Propaganda po kilku dniach miotania się znalazła w końcu właściwy ton do opowieści o Chersoniu. Taki, co to ułagodzi twardogłowych i sprawi, że poddani Putina będą się mniej martwić: odwrót spod Chersonia jest wielkim sukcesem i wynika z troski Putina o dobro żołnierzy i cywili
Przez trzy dni od ogłoszenia decyzji o wycofaniu się spod Chersonia na lewy brzeg Dniepru propaganda Kremla się miotała: od przemilczania (w dziennikach telewizyjnych nie padało w ogóle słowo na "Ch", za to dużo miejsca poświęcano zdobywaniu wsi Pawłiwka pod Donieckiem: jej ostateczne zdobycie było czołówką poniedziałkowych “Wiadomości”) do rozpaczy (oficjalni “komentatorzy” w telewizji przyznawali się do cierpienia z powodu utraty pradawnego rosyjskiego miasta, ostrzegali też, że trwa walka z szatanem). Niektórzy sugerowali, że “manewr” armii jest początkiem błyskotliwego planu wojennego wodza, który pozwoli pobić Ukrainę i “zbiorowy Zachód”.
Ale tak naprawdę nie wiadomo było, co myśleć. Najdosadniej ujął to komentator telewizji NTV Andriej Norkin: pochwała "manewru” naraża na odpowiedzialność karną za akceptowanie naruszenia integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej, a krytyka “manewru” grozi odpowiedzialnością karną na podstawie przepisów zakazujących krytykowanie rosyjskiej armii. W obu przypadkach kary są podobne: grzywna i więzienie.
Najgorsze było to, że nie wiadomo, co w tej sprawie uważa Putin: od decyzji wojskowych o porzuceniu Chersonia wyraźnie się dystansował. Kazał się pokazywać w telewizji, jak zajmuje się problemem zasiłków dla rodzin (żeby było więcej dzieci) oraz zwiedza Instytut Mózgu. W piątek (11 listopada) jego rzecznik Pieskow powiedział co prawda, że “manewr” to nic wielkiego, bo pod względem prawnym Chersońszczyzna nadal należy do Rosji. Było to już po tym, jak wojskowi ogłosili, że odwrót spod Chersonia nie zakończył się paniczną ucieczką Rosjan - jak we wrześniu pod Charkowem.
Ale czy zadowolenie z tego powodu jest w porządku?
Dopiero w niedzielę (13 listopada) głos zabrał Dmitrij Kisielow. Twórca telewizyjnych trzygodzinnych “Wiadomości Tygodnia” zaproponował nową interpretację wydarzeń pod Chersoniem. Tłumaczenia ilustrował filmowymi migawkami.
Tu fragment łamańca Kisielowa wycięty przez brytyjskiego dziennikarza Franciusa Scarra:
Szło to mniej więcej tak:
Już 7 listopada Władimir Putin mówił, jak ważni są dla niego ludzie i ich bezpieczeństwo [na zdjęciu u góry]. I tę dyspozycję prezydenta wykonała teraz armia.
A zatem, drodzy telewidzowie, Putin bierze odpowiedzialność za “manewr zajęcia pozycji obronnych na lewym brzegu Dniepru” i należy to brać pod uwagę, komentując ostatnie wydarzenia.
Teraz ulice Chersonia są kompletnie opustoszałe. Ostatni mieszkańcy, którzy zmieścili się na ostatni prom, patrzą na Dniepr z rozpaczą.
Mamy więc pierwszą odpowiedź, zwłaszcza dla tych, którzy widzieli w sieci obrazki rozentuzjazmowanego tłumu z ukraińskimi flagami na ulicach Chersonia i zastanawiali się, czy aby wynik putinowskiego referendum (70 proc. za Rosją) nie był sfingowany. Otóż nie wolno tak mówić.
Ale Rosja pomogła wyjechać większości mieszkańców Chersonia - kontynuuje Kisielow (choć tak naprawdę władze mówią o wywiezieniu 115 tys. osób z prawego brzegu Dniepru – w samym Chersoniu miało zostać około stu tysięcy mieszkańców). Trafili na Krym i do Rosji. Teraz opowiadają “reporterom” rosyjskiej TV, że Ukraińcy kłamali, bo ostrzegali, że uciekającym grozi wywózka na Sybir. “A nie wywieźli” - mówi z satysfakcją starszy mężczyzna. Za to mała dziewczynka opowiada podniecona zabawą, że w Rosji jej się bardzo podoba i nie chce już wracać do domu.
W taki sposób machina telewizyjna Kisielowa daje do zrozumienia, że wywiezieni z Chersonia raczej tam nie wrócą, ale nie dzieje im się krzywda.
Dalej Kisielow: Generał Surowikin, podejmując decyzję o obronie na lewym brzegu Dniepru, bardzo cierpiał. Zaiste była to trudna decyzja. “Nieprostaja”. Ale kijowski reżim rzuca do ataku i na śmierć tysiące żołnierzy, a Rosji zależy na uratowaniu życia swoim żołnierzom. Dzięki “manewrowi” zajmą dobrze przygotowane pozycje na lewym brzegu albo przydadzą się lepiej w tych miejscach frontu, gdzie Rosji idzie lepiej.
Wątek o pojawiających się bez przerwy, jak spod ziemi, nowych oddziałach ukraińskich, pojawia się w propagandzie od pewnego czasu. Wygląda to tak, jakby wojsko rosyjskie nie wiedziało, skąd się oni biorą - być może z oficjalnych danych przedstawianych generałom wynika, że żołnierze ci dawno już zginęli. W każdym razie komunikaty te, nawet w ustach miłego staruszka Kisielowa, brzmią tak, jakbyśmy mieli do czynienia z siłą nieczystą.
Ale – uwaga - mówi Kisielow: Odwrót spod Chersonia jest tylko taktyczny i jeszcze tam wrócimy. Zresztą był wielkim sukcesem, bo nie straciliśmy sprzętu i ludzi. Powiedzmy wprost: dzięki manewrowi generała Surowikina “wzrosły siły Rosji”.
Tymczasem “czas pracuje dla nas”, bo zaraz przestanie działać ogrzewanie i zabraknie prądu w Ukrainie. Wróci ona “do czasów średniowiecza”. Nie jest to oczywiście winą Rosji, która nie wojuje przecież z narodem ukraińskim. To wina NATO, który używa Ukraińców do tej wojny. Oszukali ich obietnicami o pomocy, której nie są w stanie dostarczyć. A republikański wkrótce Kongres USA (co do tego Kisielow nie ma cienia wątpliwości) powstrzyma pomoc amerykańską.
Kisielow znalazł zatem rozwiązanie problemu: jak miłująca ludzi Rosja może skazywać miliony na cierpienie zimna i ciemności. Zamiast tłumaczyć, że na wojnie z Szatanem Rosja ma prawo się bronić, jak tylko się da, Kisielow mówi wprost: za ciemności i zimno w Ukrainie odpowiada Zachód.
Mamy wolę, świadomość “misji sanitarnej wobec nazizmu”, mamy niewyczerpane środki. Zwłaszcza - tu Kisielow się powtarza - że nie straciliśmy ani jednej sztuki sprzętu w czasie “manewru zajęcia nowych pozycji obronnych”. A droga lądowa na Krym z Rosji działa. Most Krymski naprawiany jest zgodnie z harmonogramem i obie jezdnie będą działały już pod koniec roku. A nitka kolejowa – w czerwcu. Dlatego Morze Azowskie na zawsze już będzie rosyjskim wewnętrznym.
Jak widzimy, Kisielow świadomie nawiązuje do rosyjskich mitów wojennych: porzucenia Moskwy w 1812 roku i cofania się pod naporem armii niemieckiej w 1941. Robi to sprawnie, zapewnia, że obecnie sytuacja jest doskonała, ale nie aż tak, by telewidz przestał się przejmować wojną Putina. Ma się czuć zmobilizowany.
Na koniec opowieści o wielkim sukcesie Putina pod Chersoniem mamy bowiem informację, że na lewym brzegu Dniepru kopane są rowy przeciwczołgowe i stawiane zapory zwane “zębami smoka”. Trwa też ewakuacja Nowej Kachowki – na tymże lewym brzegu Dniepru.
Aha, i to nieprawda, że zmobilizowani żołnierze nie dostają obiecanych przez Putina pieniędzy. Na dowód jeden z “mobików” pokazuje “reporterowi” na swoim smartfonie stan konta (widz musi wierzyć, że ta ustawka odbywa się daleko od linii frontu i Ukraińcy nie wykorzystają sygnału ze smartfonu do innych celów niż uspokajanie rosyjskiej opinii publicznej).
A poza tym na zachodzie bez zmian: tak jak w lutym i w marcu, tylko chyba bardziej, ostrzeliwany jest Donieck. Rosjanie zajęli w końcu resztki słynnego donieckiego lotniska, ale nie odważył się tam pojechać żaden “wojenny korespondent”. Mamy za to relacje ze zdobytych wsi pod Donieckiem. Nie ma tam ani jednego całego domu. Ani jednego całego drzewa.
Wojna będzie długa - mówi propaganda
Ale pociesza, że Putin, władca, którego z nikim nie da się porównać, no najwyżej z Piotrem I (jak objaśnił widzom TV pewien pop), wszystko widzi i docenia: zarówno wysiłek zbiorowy, jak i każdego z osobna. Dlatego należy być dobrej myśli i wzajemnie się pocieszać.
Żeby docenić spin Kisielowa, a potem też Władimira Sołowiowa (w wieczornym programie “Moskwa, Kreml, Putin”), trzeba sobie przypomnieć, co propaganda mówiła wcześniej o Chersoniu. Że nie oddamy ani guzika.
Twarzą rosyjskiego Chersonia był nie szef kolaboracyjnej administracji Wołodymir Saldo, ale jego zastępca Kirył Stremousow. To on występował w mediach i zapewniał, że Rosja Chersonia nie odda. Los sprawił, że zginął w wypadku samochodowym 9 listopada, kiedy rosyjscy wojskowi ogłaszali opuszczenie Chersonia. Został pochowany na Krymie, a propaganda zbyła go małą wzmianką. Tak wypadło, że jego zapewnienia o walce do końca przestały być aktualne, skoro Putin uznał w swej mądrości, że lepiej się wycofać.
Oto wybór zapewnień Stremousowa
Jeśli na to popatrzymy z perspektywy tamtych zapewnień, to widać, że Moskwa przyjęła narrację środka.
Twardogłowi dostali sygnał, że nie należy rozpaczać za bardzo - gdyż to oznaczałoby krytykę samego Putina. Zaś zwykli ludzie dowiedzieli się, że władza spodziewa się po nich umiarkowanego zatroskania o przyszłość ojczyzny, ale dobrze zaprawionego wiarą w ostateczne zwycięstwo.
Jeszcze w piątek (11 listopada) taki obrót rzeczy nie był oczywisty: propaganda ogłosiła nagle, że władza myśli o zaostrzeniu przepisów w sprawie “nietradycyjnych stosunków seksualnych”. Duma przeprowadziła już pierwsze czytanie projektu, który promowanie takich relacji oraz podawanie informacji, które mogą być rozumiane jako zachęta do zmiany płci, karzą wysokimi grzywnami. Potem władza (sam marszałek Dumy Wołodin) wydawała z siebie pomruki, że w drugim czytaniu przepisy trzeba zaostrzyć. I właśnie w piątek, w dniu oddania Chersonia, rosyjska propaganda “dotarła” do propozycji dwóch deputowanych, by za promowanie “nietradycyjnych stosunków seksualnych” karać także więzieniem. Do pięciu lat.
W trakcie “debaty publicznej” nad tym projektem, w czasie której głos zabierała m.in. Cerkiew i Związek Wydawców Książek, wyjaśniono już, że propagowaniem “nietradycyjnych stosunków seksualnych” nie jest wydawanie i czytanie Nabokowa albo Dostojewskiego. Jest nim natomiast publiczne ujawnianie swojej orientacji, o ile nie jest się heteroseksualistą. Za to właśnie miałoby się teraz iść do więzienia. No i za wystawianie sztuk sugerujących, że można zmieniać płcie (taki donos już się pojawił - w sprawie sztuki, w której kobiece role odgrywali mężczyźni).
Zachodni komentatorzy zauważyli w sobotę, że zmienianie kodeksu karnego przy pomocy poprawek jest niedozwolone nawet w Rosji. Nie wydaje się jednak, żeby był to poważny problem dla Putina. Faktem jest jednak, że “Usta Putina” Kisielow nie zająknął się o tym projekcie w swoim niedzielnym trzygodzinnym programie, choć do tej pory sprawozdawał go szczegółowo.
To nie jest tak, że temat porzucił - tradycyjne okienko na szczucie na osoby LGBT wypełnił relacjami z Kataru przed piłkarskimi Mistrzostwami Świata.
Otóż geje atakują tradycyjne wartości Kataru (który za "nietradycyjne stosunki seksualne" karze chłostą lub więzieniem). I choć Katar w sposób zupełnie nieuprawniony rości sobie prawo do zorganizowania mistrzostw lepszych niż Rosja w 2018 roku, to został zaatakowany przez Zachód niesprawiedliwie. Pewnie dlatego, że nie sprzedał mu tyle gazu, ile było potrzeba. W każdym razie “aktywiści LGBT” domagają się teraz od Kataru i FIFA respektowania praw osób nieheteronormatywnych, a kapitanowie durnych zachodnich drużyn wystąpią z tęczowymi opaskami na rękawach.
Jeśli widz sięga do innych źródeł wiedzy niż bajki Kisielowa, dowie się, że sytuacja na froncie nie jest różowa.
Rosyjskie wojsko tapla się w błocie (co pokazują codzienne “Wiadomości”), a ich sukcesy polegają na bohaterskiej obronie:
Okupacyjne władze części Zaporoża anektowanego przez Rosję nie kryją przerażenia:
Sytuacja na linii frontu w obwodzie zaporoskim pozostaje alarmująca: nie jest to pierwszy tydzień, w którym wojska ukraińskie mają tam zaatakować, choć dziś sytuacja jest stabilna. “Kijów może przerzucić około 40 tysięcy żołnierzy z kierunku chersońskiego, a wróg uważa kierunek zaporoski za priorytet - powiedział Władimir Rogow, członek “rady głównej administracji regionalnej”. - Do tego w obwodzie zaporoskim walczą najemnicy z 40 krajów (to chyba w nowomowie rosyjskich czynowników oznacza nie tylko liczbową, ale i techniczną przewagę Ukrainy). Taki obrót wydarzeń może pogorszyć sytuację na zaporoskiej linii styku.
Chaos w rosyjskiej administracji okupacyjnej pokazują sprzeczne komunikaty w sprawie nowej siedziby władz. W sobotę “rzecznik wicepremiera regionu” Aleksander Fomin ogłosił, że “tymczasową stolicą administracyjną obwodu chersońskiego” został Heniczesk nad Morzem Azowskim (czyli na wschodnim skraju obwodu).
Parę godzin później władze kolaboracyjne połapały się, że takie oświadczenie stoi w sprzeczności z linią Kremla, iż nic się nie stało, a Chersoń nadal prawnie należy do Rosji. Fomin został wyrzucony z mocą wsteczną i „w chwili składania oświadczenia Aleksander Fomin nie był pracownikiem administracji regionalnej i nie miał uprawnień do składania takich oświadczeń” - ogłosiły “władze” i zapewniły: „Nie podjęto żadnych oficjalnych decyzji o przeniesieniu stolicy obwodu chersońskiego. Heniczesk stał się miastem, w którym czasowo znajduje się szereg departamentów i struktur władz regionalnych”.
Putin obiecał osobiście porozmawiać z narodem w sprawie mobilizacji. Ale nie wiadomo, kiedy to będzie. Nie wiadomo też, kiedy wygłosi orędzie o stanie państwa - choć przygotowania do niego trwają od 17 lutego. Być może zdąży do końca roku. Tym bardziej nie wiadomo, kiedy będzie konferencja prasowa i tzw. bezpośrednia linia, w czasie której “zwykli ludzie” mogą zadać pytanie Putinowi. Dziś dowiedzieliśmy się, że na pewno nie razem z orędziem - bo to muszą być wydarzenia “oddzielone w czasie”.
Putin tłumaczy to wszystko przez swego rzecznika nadmiarem pracy. To z tego, i tylko z tego powodu, nie pojechał na szczyt G20 (“Decyzja prezydenta Rosji Władimira Putina o nieuczestniczeniu w szczycie G20 wynika z jego harmonogramu i konieczności przebywania w Rosji” - powiedział sekretarz prasowy Dmitrij Pieskow).
Nie powinno więc dziwić, że Putinowi już drugi tydzień z kolei spada poparcie. Sondaż przeprowadzony od 31 października do 6 listopada 2022 roku wykazuje spadek - już nie o 0,3 pkt. proc., ale aż o 0,6 proc. Putin stracił więc w ciągu dwóch tygodni prawie procent poparcia. I cóż, że to mniej niż błąd badania (oceniany właśnie na 1 proc.) - skoro spadł poniżej swojej stałej: 80 proc.
“Poziom zaufania Rosjan do rosyjskiego prezydenta Władimira Putina wynosi teraz 79,5 proc.”. Jeszcze gorzej jest z poziomem aprobaty dla działań prezydenta - 75,8 proc. (“minus 0,7 pkt. proc. tygodniowo”) - referuje TASS.
Propaganda powinna teraz udowodnić, że spadek zaufania do Putina jest dowodem większego zaufania. Przecież odnosi na naszych oczach kolejny sukces. Nie tylko wycofał armię z anektowanej Chersońszczyzny “bez strat”, ale po czystce etnicznej w południowej Ukrainie jej status zostanie wyjaśniony raz na zawsze, nawet dla osób o tak prostym rozumku jak Putin: w Chersoniu nie ma już osób w jakiś sposób identyfikujących się z Rosją. Armia rosyjska wywiozła stamtąd wszystkich. Zabrała też rosyjskie pamiątki historyczne. A zatem Putin je ocalił.
Tylko psy i koty zostały - mieszkańcom kazano zabierać się z dwoma walizkami, miejsca na zwierzaki nie było.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko za pośrednictwem VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze