0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Mazur / Agencja GazetaENCJA GAZETAKrzysztof Mazur / Ag...

Gallup – globalna firma badawcza – wykonała bardzo interesujące badanie w prawie 120 krajach i terytoriach świata na temat wpływu pandemii COVID-19 na życie ludzi i gospodarkę.

Łącznie przepytanych zostało aż ponad 322 tys. osób, a w każdym kraju przynajmniej tysiąc. To pozwala porównać wiele krajów i ich odpowiedź na kryzys. Oczywiście, błąd pomiaru istnieje – w zależności od próby to między 1,1 pkt proc. do 5,5 pkt proc. To jednak problem nieusuwalny w badaniach sondażowych. A skala badania Gallupa jest w tym temacie bezprecedensowa.

Badanie było przeprowadzone na końcu 2020 i na początku 2021 roku. A to znaczy, że nie obejmuje najsilniejszej w Polsce trzeciej fali.

To część corocznego Gallup World Poll, podczas którego firma zadaje około stu standaryzowanych pytań, badając nastroje i zmiany społeczne na świecie. W tym roku nie można było pominąć wpływu pandemii na życia ludzi na całym świecie.

Blisko połowa mocno odczuła pandemię

Odsetek osób, które wskazały, że pandemia COVID-19 silnie wpłynęła na ich życie, to w całym badaniu aż 45 proc. Wbrew pozorom to nie najstarsi odczuli ją najmocniej – w kategorii wiekowej 50+ odpowiedzi wypadły poniżej średniej, (41 proc.) a najsilniej odczuła to grupa 30-49 – tutaj odsetek odpowiedzi to 48 proc.

Ma to z pewnością związek z posiadaniem dzieci, edukacją zdalną i koniecznością zapewnienia im dodatkowej opieki. Potwierdzają to odpowiedzi z podziałem na płci, gdzie wyróżniona została kategoria „kobiety z dziećmi w domu” – tutaj odsetek odpowiedzi to aż 49 proc.

Najniższe bezrobocie w UE = wielki sukces?

Polski rząd jest niezwykle dumny z tego, że mamy najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej. "Kilka miesięcy temu, gdy znajdowaliśmy się na drugiej/trzeciej pozycji, mówiłem, że chcemy ścigać liderów - Czechów. I właśnie ich przegoniliśmy" – chwalił się premier na początku marca.

I to prawda, ale po pierwsze jest to osobliwa radość w momencie, gdy w liczbie zgonów z powodu pandemii przodujemy w Europie. A po drugie – bezrobocie nie jest jedynym wyznacznikiem sytuacji na rynku pracy. W wywiadzie z OKO.press prezes Instytutu Badań Strukturalnych Piotr Lewandowski mówił:

„W Polsce jesteśmy za bardzo zafiksowani na poziomie bezrobocia. Moim zdaniem to psychologiczna konsekwencja tego, że na początku XXI wieku mieliśmy stopę bezrobocia na poziomie 20-25 proc. Więc świętujemy, gdy stopa bezrobocia jest niska. Ale to tylko jeden wskaźnik, a rynek pracy należy opisywać szerzej”.

Bezrobocie w metodologii BAEL (Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności), to miara, którą stosuje Eurostat, dzięki temu jest porównywalna pomiędzy krajami Europy. Tą miarą chwali się też premier Morawiecki. Ma ona bardzo określoną definicję bezrobotnego.

To osoba w wieku 15-74 lata, która spełnia jednocześnie trzy warunki:

  • w okresie badanego tygodnia nie była osobą pracującą,
  • aktywnie poszukiwała pracy, tzn. podjęła konkretne działania w ciągu minionych 4 tygodni (wliczając jako ostatni – tydzień badany), aby znaleźć pracę,
  • była gotowa (zdolna) podjąć pracę w ciągu dwóch tygodni następujących po tygodniu badanym.

Bezrobotnym w danym momencie się jest albo nie jest. Co innego, gdy zastanowimy się, czy ktoś na przestrzeni okresu pandemii stracił swój dochód, choćby na chwilę – bez wchodzenia w szczegóły, czy następnie znalazł kolejną pracę lub przeszedł w nieaktywność zawodową. Duży odsetek takich osób świadczy o niepewności lokalnego pandemicznego rynku pracy.

Utrata dochodu - Polska nisko w OECD

Jak w takiej kategorii wypada Polska w badaniu Gallupa? Ekonomista tego ośrodka badawczego, Jonathan T. Rothwell zestawił wyniki wśród krajów OECD. Na wykresie prezentują się następująco:

Źródło: twitter.com/jtrothwell

Na 31 obecnych w badaniu krajów OECD, Polska jest na 22. miejscu. Jeśli w tej grupie weźmiemy pod uwagę tylko kraje Unii – 14. na 19.

W tym badaniu prawie dokładnie co trzeci polski ankietowany przyznał się do tego, że w trakcie pandemii stracił źródło dochodów.

Wyróżniają się bogate kraje jak Dania, Norwegia i Szwajcaria, ale wyraźnie lepiej od Polski poradziły tutaj sobie np. Francja czy Estonia.

Podobnie rzecz wygląda w przypadku utraty pracy - tutaj stracił ją co dziesiąty Polak.

Pomoc mogła być większa

Chociaż rząd PiS w zeszłym roku często mówił, że pomoc dla firm w Polsce jest jedną z największych w Europie, to dziś to twierdzenie nie wytrzymuje próby czasu.

W styczniu Międzynarodowy Fundusz Walutowy chwalił Francję za proporcjonalną odpowiedź na kryzys i wydanie na nią kwoty równej 26 proc. swojego PKB. Według danych MFW, Polska wydała mniej więcej dwa razy mniejszy odsetek PKB. To oznacza, że można było na pomoc firmom i pracownikom przekazać więcej.

Tymczasem, chociaż w pierwszej fali Polska była chwalona za szybkie i ambitne podejście do pomocy, to jesienią i wiosną, pomimo mocniejszego uderzenie epidemii, zastosowano inne zasady. Pomagano jedynie wybranym branżom, niekiedy z niezrozumiałych powodów odrzucano jedne a pomagano drugim.

Zamknięte z dna na dzień restauracje tygodniami czekały na przelewy. Niepewność i nieregularność pomocy mogła przyczynić się do częstszych zwolnień i do ograniczania godzin pracy.

Skoro bezrobocie nie rosło dramatycznie, to część osób mogła się nie rejestrować w urzędach, a część szukać i znajdować nowe zatrudnienie. Ale, jak to często bywa, zatrudnienie tymczasowe lub szukanie pracy w gorszych warunkach, może skutkować pracą gorszej jakości.

Inne dane z OECD wskazują też, że pracę w Polsce częściej traciły kobiety i to ich pozycja w najbliższym czasie może ucierpieć mocniej.

Wykluczeni mieli najtrudniej

Przyjrzyjmy się jeszcze globalnym wynikom. Można było się spodziewać, że najbardziej narażeni na straty ekonomiczne są najbardziej wykluczeni. Badanie to potwierdza. Według analizy danych w „New York Times”:

  • W 103 ze 117 krajów pracownicy w dolnym kwintylu (20 proc. najbiedniejszych gospodarstw domowych) częściej tracili pracę niż ci z górnego kwintyla;
  • Absolwenci uczelni wyższych poradzili sobie znacząco lepiej niż ci, którzy kończyli edukację po 16 latach w 97 z 118 krajów.

W Zimbabwe, Peru, Tajlandii i w Indiach ponad połowa osób bez wykształcenia wyższego straciła pracę. Globalnie, około miliarda 700 milionów osób tymczasowo przestało pracować przez pandemię i walkę z nią.

To ponad 20 proc. globalnej populacji! A w grupie pracowników ten odsetek będzie jeszcze większy i będzie oscylował w granicy 50 proc.

Z kolei odsetek osób, które musiały przerwać pracę na jakiś czas, wahał się od aż 79 proc. w Zimbabwe do zaledwie 6 proc. u naszego zachodniego sąsiada – w Niemczech. Aby uniknąć zwolnienia, na krótszy czas pracy musiało zgodzić się z kolei aż miliard 600 milionów pracowników. Znowu – prawie połowa pracowników.

Dekadę wcześniej również było źle

Ta sama liczba dotyczy osób, które według badania zarabiały w ostatnim roku mniej niż wcześniej. W każdym z tych aspektów pandemia negatywne wpłynęła na około połowę pracowników globalnie. I chociaż trudno to porównać z kryzysem z 2008 roku – jego charakter był zupełnie inny, dlatego inaczej też podchodzono do gromadzonych danych – to jedna liczba pochodząca z raportu ONZ jest tutaj szczególnie ciekawa.

I wskazuje, że chociaż obecny kryzys wydaje nam się bezprecedensowy, a w Polsce z pewnością był bardziej dotkliwy i bardziej zauważalny niż w 2008-2009 roku, to globalnie wpływ na zatrudnienie mógł być podobny.

W jednym z raportów ONZ analizującym świat po ówczesnym kryzysie czytamy, że w 2009 roku aż dla połowy pracowników na świecie – 1,53 miliarda – zatrudnienie było zagrożone („vulnerable employment”).

Skoro jednak wyszliśmy z tamtego kryzysu, to jest nadzieja, że jeżeli wyjdziemy z pandemii, to ekonomicznie również uda nam się podnieść.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze