0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agencja GazetaENCJA GAZETAAgencja GazetaENCJA ...

W majowym sondażu Ipsos dla OKO.press próbowaliśmy ocenić, jak odbierany jest przez ludzi wzrost cen. Zapytaliśmy:

„Jeśli rok temu płacił(a) Pan(i) 100 zł za zakupy, to ile zapłacił(a)by Pan(i) dzisiaj za taki sam zestaw produktów?”. Do wyboru daliśmy 5 przedziałów od 100 do 115 aż do ponad 200 zł - tak jak na wykresie poniżej.

Gdyby do tak zadanego pytania przyłożyć GUS-owski wskaźnik inflacji, który wg najnowszych danych za kwiecień wynosi 12,4 proc., wówczas „poprawna” byłaby pierwsza odpowiedź. Tak jednak odpowiedziało zaledwie 4 proc. ankietowanych.

Ale w takim pytaniu poprawnej odpowiedzi nie ma. Zwłaszcza że pytaliśmy o to w połowie maja, a wstępny szacunek wysokości inflacji za maj poznamy na początku czerwca, czyli trzy tygodnie później.

Ludzie na ogół inflację przeszacowują. Przy czym każdy z nas ma swoją inflację, a ta niekoniecznie pokrywa się z uśrednionym odczytem, podanym przez GUS.

Jaka jest twoja prywatna inflacja?

GUS stara się badać wzrost cen w średnim ujęciu. Aby wyliczyć wskaźnik inflacji (a dokładniej: wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych) GUS tworzy koszyk konsumpcyjny, który ma odpowiadać przeciętnym miesięcznym wydatkom typowego gospodarstwa domowego. Dlatego największą jego część stanowi żywność (26,6 proc.), dalej idą wydatki na mieszkanie (19,3 proc.) oraz transport (9,5 proc.). Jest też miejsce na zdrowie, rekreację i kulturę, edukację, restauracje i parę innych kategorii.

Może być tak, że Twoje - Czytelniczko / Czytelniku - miesięczne wydatki w kwietniu rzeczywiście wzrosły o 12,4 proc. w stosunku do kwietnia 2021. Ale wcale być tak nie musi.

Rok temu mogłaś / mogłeś mieć zupełnie inne potrzeby niż dzisiaj, ale nawet jeśli założymy, że były one identyczne, to Twoja prywatna inflacja mogła wynieść 8 proc., 15 proc. lub 25 proc. Bo każdy ma inne potrzeby, różnie konstruuje wydatki, podejmuje różne decyzje konsumenckie. W niektórych bardziej uderzyły wysokie ceny prądu, w innych wzrost cen benzyny. Trudno się spodziewać, żeby wydatki na kulturę czy na zdrowie w każdym miesiącu wyglądały tak samo.

W wyniku tego – każdy ma swoją inflację. A gusowski wskaźnik jest próbą uśrednienia naszych indywidualnych wskaźników.

Zakupy to tylko część inflacji

W pytaniu pozostawiliśmy otwartą kwestię, jakiego rodzaju są to zakupy. Z pewnością większość ankietowanych pomyślała automatycznie o codziennych zakupach spożywczych czy większych zakupach w supermarkecie.

To istotna kwestia – wyłącza nam wzrost cen benzyny, prądu, biletów do kina czy wizyty u dentysty. Według danych GUS za kwiecień, wzrost cen żywności wyniósł 12,7 proc. Według innego wskaźnika – indeksu cen w sklepach detalicznych, ceny w sklepach wzrosły o 21,8 proc. To comiesięczne badanie prowadzone przez firmę UCE RESEARCH i Wyższe Szkoły Bankowe od prawie pięciu lat. Obejmuje podstawowe produkty codziennego użytku (głównie spożywcze, ale też np. chemię użytkową) w „dyskontach, hipermarketach, supermarketach, sieciach convenience i cash&carry”.

Odpowiedzi osób badanych stanowiły zapewne raczej subiektywną wersję indeksu cen w sklepach, niż odczuwaną inflację tak, jak ja wylicza GUS.

Więcej o różnicach między badaniem GUS a indeksem cen detalicznych możecie przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Inaczej mówiąc, codzienne zakupy w wysokości 100 złotych plus są tylko częścią gusowskiego wskaźnika inflacji, więc nie można kwietniowego 12,4 proc. odnosić do wysokości naszego rachunku w sklepie. W obiektywnym pomiarze przeciętny wzrost cen przy takich zakupach nieco przekracza 20 zł. Ludzie oceniają, że jest drożej. Przyjrzyjmy się odpowiedziom.

Chętnie szacujemy

Zaledwie 6 proc. badanych nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. A to oznacza, że większość z nas ma jasne zdanie i chętnie szacuje, o ile wzrosły rachunki.

Szacunki są zawsze subiektywne, nie dokonujemy w głowie szybkiej kalkulacji. Korzystamy z wyrywkowych wspomnień, często zabarwionych negatywnymi emocjami. Gdy ankieter zadaje pytanie, nikt nie szuka paragonów i nie wykonuje obliczeń.

Oczywiście część z nas prowadzi ewidencję wydatków i skrupulatnie planuje budżety domowe. Ale nawet one i oni odpowiadając ankieterowi na kolejne pytanie, prawdopodobnie operują luźnym szacunkiem.

Interesująco wyglądają dane, gdy połączymy kolejne kategorie

  • Aż 73 proc. z nas uważa, że za takie zakupy zapłaciłoby o ponad 30 zł więcej niż rok temu,
  • 39 proc. – że ponad 50 zł więcej niż rok temu,
  • 13 proc. – że ponad dwukrotnie więcej.

Z dużą pewnością możemy stwierdzić, że w zdecydowanej większości przypadków to ocena przesadzona.

Nie zmienia to faktu, że takie są odczucia. Aż co ósma badana osoba jest przekonana, że jej rachunki za zakupy urosły ponad dwukrotnie. To bardzo wysoki wynik.

Biedny odczuwa mocniej

Różnice w grupach socjoekonomicznych nie są duże. Osoby 60 plus obok grupy 18-29 lat najczęściej wybierały odpowiedzi więcej niż 150 i więcej niż 200 zł (razem 45 proc., wśród wszystkich badanych - 39 proc.). Wyższe poczucie wzrostu cen wystąpiło też w niższych grupach wykształcenia. Pokażemy to wykresie, obliczając sumę wskazań "poniżej 130 zł" i "powyżej 150 zł", a także wskazania w przedziale "130-150 zł".

Odpowiedzi różnią się też nieco w zależności od dochodu. Spójrzmy na wykres:

Odstaje najuboższa grupa, z dochodami poniżej 1500 złotych. Wykresy dla czterech kolejnych są bardzo podobne, z tą różnicą, że w przypadku dwóch najbardziej majętnych grup, spada odsetek osób, które mówią, że teraz zapłaciłyby za te same zakupy powyżej 200 złotych. W trzech pierwszych grupach to 13, 16 i 13 proc., w dwóch kolejnych 9 i 6 proc.

Wśród najuboższych wzrasta odsetek odpowiedzi „pomiędzy 150 a 200 złotych”. To niepokojąca informacja. Czy to tylko różnica w percepcji, wynikają z faktu, że straty są znacznie większą częścią ich budżetu?

W kogo inflacja uderza mocniej?

Niestety, danych o tym, w które grupy dochodowe inflacja faktycznie uderza dziś najmocniej, nie ma zbyt wiele. GUS nie podaje różnych dochodów dla poszczególnych grup dochodowych. Z badań w innych krajach wiemy, że obecna inflacja jest wyższa dla grup o niskich dochodach. Brytyjskie Institute for Fiscal studies szacuje, że kwietniowa inflacja w UK dla najbiedniejszego decyla społeczeństwa jest o 3 pkt. proc. wyższa, niż dla najbogatszego:

View post on Twitter

W listopadzie 2021, gdy inflacja wynosiła 6,8 proc., analitycy ekonomiczni banku Pekao na podstawie gusowskiego badania budżetów gospodarstw domowych obliczyli wskaźnik inflacji dla pięciu grup kwintylowych, czyli po podziale społeczeństwa na pięć tak samo licznych grup na podstawie dochodu. Pierwsza grupa kwintylowa to tutaj 20 proc. najuboższych, piąta – 20 proc. najbogatszych.

View post on Twitter

Z obliczeń wyszło, że wszystkie grupy mają bardzo zbliżoną inflację, ale najsilniejsza jest wśród najbogatszych. Czy to znaczy, że inflacja jest jak śmierć z barokowej ryciny i kosi równo wszystkich? Niestety nie.

Weźmy dla uproszczenia przykład dziesięcioprocentowej inflacji i dwóch rodzin. Pierwsza wydaje co miesiąc 2 tys. złotych na żywność i bieżącą konsumpcję, druga – 10 tys. W przypadku pierwszej koszt życia przez rok wzrośnie o 200 złotych, w przypadku drugiej – o tysiąc. Ale to ta druga ma znacznie większe możliwości redukcji wydatków, zmiany przyzwyczajeń. Najmniej zamożni wydają większość swojego miesięcznego budżetu na podstawowe potrzeby. Wzrost cen może ograniczać liczbę produktów, którą mogą kupić, zbliżać ich do ubóstwa.

Nasze badanie pokazuje, że najubożsi w nieco większym stopniu odczuwają wzrost cen. Może to wynikać z jeszcze większej niż zwykle uważności na ceny - przy ograniczonych zasobach każdy wzrost jest dotkliwy.

Warto śledzić te zjawiska: może to odbić się na kolejnym wzroście ubóstwa, może też mieć implikacje polityczne, których na razie nie widać. W grupie osób do 1,5 tys. zł dochodu aż 55 proc. badanych deklaruje chęć głosowania na Prawo i Sprawiedliwość. Jeśli winą za wzrost cen obarczą rządzących, Prawo i Sprawiedliwość będzie mieć problem.

Sondaż Ipsos dla OKO.press, 10-12 maja 2022, badanie telefoniczne (CATI), na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków, liczebność próby 1014 osób

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze