0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Mazur / Agencja GazetaKrzysztof Mazur / Ag...

PO 15 grudnia 2018 ogłosiła program "Wyższe płace", zapowiadając m.in. dopłacanie nawet 500 zł miesięcznie do pensji najniżej zarabiających. Ale skąd na to pieniądze? W rozmowie z OKO.press na tę i inne wątpliwości odpowiada prof. Andrzej Rzońca, główny ekonomista PO. Dopytaliśmy go o różne trudne i ważne szczegóły nowego pomysłu opozycji.

Adam Leszczyński: PO ogłosiła program dopłat do niskich pensji - nawet 500 zł miesięcznie. Rozumiem, że to będzie kosztowało budżet?

Andrzej Rzońca, profesor SGH, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej: Tak. Program będzie kosztował ok. 30 mld zł.

Zastanawialiście się, jak to pogodzić z innymi obietnicami PO? Np. 500 plus na każde dziecko?

Oczywiście, bo składamy tylko takie propozycje, które jesteśmy w stanie zrealizować.

Propozycja „Wyższe płace” ma wzmocnić wzrost polskiej gospodarki. Zresztą nie tylko ona, bo cały program PO jest nakierowany na jego wzmacnianie. Wzrost stanowi jedyny sposób na systematyczne poprawianie warunków życia ludzi. Wzmocnienie wzrostu jest jednym z dwóch podstawowych źródeł sfinansowania programu „Wyższe płace”.

Wzrost gospodarki ma ogromne znaczenie dla stanu finansów publicznych. Od 2015 roku zapewnił budżetowi dodatkowe dochody na poziomie ok. 68 mld zł. Stan budżetu poprawił jeszcze bardziej, bo zwiększył także dochody np. Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a tym samym zmniejszył wydatki budżetu na pokrycie niedoboru w FUS. Na dotacji do FUS budżet zaoszczędził kilkanaście mld złotych.

Można więc szacować, że wzrost gospodarczy zwiększył budżet o ok. 80 mld zł. A dałby więcej, gdyby władza PiS nie osłabiała jego fundamentów.

Chciałbym się upewnić, to następujący pomysł: „obniżamy podatki, więc wzrost przyspiesza i dzięki temu mamy więcej pieniędzy do rozdawania”?

To jedno źródło. Przyspieszeniu wzrostu będzie sprzyjać nie tylko program „Wyższe płace”, ale i inne propozycje Platformy wpisujące się w jej „Dekalog gospodarczy”.

Wzrost większy o 1 pkt proc. rocznie w ciągu czterech lat oznacza przyrost PKB rzędu 80 mld złotych, z czego ok. 30 mld zł trafia do sektora finansów publicznych.

Drugie z głównych źródeł finansowania programu „Wyższe płace” to usuwanie licznych patologicznych luk w systemie podatkowo-składkowym. Ważną częścią tego programu jest radykalne uproszczenie owego systemu.

Wreszcie w samym budżecie da się znaleźć istotne oszczędności. Rząd PiS nie oszczędza na sobie. PO do projektu przyszłorocznej ustawy budżetowej przygotowała poprawki, które miały ograniczyć rozpasanie władzy. Budżet mógł zaoszczędzić dzięki nim 4,5 mld zł rocznie.

W różnych ministerstwach i kancelariach chcieliśmy przywrócenia wydatków z 2015 roku.

Nie ma powodu, żeby kancelaria premiera Morawieckiego kosztowała dwa razy więcej niż kancelaria pani premier Kopacz.

Tak samo IPN nie powinien kosztować więcej niż wywiad wojskowy. Trudno pojąć, dlaczego jego wydatki mają wzrosnąć o kwotę 20 razy większą niż wydatki całej Polskiej Akademii Nauk. Budżet pełen jest takich kwiatków.

To nie ten sam argument, którym Donald Trump uzasadniał obniżkę podatków - że przyniesie wzrost, który sam ją sfinansuje? To nie wyszło.

Ekonomiści mogą się spierać co do skutków różnych podatków, ale akurat w sprawie tego, że niższe opodatkowanie niskich płac zwiększa aktywność ludzi, są zgodni. Więcej pracy i lepiej opłacana praca to mniej klientów pomocy społecznej i dodatkowe wpływy z podatków i składek.

Ale, powtórzę, program „Wyższe płace” to tylko jeden z wielu elementów programu Platformy mających wzmocnić wzrost. Niektóre już ogłosiliśmy.

Na przykład jesienią 2017 roku przedstawiliśmy sześciopak ustaw, z których każda odpowiadała na jedno z zagrożeń spowodowanych przez PiS:

  • zadłużanie państwa w czasie doskonałej koniunktury na świecie,
  • niedostatek inwestycji spowodowany regulacyjnym tsunami i dramatycznym wzrostem niepewności,
  • wypychanie osób starszych z rynku pracy,
  • opóźnianie wejścia na ten rynek osób młodych i to w sytuacji niedostatku rąk do pracy,
  • czy szybki wzrost cen żywności, uderzający zwłaszcza w budżety najbiedniejszych.

Później pokazaliśmy program „Twoja Polska”, dzięki któremu spółki kontrolowane przez Skarb Państwa zostaną odpartyjnione i zaczną pracować na przyszłe emerytury Polaków, a nie na pisiewiczów.

W tym roku przedstawiliśmy projekty ustaw, które np. przywracają swobodę handlu w niedzielę, apteki pacjentom, wolny handel ziemią, pobudzają rozwój srebrnej gospodarki, czy łagodzą wstrząsowy wzrost cen energii elektrycznej (przez radykalne obniżenie akcyzy na prąd do poziomu występującego np. w Hiszpanii lub Irlandii).

Cały nasz „Dekalog gospodarczy”, który będzie realizowany po przejęciu władzy, ma wspierać wzrost gospodarczy.

Przechodząc do struktury tych zmian: czy obniżenie podatków to także obniżenie składki zdrowotnej? Skąd wtedy pieniądze na służbę zdrowia?

Akurat składkę zdrowotną chcemy utrzymać na niezmienionym poziomie. Stawki PIT mają spaść do 10 i 24 proc. Suma podatków i składek ma się zmniejszyć do 35 proc.

Generalnie obniżymy opodatkowanie pracy. Ponadto zapewnimy dodatkowe wsparcie dla mniej zarabiających - pomiędzy pensją minimalną i jej dwukrotnością.

Tyle zarabia 60 proc. Polaków, prawda? Czyli chcecie dopłacić do pensji 60 proc. Polaków?

Tyle zarabia trochę ponad połowa… Natomiast oczywiście sama skala tego wsparcia będzie się zmniejszać wraz ze wzrostem zarobków.

Pełna kwota 500 zł dotyczy osób zarabiających pensję minimalną. Jeżeli pensja rośnie o 4,5 złotego, to wsparcie maleje o 1 zł.

Mówię o tym od razu, żeby uprzedzić zarzut, że pracodawcy będą obcinać wynagrodzenia ludziom, żeby ci otrzymywali wsparcie z podatków płaconych przez innych.

To nietrafiony zarzut przynajmniej z czterech powodów.

Po pierwsze, program „Wyższe płace” to mniejsze opodatkowanie pracy niż dotychczas, a więc słabsze bodźce do płacenia pod stołem.

Po drugie, trudno mi sobie wyobrazić pracownika, który zgodziłby się na propozycję pracodawcy: obetnę ci pensję o 4,5 złotego, a w zamian dostaniesz 1 zł wsparcia z budżetu.

Po trzecie, pozycja pracowników jest przy niedostatku rąk do pracy na tyle silna, że ewentualne naciski na nich są sporym ryzykiem.

Po czwarte, nasz drugi filar przebudowy podatków, jeszcze nie zaprezentowany, będzie dotyczył firm. Przebudowa ta będzie nakierowana na wspieranie wzrostu firm. Nie da się rosnąć, obcinając wynagrodzenia.

Polski system podatkowy jest dziś regresywny: bogaci płacą niższe podatki, a najbogatsi najniższe. Czy to się zmieni?

Radykalnie zwiększy się progresja. Ale nie będzie temu towarzyszyło zwiększenie obciążeń najlepiej zarabiających. Oni też skorzystają na programie „Wyższe płace”. Nie będzie nowych stawek podatkowych.

Progresja zostanie wprowadzona przez radykalne zmniejszenie obciążeń dla pracowników mało zarabiających.

W przypadku osoby zarabiającej płacę minimalną jej dochód netto - do kieszeni - niemal zrówna się z płacą brutto. Gdyby wzrost płac takich osób podążał za wzrostem wydajności w gospodarce - która przez poprzednie 25 lat rosła w tempie ok. 4 proc. rocznie - to musiałyby czekać ok. 9 lat na podobną realną podwyżkę (tj. po odjęciu wzrostu cen).

Jednocześnie nie pogorszymy konkurencyjności polskich przedsiębiorstw, bo nie zwiększymy obciążeń pracodawców. Tym samym, będą mogły one się rozwijać, co jest warunkiem systematycznego wzrostu wynagrodzeń.

Nie podniesiecie podatków pośrednich? Np. VAT?

Ta część przebudowy systemu podatkowego dotyczy wyłącznie dochodów z pracy. Nie oznacza to, że w VAT nie ma żadnych patologii. Można o nich przeczytać w raportach FOR, Grant Thornton czy Wise Europa. Rząd PiS powinien je eliminować, ale samodzielnie nie potrafi wypracować niczego pożytecznego.

Nie narażacie się na zarzut rozdawnictwa? To był wasz, PO, zarzut, że PiS rozdaje pieniądze.

PiS rozdaje, a my chcemy wzmacniać bodźce do produktywnych zachowań. Program „Wyższe płace” wzmacnia bodźce do pracy, podobnie jak połowa „Sześciopaku”. Program „Twoja Polska” wzmacnia bodźce do oszczędzania i zdolność obecnie upartyjnionych spółek do rozwoju.

Ta część zmian, których jeszcze nie pokazaliśmy, będzie wzmacniać bodźce dla firm do inwestowania i zwiększania skali działania. Wiemy, że aby dzielić, trzeba najpierw wypracować. PiS natomiast po prostu rozdaje, nie patrząc, jaki skutek mają jego programy dla wzrostu gospodarczego.

Z Andrzejem Rzońcą rozmawiał Adam Leszczyński.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze