0:000:00

0:00

Jak można umieścić chorą na schizofrenię 24-latkę w zamkniętym ośrodku razem z mężczyznami, którzy w więzieniu siedzieli za gwałty i morderstwa?

Jak można legalnie osadzić tam kogoś, kto zgodnie z wyrokiem sądu powinien być na wolności?

Jak w końcu pozbawić kogoś bezterminowo wolności na podstawie czynu, którego nie zdążył nawet popełnić? Bardzo prosto.

Wystarczy chaos prawny, spora doza strachu i sprawdzony mechanizm zrzucania odpowiedzialności na kogoś innego.

„Kiedy wyjechałam z Gostynina, czułam krzyk rozpaczy - dla mnie to było coś niewyobrażalnego, że takie sytuacje mogą się zdarzyć. Stworzyliśmy system, który pochłania tych ludzi, nie dając szans na wyjście" - mówi Hanna Machińska z biura RPO.

Gwałciciele, mordercy i ....

„Tak, to ja, dyrektor więzienia, inicjuję cały proces” - pułkownik Jan Morozowski, dyrektor więzienia w Sztumie, zaczyna swoje wystąpienie na temat „dylematów dyrektorów zakładów karnych w uruchamianiu procedury przewidzianej w ustawie”.

Podczas konferencji Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie to jedyny głos dyrektorów więzień. „Biedny Janek” – komentuje ktoś półgłosem.

Konferencja dotyczy ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzającymi zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Kiedy uchwalano ją w listopadzie 2013 roku, nazywano ją skrótowo: "ustawa o bestiach".

Do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD) w Gostyninie na Mazowszu na leczenie trafić mieli najniebezpieczniejsi gwałciciele i mordercy, którzy odbyli co prawda swoją karę w więzieniu, ale uznano, że mogą dalej być niebezpieczni.

W Ośrodku w Gostyninie bezterminowo zamknięte są dziś osoby, które w więzieniu nie spędziły nawet 3 lat. Jak młoda dziewczyna, która jest chora na schizofrenię, i w ogóle nie powinno jej tam być.

Ustawa reguluje postępowanie wobec osób, które spełniają łącznie następujące przesłanki: 1) odbywają prawomocnie orzeczoną karę pozbawienia wolności lub karę 25 lat pozbawienia wolności, wykonywaną w systemie terapeutycznym,

2) w trakcie postępowania wykonawczego występowały u nich zaburzenia psychiczne w postaci upośledzenia umysłowego, zaburzenia osobowości lub zaburzenia preferencji seksualnych,

3) stwierdzone u nich zaburzenia psychiczne mają taki charakter lub takie nasilenie, że zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat — zwanych dalej „osobami stwarzającymi zagrożenie”.

Zaburzenie to nie choroba

Ośrodek jest przeznaczony dla osób z zaburzeniami psychicznymi. To nie choroba, ale ustawa każe leczyć. Tylko jak?

"Nie leczy się osobowości. A tym bardziej nie leczy się niepełnosprawności intelektualnej. A rządowa ustawa, żeby ominąć zarzuty powtórnego karania i działania prawa wstecz, udaje, że w ośrodku izolacyjnym będzie się to robić" - tłumaczył w 2013 jeden z głównych krytyków ustawy, prof. Janusz Heitzman, kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej oraz dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

W 2018 roku Ośrodek jest już przeludniony, osadzonych ciągle przybywa. Jednoosobowe sale, które przewidywała ustawa, zamieniają się w ośmio- i dziesięcioosobowe. Więcej o historiach "pacjentów" i warunkach, które panują w KOZZD pisałam tutaj:

Przeczytaj także:

Zakład karny, który widzi wśród swoich więźniów najwięcej potencjalnie niebezpiecznych, to właśnie więzienie w Sztumie. Karę odbywa tam ponad 1000 osób, głównie recydywistów - od zwykłych złodziei po gwałcicieli i morderców.

Od stycznia 2014 do 2018 roku dyrektor więzienia złożył 45 wniosków o uznanie więźniów za stwarzających zagrożenie. 20 z nich trafiło już do Ośrodka w Gostyninie, 8 spraw jest w toku. "Największy problem mamy z opiniami" - przyznaje Morozowski.

Prawdopodobieństwo jest wysoce prawdopodobne

Psycholog z zakładu karnego w Sztumie:

„Do Gostynina wysyłani mieli być ci szczególnie groźni, ale ustawę można zastosować do większości skazanych w systemie terapeutycznym”.

A na oddziale terapeutycznym więzienia w Sztumie ponad połowa osadzonych ma zaburzenia preferencji seksualnej, większość - zaburzenia osobowości, wielu jest upośledzonych. Kogo z nich wysłać do Gostynina na praktyczne dożywocie?

Artykuł 9 ustawy tę decyzję zrzuca na barki psychologów i psychiatrów zakładów karnych, którzy powinni ocenić czy charakter i stopień nasilenia zaburzenia u skazanego świadczy o co najmniej „wysokim prawdopodobieństwie…”

„A my, psychologowie oddziałów terapeutycznych, nie mamy kompetencji ani narzędzi, żeby takie prawdopodobieństwo ocenić” – przyznaje psycholog ze Sztumu. – „Podobny problem ma współpracujący z nami psychiatra oraz inne oddziały terapeutyczne. Nie chcemy wyrokować”.

Co piszą w takim razie w opiniach?

„Stosujemy taki wybieg, że nie oceniamy prawdopodobieństwa jako wysokie lub bardzo wysokie, tylko że nie możemy wykluczyć, że ono występuje. I sąd to przyjmuje”.

"Nie mamy odpowiednich narzędzi, żeby takie prawdopodobieństwo określić, a wiemy przecież, że nawet biegli sądowi często mają wątpliwości".

Psychiatra to nie wróżka

"Psychiatra to nie wróżka" - mówi prof. Janusz Heitzman. W 2013 roku w opinii dotyczącej projektu "ustawy o bestiach" ostrzegał: "Przekazanie psychiatrom i psychologom kompetencji do określenia prawdopodobieństwa przyszłego popełnienia przestępstwa,[...] to przeniesienie na nich pełnej odpowiedzialności za podjętą decyzję".

A skąd mieć pewność? Psychiatra ocenia na podstawie własnej wiedzy, intuicji i doświadczenia - ale jak wtedy porównywać opinię dwóch biegłych? Kto ma lepszą intuicję albo doświadczenie?

"Jako biegli musimy pamiętać, że za każdą naszą opinią stoi człowiek, o którego losach decydujemy. Dlatego opinie powinny być sporządzane jak najrzetelniej. Nawet jeśli te narzędzia nie są doskonałe - to lepsze to niż nic" - mówiła podczas konferencji dr. Agnieszka Welento-Nowacka.

Jest ordynatorką Oddziału Psychiatrii Sądowej w Stargardzie Gdańskim i od kilku lat bada metody skutecznego orzekania ryzyka, starając się znaleźć najlepsze.

„Ale jaki psychiatra napisze, że coś jest nieprawdopodobne? Żaden!" - mówi OKO.press prof. Heitzman.

"Każdy napisze, że istnieje jakieś prawdopodobieństwo. I nawet jeśli jest minimalne, to sąd, gdy dostanie taką opinię, ze swojej ostrożności i z lęku przed odpowiedzialnością umieści tę osobę w Gostyninie”.

A jeśli wypuszczę i coś się stanie?

"Proszę mnie zrozumieć - ja też mam wątpliwości. Ale ochrona społeczeństwa, to moja powinność. Jestem pod presją mediów, pod presją systemu.

A co, jeśli wypuszczę i coś się stanie?" - pytał dyrektor więzienia w Sztumie.

Jak w 2015 r., kiedy z więzienia wyszedł Bartosz K. Kilka godzin później zgwałcił 9-letniego chłopca. Okazało się, że policja nie została na czas poinformowana o zwolnieniu niebezpiecznego więźnia, który miał podlegać jej kontroli.

Nauczeni tamtym doświadczeniem, skłaniamy się często do inicjowania tzw. dualizmu prawnego - przyznaje dyrektor więzienia w Sztumie.

A to oznacza, że niezależnie od procesu w trybie karnym o przyznanie nadzoru elektronicznego na wolności, inicjuje się proces w trybie cywilnym, o przeniesienie do Gostynina.

Ustawa decyzję o umieszczeniu w Gostyninie przydzieliła bowiem sądowi cywilnemu, a nie karnemu. Prawdopodobnie po to, żeby uniknąć skojarzeń z powtórnym karaniem. A kiedy każdy z sądów wydaje inną decyzję? Trzeba wybierać.

Pan J. może wyjść od 3 lat. Ale kto go wypuści?

Pan J., który po 25 latach w więzieniu miał wyjść na wolność, trafia w ten sposób do Ośrodka w Gostyninie z zaskoczenia i wbrew wyrokowi sądu karnego.

"Wyszedłem z więzienia. Podano mi rękę i życzono powodzenia, a potem strażnicy zaoferowali, że podwiozą mnie na spotkanie z przyjaciółmi, którzy mieli mnie odebrać. Zamiast tego zawieźli mnie do Gostynina. Decyzję sąd cywilny wydał dopiero następnego dnia".

Pan J. trafia więc do Ośrodka z elektroniczną bransoletką, którą przydziela mu wcześniej sąd karny. Ładuje ją wytrwale jeszcze przez kilka miesięcy, mimo że w Ośrodku kamery śledzą go nawet w toalecie. W Gostyninie jest już od 3 lat, choć biegli z Ośrodka wystawiają mu dobre opinie: może wyjść.

Ale kto go wypuści?

Sądy też się boją

"Ocenę dla sądu wykonujemy co pół roku, ale sąd w Płocku (któremu podlega KOZZD) w ogóle nie bierze jej pod uwagę" - mówi dyrektor Ośrodka w Gostyninie dr Ryszard Wardeński. Wnioskował dotychczas o zwolnienie 5 pacjentów.

Sąd za każdym razem powoływał swoich biegłych, którzy na podstawie godzinnej rozmowy z osadzonymi wydawali nowe opinie. Najczęściej negatywne.

"Jeden wniosek o zwolnienie uwzględniliśmy" - mówi sędzia Emilia Dolińska z sądu w Płocku. Decyzja o zwolnieniu pacjenta zapadła w październiku 2018 roku. Ale nie jest prawomocna, a prokuratura zapowiedziała, że się od niej odwoła.

Wszyscy wiedzą, że z ośrodka się nie wychodzi, że miejsc już nie ma, ale wciąż przyjeżdżają kolejni pacjenci.

"Warunki lokalowe są tragiczne, ogromne zagęszczenie samo z siebie rodzi różne konflikty z pacjentami" - mówi Wardeński.

Nowych "pacjentów" trzeba jakoś przyjmować. "Po tych wieloletnich pobytach w więzieniu i nieudanej resocjalizacji oddaje się ich nam i żąda jakichś cudów."

I do tego osoby z chorobami psychicznymi

Problemem w ośrodku jest też to - mówił w 2017 dyrektor Wardeński - że próbuje się do niego kierować osoby z chorobami psychicznymi. A te osoby wymagają leczenia psychiatrycznego, leków. Powinny znaleźć się na oddziale psychiatrycznym. Nasz ośrodek jest przygotowany na leczenie zaburzeń osobowości.

Pracownicy: a co z nami?

"Nagminnie agresja pacjentów kierowana jest zarówno do pracowników ochrony, pielęgniarek, sanitariuszy, kuchenkowych, terapeutów, lekarzy jak i psychologów" - piszą pracownicy Ośrodka do wiceministra zdrowia Zbigniewa Króla.

I cytują: "wy kurwy, szmaty jebane, kiblomyjce", "łeb ci upierdolę", "znajdę cię i załatwię twoją rodzinę"...

Skarżą się też na wizyty i kontrole Biura RPO oraz prawników: "Pacjenci utwierdzają się w przekonaniu, że ich naganne zachowanie jest zasadne i z tego tytułu nic im nie grozi. Jednocześnie czują wsparcie instytucji zewnętrznych i nasilają agresywne zachowania".

Pracownicy nie chcą dłużej słuchać, że "pacjenci walczą w ten sposób z systemem".

Im też ten "system" robi krzywdę. Na przykład dlatego, że regulamin zobowiązuje ich do noszenia w pracy identyfikatorów z imieniem i nazwiskiem. A potem na te nazwiska pacjenci kierują pozwy, a pracownicy muszą sobie z nimi radzić sami.

