0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kornelia Glowacka-Wolf/ Agencja GazetaKornelia Glowacka-Wo...

W poniedziałek 15 października 2018 zarząd województwa dolnośląskiego podjął uchwałę o zamiarze odwołania Morawskiego z dyrektora Teatru Polskiego. To już druga próba jego odwołania. Poprzednią - z 26 kwietnia 2017 - zablokował wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak (PiS), wsparty wyrokiem sądu i popierany przez ministra kultury Piotra Glińskiego.

Teraz – na razie – urząd wojewody unika komentarza. "Samorząd województwa podjął uchwalę intencyjną. Nie zajmujemy stanowiska w tej sprawie. Nadzór prawny wojewody wypowie się dopiero w momencie podjęcia ewentualnej uchwały o odwołaniu dyrektora Teatru Polskiego” - napisała nam jego rzeczniczka Sylwia Jurgiel.

Unika zajęcia stanowiska także ministerstwo kultury. „[Marszałek Województwa Dolnośląskiego] nie informował MKiDN o podjęciu uchwały intencyjnej ws. odwołania dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Uchwała taka nie została opublikowana ani przekazana MKiDN. W tej sytuacji MKiDN nie może się odnieść do treści lub uzasadnienia przedmiotowej uchwały. Organizator nie wystąpił również o stosowną opinię do MKiDN. Taką opinię MKiDN wyda dopiero w momencie wystąpienia Organizatora ze stosownym wnioskiem” – odpisało biuro prasowe resortu OKO.press.

Te wypowiedzi mogą świadczyć o grze na zwłokę i chęci dalszej obrony Morawskiego, ale nie można wykluczyć, że fala oczywistych kompromitacji dyrekcji zmieniła ich nastawienie.

Kiedy można odwołać dyrektora?

Jako minister kultury Piotr Gliński nie ma bezpośredniej prawnej możliwości zablokować odwołania Morawskiego. Jednak ostatnio zrobił to wojewoda, zaskarżając kwietniową decyzję samorządowców do sądu.

Wojewoda jest reprezentantem rządu, którego wicepremierem jest Gliński. Zresztą, wstrzymując uchwałę o odwołaniu Morawskiego, wojewoda powoływał się przede wszystkim na opinię ministra kultury, przychylną dyrektorowi.

Od czasu tamtej decyzji, popartej wyrokiem sądu, na jaw wyszły nie tylko finansowe nadużycia. Ujawniła je kontrola NIK w teatrze. Wystąpienie pokontrolne NIK z lipca 2018 opisała 8 października wrocławska "Wyborcza". Wynika z niego, że Cezary Morawski co najmniej 180 tys. zł honorariów za występy na scenie, przygotowanie scenografii i reżyserię wypłacił sobie poza dyrektorską pensją.

W dodatku, aktorzy zwolnieni przez Morawskiego wygrali w sądzie pracy, dowodząc, że ich zwolnienia były bezprawne. Wszystko to urząd marszałkowski podaje jako argumenty za zwolnieniem.

Dyrektora instytucji artystycznej można zgodnie z prawem (ustawą o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej) odwołać przed końcem kadencji tylko w czterech przypadkach:

  • naruszenia prawa w związku z pełnieniem stanowiska,
  • niewywiązywania się z warunków podpisanej z samorządem umowy,
  • na własną prośbę,
  • z powodu choroby uniemożliwiającej pełnienie stanowiska.

Za pierwszym razem samorządowcy powołali się na zapis o nierealizowaniu umowy – Morawski nie wywiązywał się ich zdaniem z realizacji programu i warunków finansowych prowadzenia teatru. Dziś mają na to mocniejsze argumenty – w postaci m.in. raportu NIK – oraz naruszenie przez dyrektora prawa.

Solidarność i PSL już nie bronią

Morawskiego przestała też bronić teatralna „Solidarność”. Jej szef Leszek Nowak w rozmowie z wrocławską „Wyborczą”, odciął się od dyrektora wyrażając oburzenie faktami przedstawionymi w raporcie NIK.

Drugi związek, Inicjatywa Pracownicza, od początku był w konflikcie z nową dyrekcją. A konsultacja ze związkami to jeden z warunków przeprowadzenia odwołania dyrektora.

Przypomnijmy: w sierpniu 2016 roku Cezary Morawski wygrał konkurs na dyrektora, w którym przedstawiciele ministerstwa kultury głosowali za nim razem z reprezentantami samorządu. Przeciwko byli artyści zasiadający w komisji konkursowej, ale jej obrady trwały zaledwie kwadrans. Przeciwko farsie, w jaką zmieniono procedurę konkursową, protestował m.in. wybitny reżyser Krystian Lupa, reprezentujący w komisji konkursowej Związek Artystów Scen Polskich.

Twórcy szczególną odpowiedzialnością za sytuację Teatru Polskiego obciążają Tadeusza Samborskiego, członka zarządu województwa z ramienia PSL. Zwłaszcza, że wcześniej lobbował on w sprawie przejęcia przez Morawskiego dyrekcji Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu, również podlegającego województwu.

Artyści, związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej i m.in. partia Razem protestowali później pod siedzibą PSL w Warszawie. Samborski – jako jedyny członek zarządu województwa – głosował przeciw poprzedniej próbie odwołania Morawskiego. Teraz zmienił zdanie i poparł uchwałę.

Dolnośląscy włodarze z PO, klubu prezydenta Rafała Dutkiewicza, Bezpartyjnych Samorządowców i PSL powołując Morawskiego argumentowali, że uzdrowi finanse sceny. Stało się dokładnie odwrotnie. Symbolem ekonomicznego upadku Teatru Polskiego jest odcięcie ciepłej wody i ogrzewania ze względu na niepłacenie rachunków – zaraz potem ujawniono nadzwyczajnie wysokie stawki, wypłacane sobie przez Morawskiego. Wiodący wcześniej teatr upadł artystycznie, a frekwencja dramatycznie spadła.

Długi większe, widzów mniej

Pikanterii sprawie nadaje fakt, że za poprzednika Morawskiego – dyrektora Krzysztofa Mieszkowskiego, obecnie posła Nowoczesnej, któremu zarzucano rozrzutność – mówiło się o długu w wysokości 600 tys. zł. Samorząd oddłużył teatr z początkiem dyrekcji Morawskiego. Dziś instytucja zadłużona jest na ok. 1,3 mln zł.

Teatr Polski włączył do swoich obietnic wyborczych kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Wrocławia Jacek Sutryk. Napisał w poniedziałek na Twitterze, że chciałby doprowadzić od sytuacji, w której ta wojewódzka instytucja będzie współfinansowana przez samorząd miejski. Dziś współprowadzi ją ministerstwo kultury.

Jeśli Morawski utrzyma się na stanowisku, będzie pełnił swoją funkcję do końca sierpnia 2020 roku.

;

Udostępnij:

Witold Mrozek

dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.

Komentarze