0:00
0:00

0:00

„Kaczor zwymyślał mnie od gówniarza. A przecież ja jestem z tego samego roku 1949, tyle że ze stycznia, a oni, niech – Lechowi ziemia będzie lekką – z grudnia. I jeszcze nie powiedziałem, że zerwał nam ten baner, zostały tylko wędki, z kawałkiem materiału. Niech Kaczyński tak co miesiąc robi, to zaraz będą mieli 15 procent poparcia” – opowiada nam o sobotniej miesięcznicy smoleńskiej Zbigniew Aniszewski, członek SLD, który od lat wychodzi protestować na ulice. – „Mam nadzieje, że jakiś kamyczek wrzuciłem do tego ogródka, żeby PiS odszedł”.

W pewnym momencie filmowiec OKO.press Robert Kowalski zorientował się, że to ten sam pan Aniszewski padł w 2002 roku ofiarą słynnego ataku słownego Lecha Kaczyńskiego.

"Pana kolega mówi: To pan jest pan? Ale odkrycie, cieszę się, że pana poznałem.

I jeszcze tam byli inni, też ucieszyli się, że poznali dziada praskiego" – mówi nam Aniszewski.

Kaczyński wyrywa się z orszaku i rzuca na transparent

Miesięcznica nr 166. odbywała się 10 lutego 2024 już w realiach państwa po-pisowskiego. Zamiast setek, jest może 20 policjantów, nie ma psów, konnych oddziałów, snajperów — opowiada Robert Kowalski, filmowiec dokumentalista OKO.press, który robi relacje ze wszystkich miesięcznic od 2016 roku.

Prezes zaczął ostatnio wcześniej wstawać i już o 7.40 jest na mszy przy Krakowskim Przedmieściu. Z kościoła podjeżdża autem pod pomnik Lecha Kaczyńskiego na pl. Piłsudskiego. Służby PiS i nieco podejrzanie wyglądający ochroniarze rozciągają taśmy na słupkach wokół obu pomników.

Orszak Kaczyńskiego liczy około 30 paru osób, tyle samo jest demonstrujących. Z grup opozycji ulicznej są Polskie Babcie, z Lotnej już tylko Stanisława Skłodowska. Mnóstwo fotoreporterów, kamer.

Prezes podchodzi pod pomnik Lecha, poprawia szarfę.

Rusza po pasach w kierunku „schodów smoleńskich”, wchodzi na płytę placu. Polskie Babcie (wśród nich kilku „dziadków”) tworzą szpaler, z jednej strony zielony transparent „Kłamstwo smoleńskie”, z drugiej bardziej wymyślny i większy „Towarzysze, kierunek Wronki” i stosowna strzałka [we Wronkach w Poznańskiem mieści się największe w Polsce więzienie].

Prezes idzie jak królowa pszczół, otoczony przez rój z udziałem Błaszczaka, Suskiego, Wiśniewskiej (stała się kimś w rodzaju pierwszej damy, jeździ z Kaczyńskim samochodem), Terleckiego, Glińskiego, Czarneckiego. Morawiecki trochę z boku.

Chronią prezesa, a może też starają się zatrzymać jego wybuchy złości. Słychać „Idziemy do przejścia panie prezesie, spokojnie”.

Wśród Polskich Babć jest starszy pan w czapce nasuniętej na oczy, potem się dowiem, że to Zbigniew Aniszewski, „dziad praski” według obelgi Lecha Kaczyńskiego.

Razem z jedną z Polskich Babć trzyma transparent „Kłamstwo smoleńskie”. „Gdzie jest wrak, gdzie jest wrak, będziesz siedział” – woła.

Prezes przepycha się przez rój, łapie zielony transparent dwiema rękami, ściga go na siebie, krzyczy w stronę Aniszewskiego:

„Do kogo ty gówniarzu per ty mówisz? Zasrany gnoju”.

Kaczyński podchodzi pod „smoleńskie schody”. Jego wieniec już tam jest, podobnie jak wieniec Zbigniewa Komosy, który jednoosobowo protestuje tu co miesiąc od kwietnia 2019, kiedy tylko powstał pomnik ofiar smoleńskich. Jego wieniec ma tabliczkę „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego”. Dwie miesięcznice temu Kaczyński zerwał i potłukł tę tabliczkę. Dzisiaj wszystkich wykołował Suski. Podczas zamieszania, wyposażony w kombinerki podszedł do wieńca Komosy i odczepił tabliczkę – relacjonuje Kowalski.

Przeczytaj także:

„Ty gówniarzu, zasrany gnoju”, 10 lutego 2024

Ze Zbigniewem Aniszewskim umawiam się w jego jednopokojowym mieszkaniu w praskiej kamienicy. Meble z czasów PRL, długa wąska kuchnia, na ścianach obrazy z jakimś świętym oraz łabędź pływający po stawie nad łóżkiem. Żona, pani Ewa przynosi herbatę z cytryną elegancko obraną ze skórki.

Na zdjęciu u góry Zbigniew Aniszewski w swoim praskim mieszkaniu. Fot. Alicja Pacewicz

Jarosław Kaczyński wyciąga rękę w kierunku transparentu "Kłamstwo smoleńskie", za chwilę go zerwie Fragment filmu Roberta Kowalskiego

Pan Zbigniew, ze znaczkiem Polskich Babć i czerwonym serduszkiem z Marszu Miliona Serc na flanelowej koszuli, siada za stołem. Opowiada, jak było.

Zbigniew Aniszewski: Trzymaliśmy z koleżanką baner „Kłamstwo smoleńskie”, taki na rozkładanych wędkach. I jak Kaczyński od pomnika Lecha przeszedł i zaczęli iść koło nas, to wołałem: „Gdzie jest wrak?” i „Ty konusie, będziesz siedział”. Zrobiło się zamieszanie.

Kaczyński rzucił się na nas, złapał baner i zaczął mocno ciągnąć.

Piotr Pacewicz, OKO.press: Widział go pan z bliska.

Tak, twarzą w twarz.

Miał troszeczkę uśmieszek, ale taki szyderczy, a złość z niego aż przemawiała.

Odpowiedziałem, „Będziesz siedział, ty kurduplu”. Poniosło mnie. No, nie powinienem takimi słowami.

Jak oni podeszli pod schody, to znowu krzyczałem „Gdzie jest wrak, gdzie jest wrak?”.

A jeszcze wcześniej Kaczor do mnie krzyczał „Ty gówniarzu”.

Dokładniej „Ty gnoju, ty gówniarzu zasrany”.

Zamieszanie było, dokładnie nie słyszałem. A przecież ja jestem z tego samego roku 1949, tyle że z 27 stycznia, a oni – niech Lechowi ziemia będzie lekką – z grudnia.

I jeszcze nie powiedziałem, że on zerwał całkiem ten baner, zostały nam tylko wędki, z kawałkiem materiału, zabrał to wszystko, myśleliśmy, że może rzuci na chodnik, ale nie, komuś podał, nie wiem, w każdym razie zabrali.

Niech tak co miesiąc robi, to zaraz będą mieli 15 procent poparcia.

[Żona: My się nerwowo wykończymy. Ile myśmy przeżyli za tym pierwszym razem [w 2002 roku]. Za każdym razem, jak mąż idzie na protesty, to ja drżę, czy mi wróci do domu. A przecież nie dam mu klapa w dupę i nie powiem, zostań w domu].

Zbigniew: Widzi pan, my już jesteśmy emerytami, mnie już pampersowe płacą, za telewizję już nie płacę. Po miesięcznicy z kolegą z protestowania poszliśmy do kawiarni. I on mówi „Zbyszek, ale masz fart, najpierw z Lechem, a teraz z Jarkiem”. I nawet wyjął monetę ze „Spieprzaj dziadu”.

Pokazać panu? To ten bilon „Spieprzaj dziadu” (podaje).

wojtek 5

Pana kolega [Robert Kowalski] to usłyszał i mówi „To pan jest pan? Ale odkrycie, cieszę się, że pana poznałem”. I jeszcze tam byli inni, ucieszyli się, że poznali dziada praskiego.

A wie pan, że za mną to od wczoraj chodziło, że jak przyjdę dzisiaj na miesięcznicę, to coś będzie, jakieś zamieszanie. I się sprawdziło.

Ale nie myślałem, że znowu Kaczyński, ale teraz Jarek się do mnie tak odezwie.
Zbigniew Aniszewski w swoim praskim mieszkaniu. W ręku trzyma monetę z "dziadem". Fot. Alicja Pacewicz

„Spieprzaj dziadu”, 5 listopada 2002

Według relacji na YouTube dialog sprzed 22 lat wyglądał tak.

Lech Kaczyński, wtedy prezes PiS, wsiada do samochodu po spotkaniu wyborczym na warszawskiej Pradze Północ. Chwali się „Widzicie, ja przyjeżdżam w tych sprawach, które mnie dotyczą”.

Starszy mężczyzna: Partie żeście zmienili, pouciekaliście jak szczury! Lech Kaczyński: Panie, spieprzaj pan! O, to panu powiem! Starszy mężczyzna: Spieprzaj pan? Panie, bo pan się prawdy boisz! Lech Kaczyński: [z wnętrza samochodu, przez uchylone drzwi] Spieprzaj, dziadu! Starszy mężczyzna: [do dziennikarzy] Ale jak tak się można odzywać: „spieprzaj pan”? Ja się grzecznie spytałem człowieka!

To wydarzyło się na pięć dni przed II turą wyborów na prezydenta Warszawy, w której Lech Kaczyński (70,5 proc. poparcia) rozniósł 10 listopada 2002 roku Marka Balickiego (29,5 proc.). W I turze odpadł faworyzowany Andrzej Olechowski, którego poparło tylko 13,5 proc.

Zbigniew Aniszewski wspomina dzisiaj: Szedłem do pracy, robiłem na drugą zmianę w Dzielnicowym Ośrodku Sportu Rekreacji, przechodzę przez taki placyk, patrzę baner. Patrzę, Kaczyński idzie, porozmawiam z nim. Mówię, że z AWS żeście uciekali, choć ja jestem zwolennikiem Lewicy, nic mi do tego.

A on, żebym spieprzał.

Tam był mój szef z SLD, mówię do niego, widzisz pan, jak się pan Kaczyński do wyborców odzywa.

Jak Kaczyński usiadł koło kierowcy w lancii, to nachyliłem się tak do szyby i postukałem w głowę. A Kaczyński wtedy znowu „Spieprzaj dziadu”.

[Żona: Lech, to był spokojniejszy]

Racja, z tamtym to bym się dogadał, z tym [Jarosławem Kaczyńskim – red.] to nie ma mowy.

[Żona: Kiedy to się skończy, kiedy?]

Żona to się wszystkiego boi. A ja się nie boję. Trochę siły mam, nigdy się nie bałem.

Potem Urban mnie szukał, żebym sprawę założył. Dał ogłoszenie w „NIE”, żeby się zgłosił ten „dziad”, że poniesie wszystkie koszty procesu. Ale mój kolega z partii i szef Mirek Tondera, co go teraz Czarzasty odstawił, powiedział, żebym dał spokój.

Zbigniew Aniszewski w swoim praskim mieszkaniu. Prezentuje jeden z transparentów ze swojej kolekcji. Fot. Mikołaj Maluchnik
Zbigniew Aniszewski w swoim praskim mieszkaniu. Prezentuje transparent ze swojej kolekcji.        Fot. Mikołaj Maluchnik

Lech Kaczyński: „Był to zwykły męt”

Kaczyński tłumaczył się w „Alfabecie braci Kaczyńskich” (hagiograficznej opowieści Michała Karnowskiego i Piotra Zaremby z 2006 roku):

„Był to zwykły męt, wyjątkowo agresywny, który mnie obrażał. Jak miałem się zachować? Od polityka żąda się wyjątkowej uczciwości, a równocześnie grubej skóry. To utopia. Pewnie wolałbym tego zdarzenia uniknąć. Ale nie jest rzeczą naturalną, aby polityk nie mógł reagować na obraźliwe zachowania”.

Zbyszek Aniszewski: Jakie obraźliwe? Żadne obraźliwe, ale niech mu ziemia lekka będzie.

Może pan nam opowiedzieć o sobie, zaczynając od „urodziłem się...”

Urodziłem się, bo nie miałem innego wyjścia... Mieszkało się wtedy na ulicy Dzielnej na Woli. Wykształcić się człowiek nie wykształcił, pani dyrektor w szkole w Krakowie to mnie nawet namawiała, żeby średnie zrobić, ale skończyłem zawodówkę budowlankę, budowaliśmy mleczarnię w Mydlnikach, tam miałem praktykę, na betoniarce.

Skąd ten Kraków?

Lepiej się było przenieść do innej szkoły, bo byłem kawał urwisa, nawet jednego boksera zlałem. I to mi trochę zostało, taką mam naturę. Potem wróciłem do Warszawy, ożeniłem się, rozwiodłem i potem się pobraliśmy [z Ewą] i tak człowiek pracował w Urodzie, żona też tam pracowała. Anglicy nas kupili w 1993 roku i zwolnili mnie z pracy, dostałem nawet 10 tys. odszkodowania. I co?

Położyłem się na wersalce i myślę, co ja zrobię, jak roboty nie znajdę. To pojadę na Rozbrat i wstąpię do SLD.

Skierowali mnie do oddziału i zapisałem się.

Irek Tondera, dyrektor dzielnicy, jak współrządziliśmy z UW, załatwił mi pracę w Dzielnicowym Ośrodku Sportu i Rekreacji, szatniarzem byłem, na basenie pomagałem albo na siłowni. 15 lat przepracowałem. Miałem bardzo dobrą panią dyrektor, byłem wynagradzany. Bo jak ja miałem wolne, to robiłem poza obowiązkami. „Panu Zbyszkowi nie trzeba mówić, co ma robić” – mówiła pani dyrektor. Od 1967 roku, to przepracowałem razem wszystkiego 46 lat bez trzech miesięcy, i mam dobrą emeryturę, żona też ma.

W SLD kandydowałem w wyborach samorządowych, ale dostałem tylko 7 głosów, bo człowiek musi być znany. Teraz też mnie namawiali, żeby jako ten „Spieprzaj dziadu” próbował, ale nie ma mowy, jeszcze by powiedzieli, że stary komuch i jeszcze się pcha, bo się nie dorobił.

Był pan w PZPR?

Broń Panie Boże. W ZMS-ie byłem [Związek Młodzieży Socjalistycznej], bo takie miałem poglądy, ale w partii nigdy, nikt mi tego nie udowodni. Bylem za „Solidarnością”, byłem członkiem, jak było nas 10 milionów [w latach 1980-1981], teraz to „Solidarność” jest pisowska.

Bardzo byłem za Kwaśniewskim. Jak były wybory na drugą kadencję [w 2000 roku; Kwaśniewski wygrał już w I turze z poparciem 53,9 proc. przed Olechowskim 17,3 i Krzaklewskim 15,57] i była już cisza wyborcza, to w nocy, we czterech, żeśmy poszli na miasto i zaklejaliśmy Krzaklewskiego Kwaśniewskim. Jakby nas złapali, to mieliśmy się nie przyznawać, skąd jesteśmy. Potem dostaliśmy dyplomy z SLD za zaangażowanie, taka pamiątka.

Ja jestem człowiek Lewicy, ale nie mam kłopotów z Platformą.

Jak półtora roku temu zacząłem chodzić z Babciami [Babcie Polskie] i Literiadą [inicjatywa KOD, potem Babć Polskich ustawiając ludzi litery w napis „Konstytucja”], to dobrze nam się współpracuje, a tam wszyscy raczej za Platformą.

O tu, niech pan zobaczy (pokazuje zdjęcia z protestów), tu jest ten baner, co Kaczyński nam wyrwał.

Zbigniew Aniszewski z koleżanką z ulicznej opozycji, dokumentacja własna.

[Żona: Po co to wszystko opowiadasz?]

Nie przeżywaj tak, Ewa. Żona to jest bojący dudek. Ja jestem zadowolony, to mi się podoba, mam nadzieje, że jakiś kamyczek wrzuciłem do tego ogródka, żeby PiS odszedł.

I dalej będziemy działać. 13 lutego o 12:30 pod Pałacem Prezydenckim, będziemy z Literiadą i Babciami, będzie pan?

Ja już jestem szczęśliwy, po wyborach. Tylko wszystko trzeba robić, żeby oni nie doszli już do głosu.

Cały czas te z PiS-u robią Tuskowi na złość, jak tylko mogą. Tuska trzeba popierać. Ten Hołownia mi się podoba, taki młody, a jak z nimi pogrywa. Bardzo ładnie.

[Żona: Odbije mu się na zdrowiu, bo taki spokojny, a w środku mu się buzuje. Wiem po sobie. Nie przypuszczałam, że tak sobie będzie radził.]

No, ja też nie sądziłem. Będziemy robili tę robotę dalej.

Przynosi pudełko pełne przypinek i znaczków z protestów lat 2016-2023. Wysypuje na stół przykryty serwetą i ozdobiony pomarańczowymi podkładkami z rafii.

Zbiór przypinek opozycji ulicznej Zbigniewa Aniszewskiego. Fot. Alicja Pacewicz

Proszę tu spojrzeć. Osiem gwiazdek, Zełenski, Partia Razem, Konstytucja i Konstytucja, głupcze, Idź na wybory, Wypierdalać [napisane solidarycą], coś takiego też się trafiło, TVN.

Jak TVN starał się o koncesję, to na Wiertniczą chodziłem, sam tam stałem z transparentem, przynieśli mi raz kawę i tort, bo mieli rocznicę, my pana znamy – mówili, dziękujemy. Ja mówię, że nie przyszedłem na śniadanie, przyszedłem was wspierać, bo jesteście moją stacją.

A tu, pan patrzy, różaniec od Papieża.

Był Pan u Jana Pawła II?!

Nie, ale tam, gdzie pracowałem, przyszedł ksiądz, po cywilnemu chodził, sekretarz Glempa. Poprosiłem go, żeby mi załatwił różaniec poświęcony przez Papieża. I on przez kolegę to załatwił.

Różaniec, co przeszedł przez ręce naszego Papieża!

A jak pan przeżywał wybory 15 października?

Wiedziałem na 90 proc., że PiS to wygra, ale że koalicja, razem to będą mieli większość, miałem nadzieję. I jak podali wyniki i Tusk powiedział, że wygraliśmy,

to się człowiek nawet wzruszył, że nareszcie położyliśmy ich kurna na glebę.

No bo się robiło tę robotę, tyle lat, człowiek robił, co mógł. A teraz oni demolują kraj, blokują wszystko, wrogów nam robią z Niemców, a przecież nasza gospodarka jest sprzężona.

Akcja protestacyjna Zbigniewa Aniszewskiego, dokumentacja własna
Akcja protestacyjna Zbigniewa Aniszewskiego, dokumentacja własna
Akcja protestacyjna Zbigniewa Aniszewskiego, dokumentacja własna
;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze