0:00
0:00

0:00

Lewicowa komentatorka oświadcza, że klasa robotnicza nie istnieje, bo nie zna nikogo, kto by do niej należał. Prawicowa młodzież szczyci się tym, że nigdy nie rozmawia z lewakami. Postępowi szwedzcy studenci dostają palpitacji i czują się obrażeni (o czym natychmiast meldują rektorowi), gdy wykładowca udostępni w mediach społecznościowych obcy im ideowo pogląd. Czołowi politycy narzekają, że za 10 tysięcy zł na rękę niełatwo wyżyć, i bardzo dziwią się, gdy okazuje się, że tyle zarabia kilka procent społeczeństwa. Można odnieść wrażenie, że wiele osób uważa poglądy odmienne od własnych za coś w rodzaju zarazy, której należy unikać bardziej niż covidu – bo nie ma na nie szczepień, a i przechorować nie wiadomo jak.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Jak powstają bańki informacyjne?

Czemu społeczeństwo rozpada się na te małe cząstki? Może to normalny etap jego rozwoju – staje się coraz bardziej złożone, a jednostki, wyposażone w nowoczesne technologie komunikacyjne, indywidualizują się, określając i ogłaszając swoje tożsamości? Może to po prostu jest postęp?

Określenie „bańki” wprowadził twórca i aktywista Eli Pariser, który mówił o „bańce filtrującej” (filter bubble). Algorytmy mediów społecznościowych i wyszukiwarek, dobierające treści na podstawie danych dotyczących dotychczasowych wyborów użytkownika, powodują, że z czasem tworzy się wokół niego specyficzny ekosystem znajomych i treści. Z czasem ten ekosystem uszczelnia się, coraz rzadziej dopuszczając poglądy inne, niż wyrażane przez użytkownika.

Trafia on na ludzi o podobnym sposobie myślenia i patrzenia na świat. Jeśli ma poglądy bardziej konserwatywne, w propozycjach wyświetlają mu się filmy z YouTube i propozycje książek Jordana Petersona czy Rafała Ziemkiewicza, jeśli bardziej lewicowe – trafia na wystąpienia czy publikacje Thomasa Piketty’ego albo Klementyny Suchanow. Z czasem użytkownik znajduje się w „kabinie pogłosowej” (echo chamber), w której słyszy tylko głosy sobie podobnych. W takich warunkach dobra komunikacja i zbiorowe działanie nie są możliwe. Brakuje wspólnego języka, bo każda bańka tworzy swój własny.

Osobne bańki tworzą się nawet dla kobiet i mężczyzn. Sondaż IPSOS dla OKO.press w 2019 roku wskazał, że kobiety i mężczyźni w Polsce w wieku 18-39 patrząc na ten sam świat, widzą zupełnie inną mapę zagrożeń: kobiety trzykrotnie częściej niż mężczyźni obawiają się katastrofy ochrony zdrowia, mężczyźni niemal dwa razy częściej niż kobiety boją się ideologii gender czy ruchu LGBT. 26 proc. mężczyzn i tylko 9 proc. kobiet obawia się kryzysu demograficznego i starzenia się społeczeństwa. 25 proc. kobiet i tylko 14 proc. mężczyzn w tej grupie wiekowej boi się wyjścia Polski z UE.

Bańki nie tworzą wartości i nie zapobiegają entropii systemu społecznego – wręcz przeciwnie, są jej symptomem i częścią.

Nie pomagają nam dojrzeć do złożoności, gdzie różnice, a nawet przeciwieństwa powinny się przyciągać: kto się czubi, ten się lubi, głosiło stare, dawno nieaktualne przysłowie. W złożonym świecie istnieją osoby i role społeczne, niemieszczące się w prostych kategoriach, nietrwałe i polegające na aktywnym łączeniu istniejących kategorii. Musi istnieć miejsce dla odmieńców, choćby na względnie widocznych obrzeżach. Bańki nie są takimi miejscami – mnożą się przez bicie piany i produkują stale te same rozwiązania, które nie wchodzą w interakcje ze sobą ani z bardziej złożonymi aspektami świata. Nie są to tezy i antytezy – bo nie ma syntez, są tylko coraz bardziej spolaryzowane obozy.

Przeczytaj także:

Trolle i moraliści

A dziś system społeczny umiera. Zaczyna się to już na poziomie natury. Kryzys klimatyczny, kryzys bioróżnorodności (i wynikająca z niego pandemia) współistnieją – jak pisze Michał Krzykawski – z entropią informacyjną, która ujawnia się w zjawisku postprawdy, fake newsów, w popularności teorii spiskowych, i z entropią psychospołeczną (uzależnienia, samobójstwa, kryzys zdrowia psychicznego, brak zaufania społecznego).

Nowoczesne technologie, w szczególności internet, nie pomagają. Często są prezentowane jako narzędzia bardzo demokratyczne, oddolne i idealne do intensywnej komunikacji. Masowe używanie mediów społecznościowych – pisał Richard Seymour – wyjałowiło kulturę z wartości. Uniemożliwiają one skuteczną komunikację, kształtując ją na obraz i podobieństwo idealnie wolnego rynku, zdominowanego przez konkurencję. Propagują egoizm i narcyzm. Legitymizują komunikacyjną przemoc, która uchodzi bez konsekwencji.

Seymour przytacza znaną trollowską maksymę: “none of us is as cruel as all of us” (nikt z nas nie jest taki okrutny, jak wszyscy z nas). Na internetowych forach i platformach, zwłaszcza pod osłoną anonimowości, ludzie są w stanie pokonać w sobie opory, które chronią przed traktowaniem innych okrutnie.

Zarówno komunikowanie się z internetowymi trollami, jak moralizowanie w społecznościowych bańkach, to części tej samej spirali nieludzkiej komunikacji społecznej.

Jej treści są jałowe, a konsekwencje mogą być bardzo poważne: fala samobójstw, załamań, życiowych porażek, które spotkały osoby, będące obiektem ataku internetowych trolli i moralistów.

Media społecznościowe dają poczucie mocy i sprawczości, a także poczucie moralnej wyższości. W efekcie ich użytkownicy stają się nieraz czymś w rodzaju linczującego tłumu, pozbawionego zahamowań, fizycznych odruchów oporu czy choćby odrazy, które często powstrzymują od uczestniczenia w takich działaniach w świecie realnym. Dynamika wymyka się spod kontroli, a odpowiedzialność rozmywa się – nikt nie jest winien temu, że prześladowany człowiek popełnił samobójstwo. Rozkręcają się nieraz interakcje, których nikt z uczestników nie zamierzał rozpętać. Poleganie na komunikacji w sieci prowadzi prostą drogą do nihilizmu. Jak pisze Seymour, „platformy wydestylowały ideę przewagi w doskonale abstrakcyjną metrykę uwagi i uznania”.

Ludzka bioróżnorodność

Potrzebujemy metody na przeciwstawienie się rozpadowi, potrzebujemy stworzyć warunki do tego, by odwrócić entropię. To jest dosłownie sprawa życia i śmierci planety – ludzkość, ulegając szalejącej entropii, posiada tym razem środki, które mogą zniszczyć życie na Ziemi.

Zatrzymanie rozpadu nie jest możliwe na skalę całego systemu, ale możemy tworzyć lokalnie żywotne zalążki systemów alternatywnych.

Należy je wspierać przy pomocy właściwych struktur i procesów komunikacyjnych, takich jak stowarzyszenia pracownicze, kluby osiedlowe, kooperatywy, związki zawodowe, koła zainteresowań.

Ideałem jest sytuacja, w której człowiek może jednocześnie wyrażać siebie, realizować swój niepowtarzalny potencjał, ale zarazem podejmować skuteczne działania wspólne. Filozof Bernard Stiegler nazywa ten stan zbiorową indywiduacją. Pojęcie indywiduacji pochodzi od Carla Gustava Junga i oznacza drogę człowieka do stawania się kimś zgodnym z własnym doświadczeniem, z własną tożsamością – kimś jednokrotnym („nie umieramy o tyle, o ile jesteśmy odmienni od wszystkich innych”). Tożsamość w takim rozumieniu nie jest czymś danym na wstępie, co należy zdiagnozować, ustalić i ogłosić, lecz mniej lub bardziej nieuchwytnym punktem docelowym – bardziej Graalem, niż internetowym awatarem.

Pojedynczy człowiek jest tylko jednym z elementów wytwarzanych przez procesy indywiduacji. Sam w sobie nie jest ani celem, ani kresem tych procesów. Nie pozostaje bowiem sam. Ludzie istnieją jako pojedyncze świadomości, ale zawsze w relacji do siebie nawzajem. Jednostkowe ścieżki, dzięki właściwym procesom komunikacji i strukturom społecznym, wspierającym zróżnicowanie i złożoność, mogą pomóc w indywiduacji, a cała zbiorowość może stać się w ten sposób bardziej różnorodna, nie tracąc nic ze swojej żywotności – wręcz przeciwnie. To tak jak łąka czy las, gdzie panuje bioróżnorodność.

Bernard Stiegler przedstawia wielki nowoczesny system społeczny – społeczeństwo internacji, pozbawione mechanizmów, wymuszających centralizację władzy. Opiera się ono nie na zasadzie wielkiej kosmopolitycznej i niezróżnicowanej magmy, lecz właśnie zbiorowej indywiduacji.

Uniwersytet przeciw bańkom

Jak to osiągnąć w praktyce? Szczęśliwie istnieje sprawdzony sposób na uzdrowienie procesów komunikacji i na zastąpienie bicia piany czymś bardziej twórczym. Jest nim uniwersytet. Ten prawdziwy – nie ten zreformowany do nieprzytomności, gdzie studenci zostali przerobieni na klientów, i zamiast trudnych procesów kształcenia, otrzymują lekkostrawne „student experiences”.

Uniwersytet, uczący odwagi i dyscypliny myślenia, oferuje coś w rodzaju szczepionki przeciwko nietolerancji na inność. Uczy argumentowania i obrony naukowego punktu widzenia w systematyczny sposób. Istnieje wiele naukowych punktów widzenia i zestawienie ich razem nie musi żadnego unicestwiać. Godny przeciwnik, nawet bardzo odmienny, w gruncie rzeczy pomaga nam zrozumieć lepiej nasz własny punkt, udoskonalić go, rozwinąć – zindywiduować w kontekście zbiorowości. Nie „zarażamy się” poglądami, których nie wyznajemy, lecz argumentujemy wobec nich swoje własne. Im lepiej argumentujemy, tym bardziej krystalizujemy to, w co wierzymy jako jednostki. Korzysta na tym cała zbiorowość, bo rozwija się bogactwo złożoności nauki. Zwłaszcza w naukach humanistycznych i społecznych nie ma gry o sumie zerowej.

Nie jest tak, że jeden musi wygrać, a pozostali – przegrać. Dobry uniwersytet uczy szacunku dla różnorodności i złożoności, rozmawiania z innymi.

Nie oznacza to, że należy zapraszać dowolnych mówców, bo nie jest to Hyde Park. Tylko w wyjątkowych przypadkach należałoby zapraszać osoby spoza akademii – biznesmenów, praktyków-ekspertów lub artystów. Nauka jest rodzajem rozmowy, która odbywa się w oparciu o zestaw rygorystycznych zasad, mających na celu zapewnienie uczciwości, wiarygodności i rzetelności. O tę rozmowę powinien przede wszystkim dbać uniwersytet w swojej misji badawczej. W swojej misji dydaktycznej powinien zaś uczyć, jak ją prowadzić z pożytkiem dla nauki, dla samych siebie i dla całej zbiorowości.

Może to polegać na zapraszaniu na debaty osób z różnych środowisk i na aktywnym moderowaniu rozmowy, tak, aby zachowane były zasady argumentacji oraz prezentowania swoich idei w odpowiednim kontekście i we właściwej formie. Oprócz tego uniwersytet może aktywnie kształcić studentów w umiejętności słuchania innych opinii i odpowiadania na nie. Wreszcie, może pokazać, jak wartościowe jest posiadanie oryginalnego własnego zdania, opartego na argumentach i nie polegającego tylko na myśleniu życzeniowym. Akademicy świata nie uzdrowią - ale mogą pomóc ludziom nauczyć się rozmawiać ze sobą, co zresztą tradycyjnie były rolą humanistyki. Zamiast bicia piany – sympozjon.

;

Udostępnij:

Jarema Piekutowski

socjolog i publicysta, członek zespołu „Nowej Konfederacji” i „Laboratorium Więzi".

Monika Kostera

profesor nauk ekonomicznych i humanistycznych, zatrudniona na Uniwersytecie Warszawskim, w Institut Mines Télécom Business School we Francji i na Uniwersytecie Södertörn w Szwecji.

Komentarze