0:00
0:00

0:00

Obcy kapitał ma zdecydowanie zbyt duże wpływy w polskim sektorze bankowym

Rozmowa w Financial Times,20 czerwca 2016

Sprawdziliśmy

Gowin ma pół racji. Polski kapitał bankowy rośnie, ale jest wciąż nieduży

1. Jarosław Gowin powiedział prawdę. W polskim sektorze bankowym znaczącą przewagę ma kapitał zagraniczny. Ale to się zmienia.

Na początku transformacji w 1991 roku mieliśmy 70 banków krajowych i sześć zagranicznych. Kiedy wzrosło zaufanie do nowej gospodarki, pod koniec XX wieku, zaczyna napływać zagraniczny kapitał. W 2001 r. banki zagraniczne uzyskują przewagę: 46 do 23. W 2010 jeszcze wyraźniej: 39 banków zagranicznych do 10 polskich.

Tak było w całym regionie. W 2005 r. Europa Środkowo-Wschodnia miała najwyższy na świecie udział firm zagranicznych w branży bankowej. Wyższy nawet niż w Afryce Subsaharyjskiej czy na Karaibach.

W 2010 r. jedynie 27 proc. kapitału bankowego w Polsce należało do rodzimego kapitału (w tym Skarbu Państwa, statystykę zawyża tu PKO BP, największy polski bank). Podobnie było na Węgrzech (28 proc.) i w Bułgarii (35 proc.). Jeszcze mniej krajowych aktywów było w Rumunii (16. proc.), na Słowacji (8 proc.) oraz w Estonii (2. proc) i Czechach (1,5 proc.).

Od 2010 roku trend się odwraca. Nie ma to wielkiego związku z polityką rządzących, to raczej zjawisko globalne: w obliczu kryzysu finansowego kapitał ucieka z peryferiów do centrów (Wallstreet, City, Frankfurt).

Obecnie (dane za koniec 2015 r.) w sektorze bankowym mamy już 41 proc. kapitału polskiego i 59 proc. zagranicznego. Dalej dominują obcy właściciele (26 banków), ale udział rodzimych (12) rośnie.

Udział krajowego kapitału w bankach wygląda inaczej w Europie Zachodniej: w Holandii sięga ponad 95 proc. (2013 r.), we Francji i Niemczech – ok. 90 proc. Nawet w mniejszych krajach, jak Austria i niezamożna Portugalia, to 80 proc.

Ta dysproporcja wynika w ogromnym stopniu z historii: o ile w Polsce system kapitalistyczny budowany jest de facto od 1989 roku, to potęgi finansowe (Holandia, Francja, Niemcy, Austria) w rewolucję przemysłową wkroczyły już w XVIII wieku. Akumulacja kapitału trwała dziesięć razy dłużej niż w Polsce.

Gowin ma zatem tylko częściowo rację, twierdząc, że polskiej bankowości jest mało. Jest mało, ale to nie polska specyfika, to raczej fenomen regionalny. No i ten udział szybko rośnie.

2. Trudniej ocenić, czy ten wciąż względnie mały udział polskiego kapitału bankowego jest „za duży” i czy to źle?

Dotykamy tu ważnego sporu we współczesnej myśli gospodarczej: „czy kapitał ma narodowość?”. I czy kapitał bankowy powinien być w większości krajowy, czy wręcz odwrotnie? Przedstawmy argumenty obu stron.

Lepszy zagraniczny?

Najważniejsze instytucje finansowe są zdania, że ponadnarodowe (transnational) banki w trudnych czasach gwarantują większe bezpieczeństwo. Bank Światowy zwraca uwagę, że w ostatnich dekadach w Ameryce Łacińskiej (Meksyk, Argentyna) banki zagraniczne były stabilniejsze i udzielały więcej kredytów niż rodzima konkurencja.

Także Europejski Bank Centralny twierdzi, że w sytuacji kryzysu znaczący udział kapitału zagranicznego daje klientom większe bezpieczeństwo (w przypadku bankructwa).

Ta sama organizacja w innej publikacji pokazuje jednak drugą stronę medalu – że wielkie ponadnarodowe instytucje finansowe w przypadku kryzysu mogą „zainfekować” nim kolejne kraje.

Wysokie poziomy inwestycji zagranicznych w sektorach finansowych w Irlandii, Estonii, Łotwie i Hiszpanii w obliczu załamania amerykańskiego rynku nieruchomości doprowadziły do masowej „ucieczki” kapitału z tych krajów. To spowodowało znaczące spadki PKB, załamanie rynków nieruchomości, wzrost bezrobocia itd.

Napływ międzynarodowego kapitału bankowego do kraju rozwijającego się ma jednak oczywiste zalety: zwiększa dostępność kredytów dla przedsiębiorców i konsumentów, generuje miejsca pracy (w bankowości), wiąże się z inwestycjami. Banki płacą też podatki (w 2014 r. wszystkie zapłaciły polskiemu fiskusowi ok. 4 mld zł z CIT), choć ich zyski z reguły rosną szybciej niż płacone podatki.

Lepszy krajowy?

Krytycy mainstreamowej ekonomii dowodzą, że zbyt duży udział kapitału zagranicznego powoduje problemy. Argumenty odwołują się do danych empirycznych. Można na przykład policzyć, jakie kwoty są co roku „wytransferowywane” z Polski. W 2013 r. „kapitał w tranzycie” (czyli uzyskany w Polsce i następnie inwestowany poza jej granicami) wyniósł dla (większego niż same banki) sektora finansów i ubezpieczeń 21,7 mld zł.

Wyprowadzanie zysków (a także aktywów) za granicę było szeroko krytykowane po kryzysie finansowym 2008 r.

Także obecnie istnieją podejrzenia, że banki zagraniczne skutecznie unikają płacenia wprowadzonego w styczniu 2016 r. podatku bankowego, stosując działania, które eufemistycznie określa się jako optymalizację podatkową.

Banki krajowe stanowią też potencjalne narzędzie polityki gospodarczej rządu. W taki sposób rząd Szydło/Morawieckiego mógł de facto umorzyć długi sektora górniczego, tworząc nową spółkę, w której udziały objęły m. in. banki, przede wszystkim krajowe lub powiązane z kapitałem krajowym. Czy to dobrze, czy źle – ocena zależy od sensowności i wykonania takiej polityki wobec górnictwa.

Krajowy kapitał jest przecież tak samo podatny na patologie: niebezpieczne instrumenty finansowe, nieetyczne praktyki, ryzyko bankructwa, a także na tworzenie układów korupcyjnych na styku polityki i biznesu. Znamienny jest tu przykład SKOK wielokrotnie uznawanych przez KNF za niebezpieczne formy bankowości. Ich polskość nie gwarantowała bezpieczeństwa polskim klient/kom.

Ile zatem powinno być narodowego kapitału bankowego? Czy jest go za mało? Pokazaliśmy, że to zależy od koniunktury światowej, zamożności społeczeństwa, etapu rozwoju gospodarki, regulacji sektora, polityki banków centralnych etc. Na pewno z perspektywy rządu im więcej polskich banków, tym lepiej. Rzecz jednak w tym, do czego rząd wykorzysta polski kapitał bankowy i czy obywatele/ki na tym skorzystają.

„Oko” nie przesądza zatem, czy Gowin ma rację, że należy banki spolszczyć. Nie mówimy też, że się myli.

;
Na zdjęciu Filip Konopczyński
Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze