Roman Smogorzewski i kobiety, które za nim stanęły, nie bardzo wiedzą, o co chodzi z tym seksizmem – i na naszych oczach się tego dowiadują. Prezydent Legionowa urządził nam narodowe warsztaty z rozpoznawania seksizmu - pisze Agnieszka Graff *
To, jak Roman Smogorzewski przedstawił kandydatów (a przede wszystkim kandydatki) do rady miasta, obejrzała już chyba cała Polska. Cała Polska już wie, że to nie tylko żenujące, ale też oburzające. Że oburzające, bo seksistowskie.
Kto 5 października 2018 nie zobaczył postu na twitterze Stanisława Tyszki pt. „Nic lepszego dziś nie zobaczycie” (121 tys. odsłon), ten z pewnością zobaczył występ Smogorzewskiego w TVP, bo PiS-owska telewizja publiczna mieli sprawę nieustannie, odmieniając słowo „seksizm” przez wszystkie przypadki. I słusznie, jest co mielić – występ Smogorzewskiego to wydarzenie na pograniczu pijackiej imprezy i nieudanego monologu z przaśnego kabaretu. I spory kłopot dla opozycji, zwłaszcza dla kobiet w Koalicji Obywatelskiej.
Paradoksalnie, za męski szowinizm polityków wysoką polityczną cenę płacą polityczki.
„6 października Barbara Nowacka przestała być feministką” - ogłosił Piotr Guział. „Miała znakomitą okazję. Mogła wystąpić na konwencji i dosadnie powiedzieć, że dla takich ludzi jak pan poseł Grabiec, jak pan Smogorzewski, jak wszyscy ci, którzy rechotali z dowcipów seksistowskich o kobietach, nie ma miejsca w życiu publicznym.” Boli? Musi boleć.
Dla porządku przypominam, jak było. O jednej kandydatce Smogorzewski zagaił tak: „Jest z tobą kłopot, bo jesteś trochę za ładna, tak, tak, i wiesz, no tak, ale nie, wiesz, masz wiele innych walorów, he, he, i kompetencji… tak (śmiech), ale jak zacznę za bardzo to, wiesz, moja żona w ogóle nie jest zazdrosna, w skali od 1 do 10 – 16. He, he.” O innej: „No i pani od seksu. I od biologii, tak (śmiechy, oklaski). No, przepraszam, ale tak mi się pani kojarzy, naprawdę. Ja uważam, że to nie jest złe skojarzenie, jeśli chodzi o mężczyznę i kobietę. To ja z pani mężem jutro porozmawiam.”
Występ Smogorzewskiego cytuje się zwykle, pomijając liczne „wiesz, no” oraz „he, he”. Dla mnie ten rechot, spoufalanie się, oraz mimika mówcy są równie istotne jak jego słowa.
Przyjrzyjcie się uważnie, a zobaczycie tu polską męskość w wydaniu knajacko-biesiadnym, rubaszną i nieskażoną żadną myślą o równości płci.
Zwróćcie uwagę na specyficzny prowokacyjno - przymilny ton i łobuzerski uśmieszek rodem z późnej podstawówki, nieco groteskowy na twarzy dojrzałego mężczyzny. Każdy gest, każde „he, he” i każde „wiesz” mówią: tak wiem, że rozrabiam, ale przecież jestem swój chłop, przecież was też to bawi.
Najdziwniejsze w tej historii jest to, że jej bohater nie miał pojęcia, że ryzykuje.
Występ Smogorzewskiego stał się viralem, bo jest w nim coś, co każdy dobrze zna z doświadczenia. Oto rubaszny wujek daje czadu na rodzinnej imprezie, wprawiając wszystkich w zażenowanie, ale nikt mu nie przerywa, bo… takim wujkom się w Polsce nie przerywa.
Niech się wujek wygada, jakoś to zniesiemy, po co wujkowi robić przykrość. Tu było podobnie: w trakcie samego zdarzenia, wszyscy jego uczestnicy i uczestniczki grali tak, jak Smogorzewski im zagrał.
Nie protestowano, nawet nie próbowano przerwać. Pełne zażenowania uśmiechy przedstawianych kobiet sugerują, że postanowiły całą sprawę przeczekać. Najciekawsza jest reakcja rzecznika Platformy Obywatelskiej Jana Grabca, który wszedł rolę wesołego kompana jowialnego wujka.
Deklarował przyjaźń, zachęcał „prowadź nas do boju!”, nazwał go „ojcem miasta”, a jego wystąpienie publicznie usprawiedliwił: „no tak, dowcip i zgryźliwość pozostał(y) Romkowi”. Na koniec wręczył mu szablę, jakby sugerując, że w jego wystąpieniu jest coś szlacheckiego, a sam Smogorzewski to nowe wcielenie sarmackiego ducha.
Dopiero po fakcie wybuchł skandal, bo ktoś spojrzał na występ wujka z innej perspektywy. Padło magiczne słowo „seksizm”. Wtedy cała Polska zobaczyła niestosowność popisów Smogorzewskiego, a Grabiec po niewczasie zobaczył, że się skompromitował. Doszło do publicznych przeprosin i rezygnacji prezydenta Legionowa z członkostwa w Platformie Obywatelskiej.
Ja tam wierzę, że Smogorzewski jest taki jak ogłosił w swoich publicznych przeprosinach: to człowiek, który „szanuje kobiety”.
Co więcej, jestem gotowa uwierzyć, że podobnie sądzą kobiety, które stanęły za nim podczas publicznych przeprosin. Uważają, że nic strasznego się nie stało, a cała sprawa to paskudna nagonka. Nie bardzo wiedzą, o co chodzi z tym seksizmem, i - na naszych oczach - się tego dowiadują.
Skandal nie polega na tym, że Smogorzewski powiedział to, co powiedział (każdy ma rubasznego „wujka” w rodzinie), tylko na tym, że powiedział to ze sceny, na której występował jako polityk. Pomylił konteksty i konwencje kulturowe. Chciał, by jego polityczny show był zabawny, więc zaaplikował publiczności humor biesiadny.
Publiczne upokarzanie kobiet – uwagi dotyczące ich cielesności, aluzje do ich rzekomej rozwiązłości, sugestie, że samemu się z nimi to i owo przeżyło – w życiu towarzyskim w Polsce nadal uchodzi.
W przaśnych kabaretach – także. Okazuje się jednak, że w polityce - już nie. W każdy razie nie w ocenie publiczności internetowej, która jest interaktywna, młoda, żądna krwi, i niekoniecznie mieszka w Legionowie.
Sprawa Smogorzewskiego unaoczniła różnice klasowe i pokoleniowe, a może także wpływ kulturowy akcji „#MeToo”.
Ta zmiana jest dla mnie fascynująca. Równo 20 lat temu śledziłam i opisywałam perypetie Hanny Gronkiewicz-Waltz jako kandydatki do prezydentury (Polski, nie Warszawy). Opisałam to w tekście pod tytułem „Żelazna Mama”. Na wiecach wyborczych jowialni i zwykle wąsaci wujkowie ówczesnej polskiej polityki całowali HGW po rękach i spoufalali się, mówiąc do niej do niej „Pani Haniu”. Kandydatka nie protestowała, choć siedząc na widowni, często miałam wrażenie, że jest tymi popisami paternalizmu zażenowana.
Nie protestowała, bo, jak sądzę, miała to publiczne upupianie wpisane w koszty. Tak wtedy wyglądała kobieca rola w polityce.
Nikogo to nie oburzało, a nawet nie dziwiło – zdziwienie wzbudziła raczej moja analiza i to, że do opisu zwyczajnej sytuacji użyłam dziwnego słowa "seksizm". Ironia polega na tym, że dziś cynicznie używa go PiS.
*Dr hab. Agnieszka Graff – wykładowczyni Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Zarządu Polskiego Towarzystwa Genderowego, znana feministyczna publicystka, felietonistka (m.in. "Wysokich obcasów") i pisarka. Członkini zespołu "Krytyki Politycznej" oraz rady programowej stowarzyszenia Kongres Kobiet. Autorka takich książek, jak: "Matka feministka" (2014), Jestem stąd (2014), Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie" (2014), Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym (2001).
Profesorka w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka feminizmu i ruchów anty-gender, znana feministyczna publicystka, felietonistka (m.in. „Wysokich obcasów”) i pisarka. Członkini rady programowej stowarzyszenia Kongres Kobiet. Autorka takich książek, jak: „Matka feministka” (2014), Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie” (2008), Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym (2001).
Profesorka w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka feminizmu i ruchów anty-gender, znana feministyczna publicystka, felietonistka (m.in. „Wysokich obcasów”) i pisarka. Członkini rady programowej stowarzyszenia Kongres Kobiet. Autorka takich książek, jak: „Matka feministka” (2014), Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie” (2008), Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym (2001).
Komentarze