0:00
0:00

0:00

Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny w Polsce nawet 150 tys. kobiet co roku przerywa ciążę. Badania CBOS z 2013 roku pokazały, że między 1/4 a 1/3 Polek dokonało w życiu przynajmniej jednej aborcji. Choć to między 4,1 a 5,8 miliona kobiet, to o ich wyborach i doświadczeniach wiemy mało.

Postanowiliśmy to zmienić, poprosiliśmy czytelniczki i czytelników (osoby transpłciowe) o opowiedzenie nam o swoich doświadczeniach. Zaczynamy serię aborcyjnych historii.

Pani Elżbieta* jest emerytowaną nauczycielką, opowiedziała nam o swoich legalnych wyborach i aborcjach w nie tak dawnej Polsce. List publikujemy w całości.

Banalna historia

Urodziłam się w 1955 roku. W 1976 roku, na drugim roku studiów, zaszłam w ciążę. Historia banalna: wakacyjne praktyki kolonijne w Bieszczadach, powrót do Rzeszowa, mojego rodzinnego miasta i następnego dnia wyjazd z chłopakiem nad morze. Ósmy dzień w kalendarzyku tzw. małżeńskim, kto zachodzi w ciążę? A jednak. "Watykańska ruletka" i wpadka.

Podczas pierwszej wizyty pani ginekolog zadała mi najnormalniejsze pod słońcem pytanie, dziś niewyobrażalne: czy chcę donosić ciążę. Chciałam, bo to pierwsza ciąża i wiedziałam, że mogę liczyć i na chłopaka i na pomoc rodziców, mieszkanie, finanse.

Urodził się kochany, najspokojniejszy pod słońcem dzieciak, dziś 43-letni profesor prawa. Rok później zaszłam w kolejną ciążę. Oboje z mężem - mąż katolik, ja ateistka - podjęliśmy decyzję o aborcji. Nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości: mąż wprawdzie pracował, ale ja jeszcze studiowałam, mieszkaliśmy u moich rodziców w dwupokojowym mieszkaniu i do tego z moją najmłodszą siostrą. Podobna sytuacja zdarzyła nam się, gdy byłam na czwartym roku.

Żałuję?

Tak więc dokonałam dwóch aborcji. Nigdy nie miałam wątpliwości, że to były dobre decyzje. Nie przeżywałam żadnej traumy, żadnej depresji, niczego z tych opowieści snutych przez kajogodkowopodobnych.

Czy czegoś żałuję? Tak, żałuję, że nie stosowaliśmy środków antykoncepcyjnych! Oszczędziłoby to nam stresu i konieczności opłacenia aborcji w gabinecie prywatnym, gdzie jest jednak większe poczucie komfortu. Po tych historiach wydaliśmy w końcu sporo pieniędzy i założyłam sobie spiralę. Najlepsza inwestycja pod słońcem.

Wracając do aborcji, chcę dodać, że obie wykonali ginekolodzy, którzy, tak jak wszyscy na moim Podkarpaciu podpisali teraz tzw. "klauzulę sumienia". Jeden z nich jest nawet profesorem medycyny na Uniwersytecie.

Siostra ma szczęście

Krótka historia mojej najmłodszej siostry. Dwójka małych dzieci, rozpadające się małżeństwo i wpadka. Radziła się mnie, co ma zrobić, a raczej szukała akceptacji dla już podjętej decyzji. Powiedziałam jej, że nie powinna mieć żadnych wątpliwości. W jej sytuacji życiowej byłoby nieodpowiedzialnością urodzić kolejne dziecko.

Był rok 1997, po uchwaleniu przez SLD, UP i część UD ustawy dopuszczającej przerywanie ciąży, a przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem prof. Zolla. Miała szczęście!

Sumienie

Jeszcze jedna historia, nie o aborcji, ale o "sumieniu" lekarzy. Koleżanka z pracy. Dwójka dzieci, ona z rozpoznaną schizofrenią, leczoną, umożliwiającą aktywność zawodową. Chciała w mojej przychodni dowiedzieć się od pani ginekolog na temat spirali. Dowiedzieć się! Tylko tyle.

Pani ginekolog odmówiła informacji powołując się na wiadomo co. A chodziło tylko o informację! Była to końcówka lat 90. Oto Polska właśnie! Jeżeli ktoś mieszkający w Warszawie mówi, że jest źle, to ja powiem: jest tragicznie!

Podsumowując, o paradoksie historii, jakież ja miałam szczęście, że urodziłam się w latach 50., a nie 90.! I to jest najsmutniejsze w krótkiej historii praw kobiet w Polsce z mojego subiektywnego punktu widzenia.

*imię zmienione

Chcesz opowiedzieć swoją aborcyjną historię? Napisz: [email protected]

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze