Gotowi na epidemię koronawirusa? W 23 z 81 oddziałów zakaźnych, które sprawdziliśmy 3 marca o 16.00, na 774 łóżka wolnych było tylko 159 łóżek (21 proc.). Oznacza to, że w całym kraju miejsc może być ok. 600. Jeśli epidemia osiągnie rozmiar włoski, Polska może mieć problem. W Warszawie na oddziałach zakaźnych zajętych jest 188 łóżek, a wolnych... 11
„W tym momencie mamy tylko i wyłącznie epidemię paniki. Media w regionach prześcigają się, w którym regionie będzie pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce” - mówił 2 marca 2020 w TVN24 Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy MZ.
OKO.press w epidemii paniki nie bierze udziału. Chcemy jednak rzetelnie informować i sprawdzać, jak nasze państwo jest przygotowane do epidemii koronawirusa w Polsce.
Skoro główny ciężar leczenia chorych mają wziąć na siebie szpitale i oddziały zakaźne, spróbowaliśmy ustalić, ile jest wolnych łóżek "zakaźnych". Ustaliliśmy, że w 23 z 81 szpitali wolnych 3 marca o godzinie 16:00 było 159 miejsc (21 proc. wszystkich miejsc). Gdyby w całej Polsce obłożenie było podobne, oznaczałoby to, że mamy obecnie około 600 wolnych miejsc.
Specjaliści podkreślają, że wykrycie wirusa w Polsce to tylko kwestia czasu. W Niemczech, Czechach, Rosji, Białorusi Ukrainie i Litwie stwierdzono już kolejne przypadki. Wśród naszych sąsiadów, wirusa nie stwierdzono tylko na Słowacji. Sposób rozprzestrzeniania się wirusa pokazuje, że nie można liczyć na to, że ominie on Polskę.
Jak mówił nam dr. med. Pawłem Grzesiowski, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń, osoby zarażone wirusem - z lżejszym przebiegiem choroby - już u nas są. Polska służba zdrowia czeka na pierwszy poważniejszy przypadek.
Pierwszą chorą osobę w Niemczech ujawniono we wtorek 25 lutego, wówczas we Włoszech mieliśmy do czynienia z 322 przypadkami. Tydzień później, 3 marca, w Niemczech przypadków jest 188, we Włoszech - ponad 2036.
Ale są też dobre wiadomości. Tempo rozprzestrzeniania się choroby można opanować. W Chinach, skąd wirus rozprzestrzenił się na cały świat, tempo rejestracji nowych przypadków spada.
„Z podejrzeniem zakażenia koronawirusem nigdy nie powinniśmy się zgłaszać do lekarza rodzinnego ani na SOR” – mówił w czwartek 27 lutego w Senacie główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas.
Pojawiały się też inne rady i pomysły (np. by przed wejściem na SOR pacjent porozumiewał się z personelem przez domofon i na tej podstawie był kierowany albo do kolejki zwykłej albo kolejki z ryzykiem koronawirusa), ale rada Pinkasa wydaje się lepsza.
OKO.press pisało o tragicznym tłoku i chaosie panującym na SOR-ach.
Osoby, które wróciły z miejsc, w których koronawirus występuje, powinny dokładnie monitorować stan swojego zdrowia. Jeżeli wystąpi gorączka i inne objawy, jak duszności, należy zgłosić się telefonicznie do Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Tam można otrzymać instrukcje, jak postępować dalej.
Jeżeli wystąpi podejrzenie, że osoba może być zarażona koronawirusem, trzeba wezwać zespół ratowników medycznych, który przetransportuje pacjenta/pacjentkę bezpośrednio na oddział zakaźny w szpitalu.
Jak do tego zadania przygotowane są oddziały zakaźne i czy mogą przyjąć dużą liczbę pacjentów zakażonych koronawirusem COVID-19?
Na stronie ministerstwa zdrowia znajduje się „Lista oddziałów zakaźnych wskazanych dla pacjentów potencjalnie zainfekowanych koronawirusem". Jest ich 81. W lubuskim to tylko jeden oddział w szpitalu w Zielonej Górze. W Małopolsce i na Mazowszu po dziewięć.
Nie ma jednej, ogólnodostępnej bazy danych na temat miejsc w oddziałach zakaźnych. Jednak cztery województwa prowadzą aktualizowany na bieżąco spis miejsc w szpitalach na oddziałach wszystkich specjalizacji.
W ten sposób możemy prześledzić dostępność miejsc na oddziałach zakaźnych w 23 z 81 szpitali z listy MSZ.
Według danych z 3 marca z godziny 16:00, w tych 23 oddziałach zakaźnych mamy wolnych zaledwie 159 miejsc spośród 774 wszystkich, czyli 21 proc.
Gdyby w całej Polsce obłożenie było podobne, oznaczałoby to, że mamy ok. 600 wolnych miejsc. To szacunek obłożony sporym błędem, ale może pokazać skalę problemu.
W północnych Włoszech stwierdzono ponad 2 tys. przypadków. Ale uwaga! Tylko mniej więcej jedna trzecia pacjentów ze stwierdzonym koronawirusem była hospitalizowana. 2 marca we Włoszech było ich 640.
Jeżeli epidemia osiągnęłaby rozmiar taki, jak we Włoszech, mielibyśmy problem.
Zwłaszcza, że są ogromne różnice regionalne. W województwie łódzkim wolnych jest 39 proc. miejsc. Wśród pięciu sprawdzonych przez nas szpitali mazowieckich (na liście ministerstwa jest ich dziewięć) wolnych łóżek jest zaledwie 6 proc.
Podobnie w samej Warszawie. Wolnych jest tylko 11 łóżek ze 199 (5,5 proc.).
Według Systemu Informacji o Szpitalach, w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym na ul. Wolskiej mamy 139 miejsc dla pacjentów, ale tylko 10 z nich jest wolnych.
Jednak, o czym mówi nam poniżej ekspert, w trudnej sytuacji istnieje możliwość przekształcenia większej części szpitala w izolatki dla zakażonych.
O przygotowanie oddziałów zakaźnych do wystąpienia epidemii w Polsce pytamy dr Ernesta Kuchara, kierownika Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.
„Wszystko zależy od liczby pacjentów. Jeśli będzie niska, to damy radę ich izolować – mówi nam lekarz. - Na moim oddziale mamy 10 izolatek, z czego trzy są z ujemnym ciśnieniem powietrza. Te są idealne dla pacjentów z koronawirusem, bo wtedy to, co wykaszlą, nie wydostaje się poza izolatkę. Mamy też trzy z dodatnim ciśnieniem – te stosuje się, gdy do pacjenta nie może dotrzeć nic z zewnątrz. No i pozostałe cztery z brakiem różnicy ciśnień. Zalecenia są takie, że najlepiej, żeby pacjent był w ujemnym ciśnieniu, ale brak różnicy ciśnień też jest akceptowalny. Problem pojawi się, gdy będzie epidemia i będziemy mieli dziesiątki zachorowań. Wtedy wszystkie oddziały zakaźne się wypełnią”.
Lekarze, szerzej - pracownicy ochrony zdrowia, mają największą ekspozycję na wirusa. Czy są odpowiednio wyposażeni w środki ochronne? Porozumienie Pracodawców Ochrony Zdrowia wystosowało 3 marca list do ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Proszą o więcej sprzętu ochrony osobistej – maseczek, rękawiczek, fartuchów ochronnych.
W liście czytamy, że „do dziś nie przekazano takiego zabezpieczenia dla personelu podstawowej opieki zdrowotnej”.
Lekarze napisali też, że jeżeli nie otrzymają pomocy w tej sprawie, to najstarsi lekarze będą zmuszeni odmówić pracy w trakcie epidemii.
PPOZ to organizacja zrzeszająca około 3000 lekarzy rodzinnych z Wielkopolski. Nie jest to więc organizacja ogółu lekarzy. Ale to mocny głos wyraża z pewnością powszechne obawy i trudności wskazujące, że na epidemie nie jesteśmy do końca gotowi.
Doktor Kuchar: „My możemy przyjąć pięciu chorych. Załóżmy, że zamienimy cały szpital w izolatkę i przyjmiemy ich nawet 500. Ale jeśli chorych będzie 1000? Szpital nie jest miejscem do izolacji. W sytuacji masowych zachorowań do izolacji służy dom.
I jeszcze jedno. Nie należy przychodzić do szpitala z dziećmi z łagodnymi objawami. Nie było zgonów dzieci do 10 roku życia. Grupą ryzyka są osoby starsze”.
Tymczasem chorzy już zgłaszają się masowo do szpitali, aby się przebadać. Osoby z najróżniejszymi objawami chodzą do szpitala zakaźnego na ul. Wolskiej w Warszawie, a kolejki sięgają 10 godzin.
Szpital odradza zgłaszanie się bezpośrednio. O właściwym schemacie zachowania, jeżeli podejrzewacie u siebie wystąpienie wirusa, pisaliśmy na początku artykułu.
„Pod wpływem paniki, ludzie przychodzą do szpitala ze zdrowymi dziećmi po to, żeby je przebadać” – mówi nam Ernest Kuchar - Mamy dwa laboratoria w Polsce, koszt badania to 500 złotych. Wirus ma dopiero trzy miesiące. To nie są komercyjne testy, gdzie bada to automatycznie maszyna. Badaniu koronawirusa są bardzo pracochłonne, metody badania są wciąż w trakcie opracowania".
Dr Kuchar apeluje, by nie „zawalać laboratoriów niepotrzebną pracą. Co innego, jeśli ktoś miał kontakt z chorym, albo jeśli ma ciężkie objawy. Ale żeby badać się na wszelki wypadek lub z nieuzasadnionego niepokoju? A to jest większość przypadków”.
O dwóch działających laboratoriach premier Morawiecki mówił na konferencji prasowej 24 lutego. Mówił wówczas, że kolejne sześć laboratoriów jest przygotowywanych.
2 marca natomiast minister Szumowski w Sejmie mówił już o 11 laboratoriach, z tego 4 już działających a 7 przygotowywanych. Twierdzi też, że możemy wykonywać 1200 testów na dobę. Szumowski poinformował też, że w Polsce hospitalizowanych w związku z podejrzeniem wirusa w Polsce jest 121 osób a 237 poddano kwarantannie domowej.
Tego samego dnia rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz twierdził, że cztery laboratoria wykonały testy. Mamy więc sprzeczne informacje. Wszyscy są zgodni co do jednego: wirusa wciąż w Polsce nie stwierdzono.
„Boimy się wirusa. Jego śmiertelność sięga kilku procent. Ale jeśli tak, to znaczy, że ponad 95 proc. nie umrze – przekonuje Kuchar – Większość, zwłaszcza dzieci i młodzież, przechodzi chorobę łagodnie. To po co mają przychodzić do szpitala? Nie widzę sensu. Próba izolacji wszystkich w szpitalach doprowadzi do tego, że personel medyczny przestanie być wydolny, bo wszyscy będą się zajmować koronawirusem. A co z pozostałymi chorymi, z cukrzycą, chorobami nerek czy serca?
Nasze przygotowanie zależy od liczby potencjalnych pacjentów. Jeśli liczba będzie mała to jesteśmy przygotowani – mamy maski, odpowiednie stroje. Ale to wszystko musi kupić szpital. O ile wiem, NFZ za takie rzeczy nie płaci”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze