Propaganda mozolnie wypracowuje objaśnienie, dlaczego niszczenie infrastruktury energetycznej Ukrainy jest dobre. Sięga do sprawdzonych argumentów z 17 września 1939 roku w sprawie Polski. Teraz jednak Polska miałaby wystąpić w roli Niemiec i wziąć udział w rozbiorze Ukrainy
Odnotujmy najpierw, że ta mozolna robota z wytłumaczeniem, o co chodzi z niszczeniem Ukrainy, wykonywana jest w ósmym tygodniu intensywnego rosyjskiego ostrzału elektrowni, transformatorów i ciepłowni. Co może oznaczać, że armia generała Surowikina i prezydenta Putina dopiero teraz odkryła, że jakieś wyjaśnienie jest potrzebne.
Być może zatem w planach mieli błyskawiczne zniszczenie Ukrainy. W takim przypadku niczego poddanym wyjaśniać nie trzeba by było. A zatem armia Surowikina i Putina popełniła ten sam błąd co w lutym/marcu - kiedy zakładała, że Ukraina upadnie w tydzień, więc nie trzeba przygotowywać rozbudowanych objaśnień, po co nam ta wojna.
Poza opowieścią o “demilitaryzacji, denuklearyzacji i denazyfikacji” propaganda od 24 lutego niczego nie wymyśliła (no poza straszeniem osobami transpłciowymi).
Tymczasem żaden z trzech celów Putina nie został zrealizowany:
A Ukraina po 10 miesiącach jest jeszcze mniej chętna do bycia częścią imperium niż w lutym. Ukraińcy mimo kłopotów z prądem cały czas rozbierają pomniki rosyjskich władców i generałów, którymi Rosja ozdobiła im kraj. 1 grudnia padł pomnik Suworowa w mieście Izmaił nad granicą rumuńską.
Propaganda zaproponowała więc teraz nowy, jakby bardziej osiągalny cel: wojna się skończy, kiedy wyłączymy w Ukrainie prąd na stałe. Zaczęła też sugerować, jak się ta wojna skończy - ale na razie bardzo pokrętnie.
Nie jest gotowa na komunikat “raczej tego nie wygramy”.
Na razie mierzy się z tłumaczeniem ostrzału sąsiedniego kraju, w którym Rosjanie nadal mają krewnych i znajomych. Propaganda nie lubi się chwalić niszczeniem infrastruktury energetycznej Ukrainy, bo to niszczy narrację o bratniej Rosji miłującej pokój i Ukrainę. I za bardzo wygląda na zbrodnię wojenną.
Tak jak już pisałam, w rosyjskich “Wiadomościach” informacje o ostrzałach rakietowych pojawiają się mimochodem, wtrącane między doniesienia o zdobyciu kolejnej osady w Donbasie i opowieści o wrogich machinacjach Zachodu.
Jednak propagandysta Dmitrij Kisieliow w programie telewizyjnym “Wiadomości Tygodnia” 27 listopada zaproponował taką oto interpretację ostrzału rakietowego Ukrainy: cel nadal jest militarny, a ludność cywilna cierpi tylko niechcący.
Chodzi o pozbawienie zasilania kolei – bo jeśli trakcja elektryczna padnie, to Zachód nie będzie miał jak dostarczyć Ukrainie broni do walki z Rosją.
Bez prądu z elektrowni wojsku zabraknie też łączności i nie będzie mogło walczyć z Rosją.
Argumenty są bezsensowne, bo sama rosyjska propaganda przyznaje, że mimo ostrzałów kolej w Ukrainie nadal działa, a trakcja stale jest naprawiana. Zaś ukraińskiemu wojsku nie przeszkadza w łączności brak sieciowych gniazdek w okopach.
Tym bardziej jednak warto docenić ten kłamliwy spin – ma on chyba rosyjskiego widza uspokoić, że “operacja specjalna” Putina nadal jest operacją pokojową i zmierzającą do pokoju. Oraz do szczęśliwego końca.
Kisieliow nie wymyślił tego sam: dziś, 1 grudnia, tych samych argumentów użył szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow.
“Rosja na Ukrainie uderza w infrastrukturę, która pomaga zabijać Rosjan" - powiedział Ławrow. - "Więc wycofujemy urządzenia energetyczne, które pozwalają krajom zachodnim pompować śmiercionośną broń na Ukrainę w celu zabijania Rosjan”. (…) „Ubolewam i martwię się o każde ludzkie życie, zwłaszcza ludzkie, które zostało utracone w wyniku działań wojennych i szkód w infrastrukturze cywilnej. Ale rozważmy wszystkie te kwestie bez podwójnych standardów i uczciwie. (…) Kiedy Zachód zabijał Arabów w niesłychanie dużych ilościach w tym samym Iraku, w tej samej Libii, w tej samej Syrii czy Afgańczyków w Afganistanie, nie pamiętam takiej troski o ludność cywilną”.
Tylko jakby mimochodem propaganda wspomina też, że brak prądu utrudni zdradzieckim Ukraińcom oczekiwanie na ich ukochaną Unię Europejską. Poza tym Rosja ma prawo nękać Ukrainę, skoro ta po aneksji Krymu w 2014 r. odcięła półwysep od ukraińskiej wody. To ma prawdopodobnie znaczyć, że może metody nie są najlepsze, ale to Ukraina zaczęła. Bez wody i ogrzewania zostali też mieszkańcy Donbasu (w wyniku wojny, którą zaczął w lutym Putin, ale to drobiazg). A poza tym Niemcy w czasie II wojny światowej zachowywali się w Ukrainie gorzej.
A najważniejsze - mówi w tej wersji propaganda - “Nasze działania są skuteczne”.
Charakterystyczne, że propaganda przestała opowiadać, że “nasze działania są słuszne” (“nasze dieło prawoje” - co przez miesiące było głównym hasłem np. programu telewizyjnego Kisieliowa).
Tłumacząc, po co w zasadzie Rosja niszczy infrastrukturę energetyczną Ukrainy, choć przecież tak kocha Ukraińców, propaganda ujawnia też, jaki koniec wojny jej się marzy. Nie pierwszy raz – ale teraz wyjątkowo elokwentnie.
Ataki rakietowe mają doprowadzić do upadku państwa ukraińskiego. Jeśli nie będzie prądu, nie będzie usług publicznych, pozostaną tylko pozbawieni opieki władzy ludzie. O tym Kisieliow mówi już od dwóch tygodni.
Teraz jednak propaganda dodała, że będzie to sytuacja analogiczna do tej, w jakiej państwo polskie znalazło się we wrześniu 1939 r. Czyli: Rosja będzie mogła wkroczyć do Ukrainy i nikt jej nic za to nie zrobi, tak jak nic jej nie zrobił 80 lat temu za najazd na Polskę.
Wątek polski wprowadziła Federalna Służba Bezpieczeństwa w oficjalnym komunikacie (jak to bywa z moskiewską propagandą, jeśli następuje jakiś skręt, to skręca cała armada).
We wtorek 29 listopada FSB opublikowała archiwalne materiały z Centralnego Archiwum FSB z 1944 r. dotyczące Armii Krajowej. Odłóżmy na bok to, że AK była wedle tego “dokumentu jedną z “band nacjonalistycznych terroryzujących ludność cywilną w krajach bałtyckich, Ukrainie i Polsce".
