0:00
0:00

0:00

Zgromadzenie pod Pałacem Prezydenckim w czwartek 26 lipca 2018 miało być apelem do prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowanie ustaw sądowych. Ale kilka minut po godzinie 18.00 podano informację, że "prezydent niezłomny" złożył podpis.

Przyszło kilka tysięcy osób, wielu wyraźnie wzburzonych. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem zgromadzenia tłum skandował w stronę Pałacu Prezydenckiego: "Długopis", "Marionetka" i "Będziesz siedział".

Organizatorzy - "Akcja Demokracja" - jak zwykle przygotowali nowe elementy protestu. Większość miała być symbolicznym apelem o weto. Było pudło do którego ludzie wrzucali długopisy. Do końca manifestacji przezroczysty kubeł zapełnił się nimi w trzech czwartych.

Był też wielki, kilkumetrowy długopis wyrzeźbiony z tektury. Przez całą manifestację kilka osób trzymało go w górze przed samym Pałacem. W kulminacyjnym momencie manifestacji został złamany w pół.

Cztery osoby trzymały wielkie litery D-U-D-A wycięte z kartonu. Druga literka D była lekko nacięta i przytwierdzono do niej dodatkowy kijek. Od czasu do czasu kijek się poruszał i zamiast napisu DUDA, widać było słowo DUPA.

Wszędzie widać było szare plakaty z napisem KONSTYTUCJA. Ludzie trzymali w dłoniach świece, niektórzy białe róże. W tłumie kręcił się mężczyzna z maską Andrzeja Dudy na twarzy. Obok doczepiona była kartka "Gdybyś miał mnie opisać jednym słowem, co by to było?". "Długopis!", "Pajac!" pokrzykiwali niektórzy na jego widok. Ktoś przyszedł z plakatem - dużą kartą do gry, na której Andrzej Duda przedstawiony był jako Joker.

Inaczej wyglądały też przemówienia. Prowadzący zgromadzenie Marcin Koziej oraz Julia Olszewska zapraszali do mikrofonu po dwie, po trzy osoby, by w paru zdaniach powiedziały, dlaczego tu są i dlaczego protestują.

Chodziło o to, by usłyszeć nie tylko działaczy i aktywistów, ale też zwykłych obywateli, uczniów, studentów, prawników, niezwiązanych z żadnymi organizacjami.

Po 30 sekundach kolejnej wypowiedzi prowadzący uderzali w gong. Właśnie tyle czasu mieli posłowie na wypowiedzenie się na temat ustaw podczas posiedzenia Komisji Sprawiedliwości pod wodzą Stanisława Piotrowicza. "Czy w 30 sekund da się powiedzieć wszystko, co chcemy?". Gong bił nieubłaganie wybijając ludzi z rytmu, ale wszyscy kontynuowali swoje przemowy.

"My, młodzi, nie chcemy żyć pod butem. Nie chcemy żyć w świecie Orwella, gdzie 6-letnia kadencja kończy się po 4 latach" - zaczął Jakub Kocjan, pierwszy z zaproszonych na scenę.

"Dobry wieczór! Nazywam się Joanna i przyjechałam z Puszczy Białowieskiej" - przedstawiła się jedna z kobiet. - "Bez wolnych, niezależnych od polityki sądów nie będzie w Polsce prawdziwej ochrony przyrody". Po jej słowach tłum skandował "Cała Puszcza - parkiem narodowym".

Piotr Cykowski z Akcji Demokracji: "10 lat temu wraz z innymi osobami - bez żadnego trybu - wyszedłem pod Ambasadę Chin protestować po tym, jak wojsko chińskie zaczęło strzelać do protestujących Tybetańczyków. Sąd rejonowy uniewinnił mnie. Odwołał się do wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i powiedział, że bronienie praw człowieka w innym miejscu na świecie leży w interesie Rzeczpospolitej Polskiej.

Przez lata byliśmy głosem nadziei i głosem sumienia dla tych, którzy walczyli o wolność. Boję się, że teraz możemy stać się karykaturą, przykładem dla satrapów i dyktatorów. Nie ma na to zgody!"

"Ja jestem Europejką. Mogłabym mieszkać i pracować w każdym kraju w Europie. Ale od trzech lat wychodzę tu, przed ten cholerny Pałac, i protestuję w imię ochrony praw kobiet, przyrody, praw niepełnosprawnych. Bo ten rząd ma te wszystkie prawa głęboko w dupie!" - zaczęła swoją wypowiedź Monika. "Duda, tak zwany prezydencie. Ty, draniu! Niech Ci ręka uschnie!".

Na scenie pojawiła się również Hania - kilkuletnia dziewczynka. "Przychodzę tu zawsze z babcią, wujkiem i siostrą. Chciałabym, żeby Polska była zawsze wolna, szczęśliwa, uśmiechnięta i żeby ludzie nie dzielili się na lepszych i gorszych".

Te słowa przerwały oklaski. "Czy słyszycie?" spytał zgromadzonych prowadzący i ponownie oddał mikrofon dziewczynce.

"Bo jak ludzie się kłócą, to jest bardzo źle. Panie Prezydencie! Czy Pan mógłby tak zrobić? Bardzo Pana proszę"

- skończyła przemowę dziewczynka. "Bra-wo Hania!" zaczęli skandować ludzie.

Sebastian Słowiński: "Miałem tu przyjść i powiedzieć, że żądam weta, ale jak wyszedłem z domu, to dowiedziałem się, że podpisał. Powiem tak:

na Uniwersytecie Warszawskim, jak się słyszy "Andrzej Duda", to wszyscy się śmieją, bo to jest tylko śmieszne!

I powiem to z głębi serca, w imieniu wielu osób: będziemy wchodzić tam, gdzie nam zabronicie, będziemy pisać to, czego nie możemy pisać, i spróbujcie nas wszystkich zamknąć!".

Kosz z długopisami

Przez niecałe półtorej godziny głos zdążyło zabrać dwadzieścia kilka osób. Emocje na scenie nie do końca odpowiadały jednak nastrojom w tłumie. Prowadzący pytali po kolei "Dlaczego prezydent popełnił błąd"? Tłum na bieżąco korygował: "Nie błąd, to przestępstwo", "Zdrajca stanu", "Będziesz siedział".

Pęknięcie dało się zaobserwować też w samym tłumie. Gdy jedni krzyczeli "Duda, precz z Pałacu", drudzy skandowali stanowczo - "Wypierdalaj". Jedni chcieli śpiewać "Odę do radości", którą pod koniec zgromadzenia zaintonowała Aga Zaryan, drudzy od początku dopominali się polskiego hymnu.

Wiele przemówień spotkało się z pomrukami niezadowolenia. I nie chodziło tylko o słowa, które padały ze sceny, ale konkretne osoby, które zabierały głos. "Znowu on", "seksista na scenie", "niby jest prawniczką, a nie wie, co to przestępstwo" - po kolei komentowały osoby w tłumie.

Ludzie wznosili świeczki w górę, zachowali minutę ciszy dla upamiętnienia Piotra Szczęsnego. W powietrzu cały czas unosiła się jednak atmosfera zniecierpliwienia. Większość zgromadzonych przybyła pod Pałac z poczuciem kolejnego, w pewnym sensie ostatecznego, upokorzenia przez władzę, i te silne emocje nie znalazły ujścia.

Ze sceny padały postulaty solidarności, wytrwałości i słowa przekonania, że "słuszność jest po naszej stronie". Ale po godzinie tych kilka tysięcy osób miało się rozejść. Koniec.

Spray, pomidor, flara

Tuż po rozwiązaniu zgromadzenia ok. 22.30 w stronę Pałacu Prezydenckiego poleciała różowa flara (świeca dymna). A za nią - pomidory.

Większość osób rozeszła się - zostało może 400-500 osób. Ci, którzy zostali - już z zupełnie inną energią - skandowali nieprzerwanie "Wypierdalaj". W międzyczasie na chodnikach i ulicach przy Krakowskim Przedmieściu powstało kilka napisów - zielony -"Wypierdalaj", żółty - "Konstytucja", niebieski - "Duda Trybunał Stanu".

Na kamiennego lwa przed Pałacem wspięła się kobieta i rozłożyła transparent z hasłem: "NAPAD". Policja próbowała ściągnąć ją siłą, ale protestujący stawili opór. Zeszła sama, po 15 minutach.

W tym czasie policjanci w dwóch grupkach spisywali osoby podejrzane o rzucanie pomidorami i sprayowanie chodników. Jedna grupka zebrała się pod ministerstwem kultury, druga 100 metrów dalej pod Kinem Kultura. Policjantów z kolei otoczyli manifestujący, którzy w stronę policji skandowali - "Nie musicie tego robić" i "Uwaga, uwaga - tu obywatele".

Akcja przyspieszyła pod kinem "Kultura". Kordon policji odgrodził tam Klementynę Suchanow z Warszawskiego Strajku Kobiet i jeszcze jedną osobę. Bardzo szybko doskoczyło przynajmniej sto osób, które uniemożliwiły funkcjonariuszom wyprowadzenie tej dwójki.

Do środka wszedł senator PO Bogdan Klich i poseł PO Michał Szczerba. Policja próbowała się wycofać, ale tłum był zbyt duży. Zrobił się kocioł, w którym najwięcej było dziennikarzy i fotoreporterów. Ale znalazło się też dwóch wyjątkowo agresywnych manifestujących. Jeden z nich, młody mężczyzna w białym tiszercie, nie przestawał skakać i machając rękami w nieskoordynowany sposób, silnie napierał na stojących w rzędzie policjantów.

