Ministerstwo nauki opublikowało projekt rozporządzenia, które określa zasady przydzielania pieniędzy instytutom z różnych dyscyplin nauki. Filozofowie czy historycy przeczytali, policzyli i doszli do wniosku, że dostaną nawet 30-40 proc. mniej pieniędzy. Ministerstwo przekonuje, że nauki humanistyczne na zmianach nic nie stracą
Projekt rozporządzenia zmieniającego „współczynniki kosztochłonności” Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało 23 listopada 2018. Można go przeczytać na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Dotyczy kwestii trudnej do wyjaśnienia laikowi: pozornie subtelnej zmiany w algorytmie, który określa przydzielanie z budżetu państwa dotacji na dydaktykę i badania naukowe.
Jednym z elementów tego algorytmu jest „kosztochłonność” - stały wskaźnik, który miał „wyceniać” różnicę w kosztach uprawiania różnych dyscyplin nauki. Jednym naukowcom wystarczy biblioteka i laptop do pisania (które też kosztują), inni oprócz tego potrzebują skomplikowanej aparatury badawczej i laboratoriów mogących kosztować dziesiątki milionów złotych.
Dotychczas wskaźniki kosztochłonności wynosiły od 1 do 3. Po ustawie 2.0 — zmianach w polskiej nauce wprowadzanych przez ministra Gowina — zmieniono jednak podział na dyscypliny i przy okazji zmieniono wskaźniki kosztochłonności. W projekcie rozporządzenia mają one skalę od 1 do 6.
Co to oznacza? Bardzo sprytny pomysł na radykalne obcięcie dotacji dla dyscyplin humanistycznych - twierdzą humaniści.
Jak doszli do tego wniosku? Ogólna suma dotacji się znacząco nie zmieni, więc te same pieniądze będą dzielone według nowych zasad. „Kosztochłonność” przedmiotów humanistycznych też się w projekcie nie zmieni (a w niektórych wypadkach, takich jak np. filozofia, spadnie - z 1,5 do 1). Znacząco wzrośnie jednak „kosztochłonność” dyscyplin przyrodniczych i naukowo-technicznych. To oznacza, że dostaną one proporcjonalnie znacznie więcej pieniędzy - a sumy przeznaczone dla humanistów bardzo się skurczą.
Do takich wyników doszedł dr Ireneusz Sadowski, wicedyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN. W swojej analizie — którą naukowcy zaczęli sobie przesyłać na facebooku w pierwszych dniach grudnia (i o której napisał „Dziennik Gazeta Prawna” 11 grudnia) - dr Sadowski twierdzi, że drastyczny spadek dotacji odczują nawet najlepsze jednostki naukowe.
W przypadku instytutu czy wydziału z oceną A+ (to najlepsze jednostki naukowe w Polsce, na światowym poziomie) spadek ma wynieść ok. 30 proc., a z oceną B — ponad 40 proc.
Środowisko naukowe zaczyna właśnie protestować. Dyrekcja Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego 13 grudnia wydało swoje stanowisko, w którym „stanowczo sprzeciwia się” proponowanym zmianom:
„Wprowadzenie sześciostopniowej (w miejsce dotychczasowej, trzystopniowej) skali oraz redukcja współczynnika z 1,5 na 1 oznaczają de facto dramatyczne (przy przeskalowaniu: do 50 proc.) obniżenie współczynnika kosztochłonności,
czego efektem - w połączeniu z dotychczasowym algorytmem finansowania - będzie znaczące utrudnienie, jeśli nie uniemożliwienie prowadzenia badań i dydaktyki w dyscyplinie filozofii na najwyższym, światowym poziomie”.
- napisała dyrekcja IF UW.
Sprzeciw wyraziła także Rada Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. „W szczególności zwracamy uwagę na fakt, że przyjęcie proponowanych rozwiązań uniemożliwi rozwijanie w obrębie nauk humanistycznych i społecznych badań i dydaktyki na najwyższym poziomie, co stanowiło deklarowaną intencję nowej ustawy o szkolnictwie wyższym” - napisali naukowcy.
Przeciwko obniżeniu kosztochłonności studiów historycznych z 1,5 do 1 zaprotestował Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego, przypominając, że historycy prowadzą różne kosztowne badania - np. kartograficzne czy ikonograficzne. Wydział Filologiczny Uniwersytetu Opolskiego napisał, że to „kolejny z wielu kroków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego zmierzających do deprecjonowania nauk humanistycznych i społecznych i ograniczania swobody ich uprawiania”.
Wielu naukowców podkreślało, że
nowe rozporządzenie idzie wbrew deklarowanemu przez ministerstwo wspieraniu badań naukowych wysokiej jakości. Nawet najlepsi psychologowie i tak dostaliby bowiem znacznie mniej pieniędzy od przeciętnych przedstawicieli np. nauk o ziemi.
Dr Sadowski pisał w swojej analizie:
„Skoro o przyznanych przez MNSiW środkach ma w pierwszym rzędzie decydować naukowa doskonałość, to dlaczego jednostka prowadząca badania na światowym poziomie (kat. A+) np. w psychologii mogłaby liczyć na przeliczeniowy udział składnika badawczego w wysokości 1,75N, natomiast jednostka prowadząca mało istotne badania (kat. B) z zakresu nauk o Ziemi mogłaby liczyć na przeliczeniowy udział w wysokości 3,75N, a więc ponad dwukrotnie większy?”
Co na to ministerstwo? W odpowiedzi na stronie www.gov.pl Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego napisało, m.in:
„Sposób wykorzystania współczynników kosztochłonności, mimo wejścia w życie Konstytucji dla Nauki, nie uległ zasadniczej zmianie. Kosztochłonność dydaktyki będzie wykorzystywana do wyliczenia kosztów prowadzenia studiów na konkretnych kierunkach, a kosztochłonność prowadzenia badań – do podziału środków na utrzymanie i rozwój potencjału badawczego. Co zatem się zmieniło? Przede wszystkim to, że po raz pierwszy przy ustalaniu kosztochłonności wzięto pod uwagę rzeczywiste wydatki, jakie ponoszą uczelnie i instytuty”.
Uważny czytelnik nigdzie w odpowiedzi ministerstwa nie znajdzie jednak jasnego zaprzeczenia analizie dr Sadowskiego.
Nigdzie nie zostało w niej wprost napisane, że po uwzględnieniu nowych wskaźników „kosztochłonności” dotacja dla najlepszych jednostek uprawiających badania w dyscyplinach humanistycznych się nie skurczy.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze