0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sergei GAPON / AFPFot. Sergei GAPON / ...

Piotr Pacewicz, OKO.press: Gdzie pani w tej chwili przebywa?

Pani Elżbieta: Jestem w mieszkaniu, zresztą komunalnym, trzy pokoje, na pierwszym piętrze, przy ul. Kościuszki, to jest w centrum Głuchołazów. Ulicą płynie rzeka, woda szumi, nie wiem, czy to słychać? Bardzo brudna, śmierdząca rzeka, która się wcale nie zmniejsza, lecz zwiększa. Leci nią wszystko, śmieci, kłody, kawałki drewna, opony, butelki, co pan by tylko chciał, cały przekrój.

Jestem lekko przerażona, aż do jedzenia nie chce się siadać, nie mówiąc o innych rzeczach.

Stoję i patrzę przez okno na rzekę. Prąd na razie mamy.

Bałem się, że będzie pani żałowała baterii na rozmowę.

Nie, ładujemy telefony. Jest też gaz, wody w kranach nie ma.

Kanalizacja?

U mnie na pierwszym piętrze nie wybija.

Ale jak korzystacie z toalety?

Jak były ostrzeżenia, to zebrałam wodę do wiaderek. Także jest czym spuścić. Ale wie pan, że teraz jest dwa razy gorzej niż w 1997 roku. Wtedy ulica była zalana, ale na klatkę woda nie weszła. Teraz nie mogłabym wyjść z domu, klatka na parterze jest zalana.

Na zdjęciu u góry: zalane ulice w Głuchołazach w południowej Polsce, 15 września 2024 r.

Woda płynąca ulicą
Powódź w Głuchołazach. Widok z okna pani Elżbiety, rozmówczyni OKO.press uwięzionej w mieszkaniu na I piętrze kamienicy przy ul. Kościuszki. Zdjęcie zrobione przez panią Elżbietę

Sąsiedzi z parteru ewakuowani?

Nie, wzięłam ich do siebie, cztery osoby, bo akurat córka przyjechała z partnerem. Ewakuacja nie jest już możliwa. Straż tu nie podjedzie. Będziemy za chwilę siadać do jedzenia.

A jak było z ewakuacją? Służby nie namawiały was na opuszczenie budynku?

W piątek w nocy ewakuowano kilka innych ulic, co rozumiem, wszystkich nie można. Poza tym burmistrz zalecał samoewakuację.

Pani ma samochód?

Nie mam tutaj, syn używa w Bodzanowie [wieś 2-3 km od Głuchołazów]. On ma dom na górce, woda do niego nie dojdzie.

Chciał mnie wziąć do siebie, ale bardziej bym się tam bała, niż tutaj.

Wiele osób woli zostać w swoim mieszkaniu. Co daje bycie u siebie?

Widzę i obserwuję, mam świadomość, jak to wygląda. A jakbym była gdzie indziej, to miałabym wyobrażenia, że jest gorzej niż jest. Tak działa psychika, prawda? Bardziej bym się bała, niż teraz się boję.

Pani mieszka sama?

Tak, już owdowiałam. Poza synem mam też córkę we Wrocławiu, też będziemy czekać, co tam się wydarzy, bo tam też idą niesamowite ilości wody.

Teraz pada?

Nie, mamy szczęście. Ale oba mosty w Głuchołazach poszły i woda musi się przelać. Jeszcze panu powiem,

czuję się zaopiekowana, bo dzieci, przyjaciółki i w ogóle cała rodzina dzwonią, piszą.

Dopóki mamy prąd i internet.

Woda spływa z Czech, ale także z waszej Przedniej Kopy, która ma prawie 500 metrów?

Z Kopy to płynie na drugą stronę, do Jarnołtówka, nie wiem, czy się tam topi. Do nas z Góry Parkowej lecą potoki, są też mniejsze strumyczki, które pięknie potrafią naszkodzić.

Przeczytaj także:

Od kiedy Pani wiedziała, że będzie źle?

Pierwsze zapowiedzi były już w piątek, już się baliśmy, bo rzeka przybierała na sile, i wiadomo było, że idzie woda z Czech. Przed wejściem do domu ustawiliśmy worki z piaskiem, ale zostały zmyte, śladu po nich nie ma.

A piwnica?

Już wczoraj była zalana, na szczęście niczego tam nie mam. Ja już piwnicy nie potrzebuję, po opał nie chodzę, bo założyli mi gaz. No właśnie, tylko boję się o ten gaz.

Jak to?

Bo widzę, że woda wypłukała rury, takie żółte, jedna się rozpołowiła. To chyba gazowe? Dzwoniłam na 112, ale nikt mi nie potrafi powiedzieć, co robić.

Używać gazu, czy lepiej zakręcić?

Gdzie pani widzi te rury?

Na ulicy, którą cały czas płynie woda, rwąca rzeka.

Głęboka?

Powyżej kolan na pewno, w niektórych miejscach metr czy więcej.

Czego właściwie człowiek się boi w takiej sytuacji?

Różne myśli przychodzą do głowy. Niby wiadomo, że woda nie dojdzie do I piętra, więc śmierci się nie boję. Boję się, jak to długo potrwa, że aż będzie trudno to wytrzymać psychicznie. I tego, ile będzie zniszczeń.

Dużo strachu pani widzi wokół?

Tak, dużo strachu i bezradności. Właściwie najgorszym odczuciem jest bezradność, bo nic nie możemy zrobić. Patrzeć na wodę i czekać.

To dla mnie jest najgorsze, bo jestem osobą zaradną,

potrafię sobie rozwiązać wiele problemów. Słyszy pan, jak strasznie szumi ta woda?

*Pani Elżbieta prosiła aby nie podawać jrj nazwiska. Z wykształcenia jest ekonomistką, obecnie na emeryturze.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze