0:000:00

0:00

Prawa autorskie: UN Photo/Eskinder DebebeUN Photo/Eskinder De...

Jeśli wszystko pójdzie po myśli prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, Turków na wiosnę czekać będzie referendum konstytucyjne. Będą mieli w nim zatwierdzić zmiany w ustawie zasadniczej, które rządząca islamska AKP prezydenta negocjuje właśnie z opozycyjną nacjonalistyczną MHP. Zbliżenie obu partii to największy zwrot na tureckiej scenie politycznej od czasów lipcowej próby zamachu stanu. Wcześniej nacjonaliści oskarżali AKP o zdradę stanu, ze względu na podjęte przez nią negocjacje pokojowe z Kurdami; Erdoğan z kolei zarzucał nacjonalistom, z ich obsesja „czystej rasy tureckiej”, rasizm i „obłęd mierzenia czaszek”.

Podobnie jak pozostałe partie opozycyjne: socjaldemokratyczna CHP i kurdyjska HDP, nacjonaliści dotąd kategorycznie przeciwstawiali się prezydenckim pomysłom reformy konstytucyjnej, które miały uczynić z tureckiej demokracji parlamentarnej republikę prezydencką, z wszechwładną głową państwa na czele. Ubiegłoroczne wybory zaś nie dały AKP, choć poparło ją 49,5% wyborców, konstytucyjnej większości 2/3 koniecznej, by reformy te przeprowadzić.

Przeczytaj także:

Obywatele palą jednodolarówki

Ale Erdoğan, wybrany rok wcześniej prezydentem w głosowaniu powszechnym, nie zamierzał się tym przejmować. Wbrew konstytucyjnemu wymogowi bezpartyjności pozostał szefem AKP, aktywnie walcząc z jej partyjnymi rywalami. Gdy zaś po nieudanym puczu parlament uchwalił obowiązujący nadal stan wyjątkowy, prezydent uzyskał wreszcie niemal nieograniczoną władzę, której pragnął: od wydawania dekretów z pominięciem parlamentu po prawo mianowania rektorów wyższych uczelni, nawet prywatnych.

W obliczu nowej politycznej rzeczywistości przywódca MHP Devlet Bahçeli uznał, że skoro prezydent i tak rządzi, jak chce, to należałoby to zalegalizować – i zaproponował rozmowy. Jako warunek postawił jednak, by nowa ustawa zasadnicza, lub poprawka do istniejącej, wykluczały możliwość jakiejkolwiek autonomii dla Kurdów, zachowały penalizację „znieważenia tureckości” oraz wykluczały możliwość zmian tyczących się języka państwowego i języka nauczania, flagi i godła.

Kluczowy był warunek pierwszy, nietrudny do spełnienia, odkąd Erdoğan zerwał negocjacje z Kurdami i wznowił wojnę. Podstawowe prawa i swobody obywateli do tego pakietu już nie weszły, ale też MHP nigdy nie byłą do nich zbyt przywiązana. A zresztą prezydent i tak rządzi, jak chce. Rozmowy trwają – zaś parlamentaryzmu broni już tylko CHP.

HDP bojkotuje obrady Meçlisu, odkąd na początku miesiąca aresztowano pod zarzutem terroryzmu dziewięciu jej posłów, w tym dwoje przywódców partii.

Socjaldemokraci zresztą do dążeń kurdyjskich mają taki sam stosunek, jak nacjonaliści, i nie protestowali, gdy Erdoğan zaprosił tylko CHP i MHP na wiec zwycięstwa po upadku puczu – mimo że Kurdowie też walczyli i ginęli w starciach z puczystami. Teraz znaleźli się jednak na zewnątrz budowanego przez prezydenta porozumienia narodowego, i zapewne to na nich będzie się skrupiać rządowa kampania przeciwko wrogom narodu.

A liczba ich cały czas rośnie. Aresztowano prawie 40 tysięcy ludzi, zwolniono z pracy bądź zawieszono w obowiązkach ponad 110 tysięcy; przeciwko około stu tysiącom toczą się postępowania karne. Samo ministerstwo sprawiedliwości przyznało, że mogło dojść do nieuzasadnionych represji i otworzyło kila urzędów odwoławczych, przed którymi ustawiają się gigantyczne kolejki.

Kłopot w tym, że nie wiadomo, co jest zabronione i jakie obowiązuje prawo.

W pierwszych tygodniach po puczu przerażeni obywatele palili jednodolarówki, gdyż ponoć spiskowcy mieli się rozpoznawać za pomocą banknotów serii F i G – od inicjałów imama Fetullaha Gülena, domniemanego przywódcy spisku. Ludzie bali się, że żołnierze mogą nie dość starannie sprawdzać numery serii, bali się też zanieść banknoty do kantoru – bo a nuż właściciel doniesie?

Gorzej mieli kierowcy, których samochody miały tablice z tymi literkami: przed zamachem niektórzy zwolennicy Gülena istotnie takie właśnie zamawiali – i udowodnij tu policjantowi, że ty akurat dostałeś z rozdzielnika.

Siedzieć za coś, choćby za głupotę

Teraz banknotom i tablicom odpuścili. Ale docent Candan Badem, z uniwersytetu w Tunçeli, siedzi za to, że w jego gabinecie znaleziono książkę Gülena. Docent, człowiek świecki, tłumaczy, że miał ją, żeby pisać polemiki z zawartymi w niej koncepcjami, ale niewiele mu to pomaga: posiedzi do procesu. Przynajmniej nie może narzekać na towarzystwo, bo co chwila aresztują nowych akademików: w piątek policja zrobiła nalot na politechnikę Yildiz z nakazami aresztowania 103 pracowników za terroryzm; zatrzymano 73.

Terroryzm w prawie tureckim określa się m.in. jako wysuwanie żądań takich samych, jak terroryści – a kurdyjska PKK, żeby zdobyć poparcie studentów, od lat domaga się np. obniżek czesnego.

Tu przynajmniej sprawa jest jasna, ale nikt już nie wie, za co siedzi profesor Buket Büyükçelebi, w szóstym miesiącu ciąży i z 13-miesięcznym synkiem. Wiadomo jedynie, że trzymają ją w zimnej i zatłoczonej celi w więzieniu w Gaziantepie.

„Jak ktoś jest niewinny, to wyjdzie” zapewnia minister sprawiedliwości. Zarazem jego ministerstwo ma prawo przedłużać okres aresztu bez prawa kontaktu z adwokatem – oraz odrzucać adwokata, jeśli okazałby się nieprawomyślny. Z prawnikami w ogóle kłopot: ponad trzy tysiące sędziów i prokuratorów zostało wyrzuconych z pracy. Wśród nich na przykład sędzia Murat Arslan, przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów i Prokuratorów, sprawozdawca Trybunału Konstytucyjnego YARSAV. Siedzi, bo całe jego stowarzyszenie oskarżono o związki z „terrorystami od Gülena” – co jest o tyle interesujące, że założyli je przed laty prawnicy obawiający się rosnących wpływów gülenistów w sądownictwie i prokuraturze.

Dowodem winy Arslana, który w dniu zamachu był za granicą i powrócił w dwa dni później, jest, że rzekomo miał na swym telefonie komórkowym aplikację używaną jakoby przez spiskowców. Miał czy nie miał, nie wiadomo i się już nie okaże, bo nie sporządzono protokołu z opisem zawartości urządzenia. Na razie jego rodzina została wyeksmitowana ze służbowego mieszkania. Sędzia Arslan ma przynajmniej chwilowo gdzie mieszkać.

