0:000:00

0:00

W swoim dorosłym życiu przeżyłam dwie wspólnotowe żałoby. Raz, gdy umarł papież. Drugi raz po katastrofie smoleńskiej. Żałoba po Pawle Adamowiczu była trzecia i pod wieloma względami inna niż poprzednie. Nie tylko dlatego, że nie przeżywałam jej w Warszawie. Dlaczego inna - o tym poniżej.

Muszę zaznaczyć: piszę ten tekst z perspektywy osoby, która, choć urodziła i wychowała się na Pomorzu, to jednak nie w Gdańsku. Moje związki z tym miastem oceniam jednak jako bliskie, a Gdańsk przez całe dorosłe życie nazywam drugim domem. Uczestnictwo w zbiorowym przeżywaniu tej tragedii miało więc dla mnie wymiar osobisty, ale - jak sądzę - pozwalało też na spojrzenie z zewnątrz.

Przyjechałam do Gdańska w czwartek. W dniu, w którym trumna z ciałem Prezydenta została przewieziona do Europejskiego Centrum Solidarności u bram wejścia do Stoczni Gdańskiej, przy Placu Solidarności - miejscu szczególnym nie tylko dla Gdańszczan.

Już od pierwszych chwil wiedziałam, że jest to wydarzenie niesamowite, nie całkiem zrozumiałe z perspektywy innych miejsc w Polsce.

I bardzo lokalne. Moje pierwsze skojarzenie: przyjechałam do miasta, któremu pękło serce.

Gdańsk jak kokon

Kiedy dojeżdżałam do Gdańska, mój facebook i twitter „krzyczały” już o winie, rozpatrywały, kto i dlaczego nie pojawił się w Sejmie, żeby uczcić pamięć Prezydenta Gdańska minutą ciszy, błagały Owsiaka o pozostanie na stanowisku i porównywały śmierć Adamowicza do zabójstwa Gabriela Narutowicza.

Gdy wysiadłam z pociągu i zaczęłam iść w kierunku ECS, zaczęłam rozumieć, że tutaj w tej chwili nie ma to znaczenia. Na razie ważne jest tylko jedno - zginął Prezydent.

Na Placu Solidarności zobaczyłam tłum, zakręcającą w nieskończoność kolejkę ludzi stojących wiele godzin w zimie, by pożegnać Pawła Adamowicza. To miejsce jest symboliczne z kilku powodów: znajduje się tuż przy historycznym wejściu do Stoczni Gdańskiej, obok Pomnika Poległych Stoczniowców. Trumna z ciałem Prezydenta wystawiona była w Europejskim Centrum Solidarności, które było „dzieckiem” i dumą Adamowicza, a w ostatnich dniach także jednym z symbolicznych miejsc pożegnania. Ważne w historii Gdańska miejsce zyskało nową symbolikę.

Na Placu ułożono wielkie serce ze zniczy. Jego zdjęcia obiegły polskie i światowe media. Nie widać na nich tego, co sprawiły tysiące palących się zniczy: mimo mrozu wokół serca było ciepło.

Wokół cały czas stali ludzie. Nikt nie rozmawiał o polityce, nie było żadnych przemówień. Reporterzy robiący zdjęcia, dokumentujący wydarzenie dostosowywali się do atmosfery i starali się to robić możliwie jak najmniej inwazyjnie.

Gdańszczanie żegnali swojego Prezydenta. Reszta Polski nie miała dla nich w tej chwili znaczenia.

Pomnik Poległych Stoczniowców z morzem zniczy

Nasz Prezydent Naszego Gdańska

Ostatnie słowa Prezydenta Adamowicza były o gdańszczanach i Gdańsku. Mieście, w którym się urodził, wychował i którego prezydentem był od 20 lat. Miał tu swoje miejsca, sklepy, do których chodził, swojego fryzjera, mechanika samochodowego czy masażystę. Nie ma też wątpliwości, że po prostu bardzo to miasto kochał. Gołym okiem widać też, że Gdańsk przez ostatnie lata bardzo się rozwinął. To, jak bardzo żałoba po Prezydencie i smutek z powodu tego, co się stało, jest gdańskie i jak wzmacnia lokalną tożsamość, to rzecz, której nie widziałam z perspektywy Warszawy.

Flagi Gdańska i jego herb były wszędzie - na balkonach i oknach, witrynach sklepów i restauracji, na laurkach zostawianych przez dzieci pod Urzędem Miasta. W piątkowym kondukcie żałobnym inne flagi pojawiały się sporadycznie, choć można było zobaczyć też flagę Polski, żółto-czarną flagę Kaszub czy flagę województwa pomorskiego z czarnym gryfem.

„Nasz Prezydent”, „nasz Pan Prezydent” „naszego miasta Gdańska” - te słowa pojawiały się nie tylko na malowanych przez dzieci laurkach, ale też w ogłoszeniach o zamknięciu sklepów z powodu pogrzebu. Wiele sklepów zdecydowało się nie otwierać w sobotę. Zamknięta była także Hala Targowa, choć sobota to dla tamtejszych handlarzy dzień największego ruchu - to wydarzenie tak niezwykłe, że mogą go nie pamiętać najstarsi mieszkańcy miasta.

Wystarczyło przejść ulicami Starego Miasta, by zobaczyć, że także miejscowi kupcy, właściciele kawiarni i restauracji chcą uczcić pamięć Prezydenta. W wielu witrynach wywieszono jego zdjęcia i flagi Gdańska przesłonięte czarną wstęgą. Kupcy z Hali Targowej wywiesili potężne, sięgające dwóch pięter zdjęcie Adamowicza na jednej z kamienic przy hali.

Podziękowania od mieszkańców różnych dzielnic czy od różnych stowarzyszeń można było przeczytać także pod Urzędem Miasta. Prezydentowi we wzruszających słowach dziękowali m.in. mieszkańcy Wrzeszcza i Stowarzyszenie Hodowców Gołębi.

Bardzo lokalny i wskazujący na to, jak bardzo Adamowicz był nie tylko prezydentem Gdańska, ale prezydentem z Gdańska, był piątkowy kondukt żałobny. Przeszedł spod ECS pod kolejnymi ważnymi dla Prezydenta miejscami - szkołą, rodzinnym domem. Ciało zostało złożone w Bazylice Mariackiej, symbolicznym dla mieszkańców miejscu. Tam, w centrum miasta, zostanie na zawsze.

Symbol serca

Prezydent Adamowicz zginął od ciosu w serce w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, której serce jest symbolem. Zginął na oczach mieszkańców Gdańska, w tym dzieci, na Targu Węglowym - w samym sercu swojego ukochanego miasta. I wreszcie - akt nienawiści, jakim było to zabójstwo, rozegrał się w mieście szczycącym się otwartością i historycznie kojarzonym z solidarnością. Jest to zatem uderzenie w samo serce wartości, na których budowana jest tożsamość miasta. Serce było oczywistym i najmocniejszym symbolem zbiorowej żałoby.

Pojawiało się wszędzie i w różnych kontekstach: wielkie serce zniczy pod ECS czy serduszka WOŚP, których ludzie nie zdjęli z kurtek. Można było też zobaczyć serca wyklejone na witrynach restauracji (na jednej widziałam serce połączone z herbem Gdańska). W wielu miejscach obok zniczy przyklejone były kartki z sercem i napisem „Gdańsk przeciwko przemocy”. Serce stało się właśnie symbolem przeciwstawienia się przemocy i nienawiści.

Dzieci żegnają Prezydenta

Dużo gdańskich dzieci znało Prezydenta (regularnie odwiedzał szkoły), niektóre z nich były na Targu Węglowym w niedzielę. Mali mieszkańcy Gdańska też przeżywają śmierć Prezydenta.

Tym, co w Gdańsku poruszyło mnie najbardziej były właśnie laurki pozostawione przez dzieci pod Urzędem Miasta.

Dzieci dziękowały Prezydentowi za Gdańsk, wyrażały swoją miłość i żal. Na wielu z nich obok herbu Gdańska i serca napisane było „Stop nienawiści”. Można było przeczytać tak poruszające wyznania jak to poniżej:

„Dziękuję Ci za to, że tak pięknie zmieniłeś Gdańsk <3

Polska wolna od nienawiści <3

Zawsze będziemy głosować na Ciebie tylko nie w szkole ale w naszym sercu”.

(pisownia oryginalna)

Na koniec warto wspomnieć: to gdańskie zbiorowe przeżywanie żałoby było świetnie zorganizowane. Wiadomo było, gdzie i o której można się udać, informacje były precyzyjne i powszechnie dostępne. Pogrążony we wspólnotowej żałobie Gdańsk dalej działał jak dobrze naoliwiony mechanizm.

Wyjechałam w sobotę rano, przed pogrzebem, ale już po przejściu przez miasto konduktu żałobnego.

Magdalena Kocejko - związana z Gdańskiem mieszkanka Warszawy, ewaluatorka i badaczka społeczna, doktorantka w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej.

;

Udostępnij:

Magdalena Kocejko

Ekspertka ds. systemu wsparcia osób z niepełnosprawnościami, badaczka i ewaluatorka, na co dzień związana ze Szkołą Główna Handlową w Warszawie, gdzie obroniła doktorat dotyczący polityki publicznej wobec niepełnosprawnych kobiet, wieloletnia współpracowniczka organizacji pozarządowych działających na rzecz wdrożenia w Polsce Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych

Komentarze