0:000:00

0:00

W Instytucie Pamięci Narodowej od lat funkcjonuje skrzydło narodowo-radykalne. Od początku kadencji prezesa Jarosława Szarka jest coraz liczniejsze i bardziej wpływowe. Jeden z przedstawicieli tego środowiska zasiada od 2017 roku w Komitecie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Lublinie.

Jest narodowcem i pracownikiem Urzędu Marszałkowskiego. Był bohaterem kilku skandali w związku z pełnieniem swoich funkcji. Ostatnio wysyłał „podludzi” z UMCS do obory lub kanału. Ale zacznijmy od początku.

„Kombatant” i urzędnik

Dr Rafał Dobrowolski jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wychowankiem dr hab. Mirosława Piotrowskiego - autora monografii opisującej dzieje Narodowych Sił Zbrojnych na Lubelszczyźnie, komentatora Radia Maryja i TV Trwam. Książka była o tyle głośna, że jej autor zareagował na negatywną recenzję ze strony dr. Sławomira Poleszaka pozwem o zniesławienie umorzonym przez sąd rejonowy.

Dobrowolski również specjalizuje się w dziejach Lubelszczyzny.

W 2001 roku napisał pracę seminaryjną o Obozie Narodowo-Radykalnym, która została opublikowana w sieci przez Narodowe Odrodzenie Polski, partię otwarcie neofaszystowską.

Dobrowolski nie jest obecnie związany z NOP. Udziela się natomiast w Związku Żołnierzy NSZ, organizacji kombatanckiej, ale zdominowanej przez działaczy Ruchu Narodowego, którzy piastują kluczowe stanowiska we władzach Związku.

Jednym z członków jego Rady Historycznej jest dr Rafał Drabik, również wychowanek Piotrowskiego i pracownik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walki i Męczeństwa lubelskiego IPN.

Dobrowolski (rocznik 1979) piastował funkcję prezesa lubelskiego oddziału Związku. Kandydował też z list Ruchu Narodowego do rady miasta Lublina.

Po wygranych wyborach przez PiS został specjalistą w Departamencie Kultury, Edukacji i Sportu w Urzędzie Marszałkowskim.

Przeczytaj także:

W dialogu i polemice z kolegami

Dobrowolski pisywał także w periodyku „Glaukopis” wydawanym przez dr. Wojciecha Muszyńskiego, narodowca-skandalistę zatrudnionego w Oddziałowym Biurze Badań Historycznych IPN w Warszawie oraz Kancelarii Prezydenta RP.

Lubi wypowiadać się na temat innych historyków:

  • Dr hab. Rafał Wnuk, badacz podziemia antykomunistycznego, dr Dariusz Libionka, historyk Holocaustu i Maciej Sobieraj, badacz Kościoła i opozycji antykomunistycznej - to jego zdaniem grupa „lewackich ideologów”.
  • Dr hab. Grzegorz Motyka, wybitny badacz problematyki polsko-ukraińskiej, według Dobrowolskiego doradzał MSZ w kontaktach z „sowietami” [w kontekście pełnienia funkcji doradcy szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego ds. stosunków polsko-ukraińskich].

Jednak żaden z nich nie zalazł mu tak za skórę jak Maciej Sobieraj.

Podczas kampanii dekomunizacji lubelskich ulic Dobrowolski zaproponował, by ulicę Lucyny Herc, podporucznik Ludowego Wojska Polskiego, zmienić na Leonarda Zub-Zdanowicza.

Podczas przeprawy na Czerniaków podjętej przez żołnierzy LWP spieszących na pomoc powstaniu warszawskiemu Herc została ranna (straciła obie nogi) i zmarła.

Herc naraziła się Dobrowolskiemu tym, że należała do Komsomołu. Aby dołączyć do Ludowego Wojska Polskiego wprowadziła w błąd władze radzieckie i pod pretekstem podjęcia studiów porzuciła pracę w zakładach chemicznych.

Leonard Zub-Zdanowicz był natomiast Cichociemnym – jedynym dezerterem w historii tej formacji. Zrzucony do Polski celem wsparcia działań „Wachlarza” - komórki AK operującej na wschodzie, przeszedł do Narodowych Sił Zbrojnych, a następnie trafił do sztabu Brygady Świętokrzyskiej. Odpowiada za niesławny mord pod Borowem, gdzie jego oddział zabił 27 partyzantów Gwardii Ludowej. Jego partyzanci mordowali też Żydów w Lasach Urzędowskich, Zakrzówku i Janiszowie. Dla narodowców jest jednak bohaterem.

Historyk Maciej Sobieraj za krytyczną wypowiedź na temat Zub-Zdanowicza został poddany nagonce. Grożono mu zwolnieniem. Pisaliśmy o tym w OKO.press.

Lucyna Herc zniknęła natomiast z mapy Lublina zastąpiona w połowie przez Annę Walentynowicz, a w połowie przez Hankę Ordonównę.

Gdy wydaje się, że nikt nie patrzy

W maju 2019 roku doszło do kontrowersyjnego głosowania na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. W nowym statucie uczelni znalazł się zapis, według którego rektor uczelni jednoosobowo może decydować o obsadzie stanowisk dziekanów, dyrektorów instytutów i kierowników katedr.

Na portalu „Dziennika Wschodniego” pojawiły się krytyczne wypowiedzi dr. hab. Piotra Witka i dr. hab. Tomasza Kitlińskiego w kwestii tego zapisu.

Pod artykułem pojawił się komentarz użytkownika Naród Polski o następującej treści: „nie znam się ale gdy widze ze protestuja te lewackie degeneraty, lgbtowcy, podludzie jak Kitlinski i Witek to stoje murem za Michałowskim, precz z lewackim bydłem wygonic je do obory zeby przestali nadal deprawowac mlodzież to trza wysłac do obory albo do kanału i na wysypisko smieci tam dla lewackieg gówna jest miejsce” [zachowano pisownię oryginalną].

Pokrzywdzeni wpisem naukowcy zgłosili sprawę na policję.

Autorem komentarza nie okazał się ogolony na łyso narodowiec, tylko... dr Rafał Dobrowolski.

Autor został namierzony, ale prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa ściganego z urzędu, ponieważ „znamiona przestępstw z art. 256 KK i 257 KK nie obejmują kwestii orientacji seksualnej czy światopoglądu. Dotyczą głównie nawoływania do nienawiści czy znieważenia na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych lub bezwyznaniowość”.

Sąd zgodził się z opinią prokuratury i oddalił zażalenie. Sprawa może być rozpatrywana tylko z powództwa prywatnego. Pozostaje jednak otwarte pytanie, czy taka postawa przystoi funkcjonariuszowi publicznemu? Innymi słowy: czy urzędnik i członek organu afiliowanego przy IPN może stosować odhumanizowującą retorykę rodem z propagandy nazistowskiej?

Kogo spotyka kara

Jak na razie w IPN karze się wypowiedzi krytyczne, takie jak Macieja Sobieraja. Oraz nieprawomyślne, jak wypowiedź historyka Grzegorza Kuprianowicza podczas uroczystości upamiętniających pacyfikację Ukraińców w Sahryniu (w Sahryniu i okolicznych przysiółkach historycy dowiedli, że polskie podziemie zamordowało co najmniej 606 osób, w tym 227 kobiet i 151 dzieci);

„Stoimy przed pomnikiem upamiętniającym ofiarę życia mieszkańców Sahrynia i okolicznych wsi, którzy zginęli w tragiczny ranek 10 marca 1944 roku. Warto przypomnieć, że przed ponad 74 laty zginęli tu obywatele Rzeczypospolitej – ukraińscy prawosławni mieszkańcy tej ziemi, na której od stuleci żyli ich przodkowie. Zginęli oni z rąk innych obywateli Rzeczypospolitej, dlatego że mówili w innym niż większość języku oraz byli innego wyznania. Ta zbrodnia przeciwko ludzkości popełniona została przez członków narodu polskiego – partyzantów Armii Krajowej będących żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego”.

Dodajmy, że chodzi o wypowiedź zgodną z ustaleniami historyków. Mimo to Kuprianowicz został usunięty z Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, do którego został powołany decyzją prezesa IPN w 2017 roku. Ówczesny wojewoda Przemysław Czarnek, dziś poseł PiS, złożył natomiast na Kuprianowicza donos do prokuratury IPN w sprawie „zaprzeczanie faktom historycznym”.

Jednak gdy mamy do czynienia z brunatnym hejtem w wykonaniu urzędnika - reakcji zatrudniających go urzędów brak.

Komentarze