0:000:00

0:00

Aktywiści Greenpeace, Dzikiej Polski, Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i przedstawiciele lokalnej społeczności (sześć kobiet i ośmiu mężczyzn) blokowali sprzęt do wycinki drzew - dwie potężne maszyny (harvester i forwarder). Chcieli uniemożliwić im wyjazd do pracy.

Przed 6.00 rano 8 czerwca 2017 roku protestujący otoczyli maszyny białą plastikowa taśmą, rozstawili namiot, na metalowych trójnogach rozpięli banery. Stanęli przy maszynach. 50 metrów dalej jest leśnictwo Wilczy Jar, niedaleko wieś Czerlonka.

O 6.53 przyjechała policja. Podjeżdżają kolejne samochody policyjne i straży leśnej, przed 8.00 jest ich już 11. Wokół protestujących kręci się kilkunastu strażników leśnych, kilkoro policjantów. Strażnicy fotografują aktywistów i wszystkie inne osoby, z bliska, jakby robili nam zdjęcia do dowodu osobistego.

O 8:28 policja i straż leśna przystępuje do legitymowania protestujących. Informuje, że akcja jest nielegalna. Aktywiści podają dowody osobiste. Komendant straży leśnej Nadleśnictwa Hajnówka Paweł Wiszniewski, wysoki facet z rudą brodą, grozi, że jeśli nie przerwą protestu "zostaną usunięci siłą".

Już wcześniej zdenerwowany kierowca harvestera z komercyjnej firmy spod Giżycka dwukrotnie przedarł się do swojej maszyny, zerwał niej baner. "Wkurzyłem się" - powiedział. Ktoś tłumaczy, że kierowca traci dniówkę.

Około 9.20 policjanci zaczęli wręczać protestującym wezwania na jutro do komendy do Hajnówki. Nikt nie pokwitował ich przyjęcia.

Ok. 9.30 przyjechała samochodem kobieta z dzieckiem, mieszkanka jednej z pobliskich miejscowości, by wyrazić solidarność z protestującymi. Straż Leśna ją zatrzymała, chciała wylegitymować, kobieta odmówiła, wtrąciła się policja. Zarzuciła kobiecie, że nielegalnie parkuje, choć obok stoi kilkanaście innych samochodów. Słońce stoi już wysoko nad lasem, ciepło, trwa poranny ptasi koncert, niestety jest też masa komarów.

Ok. 9.57 kierowcy uruchomili silniki w maszynach, do których przypięci są protestujący. Pod ogromnym kołem harvestera siedzą Anna Błachno współpracowniczka Dzikiej Polski i Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. Takie koło jest większe od człowieka. Po chwili dołączyły do nich Natalia Płatecka, fizjoterapeutka i dziennikarka Monika Libicka, obie z Warszawy.

Przed 11.00 doszło do akcji policji i strażników leśnych. Oderwali siłą protestujących od forwardera i po chwili maszyna odjechała do lasu. Policja próbuje odblokować harvestera, próbuje wyjąć stalowa rurę, która blokuje jego ramię zakończone wielką łyżką. Jedenastka aktywistów wciąż blokuje wyjazd maszyny.

O 11.15 policja brutalnie zatrzymała Adama Bohdana, jednego z szefów Dzikiej Polski i Michała Książka, pisarza i podróżnika. Policjanci ciągnęli ich po ziemi, skuli kajdankami, wrzucili do policyjnego wozu. Zaatakowani krzyczeli z bólu. Reszta protestujących nadal siedzi na ziemi.

Trzecia blokada, inna niż poprzednie

Aktywiści chcą zabezpieczyć materiały dowodowe i pokazać, że działania leśników są wbrew przepisom UE i porozumieniu z UNESCO. Apelują do naukowców, żeby ci przeprowadzili wizję lokalną, którą potwierdzi, że ścinane i usuwane są martwe drzewa, na których nie ma korników. Takie drzewa powinny pozostać w Puszczy, nie stanowią dla niej żadnego zagrożenia.

Fundacja Dzika Polska ogłosiła apel: "Śledztwo aktywistów ujawniło, że wycinka nie ma nic wspólnego z powstrzymaniem gradacji kornika, chodzi więc o zwyczajne pieniądze. Tymczasem Nasza Puszcza jest bezcenna!! Blokada potrwa do momentu przeprowadzenia wizji przez niezależnych od Lasów Państwowych naukowców. Pamiętajcie, że możecie mieć swój udział w ratowaniu Puszczy. Potrzebujemy Was na miejscu!".

Wśród blokujących są m.in. Zenon Kruczyński, autor książki "Farba znaczy krew", Radosław Ślusarczyk, szef Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot oraz pisarz i reporter Michał Książek. Jest też ekipa filmowa OKO.press.

To jest trzecia blokada w przeciągu dwóch tygodni. Scenariusz jest inny. Poprzednio aktywiści blokowali pracę maszyn w lesie i po paru godzinach pozwalali im wrócić do bazy. Teraz zablokowali maszyny parkujące przed wyjazdem do lasu i deklarują, że nie odejdą dopóki nie przyjadą naukowcy. Są gotowi na spędzenie tu całego dnia i nocy, a może dłużej. Rozbili namiot, mają zapas żywności i wody, ustawili przenośną toaletę.

Ok. 11.00 okazało się jednak, że interwencja policji i straży leśnej może zniweczyć te plany.

Aktywiści: nie ma powodu, by ścinać te drzewa

Zgodnie z wydanym 8 czerwca oświadczeniem Greenpeace i Dzikiej Polski "aktywiści blokują maszyny, by uniemożliwić niszczenie Puszczy i wywożenie dowodów nielegalnych wyrębów.

Są gotowi kontynuować blokadę do czasu, aż naukowcy odpowiedzą na ich apel i będą mieli wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie wizji lokalnej i przygotowanie protokołu".

"Dwa dni temu podczas spotkania z ludźmi kultury apelującymi o ochronę Puszczy Białowieskiej przedstawiciele Ministerstwa Środowiska zaprzeczyli, że wycinka obejmuje martwe drzewa, w których nie ma już korników. Tymczasem wyniki monitoringu Puszczy prowadzone przez Dziką Polskę i Greenpeace wskazują, że niemal każdego dnia z Puszczy wyjeżdżają do tartaków takie właśnie świerki. Ich wycinka nie ogranicza rozprzestrzeniania się korników" – mówi Adam Bohdan z Dzikiej Polski. Obszar Natura 2000 Puszcza Białowieska został powołany dla ochrony m.in. najrzadszych gatunków sów i dzięciołów zależnych od martwych świerków. Dlatego powinny one pozostać w najstarszych częściach lasu.

Katarzyna Jagiełło, Greenpeace Polska: "Prosimy naukowców o przeprowadzenie wizji lokalnych w miejscach, gdzie wycięto martwe drzewa oraz na składach drewna, z których są one wywożone.

Przerywając pracę ciężkiego sprzętu, dajemy czas na zabezpieczenie materiału dowodowego, którym będziemy posługiwać się przed polskimi i zagranicznymi instytucjami badającymi legalność wyrębów.

Liczymy, że osoby przyzwalające na niszczenie naszego dziedzictwa przyrodniczego będą pociągnięte do odpowiedzialności".

"Jako mieszkaniec Białowieży nie zgadzam się na wyniszczanie marki turystycznej Puszczy Białowieskiej. Trwające wycinki to pozbawianie mieszkających tu ludzi źródła utrzymania, jakim jest turystyka. Nie możemy dłużej milczeć" – mówi Zenon Kruczyński, mieszkaniec Białowieży.

;

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Komentarze