0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Agencja TASS poinformowała w czwartek, że rosyjska agencja kosmiczna RosKosmos obcięła pensje menedżerów o 30 proc. To skutek sankcji na rosyjski przemysł rakietowy i kosmiczny. Nie poleci w kosmos rakieta Sojuz z załadowanymi już satelitami konstelacji OneWeb – start był planowany z Gujany Francuskiej. Rosyjscy specjaliści wracają z Gujany do Rosji. Gujana jako francuskie terytorium zamorskie podlega prawu Unii Europejskiej.

„W pełni wdrażamy sankcje nałożone na Rosję przez nasze państwa członkowskie” – podała Europejska Agencja Kosmiczna (ESA). Ze względu na sankcje i ogólny kontekst obecnej sytuacji uruchomienie rosyjsko-europejskiej misji ExoMars jest „mało prawdopodobne” w 2022 roku.

Niemcy powiadomiły Rosję o zamiarze wyłączenia teleskopu na pokładzie rosyjsko-niemieckiego kosmicznego obserwatorium astrofizycznego Spektr-RG.

"Rosyjski przemysł kosmiczny wali się na naszych oczach" - mówi OKO.press Maciej Urbanowicz, twórca pierwszego polskiego satelity, a dziś menadżer w luksemburskiej spółce Luxspace, części OHB, międzynarodowego koncernu technologicznego z siedzibą w Bremie. Cały wywiad poniżej.

Na zdjęciu - jeden z ostatnich takich startów Sojuza z Francuskiej Gujany w grudniu 2021.

Rosjanie właśnie tracą wieloletnie kontrakty

Maciej Urbanowicz: Państwo rosyjskie nigdy nie było zarządzane systemowo tylko ręcznie, wydaje się, że nie ma procedur kryzysowych. Tymczasem uderzenie sankcjami w rosyjski przemysł kosmiczny jest potężne. Ten przemysł jest bardzo umiędzynarodowiony, rosyjski udział był widoczny w wielu obszarach. Rosjanie np. dostarczali rakiety Sojuz do wysyłania satelitów na orbitę.

Sojuzy są z grubsza takie, jak 60 lat temu, ale jako kosmiczne “woły robocze” sprawdzały się dobrze. Teraz im podziękowano, co oznacza, że Rosjanie na tym już nie zarobią.

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Ale zachodnie satelity nie polecą?

Właśnie przerwana została operacja wynoszenia na orbitę konstelacji satelitarnej OneWeb. Miała być gotowa w tym roku – i zapewnić Internet satelitarny. Zapakowanego do startu Sojuza trzeba będzie w Gujanie rozpakować i znaleźć inną rakietę. Europejską albo amerykańską.

Będą opóźnienia, ale satelity polecą.

Ale to nie jest tylko ten jeden Sojuz – starty rakiet są kontraktowane z wielomiesięcznym, wieloletnim nawet wyprzedzeniem. Rosjanie właśnie stracili te wieloletnie kontrakty. Generalnie - jakakolwiek współpraca z nimi została wstrzymana, nie można im przelać pieniędzy, nie można niczego sprowadzić czy też wysłać.

Tymczasem zarówno Europa, jak i Amerykanie oraz wielu klientów na świecie, nie są uzależnieni od Rosjan. Większość satelitów obecnie jest wynoszonych przez Amerykanów. Duży udział mają Indie oraz Chiny. No i – do niedawna – Rosjanie.

Rosjanie mają kosmodrom w Kazachstanie. Stamtąd nie mogą wynosić satelitów Sojuzami?

Mogą, ale nikt im za to nie zapłaci w obecnej sytuacji.

Mają jeszcze kosmodromy Wostocznyj i Plesieck. Galopująca inflacja i brak zamówień z pewnością odbije się na kondycji pracowników kosmodromów. Pod dużym znakiem zapytania są loty załogowe do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Większość z nich odbywała się z Kazachstanu.

Wali się też rosyjska nauka, umierają teraz projekty naukowe – te, o których mówi szef RosKosmosu Rogozin, czyli ExoMars, a także Venera, program badania Wenus. A na Zachodzie trwa właśnie analiza, co trzeba będzie zatrzymać, a gdzie da się znaleźć zamiennik komponentu rosyjskiego.

To samo dzieje się w sektorze komercyjnym (sektor naukowy to ledwie 5-10 proc. światowego sektora kosmicznego). My też będziemy musieli przejrzeć projekty – i to pewnie odczujemy. Ale moim zdaniem nie ma innego wyjścia. Z pewnością jesteśmy w jakimś stopniu zabezpieczeni, gdyż mamy szeroką współpracę w ramach Europejskiej Agencji Kosmicznej czy też z Agencjami NASA (USA), JAXA (Japonia) czy CNA (Kanada).

Sektor kosmiczny to nie jest tylko eksploracja Wszechświata - to są rzeczy jak najbardziej ziemskie. Dostajemy obrazy satelitarne, mapy pogodowe. Działa nawigacja, z orbity monitorowane są światowe łańcuchy dostaw. Korzystamy z systemów komunikacji satelitarnej, w tym z transmisji telewizyjnych czy radiowych.

W przypadku systemów nawigacji satelitarnej ważnym elementem są naziemne stacje laserowe wykorzystywane do precyzyjnego śledzenia satelitów. Dzięki wsparciu sieci stacji ILRS można zwiększyć precyzję pozycjonowania. Ponadto satelity nawigacyjne muszą mieć zsynchronizowane swoje zegary atomowe. A z tych międzynarodowych systemów korzysta m.in. rosyjski GLONASS. Nawigacja satelitarna jest wykorzystywana także do synchronizacji zegarów w systemach IT, telekomunikacyjnych i wielu innych. Tak działa nawigacja, ale bez czasu atomowego nie może też działać giełda czy system bankowy – bo drobne 10 milisekund różnicy czasu to już możliwość nadużyć.

Bez tej superprecyzyjnej nawigacji system naprowadzania pocisków i operowanie lotnictwa będzie zakłócony. My w Europie czy Ameryce północnej jesteśmy przygotowani na różne ewentualności. Dlatego o nas byłbym spokojny.

Rosjanie mówią teraz w komunikatach z frontu, że ich pociski trafiają “precyzyjnie”.

Ale jeśli zostaną odcięci od synchronizacji, bo nie będą w stanie za to zapłacić, czy też zostaną po prostu pozbawieni dostępu do tych systemów, to już tacy precyzyjni nie będą.

Pamiętajmy, że systemów nawigacji jest kilka. Jest amerykański GPS, europejski Galileo, chiński Beidou, japoński QZSS i rosyjski GLONASS. Nasze urządzenia (nawet zwykłe smartfony) wykorzystują głównie GPS, Galileo oraz właśnie GLONASS. Jeżeli Rosjanie stracą dostęp do naszych systemów, to będą mogli bazować wyłącznie na GLONASS-ie, czyli będą musieli uwzględnić to, że części sygnałów nie dostaną i możliwości globalizacyjne będą ograniczone.

A Międzynarodowa Stacja Kosmiczna?

To wielki międzynarodowy projekt, w którym każdy uczestnik dostarcza to, w czym jest najlepszy. Mamy tu poza europejską ESA: Amerykanów, Rosjan, Japończyków i Kanadyjczyków.

Wkład rosyjski bazował na wykorzystaniu starych, ale sprawdzonych technologii, jak rakiety nośne. Wykorzystano doświadczenie i wiedzę Rosjan w zakresie budowy stacji kosmicznych. Rosjanie dostarczyli niektóre moduły do budowy stacji. Ponadto wielu astronautów znalazło się w ISS dzięki rosyjskim rakietom.

To się sprawdzało. Dlatego zresztą ciekawą strategię obrała firma SpaceX, która wykorzystuje technologie z NASA, które zostały rozwinięte i zoptymalizowane pod względem kosztów. Czyli używamy tego, co pozwoli osiągnąć cel i nie będzie bardzo drogie. I być może oni zajmą miejsce Rosjan, przynajmniej w zakresie transportu astronautów i towarów na ISS. Bo nasza ESA skupia się na budowaniu niezwykle zaawansowanych i kosztownych rakiet – takich jak Arianne-6, następczyni Arianne-5. A to nie jest na co dzień potrzebne w kosmosie, gdyż świat idzie w kierunku mniejszych satelitów.

Ze Stacją problem jest taki, że znajduje się na stosunkowo niskiej orbicie, więc szczątkowy opór atmosfery hamuje ją, przez co obniża swoją orbitę. Żeby nie spadła, regularnie jest "podnoszona” - robią to m.in. statki transportowe Progress – również rosyjskie. I Rosjanie zagrozili, że jak jej nie “podniosą”, to spadnie. Ale tak nie będzie, bo “podnieść” mogą ją statki firmy SpaceX, która już zgłosiła taką gotowość.

Los stacji jest jednak niejasny. Jeśli Rosjanie ją porzucą (bo nie mają na to pieniędzy), to trzeba będzie sprawdzić, czy da się przejąć ich moduły. Stacja była projektowana jako modularna, ale żeby w pełni funkcjonować, wymaga większości modułów, w tym kluczowych rosyjskiej konstrukcji (Zarya, Zvezda). Stacji nie da się bowiem przeprojektować, odciąć niechciane części. Jeśli więc rosyjskie moduły da się zaadaptować, ISS będzie nadal działać i nadal będzie prowadzić badania. Jeśli nie - zostanie w sposób kontrolowany zdezorbitowana. Jak stacja Mir 20 lat temu.

Niestety, dopóki nie będzie wiadomo, jaka jest przyszłość Stacji, nie jest znany los wielu projektów naukowych. W tym polskich.

Stacja, póki co, działa, ale jej los zapewne wyjaśni się w najbliższych tygodniach.

RosKosmos ostrzega teraz świat, żeby nie próbował atakować rosyjskich satelitów. To możliwe?

Po pierwsze, w przeciwieństwie do ruchu lotniczego, w kosmosie nie ma państwowych przestrzeni powietrznych. Każdy lata tam, gdzie potrzebuje. Tam rządzi fizyka, zatem satelity regularnie przelatują ponad terytoriami kolejnych państw. Więc nie ma podstaw do tego, by coś zrobić satelitom rosyjskim.

Oczywiście można sobie wyobrazić zagłuszanie komunikacji z satelitami. Natomiast może to negatywnie się odbić na „swoich” satelitach, gdyż spektrum częstotliwości radiowych jest dość mocno zagospodarowane.

To raczej Rosjanie mogą próbować się odgryźć.

Satelity komercyjne służą na świecie do trzech rzeczy: nawigacji, komunikacji i obserwacji. Satelity łączą się ze stacjami naziemnymi, które odbierają dane pochodzące z tych satelitów (np. dane obserwacyjne). Na świecie mamy kilka głównych sieci stacji naziemnych. Część z tych stacji znajduje się na terytorium Rosji.

Rosjanie mogliby np. - w odpowiedzi na sankcje - odciąć europejskie i amerykańskie satelity od swoich stacji naziemnych. To w końcu duży kraj, więc i dużo stacji. To by oznaczało, że satelity nie byłyby w stanie “zrzucać” informacji w przewidzianym czasie – a więc nie mogłyby jej też zbierać zgodnie z programem. Bo możliwości gromadzenia danych zaprojektowano im uwzględniając możliwość ich regularnego zrzucania.

Na to jest jednak rozwiązanie - wykorzystuje je np. system satelitarny Iridium. Satelity komunikują się nie tylko z Ziemią, ale między sobą przez tzw. intersatellite link. Czyli łącze pomiędzy satelitami.

Jak komputery w internecie?

Ale na orbicie. Dziś problem nie polega na tym, by zebrać informacje, ale by mieć do nich szybki dostęp. Współpracuję z klientami, których nie podnieca już, że dostaną dane z supernowoczesnego satelity. Oni pytają, dlaczego odczyty będą tylko raz dziennie. Dlatego konstelacje satelitarne będą musiały się przeorganizować i skupić na przesyłaniu danych między satelitami. Jeśli Rosjanie odetną nam swoje stacje naziemne, to ten – trwający już – proces przyspieszy.

Rosjanie mogą też próbować zestrzelić satelitę - swojego lub obcego. Robili już takie testy. Taki ustrzelony satelita zamienia się w mnóstwo śmieci kosmicznych. Odłamki pędzą z ogromną prędkością, niszcząc obiekty, w które uderzą.

Być może osiągnęli już taki stan desperacji, że są w stanie to zrobić?

Czym to grozi?

Zależy od tego, czy i w co by trafili. Umieszczanie nowych obiektów w kosmosie jest zazwyczaj koordynowane i analizowane w celu uniknięcia zderzeń. Natomiast nieplanowane pojawienie się „chmury” tysięcy odłamków może spowodować zniszczenie istniejących satelitów, co uniemożliwi wysłanie nowych na konkretną – zanieczyszczoną – orbitę. Jestem przekonany, że takiej opcji nie ma w arsenale nikt, kto rozsądnie myśli.

Innym problemem jest celowe zagłuszanie komunikacji z satelitami. W krótkiej perspektywie czasowej możemy obyć się bez części satelitów. Bo pomyślmy: dobrze jest mieć satelitarne mapy pogody. To i rolnictwu, i lotnictwu się przydaje, a nawet jest wymagane. Ale jak nie będzie przez jakiś czas, to się przeżyje. Telekomunikacja? Odetną Internet, telefony satelitarne – też będzie ciężko, ale damy radę.

Najgorsze byłoby zniszczenie nawigacji satelitarnej i synchronizacji czasu. To by zakłóciło giełdy, system bankowy. Zawaliłaby się też logistyka – to satelity dostarczają informacje, że do portu zmierza statek z ładunkiem X, więc ciężarówki mają się ustawić do rozładunku. Bez tego wrócilibyśmy do ręcznego zarządzania sprzed 40 lat – tylko ruch towarów jest wielokrotnie większy.

Tyle że zakłócenie takiego systemu to skompilowana operacja, a nie jeden wybuch czy ustawienie jednej anteny z systemem zagłuszającym. Trzeba wiedzieć o takiej możliwości, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne. Poza tym, „świat zachodni” jest dość mocno scyfryzowany i odporny na wiele zawirowań. Korzystamy z systemów satelitarnych każdego dnia, praktycznie każdy człowiek w Europie.

Przy tak masowym wykorzystaniu danych satelitarnych musimy mieć odpowiednie systemy bezpieczeństwa, stąd „interwencji” agresora raczej bym się nie obawiał.

Natomiast odcięcie Rosjan od międzynarodowej współpracy, w tym projektów naukowych, to dużo poważniejszy problem – byli we wszystkich projektach kosmicznych, bo to oni zaczęli “podbój” kosmosu w 1957 roku. Niemniej ich wkład od lat był – wedle mojej opinii – raczej “siłowy”. Mają świetnych specjalistów, ale nie mają zaplecza biznesowego, by wiedzę tych ludzi wykorzystać. Udział w tych projektach był dla nich kwestią honoru i prestiżu.

Teraz to się może zmienić? Ukraina wejdzie w sieć międzynarodowych kosmicznych kontaktów i wybitni Ukraińcy zastąpią wybitnych Rosjan?

Może tak być. Ukraiński przemysł istnieje - mają wiedzę i ludzi. Od lat współpracują z ESA. Wierzę, że otwarcie Unii na Ukrainę, a potem może i ESA, oraz wykorzystanie świetnie wykształconych ludzi pomoże w rozwoju nowych, jeszcze lepszych projektów naukowych i systemów satelitarnych.

Obecnie świat jest jedną wielką-małą wioską. Internet łączy i pozwala na szybkie dotarcie do informacji. Problem z Rosjanami, a raczej ich władzami - tak jak to widzę - polega na tym, że nie zrozumieli siły i wielkości internetu.

Nie zrozumieli, jak działa sieć, w której informacja nie spływa hierarchicznie z góry, ale rozlewa się błyskawicznie i dociera na koniec świata. Nie zrozumieli, że globalizacja nie dzieje się tylko na poziomie rynków, ale na poziomie społecznym.

Rosjanie straszą teraz wojną światową - ale ona już trwa. Tylko nie na poziomie militarnym, ale technologicznym i społecznym. I jestem przekonany, że tę wojnę wygramy dzięki współpracy i zrozumieniu siebie nawzajem.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze