0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mohammed Abed / AFPFot. Mohammed Abed /...

Armia izraelska kontynuuje ofensywę w Strefie Gazy. Żołnierze 36 Dywizji Pancernej atakujący od wschodu dotarli nad Morze Śródziemne i praktycznie odcięli miasto Gaza od reszty Strefy. Z kolei 252 dywizja rezerwowa walczy w północno-wschodniej części Strefy.

Jest to pierwszy przypadek od inwazji na Liban w 1982 roku, gdy cała dywizja rezerwistów znalazła się na terytorium wroga.

O ile te dwa kierunki uderzeń były zgodne z doświadczeniami poprzednich wojen w Strefie Gazy, to zaskakuje działanie 162 dywizji pancernej nacierającej od północy wzdłuż morza i atakującej jedno z najgęściej zaludnionych przedmieść miasta Gaza.

Atakujący od północy Izraelczycy toczą ciężkie walki z Hamasem w obozie uchodźców Shati, co oznacza po arabsku plażę, w zachodniej części Gazy. Obóz powstał w 1948 roku dla Palestyńczyków uciekających z terenów nowo powstającego państwa żydowskiego. Po upływie 75 lat miasteczko namiotowe przeobraziło się w miasto zamieszkałe przez ok. 90 tys. potomków uchodźców, z tym że zwielokrotniona liczba mieszkańców nadal żyje na pierwotnym obszarze 0,52 km².

Hamas, prowadzący wojnę asymetryczną przeciwko znacznie silniejszej armii regularnej, wykorzystuje gęsto zaludnione tereny, na których przygotował punkty obserwacyjne i ogniowe połączone siecią tuneli. Ubrani po cywilnemu terroryści, uzbrojeni w broń przeciwpancerną, pojawiają się niekiedy tuż obok czołgów i transporterów izraelskich. W budynkach ukrywają się snajperzy.

Izraelczycy utworzyli korytarz humanitarny i wzywają setki tysięcy cywilów, którzy nadal pozostają w rejonie toczących się walk do ucieczki na południe. Starają się pokazać, że Hamas utracił kontrolę nad terenem i wsparcie ludności, która masowo ucieka, stąd zdjęcia kolumn Palestyńczyków z białymi flagami. Hamas stara się zatrzymać jak najwięcej ludzi na miejscu.

Nie ma wątpliwości, że wojna jest tragedią dla 2,2 mln mieszkańców Strefy Gazy i nawet ci, którym udało się uciec na południe, stoją w obliczu humanitarnej katastrofy, braku żywności, czystej wody czy lekarstw. Kontrolowane przez Hamas ministerstwo zdrowia mówi o ponad 11 tys. zabitych, jednak brak niezależnych źródeł informacji oraz liczby i obrazy manipulowane przez obie strony uniemożliwiają szczegółową ocenę sytuacji za wyjątkiem ogólnego stwierdzenia, że mieszkańców Strefy Gazy dotknęła katastrofa.

Pomimo upływu miesiąca Izraelczycy nie zakończyli jeszcze usuwania bezpośrednich skutków zamachu z 7 października, stąd nieznana jest jeszcze ostateczna liczba ofiar. W kilku miejscach zatrudniono nawet archeologów do przesiewania zgliszcz domów w poszukiwaniu ludzkich szczątków. Nie zidentyfikowano też wszystkich odnalezionych ofiar rzezi.

Tymczasem dyplomacji i politycy na świecie zaczynają rozmawiać i proponować pomysły na odbudowę Strefy Gazy. Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken powiedział, że konflikt nie może zakończyć się ponowną okupacją izraelską podważając słowa premiera Beniamin Netanjahu, który nie wykluczył takiej możliwości. Szef amerykańskiej dyplomacji uważa, że po zakończeniu działań militarnych powinien powstać wspólny rząd palestyński kontrolujący Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu. Pojawił się także pomysł wysłania sił pokojowych ONZ.

Są to jednak idee odległe, zwłaszcza że wojna się nie skończyła i nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie trwała. Niemniej sam fakt wymiany i sondowania pomysłów jest pozytywny, zwłaszcza że potrzeby mieszkańców tego terytorium będą ogromne. Palestyńczycy nie tylko będą musieli odbudować domy i gospodarkę, ale także wyjść z traumy spowodowanej wojną oraz uporać się z latami indoktrynacji organizacji terrorystycznych.

Pomimo ogromnego napięcia i walk na granicy izraelsko-libańskiej, konflikt nie rozszerzył się.

Symboliczne stało się nagranie Palestyńczyka z Dżeninu na Zachodnim Brzegu Jordanu, który rzucił butem w telewizor podczas przemówienia Hassana Nasrallaha, lidera libańskiego Hezbollahu. Właściciel buta liczył zapewne na to, że przywódca potężnej milicji proirańskiej, ale także ważnej partii politycznej w Libanie, wypowie wojnę Izraelowi albo przynajmniej zapewni o konkretnym wsparciu dla Palestyńczyków. Tymczasem Nasrallah, w przemowie ocenianej w regionie jako wyjątkowo nudna, poinformował, że jego organizacja przygląda się sytuacji, ale dał do zrozumienia, że nie poświęci Libanu dla Gazy.

Hezbollah i Izrael ostrzeliwują swoje terytoria. Po obu stronach giną ludzie, ale nic nie wskazuje na to, aby poza swego rodzaju wojennym rytuałem, którakolwiek ze stron była zainteresowana prawdziwą eskalacją. Dotychczas jedynie proirańska milicja Hutich z Jemenu jednoznacznie stanęła po stronie Hamasu w Strefie Gazy i kilkakrotnie, nieskutecznie atakowała Izrael dronami i pociskami balistycznymi. Ataki zostały zatrzymane przez okręty amerykańskie na Morzu Czerwonym oraz obronę powietrzną Izraela i Arabii Saudyjskiej. Stanowisko Hutich jest to o tyle bezpieczne, że Jemen od Izraela dzieli blisko 2 tys. kilometrów i nawet gdyby któryś z pocisków sięgnął celu, nie wywoła on konfliktu, który zagroziłby ruchowi polityczno-militarnemu nadal wychodzącego z wieloletniej wojny z sąsiednią Arabią Saudyjską.

Na zdjęciu: medycy ze Szpitala Kuwejckiego w Rafah w południowej części Strefy Gazy zajmują się dziewczynką ranną w izraelskim ataku, 9 listopada 2023 roku.

;

Udostępnij:

Jarosław Kociszewski

Ekspert zajmujący się Bliskim Wschodem. Dziennikarz i publicysta, wieloletni korespondent polskich mediów w Izraelu. Absolwent nauk politycznych na uniwersytecie w Tel Awiwie i Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, biegle włada językiem hebrajskim. Współpracuje z Fundacją Stratpoints. Redaktor naczelny Magazynu Nowa Europa Wschodnia, magazyn.new.org.pl

Komentarze