Emisje gazów cieplarnianych powodowane przez Google wzrosły prawie o połowę w ostatnich pięciu latach. Dramatycznie wzrosły też emisje Microsoftu (o ok. 30 proc.). W dużej mierze przez tak zwaną sztuczną inteligencję – Gen AI
W przeciągu niespełna dwóch tygodni amerykański stan Floryda doświadczył dwóch potężnych huraganów. Pierwszy z nich, Helene, uderzył 26 września, powodując najwięcej ofiar śmiertelnych w USA od czasu huraganu Katrina w 2005 roku. A już 9 października Florydę nawiedził Milton, drugi najpotężniejszy udokumentowany cyklon w historii Zatoki Meksykańskiej, a zarazem trzeci najszybciej przybierający na sile w historii cyklonów atlantyckich.
Siła i częstotliwość huraganów i innych niebezpiecznych zjawisk pogodowych rośnie na całym świecie.
Spośród dziesięciu najpotężniejszych huraganów atlantyckich zarejestrowanych od połowy dziewiętnastego wieku, połowa wydarzyła się w ciągu ostatnich 20 lat.
Polska wraz z innymi krajami naszego regionu wciąż zbiera się po niedawnych katastrofalnych powodziach. Portugalia doświadczyła we wrześniu ogromnych pożarów lasów. Lato tego roku było według NASA najgorętsze w historii pomiarów.
Nie ulega wątpliwości, że ta intensyfikacja związana jest ze zmianami klimatycznymi, a te z kolei spowodowane są działaniami człowieka. Między innymi pompowaniem dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych do atmosfery w wyniku spalania paliw kopalnych.
O związku pomiędzy zmianami klimatycznymi a efektami spalania węgla, gazu i ropy, ich producenci – jak ExxonMobil – wiedzieli przynajmniej od lat 70. ubiegłego stulecia. Przez dekady firmy prowadziły jednak kampanię celowej dezinformacji, mającą opóźnić wszelkie działania zmierzające do zaprzestania wykorzystania paliw kopalnych, a co za tym idzie do ograniczenia niebezpiecznych zmian klimatycznych.
Kampanię niewątpliwie skuteczną. W 2022 roku przemysł paliwowy i gazowy zarejestrował rekordowe zyski. Rok 2023 był zaś najcieplejszym w historii pomiarów.
Związek między emisjami gazów cieplarnianych a katastrofą klimatyczną doskonale rozumieją też wielkie firmy technologiczne. W 2020 roku Microsoft ogłosił, że do roku 2030 osiągnie ujemny ślad węglowy – czyli, że sumarycznie w wyniku wszystkich działań firmy ilość dwutlenku węgla w atmosferze będzie się zmniejszać.
„Konsensus naukowy jest jasny. Świat mierzy się z pilnym problemem węglowym. Węgiel w naszej atmosferze stworzył otulinę z gazu, która utrzymuje ciepło i zmienia klimat na świecie. Średnia temperatura już wzrosła o 1°C. Jeśli nie zmniejszymy emisji, i temperatura będzie dalej rosnąć, nauka wskazuje, że wynikiem będzie katastrofa” – czytamy w opublikowanym wówczas oświadczeniu firmy.
W podobnym tonie wypowiadał się Google. „Mamy czas tylko do 2030, by wytyczyć zrównoważony kurs dla naszej planety, albo będziemy się mierzyć z najgorszymi skutkami zmian klimatycznych” – mówił w 2020 roku szef firmy Sundar Pichai.
Tymczasem emisje gazów cieplarnianych powodowane przez Google wzrosły prawie o połowę w przeciągu ostatnich pięciu lat. Dramatycznie wzrosły też emisje Microsoftu (o ok. 30 proc. od 2020 roku).
W dużej mierze przez tak zwaną sztuczną inteligencję.
„Im bardziej integrujemy AI do naszych produktów, tym bardziej trudna staje się redukcja emisji, ze względu na zwiększające się potrzeby energetyczne związane z bardziej energochłonną infrastrukturą AI, oraz emisjami wynikającymi z naszych inwestycji w infrastrukturę technologiczną” – czytamy w raporcie Google z lipca 2024 roku.
„W wyścigu o tworzenie coraz większych modeli, wiele osób zapomina o tym, że żyjemy na planecie o ograniczonych zasobach” – mówi mi dr Zuza Warso, dyrektorka ds. badań w Fundacji Open Future.
Oczywiście dość prostym rozwiązaniem byłoby nieintegrowanie tak zwanej sztucznej inteligencji do usług tych firm. Tym bardziej że nawet konsumenci niechętnie podchodzą do produktów z „AI”.
Ale nie tak się robi kasę na spekulacyjnej bańce! Prawdziwym produktem jest bajera, klientem – inwestorzy.
Firmy technologiczne bronią się więc właśnie bajerując. Twierdzą, że „AI” jest „kluczowym narzędziem” w walce ze zmianami klimatu. Tak o tej technologii pisze na przykład Microsoft.
Google podkreśla, że rzekomo przyspieszy ona działania nakierowane na walkę ze zmianami klimatu.
„Żeby odwrócić uwagę od kosztów środowiskowych AI, firmy obiecują, że to właśnie AI przyniesie przełom w walce z kryzysem klimatycznym” – komentuje moja rozmówczyni. – „Obietnice formułowane przez korporacje powtarzane są przez polityków, kształtują wizje polityczne i uzasadniają ogromne inwestycje”.
„W przeciwieństwie do nadziei pokładanych w AI, które wciąż są głównie hipotetyczne, koszty środowiskowe, zwłaszcza w zakresie zużycia energii i wody, są bardzo realne”.
„W różnych częściach świata zapotrzebowanie AI na energię opóźnia zamykanie kopalni węgla. Gdzie indziej AI ma być napędzane energią jądrową”.
Faktycznie: zarówno Google jak i Microsoft inwestują w energetykę jądrową. Ze względu na zainteresowanie ze strony Microsoftu planowane jest ponowne uruchomienie elektrowni jądrowej Three Mile Island. Cała produkowana przez nią energia elektryczna ma przez najbliższe dwadzieścia lat iść na pokrycie związanych z AI potrzeb energetycznych giganta.
„Być może, zanim przeznaczymy nasze ograniczone zasoby na rozwój technologii, której przełożenie na poprawę jakości życia i kondycji naszej planety wciąż jest głównie spekulatywne, w pierwszej kolejności zatroszczmy się o bardziej palące potrzeby tu i teraz” – konkluduje dr Warso.
Tam, gdzie wpływ generatywnej sztucznej inteligencji na rzeczywistość nie jest czysto spekulatywny, może być bardzo szkodliwy.
„Rozwój narzędzi generatywnej sztucznej inteligencji umożliwia tworzenie coraz bardziej wiarygodnych treści audiowizualnych. Nie wymaga to ani specjalistycznej wiedzy z zakresu obróbki graficznej, ani też dużych nakładów finansowych” – czytam w mailu od dr. Pawła Terpiłowskiego, dyrektora ds. międzynarodowych w Stowarzyszeniu Demagog, zajmującym się walką z dezinformacją.
„Z tych też względów mamy do czynienia z coraz większą ilością fake newsów tworzonych właśnie w oparciu o tego typu narzędzia”.
Podczas huraganów Helene i Milton, działania amerykańskich służb ratowniczych i instytucji państwowych były znacznie utrudnione przez dezinformację – która często opierała się o treści wygenerowane przez systemy „AI” właśnie.
„W związku z ostatnimi huraganami, które przeszły przez Stany Zjednoczone pojawiło się sporo tego typu treści” – potwierdza dr Terpiłowski. – „W innych krajach dezinformacja klimatyczna oparta o narzędzia generatywnej AI zyskuje na znaczeniu. Przewidujemy podobny trend również w Polsce”.
Zatrzymajmy się nad tym na chwilę:
z jednej strony, wymagania energetyczne generatywnej sztucznej inteligencji przyczyniają się do zmian klimatycznych i związanych z nimi klęsk żywiołowych; z drugiej, wygenerowane przez nie treści utrudniają reagowanie na te zmiany klimatyczne i klęski.
Wina za wykorzystywanie tych narzędzi w celu siania dezinformacji spoczywa oczywiście w dużym stopniu na osobach i organizacjach, które je w ten sposób wykorzystują.
Jak jednak pisałem w zeszłym roku: żadna technologia nie jest sama w sobie ani dobra, ani zła – ale nie jest też neutralna. Istotna część odpowiedzialności za szkodliwe efekty wykorzystania systemów generatywnej sztucznej inteligencji spoczywa na firmach, które je tworzą, promują, i które czerpią z nich zyski (choćby w postaci wzrostu cen akcji, jeśli dana usługa jest darmowa dla osób z niej korzystających).
Tak jak lwia część odpowiedzialności za zmiany klimatyczne spoczywa nie na pojedynczych osobach korzystających z energii wygenerowanej z paliw kopalnych, ale na producentach ropy, węgla i gazu.
„Firmy, które rozwijają te narzędzia, już teraz mają bardzo szerokie możliwości działań w obszarze ograniczania ryzyka. Nie podejmują ich, bo po prostu nie muszą. Wydaje mi się, że należyte podejście ze strony firm odpowiedzialnych za rozwój narzędzi do generatywnej AI zostanie ukształtowane dopiero odpowiednimi regulacjami prawnymi. Inaczej, niż pod groźbą wielomiliardowych kar, stoimy na straconej pozycji wobec Big Techu” – zaznacza dr Terpiłowski.
Podobnie jak koncerny paliwowe przed nimi, Big Techy oczywiście nie szczędzą sił i środków na walkę z pomysłami na regulacje.
„Działania, które faktycznie są podejmowane, to zawsze jest absolutne minimum tego, do czego się zobowiązują. Ponieważ taka polityka platform nie jest niczym nowym i nie zanosi się na to, by w przyszłości czekała nas jakaś radykalna zmiana tego podejścia, naszym celem powinno być więc wyznaczenie tego poziomu »absolutnego minimum« możliwie jak najwyżej” – podsumowuje mój rozmówca.
Być może warto to podejście rozważyć nie tylko w kontekście dezinformacji, ale i ograniczania emisji przez wielkie firmy technologiczne.
Specjalista ds. bezpieczeństwa informacji, administrator sieci i aktywista w zakresie praw cyfrowych. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium” oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.
Specjalista ds. bezpieczeństwa informacji, administrator sieci i aktywista w zakresie praw cyfrowych. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium” oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.
Komentarze