0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

Przypomnijmy: pod koniec miesiąca GUS publikuje szybki szacunek inflacji, a w połowie kolejnego miesiąca dostajemy dokładne dane. Dzięki szybkiemu szacunkowi nie musimy czekać kolejne dwa tygodnie na najnowsze dane, a korekta głównego wskaźnika zwykle jest nieznaczna. Tym razem znów mamy lekką korektę w górę – z 7,7 proc. do 7,8 proc.

Drugą ważną rzeczą, którą daje nam dokładna informacja o inflacji z połowy miesiąca, to rozbicie na różne typy usług i produktów. W ten sposób dowiadujemy się dokładnie, co drożeje najmocniej.

Czym dokładnie jest inflacja

To ważna informacja, która pozwala przypomnieć sobie, czym tak naprawdę jest wskaźnik inflacji. Od kilku miesięcy mówimy o niej nieustannie, ale często ta liczba jest nierozumiana. Inflacja w wysokości 7,8 proc. nie oznacza, że wszystkie produkty drożeją o 7,8 proc. To niemożliwe w wolnorynkowej rzeczywistości. A to, że konkretny rachunek z tymi samymi produktami sprzed roku jest droższy o np. 20 proc., nie znaczy, że GUS nas oszukuje.

Wskaźnik inflacji stworzony jest tak, by oddawał wzrost kosztów życia przeciętnego gospodarstwa domowego. Poszczególnym towarom przypisane są odpowiednie wagi. Na pierwszym miejscu jest żywność, na drugim „użytkowanie mieszkania lub domu i nośniki energii”, razem stanowią prawie połowę koszyka inflacyjnego.

To, że ceny różnych towarów i usług rosną w bardzo różnym tempie, pokazuje też, że przyczyny rosnących cen są różne.

Coraz szybciej

W stosunku do poprzedniego miesiąca mamy wzrost wskaźnika inflacji o 1 proc. To mniej niż miesiąc wcześniej, ale zaledwie o 0,1 punktu proc., więc jest o wiele za wcześnie, by mówić o jakimś trendzie. Szczególnie, że gdy spojrzymy na główny wskaźnik (tzn. odniesiony do tego samego miesiąca rok temu, listopad 2020 do listopada 2022), rośnie on już piąty miesiąc z rzędu. Jeśli wykluczyć niewielki spadek w czerwcu (o 0,3 punktu proc.), to w trendzie wzrostowym jesteśmy od lutego.

Towary drożeją szybciej (8,1 proc.) niż usługi (6,6 proc.).

Żywność wciąż drożeje wolniej niż ogólny wskaźnik inflacji, ale niestety wciąż przyspiesza. W listopadzie była (razem z napojami bezalkoholowymi) średnio droższa o 6,4 proc. niż w listopadzie 2020. Zaledwie miesiąc wcześniej inflacja dla żywności wynosiła 5 proc. Dla porównania dodajmy, że rok temu było to zaledwie 2 proc. (przy 3 proc. ogólnej inflacji). Spójrzmy na kilka przykładów wzrostów cen konkretnych produktów:

  • Mąka 8,7 proc.;
  • Pieczywo 12,4 proc.;
  • Drób 23,7 proc.;
  • Jaja 10,5 proc.;
  • Tłuszcze roślinne 21,7 proc.
  • Cukier 19,4 proc.

Nieustannie najszybciej rosną ceny paliw. W listopadzie już o 36,6 proc. wobec listopada 2020 (w październiku ten wskaźnik wynosił 33,9 proc.). To ogromne wzrosty. I choć nikt nie będzie twierdził, że litr benzyny i oleju napędowego powyżej 6 złotych to niedużo, warto też pamiętać, skąd biorą się tak duże liczby. Prawie cały 2020 rok ceny paliw utrzymywały się na poziomie 4,50 zł przez kryzys pandemiczny, ograniczenie mobilności i spadek cen ropy. Mieliśmy niespodziewany dołek, z którego ceny paliw odbijają się cały 2021 rok.

Ceny paliw

Na ceny paliw można spojrzeć też z innej perspektywy. Ostatni raz rekordy biły w 2012 roku, we wrześniu tego roku średnia cena benzyny Pb95 wynosiła 5,88 zł. Dziś przebija 6 złotych. Ale dziewięć lat temu za wartość średniej pensji można było kupić 619 litrów benzyny, w październiku 2o21 to 980 litrów. To jednak bardzo niedoskonały wskaźnik, bo podawana przez GUS pensja średnia jest wartością brutto, a poniżej średniej zarabia około dwie trzecie z nas.

Gdyby wziąć medianę zarobków netto (w przypadku 2021 roku dokonujemy szacunku na podstawie tempa wzrostu płac w ostatnich latach, GUS podaje wartość mediany płac raz na dwa lata), stosunek będzie prawie identyczny. W 2012 będzie to 380 litrów, w 2021 – 598. Czyli o 57 proc. paliwa więcej (w przypadku średniej – 58 proc.).

Warto spojrzeć na te liczby z pewnego dystansu, bo pamiętajmy, że inflacyjna panika nikomu nie służy. W rozmowie z OKO.press dr Wojciech Paczos z Cardiff University wyrażał w październiku obawy, że możemy już w tej chwili mieć do czynienia z pętlą oczekiwań. Czyli sytuacją, gdzie firmy podnoszą ceny ze względu na inflację, więc podnosi się inflacja i mamy do czynienia z samonapędzającym się mechanizmem.

W wyniku rządowej tarczy antyinflacyjnej ceny benzyny najpewniej nie spadną tak, jak zapowiadał premier Morawiecki – o 20-30 groszy na litrze, ale mogą przynajmniej przyhamować. Do szóstki z przodu możemy być zmuszeni się na razie przyzwyczaić, ale jest szansa, że zatrzymamy się w jej okolicach. A to oznacza, że z kolejnymi miesiącami wpływ cen paliw na wskaźnik inflacji będzie coraz mniejszy.

Jak długo jeszcze?

Niestety, nie oznacza to, że teraz inflacja szybko wygaśnie. Bardzo wysokie ceny paliw, problemy z globalnymi łańcuchami dostaw, spore ilości gotówki wrzucone do gospodarki jako pomoc w kryzysie wywołanym pandemią i walką z nią powodują, że dzisiejsza sytuacja z cenami będzie wygasała jeszcze długo.

„Nikt z nas naprawdę nie wie, kiedy inflacja zacznie rosnąć czy spadać” – mówił 15 grudnia dla money.pl minister finansów Tadeusz Kościński. Zaprzecza w ten sposób temu, co mówi prezes NBP Adam Glapiński, który jest przekonany, że inflacja zacznie spadać już na początku 2022 roku. Jak sprawdzić, które elementy inflacji są przejściowe? Tradycyjnie używana do tego jest tzw. inflacja bazowa. To wskaźnik inflacji po wyłączeniu cen energii i żywności, które zwykle są podatne na nagłe skoki. W listopadzie inflacja bazowa to już według różnych szacunków 4,7-4,8 proc. Ta niestety zostanie z nami na dłużej.

Według prognozy NBP w całym 2021 roku inflacja bazowa będzie odpowiadać za 2,3 punktu proc. inflacji z ogólnego wskaźnika 4,9 proc. W 2023 roku z 3,6 proc., dalej będą to 2 pkt proc. Widzimy tutaj, że NBP zakłada średni roczny poziom w wysokości 4,9 proc. Tymczasem to już prawie pewne, że przekroczymy 5 proc. – wystarczy, by inflacja w grudniu utrzymała się na tym samym poziomie, co w listopadzie, a przecież może nieco wzrosnąć.

Na Litwie prawie 10 proc.

Jak w listopadzie wypadamy na tle Europy? Nie wiemy jeszcze dokładnie. Eurostat podaje inflację HICP, opartą na nieco innym koszyku dóbr niż GUS, spójnym dla całej Unii. Według GUS inflacja (CPI) w październiku w Polsce wynosiła 6,8 proc., według Eurostatu – 6,4 proc. W poprzednich miesiącach ta niewielka dysproporcja się utrzymywała, więc najpewniej w listopadzie HICP dalej będzie nieco niższe niż gusowskie CPI.

W październiku przed Polską były cztery kraje Unii: Węgry, Rumunia, Estonia i Litwa, teraz może być podobnie. Szacunki za listopad ze strefy euro pokazują, że szybki wzrost inflacji utrzymuje się w większości krajów. Na szczycie wciąż Litwa (9,3 proc.) i Estonia (8,4 proc.). Belgia w ciągu dwóch miesięcy (między wrześniem a listopadem) podskoczyła z 3,8 proc. do 7,1 proc. W Holandii w miesiąc z 3,7 proc. do 5,6 proc.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze