0:000:00

0:00

Sytuację epidemiczną w Polsce najlepiej opisuje słynny cytat z serialu o katastrofie w Czarnobylu: nie jest dobrze, ale nie jest też tragicznie. Jednak wbrew temu, co widzimy na wykresie nowych zakażeń, wchodzimy obecnie być może w najniebezpieczniejszy moment epidemii koronawirusa. Po ustabilizowaniu wzrostu liczby chorych i rozpoczęciu szczepień naturalnie przychodzi rozprężenie: czujemy się bezpieczniej, wirusowa groza zdaje się odchodzić do przeszłości, mamy pokusę, by 2021 rok rozpocząć z przytupem, symbolicznie zostawiając za sobą koszmar składający się z czterech cyfr: 2020.

I właśnie to może nas zgubić.

Masowa społeczna ulga połączona z potrzebą zostawienia za sobą pandemicznego roku jest zrozumiała, ale również groźna, co doskonale pokazuje przykład Wielkiej Brytanii. Jeszcze dwa tygodnie temu sytuacja na Wyspach wydawała się ustabilizowana, dziś liczba nowych przypadków wystrzeliła w górę na szokującą skalę.

Powyższy wykres pokazuje, że zachowanie ostrożności i stosowanie się do obostrzeń (nawet jeśli rząd Mateusza Morawieckiego wprowadza je chaotycznie i w mało zrozumiały sposób) jest niezwykle ważne. Tym bardziej, że polskie statystyki są uspokajające tylko pozornie.

Bez dyscypliny nie będzie zniesienia obostrzeń

Jak widzimy na wykresie powyżej, oficjalna liczba nowych, zdiagnozowanych przypadków od trzech tygodni jest stabilna (dziś 13 397), średnia ruchoma z ostatnich dni jest w trendzie spadkowym - to nie najgorsze informacje. Ale spójrzmy teraz na ten sam wykres z innej strony. Jesteśmy obecnie na poziomie trzeciego tygodnia października, jeśli teraz sobie pofolgujemy, nie ma cudów - pod koniec stycznia znów wrócimy do wzrostów powyżej 20 tys. nowych przypadków dziennie.

A to będzie miało realne konsekwencje:

  • obostrzenia dotyczące sklepów i restauracji pozostaną w mocy lub zostaną zaostrzone,
  • powrót widzów do kin i teatrów, a słuchaczy na koncerty przesunie się o kolejne tygodnie, a może nawet miesiące,
  • powrót uczniów do szkół będzie niemożliwy, w systemie nauki zdalnej spędzimy luty, a być może również marzec.

Ostrzeżeniem jest również dynamika zmian liczby aktywnych przypadków: po listopadowej pandemicznej górce (czy raczej górze) nie notujemy obecnie regularnych spadków. Jesteśmy w fazie stabilizacji, która błyskawicznie może przejść po raz kolejny w fazę gwałtownych wzrostów.

Kolejnym znakiem ostrzegawczym jest utrzymująca się na wysokim poziomie liczba covidowych hospitalizacji i zajętych respiratorów: spadki w tych dwóch kategoriach wciąż nie odpowiadają niskiej liczbie nowych zakażeń. A to oznacza, że Polacy wciąż niechętnie konsultują objawy z lekarzem, a co za tym idzie testują się w niższej skali niż realny poziom nowych zakażeń.

Pocieszająca może być dzisiejsza (31 grudnia) liczba testów 53 712 i relatywnie mała w stosunku do nich liczba nowych przypadków - 13 397. Ostatni raz podobną liczbę testów przeprowadzono 20 listopada, a liczba zdiagnozowanych zakażonych była wtedy o wiele wyższa: 22 464. Niższy udział testów pozytywnych w ogólnej liczbie testów to bardzo dobra wiadomość.

Ale i tu pojawia się ostrzeżenie. Dziś średnio w ujęciu 7-dniowym liczba testów wynosi 27 406, a średnia zakażeń 7 830, natomiast gdy 6 października robiliśmy średnio 26 459 testów (a więc podobnie jak dziś), przeciętna liczba próbek pozytywnych wynosiła zaledwie 2 051. Co za tym idzie, jeśli dziś zaczęłyby się podobne wzrosty zakażeń jak te z przełomu października i listopada, startowalibyśmy z o wiele wyższego pułapu.

Złym sygnałem jest również wciąż duża raportowana liczba zgonów (dziś 532) wywołanych zakażeniem koronawirusem. Średnia krocząca spada, ale w tempie niższym niż liczba nowych zakażeń. Spadek z okresu świątecznego zapewne jest mylący i w ciągu następnego tygodnia będziemy odnotowywali wzrost średniej liczby zgonów.

Jak długo potrwają szczepienia? Od 5 miesięcy do 3 lat...

Kluczowa jest cierpliwość. Jeśli uznamy, że szybko uda się zaszczepić w Polsce odpowiedni procent populacji, będzie to pierwszy krok do pogorszenia sytuacji. Bo w najbardziej optymistycznym wariancie to kwestia co najmniej pięciu miesięcy.

Szacunek dotyczący szczepień to równanie z trzema niewidomymi - za dużo, by je rozwiązać. Poza tytułowym pytaniem nie wiadomo, ile osób się zgłosi do szczepień i jak szybko będą postępować. Można jednak ten czas oceniać w przedziałach.

Ile osób się zgłosi?

Rząd zakłada, że zaszczepi 70-80 proc. dorosłych obywateli i obywatelek. Przyjmijmy 75 proc. z 31,3 mln dorosłych Polek i Polaków. To daje rzeszę 23,5 mln ludzi. Zużyją 47 mln dawek szczepionki z zamówionych 62 mln.

Ale sondaże raczej wskazują na maksimum 50 proc. (IBRiS dla "Rzeczpospolitej" - 47 proc., ale 9 proc. się wahało) czyli 15,6 mln i 31,2 mln dawek.

Możemy ostrożnie założyć, że zaszczepi się między 15 i 24 mln ludzi, czyli 30 i 48 mln dawek.

Ile szczepień miesięcznie

Rząd ostatecznie zebrał 8,3 tys. punktów szczepień (do weryfikacji przez NFZ), ale rezygnując z wymogu 1800 szczepień tygodniowo. Gdyby jednak osiągnąć średnio taką wydolność, oznaczałoby to nawet 6 mln szczepień miesięcznie, czyli zaszczepiałoby się 3 miliony osób.

Przy tak optymistycznym założeniu szczepienia potrwałyby zatem między 5 a 8 miesięcy.

W wypowiedziach przedstawicieli rządu pojawiały się też inne liczby:

  • "około 3,4 milionów" szczepień miesięcznie (deklaracja min. Dworczyka)

Wtedy szczepienia trwałyby między 9 a 14 miesięcy.

  • 300 tys. dawek tygodniowo (tyle mielibyśmy dostawać), czyli 1,3 mln miesięcznie.

Wtedy szczepienia trwałyby między 23 miesiące (prawie 2 lata) a 37 miesięcy (nieco ponad 3 lata). Oznaczałoby to, że tuż po zakończeniu szczepień należałoby rozpocząć następną ich falę.

A w Izraelu już jest milion tygodniowo

W Izraelu od połowy listopada przybywa aktywnych przypadków, obowiązuje trzeci już lockdown. We wtorek potwierdzono 5,5 tys. nowych zakażeń, ale - uwaga - wykonano ponad 97 tys. testów. W liczącym 9,2 mln mieszkańców kraju wykonano do tej pory 7,9 mln testów. W czterokrotnie większej Polsce - 7,1 mln testów.

Jak podaje izraelskie ministerstwo zdrowia, we wtorek 29 grudnia w Izraelu zaszczepiono 152 tys. osób. Oznaczałoby to, że osiągnięto już zakładany poziom miliona szczepień tygodniowo.

Takie tempo oznaczałoby, że wszyscy dorośli Izraelczycy (ok. 7,5 mln) zostaną zaszczepieni w maksymalnie 7,5 tygodnia (nawet jeśli zgłoszą się wszyscy), czyli w niecałe dwa miesiące.

Uwaga. Do tych rachunków zainspirował nas pan Jakub Slawik, skorzystaliśmy z niektórych jego kalkulacji.

Poniżej liczba szczepień na 100 osób w poszczególnych krajach na 31 grudnia. Liczby przedstawiają zaszczepionych pierwszą dawką szczepionki.

szczepienia epidemia

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze