0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Pawel Malecki / Agencja GazPawel Malecki / Agen...

23 grudnia 2018 opublikowano w mediach (m.in. w „Wyborczej” oraz „Rzeczpospolitej”) list prof. Andrzeja Nowaka, historyka, ważnej postaci na prawicy. Pod listem podpisała się grupa naukowców i intelektualistów — przede wszystkim bliskich politycznie PiS, ale nie tylko. Sprawę obszernie omówiliśmy w OKO.press. Swój list zaadresowali do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, a nie do wicepremiera Gowina, co było niezbyt subtelnie zawoalowanym afrontem wobec ministra nauki.

Prof. Nowakowi chodziło w liście o kluczowy element zmian w nauce (konsekwentnie w OKO.press nie używamy słowa „reforma”, mogącego sugerować zmiany na lepsze) wprowadzany przez wicepremiera i ministra nauki Jarosława Gowina: listę wydawnictw, które będą mogły wydawać książki oficjalnie uznane przez ministerstwo nauki za naukowe. Pisał:

„Reforma premiera Jarosława Gowina, którą poparła rządząca formacja Prawa i Sprawiedliwości,

zmierza do zmarginalizowania tej drugiej, społecznej roli humanistyki, do zniechęcenia zwłaszcza młodszych uczonych do popularyzacji wiedzy o historii, o literaturze, o kulturze, o myśli.

W szczególności ucierpi ta myśl, która będzie wyrażała się po polsku i która nie podporządkowuje się regułom globalnej politycznej poprawności, jaka obowiązuje w systemie grantów, punktacji i rankingów aktualnie ustalanych w skrajnie dziś zideologizowanym »akademickim« dyskursie nauk społecznych i humanistycznych”.

Dorobek to punkty

O co chodzi? Dorobek naukowca ocenia się poprzez liczbę zdobytych punktów przyznawanych za publikacje przez ministerstwo (tzw. „ministerialnych”). Liczba punktów przekłada się na ocenę instytutu PAN czy jednostki uczelni, w której naukowiec pracuje. Im lepsza ocena, tym większa dotacja z budżetu.

Dla wielu placówek spadek w rankingu ministerialnym o jedną pozycję (np. z kategorii „A” do „B”) oznacza finansową katastrofę. Tymczasem ministerstwo zamierza ograniczyć liczbę wydawnictw, w których można publikować książki punktowane. Przeciwko temu protestował prof. Nowak, historyk, który np. swoje wielotomowe „Dzieje Polski” wydaje w komercyjnym wydawnictwie „Biały Kruk”:

„Nie będzie naukowego »zbawienia« poza tą listą, to jest nie będzie punktów dla uczonego, a w ślad za tym dla jego placówki naukowej, jeśli nowa książka czy artykuł nie zostaną opublikowane w miejscu potwierdzonym pieczątka ministerialnego urzędu”.

Prof. Nowak ma rację o tyle, że w istocie system ministerialnych ocen nie sprawdza w żadnym stopniu jakości naukowej publikacji, za które przyznaje punkty.

System dzieli czasopisma i wydawnictwa na lepsze i gorsze, a potem milcząco zakłada, że książka opublikowana w wydawnictwie Uniwersytetu Warszawskiego jest warta 80 punktów, a ta sama książka wydana np. w komercyjnym „Znaku” - punktów zero.

Od czasu reform minister nauki w pierwszym rządzie PO-PSL prof. Barbary Kudryckiej system oceniania monografii był prosty, ale zdaniem wielu humanistów krzywdzący: za książkę dostawało się 25 punktów. To mniej, niż za artykuł w prestiżowym czasopiśmie zagranicznym, za który można było dostać np. 40 punktów, i niewiele więcej niż za artykuł w dobrym czasopiśmie polskim, za który dostawało się np. 15 punktów.

Reforma Gowina miała to zmienić, a minister obiecywał „dowartościowanie monografii”. Żeby jednak nie punktować w ten sam sposób (czyli wysoko) słabych i wybitnych książek, autorzy reformy wybrali wyjście, które pozornie tylko było dobre — postanowili zrobić listę wydawnictw, które ich zdaniem gwarantują wysoki poziom wydawniczy.

Projekt tej listy OKO.press widziało kilka miesięcy temu (a może był to projekt projektu, pokazano nam go nieoficjalnie). Były na niej niemal wyłącznie wydawnictwa międzynarodowe oraz kilkanaście polskich, przede wszystkim wydawnictwa uniwersyteckie.

"Nie zadali sobie trudu przeczytania ustawy"

Na list adresowany do prezesa Kaczyńskiego odpisał obszernie Jarosław Gowin (w „Rzeczpospolitej” 1 stycznia). Sądząc po złośliwościach zawartych w nim pod adresem prof. Nowaka, wicepremier (były dziennikarz i publicysta, w odróżnieniu od wielu innych polityków władający samodzielnie piórem) napisał go osobiście.

Gowin nazywa prof. Nowaka „wybitnym historykiem”. Zaraz potem dodaje jednak: „Nie przestaje mnie zadziwiać, że nie brakuje krytyków, którzy nie zadali sobie trudu zapoznania się z ustawą. Wbrew etosowi nauki formułują oni swe opinie nie w oparciu o fakty, tylko o mgliste wyobrażenia.”

Konkluduje też, że prof. Nowak „nie zadał sobie trudu zapoznania z argumentami ministerstwa”.

W ten kulturalny sposób wicepremier sugeruje więc znanemu historykowi, że ten nie ma pojęcia, o czym pisze.

Zakończywszy w ten sposób publiczną wymianę uszczypliwości, Gowin próbuje rozwiać obawy humanistów.

Przekonuje, że:

  • punkty mają znaczenie dla oceny danej jednostki naukowej, a nie dorobku naukowca. Jest to, nawiasem mówiąc, nieprawda — wielu naukowców ma nawet wpisany obowiązek dostarczenia odpowiedniej liczby punktów ministerialnych do umowy o pracę;
  • nowe reguły to prezent dla humanistów — kiedyś dostawali 25 punktów za książkę, dziś dostaną albo 80 (w polskim wydawnictwie), albo nawet 300 (za prestiżowe wydawnictwo międzynarodowe, takie jak Harvard University Press).
  • lista wydawnictw będzie bardzo obszerna (nawet kilkaset);
  • ogranicza się liczbę monografii, które można zaliczyć do dorobku, do dwóch za jeden czteroletni okres oceny jednostki;
  • autorami wykazu wydawnictw było „grono uznanych uczonych”. Przypomnijmy jednak — wykazu nadal nie ma i nikt się pod nim jeszcze nie podpisał;
  • „Każdy wydawca, chcący w przyszłości znaleźć się w wykazie, będzie mógł o to aplikować, wykazując, że spełnia wymogi kodeksu etycznego”. Tu trzeba uwierzyć ministrowi na słowo; np. próby kontaktu „Białego Kruka” z ministerstwem spełzły dotychczas na niczym;
  • „W indywidualnych przypadkach umożliwiamy zgłoszenie do ewaluacji także monografii wydanych przez podmioty spoza wykazu” — pisze minister Gowin.

Na ile przekonująca jest odpowiedź ministra? Część obaw z pewnością rozwiała. Wielu humanistów obawiało się, że „punktowane” będą książki wydane tylko w kilkunastu polskich wydawnictwach, przede wszystkim uniwersyteckich. Wówczas ustawiłyby się tam długie kolejki, a wydawnictwa z pewnością podniosłyby ceny i nie miałyby motywacji zajmować się promocją (bo miałyby faktyczny monopol na przydzielanie punktów za książki). Ta groźba, jak się wydaje, została oddalona — być może dzięki protestowi prof. Nowaka.

Nadal jednak nie wiadomo:

  • kiedy zostanie opublikowana lista wydawnictw, kto dokładnie ją ułożył i według jakich kryteriów — cały ten proces był całkowicie nieprzejrzysty;
  • jak będzie wyglądała procedura dopisywania nowych wydawców na listę, ile będzie trwała i czy trzeba będzie za nią płacić;
  • według jakich kryteriów i kto będzie oceniał, czy książki spoza wykazu wydawnictw zgłoszone do oceny spełniają kryterium bycia naukowymi, czy nie.
  • czy 80 punktów za monografię to dużo — naukowcy obawiają się „inflacji” punktów, co oznacza, że dzisiejsze 80 może realnie znaczyć mniej od dawnego 25.

Pozostaje jeszcze faktyczne premiowanie książek wydanych po angielsku ponad publikacjami wydawanymi po polsku. To wybór polityczny, bardzo interesujący zresztą z punktu widzenia nacjonalistycznego rządu PiS.

Minister Gowin mówi, że humanistyka powinna być uprawiana przede wszystkim w języku narodowym — równocześnie oceniając publikację po angielsku prawie czterokrotnie wyżej od publikacji po polsku (300 i 80 punktów).

Nadmieńmy na koniec, że rozporządzeń i list nadal nie ma, a upłynęła już połowa okresu ewaluacji — czyli że naukowcy i ich instytucje będą oceniani już za dwa lata według kryteriów, które dziś nie są jeszcze znane. Ocenie będzie podlegał dorobek z ostatnich czterech lat.

Ale to w całokształcie dorobku PiS pewnie drobiazg.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze