Zarabiają ok. 1600-1800 na rękę. Diagności laboratoryjni i fizjoterapeuci jakimś cudem opłacają studia specjalizacyjne i drogie kursy. W maju, żeby głodować, wzięli urlopy. Protest zawiesili, bo ministerstwo obiecało dopilnować podwyżek. 2 miesiące później dostało je tylko 30 proc. placówek, a podwyżki zwykle są groszowe. „Czekamy do września” – ostrzegają
"Dajemy ministerstwu czas do września" - mówi OKO.press Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii. W maju ministerstwo obiecało głodującym fizjoterapeutom i diagnostom laboratoryjnym, że dopilnuje podwyżek. Dwa miesiące później podwyżki dostało tylko 30 proc. placówek - piszą związkowcy w liście do ministerstwa i domagają się rozwiązań.
"Poczekamy na odpowiedź ministerstwa. Jeśli sytuacja się nie zmieni, od września zaczynamy protest" - mówi OKO.press Agnieszka Gierszon, sekretarz Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych (KZZPMLD).
30 maja, kiedy w Szpitalu Pediatrycznym w Warszawie przy ulicy Żwirki i Wigury grupa diagnostów i fizjoterapeutów zawieszała protest głodowy, nastroje były mieszane. Było trochę nadziei, szczególnie na powrót do normalnego życia po 10 dniach bez jedzenia. Ale też trochę apatii. Protestujący byli zmęczeni - głodem i rolą piłeczki, którą ministerstwo odbija dyrektorom szpitali, a dyrektorzy - ministerstwu.
Zarabiają dziś ok. 1600 – 1800 na rękę. Jakimś cudem (zwykle pracując na kilku etatach) opłacają z tego studia specjalizacyjne i drogie kursy. Żeby głodować, wzięli w pracy urlopy.
„Mam za sobą ponad 30 lat pracy, ale moje wynagrodzenie miesięczne netto wynosi 1800 zł” – mówiła fizjoterapeutka Hanna Kowalewska. „A to ciężka praca z pacjentem”.
„Po 5-letnich studiach wyższych wynagrodzenie fizjoterapeutów jest upokarzające i kształtuje się na poziomie 1600-1800 zł netto” – informuje Krajowy Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Fizjoterapii.
Protest głodowy rozpoczęli po miesiącach nieudanych negocjacji z Ministerstwem, które obiecało wielu grupom te same podwyżki od 1 marca. Kiedy się o nie upomniano, odpowiedziało – pieniądze przelaliśmy, dogadajcie się z dyrektorami szpitali. Pieniądze były jednak niewielkie, a szpitale wydały je często na bieżące wydatki (na które też im obiecano). Diagności i fizjoterapeuci utknęli gdzieś pomiędzy tymi dwiema stronami, które zrzucały na siebie nawzajem odpowiedzialność.
Głodówkę zakończono, bo ministerstwo obiecało dopilnować, żeby dyrektorzy podwyżki przyznali. Po dwóch miesiącach diagności i fizjoterapeuci sprawdzają. Okazuje się, że podwyżki dostało tylko 30 proc. placówek.
Zdaniem związkowców, ministerstwo wykonało serię pozornych ruchów, które nie wpłynęły znacząco na sytuację protestujących pracowników.
Ministerstwo Zdrowia zapowiadało podwyżki od 1 marca 2019. 680 mln zł przeznaczono na realizację obietnic – nie wiadomo tylko których. 21 stycznia 2019 podwyżki obiecano bowiem diagnostom, fizjoterapeutom, psychologom… Szpitale również oczekiwały ministerialnej pomocy dla pokrycia dziur w bieżących wydatkach.
Pieniądze przekazane do szpitali (które ledwo starczyłyby na niewielkie podwyżki dla wszystkich grup) miały być „znaczone”, czyli przeznaczone na konkretny cel – pensje pracowników. Znaczone nie były. Co się z nimi stało? Nie wiadomo. Szpitale zdążyły je już pewnie wydać na bieżące wydatki, rachunki i pokrycie zadłużenia.
Na pytanie: co z obiecanymi podwyżkami, Ministerstwo odpowiadało: daliśmy, szukajcie.
Narodowy Fundusz Zdrowia poinformował, że w 2019 roku szpitale dostaną ryczałt zwiększony o 717 mln złotych, miało to sfinansować podwyżki. Zarząd Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych informował jednak, że aby pokryć rosnące koszty udzielania świadczeń medycznych i podwyżki dla pominiętych dotychczas grup zawodowych potrzeba 2 mld zł.
Ogłoszono zwiększenie wyceny świadczeń o 3 proc. 1 pkt zamiast 1 zł, to 1 zł i 3 grosze. Sytuacji to za bardzo nie zmienia, ale przekaz: "zwiększono" poszedł.
"Zwiększony ryczałt nie oznacza darowania dodatkowych pieniędzy, tylko: zróbcie więcej za te same pieniądze. Dodatkowe środki przeznaczane są na konkretne świadczenia, a to znaczy, że trzeba ich robić więcej, a nie - że do szpitala trafiają jakieś ekstra pieniądze" - mówi Agnieszka Gierszon.
"To mydlenie oczu, w praktyce oznacza większy wzrost pracy niż płacy" - uważa Tomasz Dybek.
Przedwczoraj, 8 sierpnia 2019 prezydent podpisał nowelizację ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Ustawa zmienia kwotę bazową, na podstawie której oblicza się najniższe wynagrodzenia pracowników podmiotów leczniczych z 3900 zł do 4200 zł. Przyśpiesza to tylko nieznacznie podwyżkę, która zgodnie z ustawą i tak nastąpi w 2020, kiedy kwota bazowa zostanie aktualizowana do średniego wynagrodzenia (ok. 4500 zł).
Dotychczas kwota bazowa wynosiła 3900 zł brutto. Fizjoterapeucie ze średnim wykształceniem przypisano współczynnik 0,64, czyli najniższe wynagrodzenie – to 2496 brutto. Teraz będzie to: 2688 zł brutto.
„Zbyt wiele nam to nie da” – komentowała Matylda Kłudkowska, wiceprezeska Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. "Po tej zmianie fizjoterapeuta o najniższym wynagrodzeniu dostanie więc 192 zł brutto więcej. To około 100 zł na rękę".
"Wiele osób nie dostanie z tego zupełnie nic, szczególnie w dużych miastach. To podwyżki rzędu 5, 6 zł" - mówi Gierszon.
Ministerstwo zapowiedziało, że będzie naciskać na dyrektorów w sprawie podwyżek. Zorganizowano spotkania, w których uczestniczył prezes NFZ, dyrektorzy, przedstawiciele związków.
"W praktyce wyglądało to tak: ministerstwo mówiło, dajcie pieniądze na pracowników, dyrektorzy odpowiadali - nie, bo nie mamy albo wydaliśmy na co innego. I tyle" - mówi Gierszon.
"Spotkania faktycznie są organizowane, i z tego co wiem, ministerstwo monitoruje sytuację, ale to niczego nam nie gwarantuje" - mówi dr Dybek. "A mnie naciskanie nie interesuje, tylko to żeby ci ludzie zarabiali normalne pieniądze".
"Z naszych informacji wynika, że podwyżek albo nie ma, albo są groszowe" - mówi Agnieszka Gierszon. "Tylko z 3 naszych organizacji na 90 mamy informację o podwyżkach, często to jednorazowe dodatki. W Białymstoku podwyżka dla diagnosty ze studiami magisterskimi z 10-letnim stażem z kwoty 2100 brutto na 2250 brutto, to dalej najniższa krajowa. A w dużych miastach, jeśli były podwyżki, to nie przez ustawę czy ryczałt, ale przez długotrwałe spory zbiorowe".
W czwartek 8 sierpnia 2019 związki zawodowe diagnostów i pracowników laboratorium wysłały list do Ministerstwa. "Czekamy na reakcję. To świetnie, że w 30 proc. szpitali ktoś dostał podwyżkę, ale nie zmienia to katastrofalnej sytuacji pracowników. Niech minister ma świadomość, że dolewa oliwy do ognia, ludzie są zdesperowani - takie pozorne podwyżki nie ugaszą tego pożaru" - uważa dr Dybek.
Co powinno zrobić ministerstwo?
"Może zamiast dawać miliony ojcu Rydzykowi, przekazano by je pracownikom?" - sugeruje Gierszon. Zwraca też uwagę, że zamiast zwiększać ryczałty, pozorując zwiększenie środków, należałoby uaktualnić wycenę świadczeń, czyli kwotę, którą szpitale dostają za każdą wykonywaną usługę.
"Aktualne wyceny były tworzone ładnych 15 lat temu, dawno się zdewaluowały. Podniesienie wycen dałoby większą marżę, która mogłaby sfinansować podwyżki dla pracowników" - uważa Gierszon.
Fizjoterapeuci i pracownicy laboratoryjni dają ministerstwu czas do września. Jeśli nic się nie zmieni, znów przystąpią do protestu. Zbieżność terminu z wyborami nie będzie przypadkowa.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze