0:000:00

0:00

W polowaniu przeszkodziły myśliwym „miejscowe grzybiarki”, które mimo metrowej warstwy śniegu postanowiły tego dnia zbierać grzyby. Poza incydentem, gdy nietrzeźwy myśliwy zaatakował operatora OKO.press, protest przebiegał spokojnie. Polowanie przerwano.

15 stycznia na terenie Nadleśnictwa Bircza odbyło się polowanie zbiorowe, zorganizowane przez Koło Łowieckie „Bór”.

W polowaniu wzięło udział około trzydziestu myśliwych. Mieli pozwolenie na odstrzał jeleni, saren, dzików, lisów i kun. Naprzeciwko nich stanęła grupa ponad dwudziestu aktywistek i aktywistów ekologicznych, którzy do Birczy przyjechali z różnych stron kraju.

Przebrani za „miejscowe grzybiarki” aktywiści chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na zapisy rządowej nowelizacji ustawy o prawie łowieckim, która w najbliższym czasie trafi do drugiego czytania. Ich zdaniem proponowane zmiany godzą m.in. w prawo obywateli do swobodnego dostępu do lasów będących własnością Skarbu Państwa.

Po szklanie i na polowanie

Cała akcja przebiegła spokojnie. Doszło jednak do incydentu - jeden z myśliwych R. S. (podajemy tylko jego inicjały) zaatakował operatora OKO.press. Już po zakończeniu polowania ekolodzy wezwali policję, żeby skontrolowała działania myśliwych. Na wniosek ekologów policja zbadała myśliwego alkomatem.

Przeczytaj także:

Wskazał on wynik 0,06 mg na dm3 wydychanego powietrza, co przekłada się na 0,12 promila alkoholu we krwi, czyli poniżej granicy 0,2 promila, która oznacza "bycie w stanie po użyciu alkoholu". Badanie alkomatem odbyło się jednak ponad dwie godziny po incydencie z operatorem OKO.press. Jest zatem możliwe, że w trakcie samego polowania myśliwy znajdował się w stanie "po użyciu alkoholu", a w każdym razie miał więcej niż 0,12 promila.

Myśliwi twierdzili, że R. S. brał tylko udział w nagonce, ale materiał OKO.press wyraźnie wskazuje, że myśliwy był uzbrojony.

W takiej sytuacji, zgodnie z ustawą o broni i amunicji, R. S. powinien stracić pozwolenie na broń, bo nie wolno używać broni, będąc pod nawet najmniejszym wpływem alkoholu.

Myśliwi będą strzelać mandatami

Projekt ministra Szyszki zakłada wiele zmian w ustawie o prawie łowieckim.

Największe kontrowersje budzi zapis, według którego grzywną może być ukarany każdy, kto „utrudni lub uniemożliwi wykonywanie polowania”.

W praktyce karą finansową będą mogli zostać ukarani nie tylko działacze ekologiczni, ale również każda osoba prywatna (np. turysta, przyrodnik, fotograf, czy grzybiarz), która znajdzie się w pobliżu polujących myśliwych.

Zdaniem ekspertów z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot, która zebrała już ponad 50 tysięcy podpisów pod petycją do Jarosława Kaczyńskiego o zatrzymanie inicjatywy resortu środowiska, przyjęcie zapisów będzie oznaczać, że:

• prawo myśliwego do polowania będzie nadrzędne wobec prawa obywateli do korzystania z lasów, łąk i jezior będących własnością społeczną,

• właściciele nieruchomości nie będą mogli sprzeciwić się polowaniom na ich własnej ziemi,

dzieci nadal będą mogły brać udział w polowaniach,

• myśliwi w dalszym ciągu będą mogli strzelać nawet 100 metrów od domów,

• myśliwi nadal będą używać toksycznej amunicji ołowianej, zakazanej w większości krajów Europy,

• nadal dopuszczone będą polowania zbiorowe, które nie spełniają ustawowych celów łowiectwa i degradują przyrodę,

• dzikie zwierzęta nadal będą dokarmiane, co zaostrzy problem niekontrolowanego rozrostu ich populacji,

psy i dzikie zwierzęta nadal będą na siebie szczute i będą umierały pod pretekstem „sprawdzianów” myśliwskich,

• lista zwierząt łownych będzie tworzona nie z troską o zachowanie zasobów przyrodniczych, ale dla kultywowania tradycji myśliwskich.

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Przeczytaj także:

Komentarze