Do wielu zachowań zobowiązani są przez wewnętrzny regulamin, który ciągle się zmienia i próbuje uregulować, to czego wprowadzana na szybko ustawa nie przewidziała - życie w przeludnionym Ośrodku.

„Czy łamiemy prawo? Sami nie wiemy” – mówił OKO.press R., pracownik Gostynina. „Na przykład czy pracownik ochrony może dokonać przeszukania? Żadna ustawa nic o tym nie mówi, a trzeba to robić, bo dyrektor każe”.

Ta ustawa to bomba

"Ta ustawa to bomba, która rozsadza nasz system prawa” - mówi prof. Monika Płatek. - "Za błędy polityków i rządzących nie mogą odpowiadać ludzie, którzy są podmiotami prawa. Nie przez przypadek wyciągnięto Mariusza T. i nie przez przypadek nazwano ustawę ustawą o bestiach - to przestaje być człowiek, to zaczyna być ktoś nieludzki, obcy, straszny, kogo chcemy postawić poza prawem i to robimy".

"Prawo nakazuje, żeby od pierwszego dnia przygotowywać człowieka do wyjścia na wolność, a nie do tego, żeby go ukształtować na dobrego więźnia. Do tego potrzeba kontaktów ze społeczeństwem. Czy przypadkiem przez tę ustawę tego przygotowania nie odpuszczamy?" - mówi prof. Płatek.

Gorzej niż w więzieniu

„Jako psychologowie zakładu karnego w pewnym momencie mamy zadanie, żeby ich do Gostynina przygotować" - mówi psycholog z więzienia w Sztumie.

"Żeby przeniesienie nie zaburzyło ich funkcjonowania, żeby nie wpadli w autoagresję. Bo więźniowie się boją. Mają kontakt z byłymi osadzonymi, którzy przebywają teraz w Gostyninie, i wiedzą, że tam będzie gorzej niż w więzieniu. Pomagamy im się do tej zmiany przygotować".

Bo w to, że w ośrodku się „wyleczą" i nauczą żyć w społeczeństwie, nie wierzy już chyba nikt, nawet sami pacjenci, którzy coraz częściej odmawiają udziału w terapii - bo po co? „I tak nie wyjdę".

„Możliwości jakie ma psychiatria w stosunku do zdrowych fizycznie osób (z zaburzeniami psychicznymi) nie mogą być realizowane w systemie pozbawienia wolności. Terapia może być tylko dobrowolna, opierać się na szczerym postanowieniu zmiany, pracy nad samokontrolą.

Służba zdrowia w stosunku do osób, które są zabezpieczane prewencyjne i nigdy nie zostały uznane za chore, nie będzie sprawna i nie będzie wydolna. Będzie starała się naśladować systemy represyjne" - zauważa prof. Heitzman.

Jakie konsekwencje ma ustawa poza wmanewrowaniem wszystkich w łamanie prawa? Rozbija system terapeutyczny.

  • Kto z więźniów odważy się poddać terapii, jeśli przebywanie na oddziale terapeutycznym grozi Gostyninem?
  • Kto przyzna się do swoich problemów, zamiast okłamywać terapeutę, który wystawia potem opinię dla sądu?

Ustawa ma też katastrofalny wpływ na psychiatrię. „Narzuciliśmy społecznie negatywny odbiór osób po wyrokach. Nazwano je potem bestiami i sprowadzono do pozycji chorych psychicznie - jakie to ma konsekwencje? Że w społecznym myśleniu przez to skojarzenie odczłowieczamy także chorych psychicznie. Zadanie, które ktoś sobie postawił, brzmiało: jak osiągnąć społeczną i trwałą eliminację jednostki. Nazwano potem izolację leczeniem" - mówi prof. Heitzman.

Gostynin jest też ucieczką społeczeństwa od odpowiedzialności. Odpowiedzialności za naprawę świata - jest ucieczką w medykalizacją zła.

„A medycyna i psychiatria nie jest systemem resocjalizacji, nie zajmuje się wychowaniem, zmianą zła w dobro, tylko leczeniem. To nie to samo. Na zło nie mamy lekarstwa".

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Przeczytaj także:

Komentarze