Rzecznik współrządzącej Unidas Podemos powiedział, że wyniki wyborów "są bezgranicznie złe, są tragedią" i uznał, że lewicy brakuje "zapału i odwagi". A premier Sanchez przyspieszył wybory parlamentarne – zamiast w listopadzie odbędą się już w lipcu 2023 roku
Wybory regionalne w Hiszpanii skończyły się w niedzielę 28 maja 2023 porażką lewicowej koalicji rządzącej. Jak zauważa „El Independiente”, socjaliści zachowali tylko trzy regiony: Asturię (i to o mały włos), Nawarrę oraz Kastylię-La Mancha, zaś walka toczy się jeszcze o Wyspy Kanaryjskie. Jednocześnie jedyną stolicą regionalną w rękach lewicy pozostaje Las Palmas (socjaliści stracili też Sewillę, Valladolid, Toledo i Palmę).
„Sondaże z ostatnich kilku tygodni nie wskazywały na porażkę tego kalibru”, można przeczytać w artykule konserwatywno-liberalnego pisma.
W lewicowym "El Salto" czytamy, że była to “zła noc wyborcza" dla socjalistów z PSOE i "tragiczna" dla nowej lewicy z Unidas Podemos. Redaktor naczelny elDiario.es, Ignacio Escolar, nazywa wynik wyborów szokiem dla rządzącej koalicji.
W wyborach zwyciężyła konserwatywna Partido Popular z wynikiem 31,5 proc. głosów (o 9 pkt proc. więcej niż w wyborach w 2019). Sekretarz generalny „Populares” podsumował wynik wyborów, nazywając go „ogromną, niebieską falą” (niebieską, bo jest to kolor kojarzony z tą partią). Skrajnie prawicowy Vox z wynikiem 7,2 proc., znalazł się na trzecim miejscu. Oba te ugrupowania są również faworytami do utworzenia koalicji rządowej po wyborach parlamentarnych, które były przewidziane na listopad 2023 roku, ale po niedzielnej klęsce premier lewicowego rządu Pedro Sanchez przyspieszył głosowanie – nowa data to 23 lipca.
Wbrew kontrowersjom związanym z wystawieniem 44 byłych działaczy organizacji terrorystycznej ETA, nacjonalistyczno-lewicowej EH Bildu udało się jednak wygrać w stolicy Kraju Basków, Vitorii. Co istotne, nacjonalizm Bildu nie wynika z pobudek ksenofobicznych, a raczej podkreśla ich dążenie do większej autonomii dla regionu. Jednocześnie jest to ugrupowanie związane z rządzącą lewicową koalicją.
Warto również odnotować, że w miasteczku Ripoll w Katalonii udało się wygrać skrajnie prawicowej (tak określa ją konserwatywne La Razón) Aliança Catalana, ugrupowaniu przeciwnemu używania języka hiszpańskiego w Katalonii i jednocześnie oskarżanym o islamofobię.
Szczególnie tragicznym dla progresywistów wydaje się utrata dwóch miast. Po pierwsze, Sewilli, nazwanej w jednym z komentarzy „klejnotem w koronie” socjalistów PSOE (kolejnym miała być Walencja, ale cóż – nie wyszło). Po drugie, Barcelony – największe poparcie zdobyli tam radni Xaviera Triasa, czyli konserwatysty, niezwiązanego jednak ani z PP, ani z Vox.
Obecnie Barceloną rządzi Ada Colau, pochodząca z ruchu-partii Barcelona En Comú. Ta „była skłoterka i aktywistka”, jak opisywała ją polska prasa, dalej walczy o to, by zostać u władzy na kolejną kadencję (alkad, czyli burmistrz, jest wybierany przez radnych po wyborach – jest to, precyzyjnie rzecz biorąc, przewodniczący zarządu miasta). Wszystko pozostaje w rękach lewicowego ERC, które jest „otwarte na rozmowy” z ruchem Colau. Jednak jak donosi "El País", kolejna kadencja Colau jest raczej mało prawdopodobna.
Porażka lewicy jest po części zrozumiała. Rządy PSOE i Podemos przypadły na trudne lata inflacji i pandemii, a teraz również kryzysu klimatycznego, objawiającego się w postaci suszy. Do początku maja w Hiszpanii spadło o 75 proc. mniej deszczu, niż wynosiła średnia z ostatnich 10 lat. Ucierpiało na tym m.in. hiszpańskie rolnictwo. A wraz z nim notowania rządu.
Koalicja socjalistów z PSOE i Podemos to również pewien eksperyment – drugi koalicjant jest wszak uważany za „skrajną lewicę” i proponuje czasami reformy krytykowane nawet przez UE. Przykładem może być propozycja wybierania członków hiszpańskiego odpowiednika KRS-u, Consejo General del Poder Judicial, większością zwykłą parlamentarzystów (co dałoby lewicy pełną kontrolę nad wyborem nowych sędziów – obecnie potrzebna jest do tego większość kwalifikowana, czyli trzy piąte głosów).
Te kwestie również mogą mieć wpływ na to, że Hiszpanie głosowali raczej na znane im od dawna ugrupowania, takie jak Partido Popular, czy odnoszące się do tradycyjnych (czyli frankistowskich) wartości Vox.
Jednocześnie podkreśla się, że lewicy nie pomaga jej rozdrobnienie. Pomijając już podział na lewicę ogólnokrajową (taką jak właśnie Podemos, ale też nowa partia – Sumar) oraz regionalną (EH Bildu czy ugrupowania katalońskie), widać podziały ideologiczne. W obecnej sytuacji jednak wszystko wskazuje na to, że Sumar i Podemos połączą siły, co może pomóc w lepszym wyniku nowej lewicy.
Najbliższe wybory, które odbędą się już 23 lipca, będą z pewnością dla rządzącej lewicy dużym wyzwaniem. Jest mało czasu na naprawienie błędów. Póki co, jak przewiduje El País, konserwatyści z Partido Popular wygraliby lipcowe wybory niewielką większością.
Jeśli przyjąć za punkt odniesienia wybory miejskie, na 350 mandatów konserwatyści mieliby 143, zaś połączone siły PSOE i Unidas Podemos – 130. Skrajnie prawicowe Vox miałoby 15 mandatów, zaś “pozostali” – 62 mandaty (w tym 8 mandatów dla wspomnianego baskijskiego EH Bildu). Liberalne Ciudadanos, objawienie poprzednich wyborów, w ogóle nie weszłoby tym razem do parlamentu.
Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy wynik wyborów regionalnych, PP miałoby 139 mandatów, PSOE i UP – 128, zaś Vox – 17.
"Wczoraj obywatele w przeważającej większości zagłosowali na moją partię, ale sanchismo nie zostało jeszcze w pełni pokonane", powiedział lider Partido Popular Alberto Núñez Feijóo.
Termin sanchismo w jego ustach to nic innego jak "duch" lewicowej polityki rządów PSOE, reprezentowany przez premiera Pedro Sáncheza. Samo sformułowanie ma jednak konotacje negatywne, bo, po pierwsze, jest to językowe nawiązanie do frankizmu, a po drugie – do felipizmu (czyli rządów pierwszego lewicowego premiera po transformacji lat siedemdziesiątych, Felipe Gonzáleza – do tej pory różnie ocenianego przez samych Hiszpanów).
Tutaj można zobaczyć dokładne wyniki wyborów w poszczególnych regionach w formie wykresów.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Komentarze