0:000:00

0:00

W piątek 13 marca 2020 wieczorem podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki wraz z ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Kamińskim ogłosili wprowadzenie stanu zagrożenia epidemiologicznego. Wszystko na podstawie rozporządzenia, które wejdzie w życie w sobotę 14 marca w nocy. Zgodnie z rozporządzeniem na 14 dni zamknięte mają być granice, wstrzymane międzynarodowe połączenia kolejowe i lotnicze, nie będą wpuszczani cudzoziemcy niezwiązani wcześniej z Polską, zamknięte zostaną bary i restauracje (z wyjątkiem dowozów) oraz sklepy w galeriach handlowych, które nie są sklepami spożywczymi.

O ile jednak na restauracje, bary, muzea, obiekty sportowe, kina nałożono wprost zakaz prowadzenia działalności, to dla kościołów uczyniono wyjątek. Szczególne kroki w kościołach, zgodnie z przepisami

"polegają na konieczności zapewnienia, aby w trakcie sprawowania kultu religijnego na danym terenie lub w danym obiekcie nie znajdowało się łącznie, zarówno wewnątrz i na zewnątrz pomieszczeń, nie więcej niż 50 osób, wliczając w to uczestników i osoby sprawujące kult religijny".

Dla takiego wyjątku nie ma uzasadnienia w przepisach prawa. Kościoły są bowiem nie tylko miejscem, gdzie w niedzielę pojawiają się skupiska ludzi. Podczas mszy księża gołymi rękami podają hostię do ust, a wierni, wchodząc do świątyni, moczą ręce w kropielnicy, a także podają sobie dłonie, przekazując znak pokoju.

Wszystkie te sytuacje potęgują ryzyko przenoszenia się wirusa.

Przeczytaj także:

Sam kościół nie odwołuje jednak mszy.

"Kościół, jak mówi Franciszek, jest szpitalem polowym, jest sakramentem zbawienia (...) Dlatego, respektując zalecenia władz sanitarnych, nie zamykamy kościołów"

- oznajmił w sobotnim orędziu telewizyjnym rzecznik Konferencji Episkopatu, arcybiskup Stanisław Gądecki.

Kościół reaguje?

W czwartek 12 marca Episkopat wydał stanowisko, w którym zarekomendowano biskupom diecezjalnym udzielenie dyspensy od uczestnictwa we mszy "osobom w podeszłym wieku, wiernym, którzy mają objawy infekcji (np. kaszel, katar, podwyższona temperatura), dzieciom i młodzieży szkolnej oraz dorosłym, którzy sprawują nad nimi bezpośrednią opiekę, a także osobom, które czują obawę przed zarażeniem". To nie tylko przerzucanie odpowiedzialności na biskupów i ich indywidualne decyzje, ale również rekomendowanie ćwierć-środków, które w żaden sposób nie chronią przed zakażeniem wirusem, który przebiega często bezobjawowo.

W reakcji na najnowsze rozporządzenie Episkopat błyskawicznie ogłosił, że:

„W związku z wprowadzeniem stanu zagrożenia epidemicznego w Polsce oraz stosując się do rozporządzeń organów państwowych z 13 marca br., które ograniczyły liczbę uczestników zgromadzeń do 50 osób, w tej wyjątkowej sytuacji, proszę biskupów diecezjalnych o wydanie decyzji, aby podczas każdej Mszy św. i nabożeństw wewnątrz kościoła mogło przebywać maksymalnie 50 osób” – czytamy w oświadczeniu Episkopatu.

Jak wyglądać ma egzekwowanie przez księży limitu 50 osób, które mogą na raz znajdować się na terenie kościoła i wokół kościoła? W jaki sposób księża mają przewidzieć, ile osób zjawi się na konkretnej mszy? I czy ktoś będzie zawracał do domu "nadprogramowych" wiernych?

50 osób to za dużo na większość kościołów

Problemem w kościołach może być jednak nie tylko wyegzekwowanie limitu 50 osób na mszy. Liczba została określona arbitralnie, a powinna być dostosowana do wielkości pomieszczenia, w którym mają się znajdować ludzie. Przy takim limicie w większości świątyń w Polsce nie uda się zachować bezpiecznych odstępów.