Niektórzy siedzą po prostu za bezmyślność, jak Kadri Gürsel, szanowany komentator dziennika Çumhürriyet. Napisał był komentarz w którym wyszydził krucjatę Erdoğana przeciwko paleniu tytoniu, i wezwał w nim czytelników, by na znak protestu zapalili papierosa i odłożyli go do popielniczki. Gürsel nie pomyślał, że pan prezydent wprawdzie, w dowód uznania dla obywateli za właściwą postawę podczas puczu, łaskawie wycofał z sądów ponad trzy tysiące spraw o obrażenie go – ale nie obiecywał przecież, że nie będzie wnosić nowych. Aż dziw, że ktoś tak bezmyślny mógł publikować w gazecie. Zresztą znaczna część Çumhürriyet też siedzi, więc Gürsel będzie miał z kim pogadać: siedzi ponad 150 dziennikarzy. A ci, co jeszcze nie siedzą, też siedzą, tylko cicho. W końcu siedzieć za terroryzm można nawet za to, że się w artykule o puczu nie przypomni liczby jego ofiar (240; ja sam w strachu).

W sumie represje po puczu objęły, licząc członków rodzin (eksmitowanych z mieszkania, jak w przypadku sędziego Arslana, zwolnionych z pracy jako członkowie rodziny terrorysty itd.) niemal milion ludzi.

Zwolnieni z przyczyn politycznych nie mogą znaleźć pracy, zanim nie zostaną oczyszczeni z zarzutów, ale nikt nie wie, kto ma ich oczyścić i w jakim terminie. „Zatrudniłbym się nawet jako tragarz – mówi zwolniony wiejski nauczyciel – ale syryjscy uchodźcy już wszystko zajęli”.

Gospodarka stygnie

Wszystko to nie najlepiej wróży gospodarce: po raz pierwszy od 7 lat w trzecim kwartale nie było wzrostu, ale rząd jest dobrej myśli. Zarekwirował podejrzanym o gülenizm niemal 600 firm, o łącznej wartości 9 mld dolarów, zaś zarekwirowane przy okazji szkoły, szpitale i nieruchomości to dalsze 4,5 mld.

Nawet, jeśli ich sprzedaż nie przyniesie oczekiwanych zysków (do tej pory udało się sprzedać tylko jedną), to według cytowanego przez gazetę Hürriyet, ostatnią która jeszcze ma śmiałość coś krytykować, anonimowego członka rządu, güleniści maja powiązania z 8 tysiącami firm.

Planowane na wiosnę referendum cały ten stan rzeczy ma usankcjonować. Jest bardzo prawdopodobne, że przejdzie: Erdoğana dziś popiera 60% elektoratu (o 5% więcej, niż samą AKP), a MHP dalsze 12%. Jeśli reforma zostanie przyjęta, to Erdoğan pozostanie prezydentem do końca swego mandatu, w 2019 – ale już korzystając z nowych uprawnień. Następnie będzie mógł startować jeszcze dwukrotnie, gdyż został w 2014r. wybrany na mocy starej jeszcze konstytucji, a więc ograniczenie do dwóch mandatów zacznie działać dopiero po wygaśnięciu obecnego.

Słowem, człowiek który rządzi Turcją nieprzerwanie od 13 lat (najpierw jako premier), porządzi jeszcze zapewne przez lat drugie tyle – i to bez fałszowania wyborów. Niewielu sułtanów było tak długowiecznych. I tak nieograniczonych w swej władzy.

;

Udostępnij:

Dawid Warszawski

Dawid Warszawski (Konstanty Gebert) - ekspert i publicysta, założyciel i pierwszy dyrektor warszawskiego biura think tanku ECFR (European Council on Foreign Relations). W latach 70. współpracownik KOR, w latach 80. publicysta (ps. Dawid Warszawski) podziemnej „Solidarności”, sprawozdawca rozmów Okrągłego Stołu (książka „Mebel”). Wspierał Tadeusza Mazowieckiego jako specjalnego wysłannika ONZ do Bośni (1992-1993; książka „Obrona poczty sarajewskiej”). Jeden z głównych animatorów odrodzenia życia żydowskiego w Polsce (założyciel pisma „Midrasz”, 1997). Specjalizuje się w tematyce bliskowschodniej, opisuje naruszanie praw człowieka w wielu miejscach świata. Dla OKO.press napisał kilkadziesiąt przenikliwych analiz o Turcji, Izraelu, polityce USA. Demaskował też politykę zagraniczną prezydenta Dudy, czy premiera Morawieckiego.

Komentarze