Dzieło życia stworzył, mając 27 lat. Mówiono o nim wówczas, że jest jednym z najwybitniejszych fotografów swoich czasów. Po trzydziestce przestał robić zdjęcia. Najwyraźniej naoglądał się już w swoim życiu dość nędzy, niesprawiedliwości i przemocy
Pokazał światu horror apartheidu, od którego nie udało mu się uciec w Stanach. Dobijało go to, że nie mógł wrócić do domu, do Republiki Południowej Afryki. W filmie Ernest Cole: odnaleziona legenda wielokrotnie słyszymy obsesyjnie wypowiadane zdanie: „Tęsknię za domem i nie mogę wrócić”. Ten głos artysty na wygnaniu rezonuje z nami dzisiaj bardzo mocno. Podobne słowa słyszymy od ukraińskich czy palestyńskich twórców, którzy też nie mogą wrócić.
Przez ostatnich kilka lat odkrywamy Ernesta Cole’a na nowo. Dokument Raoula Pecka, znanego z nominowanego do Oscara filmu Nie jestem twoim murzynem, jest częścią tego procesu. Opowieścią o niezwykłym życiu artysty, który pozostawił po sobie wiele znaków zapytania.
W filmie Cole wspomina, jak to się zaczęło. Ma 19 lat i ogląda album The People of Moscow Henriego Cartier-Bressona. Już wie, co będzie robił w życiu. Powoli zaczyna dokumentować życie w RPA. Od początku zdaje sobie sprawę, że wówczas, w latach 60., może to grozić poważnymi konsekwencjami. Ale idzie w to, bo – jak mówi wprost do kamery w jednym z wywiadów – jest przekonany, że Południowa Afryka kiedyś będzie wolna, a zbrodnie apartheidu rozliczone. Uczy się robić zdjęcia z ukrycia, po partyzancku strzelać z brzucha, bez zatrzymania. Widzimy go w filmie, uchwyconego na zdjęciach przez kolegów po fachu. Wygląda na nich jak dzieciak z małym analogowym aparatem. Jest szczupły, niski, nie rzuca się w oczy.
Nie nastawia się na dokumentowanie przemocy, po prostu fotografuje codzienność wokół siebie. Czarnoskórzy chłopcy popychani na ulicy przez białych mężczyzn, legitymowani przez policjantów, białe kobiety rozparte na ławkach z napisami „tylko dla Europejczyków”, buldożery wjeżdżające do dzielnic „slumsów”, przesiedlenia do nowo budowanych gett, czarnoskóre służące sprzątające domy i wyprowadzające na spacer idealnie przystrzyżone pudle, szybkie rozprawy sądowe, przepełnione cele aresztów, kopanie złota.
Cole pięknie pokazuje swoich ludzi, dumnych i silnych.
W 1966 roku decyduje się wyjechać do Ameryki, żeby rok później wydać album House of Bondage, nad którym pracował przez ostatnie 10 lat. Odtąd ma zakaz powrotu. Album czyni go sławnym, a on czuje się zdrajcą. To uczucie tęsknoty za domem połączone z poczuciem winy będzie w nim tylko narastać. Jest w wymarzonym, wolnym kraju, a znów widzi rasizm. Próbuje robić zdjęcia pięknych dziewczyn, dzieci bawiących się na ulicach Nowego Jorku, mody i zwykłego życia, a jednak wzrok ucieka mu w stronę tych ławek, na których śpią bezdomni, czarnoskórych dzieci czyszczących buty białym chłopakom i chodników, na których żebrzą niepełnosprawni. „Widzę was” – mówi w filmie. Tak jakby czuł, że wkrótce może stać się jednym z nich.
Od wspomnień nie pomagają mu uciec zlecenia na reportaże o Afroamerykanach z Południa. Jest 1968 rok, dużo się dzieje, nie tylko w Stanach. Ale Cole czuje się wypalony. W filmie odpowiada tym, którzy zarzucają mu brak pasji: „Miałem do cholery tylko 27 lat! Zresztą byłem autentycznie przerażony. W Afryce Południowej robiąc zdjęcia, bałem się aresztowania, tu mogłem zostać zastrzelony. Co wy wiecie o piekle wygnania? Za co właściwie mnie winicie? Że zwracam kamerę na was i nie dostrzegam niczego?”
Jego album jest zakazany w RPA, nikt z bliskich nie widział jego zdjęć. Nie jest zaskoczony, ale to wciąż boli. Obserwuje znajomych artystów, którzy mimo wszystko wracają do domu oraz tych, którzy w Stanach popadają w szaleństwo, popełniają samobójstwa. „Czy jestem zdrajcą własnego kraju?” – zadręcza się. Podróżuje, jeździ do Szwecji, żeby zmienić otoczenie, ale niewiele to pomaga. W latach 80. jest już bardzo źle: aparaty sprzedane, negatywy zaginęły. Cole przestaje fotografować, krąży tylko po ulicach Nowego Jorku, nocuje na dworcu. Czasem ktoś rozpozna w nim słynnego twórcę, zaoferuje pomoc. Rashid Lombard – fotograf Magnum – namawia go na rozmowę i sesję zdjęciową. Jest 1986 rok, Cole od ośmiu lat nie miał aparatu w ręku. Na zdjęciach Lombarda widzimy, jak sięga po aparat i robi tylko jedną klatkę. Wygląda jak stary, zmęczony człowiek, a ma zaledwie 46 lat.
W filmie mamy jeszcze jeden wątek – 50 lat po premierze albumu ze zdjęciami z RPA, w 2017 roku, w skrytce bankowej w Szwecji odnajduje się 60 tys. nieznanych negatywów Ernesta Cole’a. Tajemnicza historia. Jego bratanek Leslie Matlaisane jedzie do Sztokholmu zapoznać się ze sprawą. Bank do dziś nie chce zdradzić, jak te materiały się u nich znalazły. Matlaisane będzie gościem pokazu otwierającego festiwal Millenium Docs Against Gravity w Warszawie. Może opowie dziś już o tym więcej. Założona przez niego fundacja Ernest Cole Family Trust sukcesywnie opracowuje odnalezione archiwum i pokazuje światu nieznane dotąd zdjęcia.
Raoul Peck dedykuje swój film pamięci tych, którzy umarli na wygnaniu.
Dużo jest grzybów w tym jego filmowym barszczu, za dużo. Zdjęcia Cole’a, archiwalne materiały filmowe z RPA i USA, które mają dać nam lekcję jego epoki, opowiadana w pierwszej osobie bardzo osobista historia, wątek otwierania sztokholmskiego archiwum. Brakuje tu harmonii, ale trudno się dziwić tej ekscytacji reżysera, który nie tylko przypomina nam zapomnianego twórcę, ale też towarzyszy odkrywaniu kolejnych rozdziałów jego twórczości. Nie wszystkim spodoba się zastosowany przez niego zabieg opowieści snutej w pierwszej osobie, ze zdań, które Cole wypowiedział, zapisał, ale też takich, które na potrzeby filmu zostały mu włożone w usta.
Jest tu jednak też sporo naprawdę mocnych momentów, które zostają w pamięci. Fotograficzne autoportrety Cole’a, na których widzimy młodego, eleganckiego mężczyznę z niezwykłym smutkiem w oczach. Ostatnie zdjęcia, które zrobił – ludzi bezdomnych na ulicach Nowego Jorku, którzy stracili kontakt z rzeczywistością. I finał. Matka Cole’a przylatuje po raz pierwszy do Nowego Jorku, żeby zobaczyć syna po raz ostatni. Cole ma 49 lat i 19 lutego 1990 roku umiera na nowotwór. Matka towarzyszy mu do końca i zabiera prochy do domu. 11 lutego 1990 roku Nelson Mandela zostaje zwolniony z więzienia.
Ernest Cole: odnaleziona legenda (Ernest Cole: Lost and Found), reż. Raoul Peck
9–18.05.2025
22. Festiwal Filmowy Millenium Docs Against Gravity
Warszawa, Wrocław, Gdynia, Poznań, Katowice, Łódź, Bydgoszcz
W Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie w dniach 8–31 maja będzie można zobaczyć wystawę Ernest Cole: fotograf na wygnaniu.
Dziennikarka, redaktorka Notesu na 6 Tygodni, autorka książek „Zrób to w Warszawie!", „Letnisko", „Zielona Warszawa".
Dziennikarka, redaktorka Notesu na 6 Tygodni, autorka książek „Zrób to w Warszawie!", „Letnisko", „Zielona Warszawa".
Komentarze