Eksperci początkowo zakładali, że bezpieczną odległością jest metr odstępu od kolejnej osoby. W takim układzie w okazałej Bazylice Świętego Krzyża w Warszawie rzeczywiście podczas nabożeństwa zmieści się 50 osób.

wszystkie ilustracje i symulacje: Hanna Szukalska

Obecnie jednak za bezpieczną odległość podaje się już cztery metry. W takim układzie w bazylice nie powinno się znaleźć więcej niż 30 osób.

W zdecydowanie mniejszym Kościele Świętego Andrzeja w Krakowie, zakładając wersję jednometrowych odstępów, na mszę powinno wejść nie więcej niż 31 osób.

W wersji bezpieczniejszej liczba ta kurczy się aż do siedmiu osób.

Diecezje różnie reagują

Pomimo bagatelizowania przez Episkopat zagrożenia, biskupi poszczególnych diecezji podejmują kroki mające realnie dostosować parafie do rozporządzenia rządu.

W piątek w późnych godzinach wieczornych biskup Diecezji Warszawsko-Praskiej Romuald Kamiński wydał dekret, w którym ogłosił, że w obliczu zagrożenia epidemicznego parafie muszą się dostosować do zaleceń władz świeckich. Biskup zawiesił wszystkie nabożeństwa, rekolekcje, spotkania i pielgrzymki, proponując zamiast tego rozwijanie "osobistych i rodzinnych form życia duchowego". Msze będą się odbywać, ale do udziału w nich dopuszczeni mają być tylko zamawiający intencje, a w przypadku pogrzebów - najbliższa rodzina. Tam, gdzie odbywa się praktyka zwana adoracją Najświętszego Sakramentu (wierni odwiedzają kościół, by modlić się indywidualnie) proboszczowie mają obowiązek zorganizowania jej tak, by liczba osób w kościele nie przekraczała 50.

Biskup w komunikacie dziękuje także mediom za organizowanie transmisji mszy i zachęca wiernych do wzięcia w nich udziału.

Podobne zarządzenia wydała m.in. Diecezja Tarnowska.

Najbardziej odpowiedzialnie do zagrożenia podszedł jednak biskup Diecezji Gliwickiej Jan Kopiec, który po prostu odwołał wszystkie zaplanowane msze. Kapłani mają odprawiać nabożeństwa bez udziału wiernych. Uroczystości pogrzebowe mogą się w ograniczony sposób odbywać jedynie na cmentarzu i jedynie w obecności najbliższej rodziny. Kościoły pozostaną otwarte dla wiernych, ale księża pilnować mają, by nie pojawiło się w nich więcej niż 50 osób.

Gądecki: Kościół jest szpitalem polowym

W sobotę 14 marca po godzinie 20.00 na antenie TVP 1 oraz TVP Info orędzie związane z koronawirusem wygłosił rzecznik Konferencji Episkopatu, arcybiskup Stanisław Gądecki. Duchowny podzielił się przemyśleniami dotyczącymi przyczyn kryzysu:

"Do niedawna wydawało się nam, iż postęp techniczny, wiara w nieograniczoną ludzką wolność i nieomylność demokracji zbuduje nowy raj na ziemi, w którym nie będzie ani chorób, ani cierpienia. A oto z pokorą odkrywamy, że wystarczy jedna pandemia, by okazało się, jak bezbronnym i przerażonym wobec niej staje się człowiek".

Gądecki zapewnił, że łączy się w tych niełatwych chwilach duchowo z wiernymi, a chorych ogarnia serdeczną modlitwą. Rzecznik Episkopatu nie odwołał mszy, przypomniał jedynie zalecenia dotyczące limitów 50 osób na mszy.

"Kościół, jak mówi Franciszek, jest szpitalem polowym, jest sakramentem zbawienia (...) Dlatego, respektując zalecenia władz sanitarnych, nie zamykamy kościołów".

Stanisław Gądecki poinstruował, co należy robić, gdy zbyt wielu wiernych zechce uczestniczyć we mszy. Pierwszeństwo mają mieć zamawiający intencje oraz jego rodzina. Pozostałych wiernych zachęca do korzystania z dyspensy i uczestniczenia w transmisjach niedzielnych mszy.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze