będą wycofywać stare bloki, które są już wyeksploatowane i są nieefektywne" – wtórował mu Marek Suski, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa oraz członek Komitetu Politycznego PiS. Dodał jednocześnie, że w Polsce powstają też duże fermy fotowoltaiczne, więc krajowy miks energetyczny będzie bardziej zróżnicowany. Zapewnił jednak, że Polska z węgla nie rezygnuje.

Zewnętrzne źródło
Elektrownie spaliły o 3 mln ton węgla mniej. Przyszłość polskiego górnictwa krótsza niż sądzono

„Brudne” koncerny nie pożyczą pieniędzy

Rezygnują z niego jednak państwowe koncerny energetyczne. Kozienice najpóźniej w 2029 roku (a przedstawiciele spółki nie wykluczają, że szybciej) zacznie wycofywać stare bloki węglowe klasy 200 MW. Ma ich w sumie osiem. Zastąpić mają je bloki gazowe (na decyzję co do ich wielkości spółka daje sobie jeszcze czas). Wbrew pozorom także nowy blok węglowy, o mocy 1075 MW w Kozienicach, oznacza zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel. Dużo bardziej sprawna jednostka wypiera bowiem z rynku najmniej efektywne instalacje. Przy produkcji tej samej ilości prądu zużywa o jedna trzecią mniej węgla. Jednak i ten blok jest już dziś wypierany z rynku przez kolejne źródła energii – wiatr i fotowoltaikę. Same panele słoneczne stawiane na dachach polskich domów w ty roku ograniczą zapotrzebowanie na węgiel o kilkaset tysięcy ton.

Na niskoemisyjne źródła energii przestawia się także Polska Grupa Energetyczna. Spółka ogłosiła, że stare bloki węglowe w Elektrowni Dolna Odra także zastąpią jednostki gazowe. Kilkanaście dni temu, w obecności prezydenta Andrzeja Dudy oraz ministrów Jacka Sasina i Michała Kurtyki, PGE GiEK podpisała kontrakt na budowę za 3,7 mld zł netto dwóch bloków gazowych o sprawności 63 proc. z konsorcjum amerykańskiego GE i polskiego Polimeksu. Instalacje mają ruszyć w 2023 roku.

Zewnętrzne źródło
Elektrownie spaliły o 3 mln ton węgla mniej. Przyszłość polskiego górnictwa krótsza niż sądzono

Koncerny nie tylko widzą, że inwestycje w nowe bloki węglowe lub kompleksowe modernizacje istniejących nigdy się nie spłacą, ale też odchodzą od węgla, bo nie mają innego wyjścia. Instytucje finansowe nie chcą już po prostu pożyczać pieniędzy na takie inwestycje, a nawet przykręcają źródło finansowania tym koncernom, które dziś mają w swoich portfelach zbyt dużo „brudnych” aktywów. Podobną politykę zaczęli przyjmować najwięksi ubezpieczyciele. Tych nieprzekonanych skłoni natomiast do tego europejska taksonomia, czyli klasyfikacja inwestycji według ich wpływu na środowisko. Koncerny, które najbardziej dokładają się do ocieplania klimatu i zanieczyszczenia środowiska nie będą w stanie zdobyć finansowania lub będzie to dla nich bardzo kosztowne.

To jeden z kluczowych powodów, dla których w PGE słychać dziś głównie o inwestycjach w morskie farmy wiatrowe i fotowoltaikę, wspierane przez elektrownie gazowe, a nie o węglu, zwłaszcza brunatnym. Gdyby koncern dostał od polityków zielone światło, zapewne dawno zamknąłby już takie projekty jak nowe odkrywki węgla brunatnego pod Gubinem i Legnicą czy budowa kompleksu energetycznego wokół złoża Złoczew. Być może ostatnia zmiana narracji politycznej w końcu im to umożliwi, bo dziś prowadzenie każdego z tych projektów jest już marnowaniem pieniędzy i wstrzymywaniem inwestycji w tych regionach.

Zewnętrzne źródło
Koniec węgla. W 2035 Polska bedzie potrzebować ledwie 15 mln ton. Czyli tylko dwóch kopalń

Udostępnij:

Bartłomiej Derski

Prawnik, ekonomista i dziennikarz. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Kształcił się także na Uniwersytecie Warszawskim, Polskiej Akademii Nauk i Politechnice Warszawskiej. Pisze dla portalu WysokieNapiecie.pl. Wielokrotnie nagradzany za publikacje poświęcone energetyce wiatrowej (m.in. w 2017 roku został nagrodzony w konkursie "Dziennikarze dla klimatu" dzięki artykułowi „Na węglu świat się nie kończy. Zwłaszcza na Śląsku”).

Przeczytaj także:

Komentarze