W środku senator PO Bogdan Klich

Sytuacja wymykała się spod kontroli. Ludzie zaczęli skandować "Milicja", "ZOMO", a nawet - "Gestapo". Część próbowała uspokajać nastroje. Inni natomiast swoją złość zwrócili w stronę konkretnych policjantów. Jedna pani wypytywała każdego funkcjonariuszy po kolei, czy "nie może znaleźć uczciwszej pracy".

Dołączył kilkunastoosobowy oddział policji (z pałkami). Nie mógł przedrzeć się przez tłum, który otoczył policjantów. W tłumie wciąż unosił się zapach farby z puszek używanych do malowania napisów. Napisy na chodniku robili też ludzie z otaczającego tłumu.

Jak to było z użyciem gazu przeciw demonstrującym

Ciasny tłum wokół policji odgradzających dwójkę "malarzy" w środku cały czas napierał. Sytuacja zrobiła się napięta do granic, widać było, że policjanci czują się zagrożeni. W pewnym bardzo silnie odepchnęli tłum, ludzie odpadli od nich falą. Po chwili w stronę demonstrantów polał się gaz.

W porannej audycji TOK FM Jakub Skrzypek, jeden z protestujących, tak relacjonował przebieg wydarzeń: "Zupełnie nagle, bez żadnego ostrzeżenia, użyli gazu łzawiącego. Byłem w szoku, poczułem, że mam coś mokrego na twarzy i to strasznie piecze. W tym momencie przynajmniej 15 osób było poszkodowanych, policjanci również, zwijali się z bólu. Cała policja wycofała się chwilkę potem".

Gazem "dostali" protestujący i dziennikarze - nie tylko z pierwszego rzędu. Pierwsze osoby wybiegające z tłumu oblewały oczy i twarz wodą. Podobnie zrobili policjanci (w takim przypadku to błąd, woda zaostrza poparzenie i ból).

Policjanci twierdzą, że to uczestnicy pierwsi rozpylili gaz. Po manifestacji Policja wydała oświadczenie: "Podczas prowadzonej przez policjantów interwencji z osobami, które malowały chodnik, tłum zaczął zachowywać się agresywnie. Policjanci utworzyli »pierścień« celem umożliwienia zakończenia tej interwencji. Niestety ktoś z tłumu użył wobec policjantów gazu. W związku z zagrożeniem również jeden z policjantów użył ręcznego gazu będącego na wyposażeniu indywidualnym. Dwóch policjantów doznało obrażeń. Pogotowie udzieliło im pomocy medycznej".

Przeczytaj także:

Mimo że Akcja Demokracja zarejestrowała manifestację na kilka tysięcy osób, w zabezpieczeniu - na miejscu - nie było żadnej karetki. Przynajmniej nie dla manifestujących. Ambulans przyjechał po ponad 20 minutach od zgłoszenia.

Z relacji uczestników wynikało, że osoby w dyspozytorni Pogotowia były opryskliwe. Jedna z pracowniczek poinformowała, że "Odebrała już kilka takich zgłoszeń, auto jedzie, a poza tym, co się pani tak nimi interesuje?"

Po rozpyleniu gazu

W tym czasie manifestujący zdążyli urządzić własny punkt wsparcia dla kilkunastu poszkodowanych. Przemywali im twarz, oczy, szyję solą fizjologiczną, kroplami do oczu i wreszcie mlekiem. Odpychali fotoreporterów i manifestujących, którzy robili zdjęcia z lampą.

Manifestujący próbowali dowiedzieć się od policji, jaki rodzaj gazu rozpylili. Zostali odesłani do Rzecznika Prasowego Komendy Stołecznej. Gdy ratownicy dojechali na miejsce poradzili tylko, by zdjąć wszystkie ubrania, na których może utrzymywać się wciąż gaz. Tak by uniknąć dalszych poparzeń.

W tym czasie na radiowozach zaparkowanych na przeciwko kina "Kultura" powstały kolejne napisy - "Na L4".

Akcja Demokracja wydała dziś, 27 lipca, oświadczenie w sprawie wydarzeń, które miały miejsce po rozwiązaniu zgromadzenia. Apelują do policji o dokładne zbadanie sprawy, czy funkcjonariusze nie przekroczyli uprawnień. Wyrazili solidarność z targanymi silnymi i uzasadnionymi emocjami demonstrantami. Nacisk położyli jednak na to, kto ponosi pełną polityczną odpowiedzialność za wydarzenia:

"To nie sprejujący chodniki demonstranci czy policjanci są tutaj tak naprawdę winni. To nie oni uchwalają prawo ograniczające nasze obywatelskie wolności, w tym prawo do niezależnego sądu. To na Andrzeju Dudzie oraz rządzie Prawa i Sprawiedliwości spoczywa odpowiedzialność za zdarzenia wczorajszego wieczoru".

Zobacz relację live OKO.press na FB:

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze