0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Kontrofensywa ukraińskich sił to fenomen, o którym nie da się powiedzieć więcej, niż już zostało powiedziane. Ukraiński militarny geniusz lub cud połączony z rosyjskim militarnym dyletanctwem lub drugim cudem – to jasne. Osiągnęli nieosiągalne – tak zatytułowana jest analiza portalu telewizji „Hromadske” opisująca okoliczności zwycięstwa Ukrainy w okolicach Charkowa.

O ile jednak o samej kontrofensywie nie ma już co pisać, bo piszą o niej wszyscy, to oswobodzenie okupowanych terytoriów ujawniło nowe rosyjskie zbrodnie.

Przeczytaj także:

To znacznie gorzej niż Bucza

Przy tym, co działo się w okręgu charkowskim, Bucza blednie. Według Wadyma Denysenko, doradcy ministra spraw wewnętrznych Ukrainy, cytowanego przez agencję „Ukrinform”, liczba zabitych przez Rosjan ukraińskich cywilów na tym terytorium może być jeszcze większa.

W okolicach Iziumu znaleziono masowe groby z blisko 500 zwłokami, kolejne ciała prawdopodobnie znajdują się, według przekazów miejscowych, m.in. pod zawalonymi budynkami. W Iziumie zniszczonych lub uszkodzonych zostało zaś 70-80 proc. budynków.

Te dane potwierdza deputowany do iziumskiej rady miasta Maksym Strelnikow w materiale Hromadske.ua o wyzwolonym Iziumie. 80 proc. infrastruktury miejskiej w ruinach, w tym systemy cieplne.

Strelnikow twierdzi też, że wskutek okupacji zginęło około tysiąca mieszkańców miasta, jeszcze więcej zaś zmarło z braku odpowiedniej pomocy medycznej. W fotoreportażu portalu Hromadske są m.in. zdjęcia masowych grobów, w tym 25 mogił ukraińskich żołnierzy.

Jedźcie do mamusi

Dmytro Kuzubow z „Ukraińskiej Prawdy” odwiedził zaś Bałakliję i Werbiwkę, miejscowości wyzwolone podczas wrześniowej kontrofensywy:

  • U nas w wiosce o, tutaj, chłopak stał; no, jaki chłopak, mężczyzna trzydziestoletni, nagrywał jak szła ich kolumna – opowiada Petro Tymczuk z Werbiwki. – Zabrali, nie ma go do dzisiaj, żadnej wiadomości nie ma. Nikt nie wie, czy on jest w Rosji, czy jest w niewoli.

Kiedy Kuzubow pyta Olhę Mirosznyczenko jak się czuje teraz, kiedy Rosjanie opuścili miejscowość, zaczyna płakać i mówi, że czują radość, że idą nasi chłopcy, że dał Bóg, że przeżyliśmy.

  • Wszystkim pokoju, szczęścia, zdrowia, i nikomu nie patrzeć na wojnę, nikomu słyszeć pocisków.

Bałaklija to większe miasto, w którego centrum wolontariusze rozdają pomoc humanitarną. Zainteresowanych jest mnóstwo. Nie dziwne.

  • Jedzenie i woda były okresowo, nie mieliśmy żadnych zapasów... Każde ziarenko oszczędzaliśmy – opowiada Natalia Polańska, miejscowa. - Potem okupanci zaczęli dawać pomoc humanitarną, trzeba było brać, bo byliśmy głodni... Przywozili [do sklepów] kiełbasę ługańskiej produkcji, ale nie chciało się nawet próbować. Jeszcze zaczęli rozdawać emerytom ruble, jako pomoc jednorazową.

Po południu zaś nie wychodziła, jak i nikt nie wychodził. Kiedy już było trzeba, telefon zostawiała w domu. Ze strachu – bo śledziła patriotyczne media.

Innych nastroje patriotyczne również nie opuszczały. Natalia opowiada o starszej pani, która handlowała arbuzami.

  • Podchodzą do niej Rosjanie, wyglądali jak Czeczeńcy. A babuszka: „Chłopcy, po naszemu mówcie!”. Koło babki stoją, patrzą na jej towar. Jeden się reflektuje: „Bud' łaska!” [„Proszę” po ukraińsku – M.G.]. A ona: „Po co wy tutaj przyjechaliście?” No, teraz, myślę sobie, to tę babkę... A oni: „Wy o nas mówicie, że jesteśmy okupanci, a my – pokupanci!” [Gra słów – pokupki to po rosyjsku „zakupy”.] Dali babci siedem hrywien, a ona je rzuciła: „U mnie niczego nie kupicie!” Mówię: „Babciu, spokojnie, zaraz coś się stanie!” A ona: „Czego mam się bać? Dziad umarł, syna już nie ma, wnuki powyjeżdżały, [zostało] 25 arów ziemi”. I mówi im: „Po co tu przyjeżdżaliście? Jedźcie do mamusi!”

I pojechali, tylko trochę później. Natalia opowiada, że się spieszyli.

Za mało czasu na zmycie krwi

Hanna Czernenko z Cenzor.net w Bałakliji również zwraca uwagę na długą kolejkę przed punktem z pomocą humanitarną. Ocenia ją na, mniej więcej, sto osób. Wcześniej produkty dowożono z Rosji, teraz dostawy trzeba zorganizować od nowa. Brakuje również paliwa, w związku z tym miasto zmienia się w Niderlandy – wielu mieszkańców zaczyna korzystać z rowerów.

Czernenko rozmawiała też z Artemem Łarczenko, który spędził 49 dni w zorganizowanym w mieście przez okupantów miejscu tortur. Kiedy wyszedł, bardzo bał się samochodów – może znowu przyjechali zabrać?, pisze Czernenko. Sam Artem i tak uważa, że miał szczęście, bo chociaż go bili, to innych bili mocniej, tak, że myśleli, że umrą.

Powód, dla którego okupanci torturowali Artema, był prozaiczny: zdjęcie z bratem, który jest wojskowym. Z powodu tego zdjęcia został zatrzymany i w worku na głowie przewieziony do prowizorycznego więzienia. Dzielił pokój z pięcioma osobami; czas na toaletę był dwa razy dziennie, o 6:00 i o 18:00, oczywiście z workiem na głowie. Do jedzenia nieposolona kasza lub zupa, której nie zjedli okupanci, talerz czy dwa i trzy łyżki na pokój.

  • Zupa to było święto.

Jak zawsze w takich przypadkach, chodziło o informacje na temat działalności wojskowej brata. Miejsce tortur również zostało opuszczone przez Rosjan z dużym pośpiechem. Tak dużym, że więźniów zostawili w celach. Nie zdążyli też zmyć krwi ani zaszpachlować dziur od kul w ścianach.

To, co rosyjscy okupanci za sobą zostawili w Bałakliji, można zobaczyć również w fotoreportażu Hromadskie z tego miasta.

;

Udostępnij:

Maciej Grzenkowicz

dziennikarz i reporter, autor książki „Tycipaństwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone". Prowadzi audycje „Osobiste wycieczki" i „Radiolokacja" w Radiu Nowy Świat.

Komentarze