Ciekawy jest tu historyczny background dodany do informacji. Proszę uważnie przeczytać ten fragment - to nie są tylko historyczne dyrdymały. Propaganda Kremla twardo trzyma się bowiem dwóch zasad:
“1 września 1939 roku nazistowskie Niemcy zaatakowały Polskę. W ciągu kilku dni państwo to właściwie przestało istnieć. Rząd uciekł z kraju i ostatecznie osiedlił się w stolicy Wielkiej Brytanii. O świcie 17 września 1939 r. jednostki Armii Czerwonej wkroczyły na terytorium Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy. Wojskom radzieckim zabroniono strzelać i bombardować osady, a także prowadzić działania wojenne przeciwko wojskom polskim, jeśli nie stawiały oporu [to zupełnie tak, jak w czasie wojny Putina w Ukrainie – aj]. Żołnierzom Armii Czerwonej wyjaśniono, że jadą na Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę nie jako zdobywcy, ale jako wyzwoliciele narodu ukraińskiego i białoruskiego. Istnieją dokumenty potwierdzające, że cywile masowo witali radzieckie wojsko, często z kwiatami” [w Ukrainie też mieli czekać ludzie z kwiatami – FSB tłumaczy nam być może, że Putin miał podstawy oczekiwać, że w Ukrainie teraz będzie podobnie].
I to wszystko - jeśli dane państwo upadnie – jest całkiem legalne:
“Z punktu widzenia zawodowych historyków kampania wyzwoleńcza Armii Czerwonej nie była sprzeczna z ówczesnymi normami prawa międzynarodowego. Po pierwsze, istnieje zasada rebus sic stantibus, zgodnie z którą umowa pozostaje w mocy tak długo, jak niezmienne są okoliczności, które doprowadziły do jej zawarcia. Po drugie, w prawie międzynarodowym istniało wówczas pojęcie «prawa do samopomocy». Zgodnie z nim państwo, które uznało, że działania innego podmiotu prawa międzynarodowego zagrażają jego żywotnym interesom, mogło zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym podjąć działania siłowe w celu wyeliminowania tego zagrożenia. »Prawo do samopomocy« było szeroko stosowane przez różne kraje podczas II wojny światowej” - pisze FSB.
Żeby nie było wątpliwości, że marzeniem Putina jest teraz zrekonstruowanie w Ukrainie polskiego września’39, głos zabiera szef wywiadu zagranicznego Siergiej Naryszkin. 30 listopada "ujawnia dane wywiadu", że Polska już swój udział w parcelacji upadłej Ukrainy zaplanowała. A dokładnie - zaplanował i wykona to osobiście prezydent Andrzej Duda.
Zatem tym razem Polska byłaby obsadzona w roli Niemiec. Fantazje o polskim prezydencie, który rządzi i dzieli, są zawarte w wywiadzie Naryszkina dla agencji RIA Nowosti i dla niepoznaki zapakowane w formę ostrzeżenia:
Naryszkin: Polska przyspiesza przygotowania do aneksji Zachodniej Ukrainy: “Prezydent Andrzej Duda polecił już (wedle Naryszkina) odpowiednim służbom niezwłoczne przygotowanie oficjalnego uzasadnienia polskich roszczeń wobec Zachodniej Ukrainy”. “Bowiem polskie kierownictwo zamierza przeprowadzić referenda na Zachodniej Ukrainie, aby uzasadnić swoje roszczenia do ziem ukraińskich” - powiedział Naryszkin.
Bardzo nas to nie dziwi – rosyjska propaganda stale zarzuca innym te zbrodnie, które popełnia Rosja. Jest jednak w tym przekazie ciekawy wątek. Otóż wedle Moskwy rozbiór Ukrainy mógłby być formą reparacji dla Polski. W końcu Polska chodzi teraz po świecie i opowiada, że należą się jej reparacje od Niemiec i od Rosji za II wojnę światową. A więc pewnie i za Wołyń 1943.
Gdyby tylko Warszawa na to poszła...
"Z informacji otrzymanych przez rosyjski wywiad wynika, że Warszawa przyspiesza przygotowania do aneksji zachodnioukraińskich ziem: Lwowa, Iwano-Frankowska i większości obwodu tarnopolskiego Ukrainy. Polskie kierownictwo zamierza działać proaktywnie i wytrwale w obawie, że w nadchodzących zimowych miesiącach wysocy rangą partnerzy z NATO będą próbowali negocjować z Moskwą, nie uwzględniając nie tylko interesów Ukrainy, ale także Polski. Tymczasem Warszawa jest przekonana, że zasłużyła na hojne odszkodowanie za pomoc wojskową udzieloną Kijowowi, udzielenie schronienia licznym ukraińskim migrantom, wreszcie niedawny atak rakietowy na terytorium Polski.
Działając proaktywnie, prezydent RP Andrzej Duda zlecił wyspecjalizowanym służbom przygotowanie w krótkim czasie oficjalnego uzasadnienia polskich roszczeń wobec Zachodniej Ukrainy. Punktem wyjścia w kwerendach archiwalnych jest masakra wołyńska z 1943 roku. Ten tragiczny epizod zdaniem polskich ekspertów »niepodważalnie dowodzi« udziału Ukraińskiej Powstańczej Armii w ludobójstwie narodu polskiego. Warszawa jest przekonana, że informacje dostępne w archiwach państwowych wystarczą, aby wysunąć wobec Kijowa poważne żądania restytucyjne (…).
Aby zapewnić zasadność planowanych nabytków terytorialnych, polskie kierownictwo postanowiło wykorzystać pomyślne rosyjskie doświadczenia zwrotu terytoriów przodków, przeprowadzając w ich sprawie referenda. (…) Chcemy z góry przestrzec Polaków przed pochopnym rysowaniem fałszywych analogii i apelować o dokładniejsze przestudiowanie ich historii. Przypomnijmy, że pełna jest gorzkich przykładów starć polskich i ukraińskich nacjonalistów. Może nie powinni już wchodzić na te same grabie?”.
Naryszkin więc mówi, że wie o “planach rozbiorowych”, ale nie uważa, że to skandal i łamanie prawa międzynarodowego. Uważa tylko, że Polacy bez pomocy Rosji nie są w stanie takiej operacji poprawnie wykonać. Pakt Rau-Ławrow byłby dobrym rozwiązaniem, ale do tego potrzebni są jednak racjonalni partnerzy. Rosja może tylko wskazywać na dobre i sprawdzone wzorce.
I powtarzać, że działała tak samo legalnie, jak w 1939 roku.
Propaganda przyzwyczaja odbiorców do dużej zmiany: jakieś rozmowy pokojowe na pewno się odbędą (“W nadchodzących zimowych miesiącach wysocy rangą partnerzy z NATO będą próbowali negocjować z Moskwą” - mówi Naryszkin ). Zatem, na koniec dnia, czy wyłączymy Ukrainie prąd, czy nie, wszystko skończy się jakimiś rokowaniami. Rozbiór Ukrainy to wersja optymalna, ale może nie wyjść.
Najważniejsze, drodzy odbiorcy propagandy, żebyście nie oczekiwali rosyjskiej defilady w Kijowie. Putin może wam tylko obiecać, że okopie się na tym, co już Ukrainie wyrwał: “Fortyfikacje na lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego budowane są w szybkim tempie, zaangażowani są w to wojskowi specjaliści. Wszystkie te prace są prowadzone na naukowych podstawach nauk wojskowych. Na te cele przeznaczono znaczne środki finansowe i zaangażowano dużą liczbę firm budowlanych".
Pakt "Rau-Ławrow" jest więc bajką dla Rosjan.
Ale nie zdziwiłabym się, gdyby teraz - po takim ostrzale propagandowym z Kremla - nie pojawiły się w polskim internecie opinie, że "zamiast pomagać Ukraińcom[restrict_content paragrafy="5"], lepiej zająć Lwów". Ale źródło tych komunikatów będzie chyba dla Czytelnika jasne.
PS. Nadal nie wiadomo, kiedy Putin zwróci się z orędziem o stanie państwa do parlamentu. Pytany o to regularnie rzecznik Putina Pieskow jak zwykle odpowiedział dziś: „Nie, jeszcze nie ma żadnych informacji. Poinformujemy”.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze