Miliardy dotacji dla przedsiębiorstw nie przełożyły się na innowacyjność, alarmuje NIK. 1,9 mln zł dopłaty dano nawet dyskotece. Za mało przeznaczamy za to na naukę, badania i rozwój. Dlatego daleko nam do Czechów i Słoweńców, a „Doliną Krzemową UE”, jak nazwał nas premier Mateusz Morawiecki w Fox Business, jeszcze długo nie zostaniemy
„Stajemy się swego rodzaju Doliną Krzemową Unii Europejskiej” – 17 kwietnia 2019 obwieścił dumnie premier Mateusz Morawiecki w 5-minutowym wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej Fox Business. Powołał się na wyniki konkursu dla programistów, w którym studenci z Polski zajęli dwa miejsca w pierwszej szóstce.
Porównanie naszego kraju amerykańską „Doliną Krzemową” (krystaliczny krzem jest jednym z głównych budulców komputerowych układów scalonych) w rejonie San Francisco, gdzie swoje siedziby mają m.in. Apple, Google (Alphabet), Facebook, HP, Intel, Netflix i Tesla, zaowocowało serią absurdystcznych żartów w rodzimych mediach społecznościowych.
Kto zatem ma rację – premier czy głos ludu? Najlepiej przyjrzeć się mierzalnym wynikom polskiej innowacyjności. A te niestety nie są imponujące.
„Innowacja” to słowo-wytrych, coraz bardziej wyprane ze znaczenia. Słownikowa definicja, czyli „wprowadzenie czegoś nowego; też: rzecz nowo wprowadzona” (za PWN) pozwala na tak swobodne operowanie tym hasłem. W exposé premiera Mateusza Morawieckiego pojawia się w różnych formach cztery razy, Beaty Szydło – pięć, a program PiS z 2014 roku wymienia je na 166 stronach 24-krotnie (jak się okazuje, innowacyjne mogą być nawet… cele polityki zagranicznej).
„Stajemy się swego rodzaju Doliną Krzemową Unii Europejskiej”
Nawet w terminologii ekonomicznej nie ma jednego przyjętego objaśnienia. „To, co jest wspólne dla wszystkich definicji innowacji, to opisanie jej jako aktywności przedsiębiorstw w obszarze wprowadzania nowości (nowych rozwiązań) w różnych obszarach ich działalności” – informuje strona Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. A zatem za innowacyjną gospodarkę można uznać taką, która sprzyja tego rodzaju aktywności i z niej korzysta.
Polska pod tym względem wypada bardzo niekorzystnie. W raporcie Europejskiego Rankingu Innowacyjności za (publikowanego z inicjatywy Komisjo Europejskiej) za rok 2018, zajmujemy niechlubne czwarte miejsce od końca, z poziomem innowacyjności na poziomie 57 proc. średniej UE. Słabiej wypadają tylko Chorwacja, Bułgaria i Rumunia, a liderami w naszym regionie są Słowenia i Czechy. Na plus nasz kraj wybija się jedynie pod względem populacji z wyższym wykształceniem (choć jeśli chodzi o doktoraty, jest słabo), wydatki firm na innowacje niezwiązane z badaniami, liczby rejestrowanych projektów (ale nie patentów) i wzrost zatrudnienia w innowacyjnych sektorach.
Na wykresie i mapie kolorem pomarańczowym zaznaczono skromnych innowatorów, żółtym – przeciętnych, jasno zielonym –mocnych, a ciemno zielonym – liderów innowacji.
Żadnego z polskich nie ma także na liście 50 najbardziej innowacyjnych miast prowadzonej od 2007 roku przez firmę 2thinknow, która bada przede wszystkim zasoby kulturalne, infrastrukturę i sieci biznesowe. Prawdziwa Dolina Krzemowa zajmuje trzecie miejsce, za Tokio i Londynem. Fakt, że żaden z byłych satelitów Związku Radzieckiego nie zdobył miejsca na liście stanowi niewielkie pocieszenie.
Utalentowani programiści, o których mówi Morawiecki, z pewnością znajdą intratne zatrudnienie, jednak raczej nie przyczyni się to budowy potęgi polskiej gospodarki. Brakuje bowiem polskich dużych przedsiębiorstw w sektorze najnowszych technologii. Istnieją w zasadzie dwa: rozwijające się w całym regionie Allegro oraz CD Projekt, studio gier komputerowych odpowiedzialne za międzynarodowy sukces Wiedźmina III. Spośród firm informatycznych pod względem zysków w Europie wybijają się też Asseco i Comarch. Jednak na utalentowanych inżynierów polują giganci w rodzaju Facebooka czy Google, oferując im często stawki i możliwości nie do odrzucenia.
Jak zostać innowacyjnym państwem w międzynarodowym krajobrazie, gdzie każde państwo chciałoby się wybić? Nie ma jednej odpowiedzi, ale kluczem są nakłady na naukę. W 2004 r., kiedy na czoło światowej innowacyjności wysuwały się Irlandia i Korea Płd., Bank Światowy podkreślał, że to zasługa inwestycji w naukę poczynionych w następstwie rozwoju – odpowiednio – obsługi międzynarodowego kapitału i rozwoju rodzimych konglomeratów. Polsce radził wtedy, aby również inwestowała w bazę naukową – w obliczu braku prywatnego kapitału miał to robić rząd.
Polska nie zastosowała się do tych rad w wystarczający sposób. W 2004 roku nakład budżetowy na naukę wynosił 0,31 proc. PKB – w 2018 roku było to zaledwie 0,14 punktu procentowego więcej. „Premier Morawiecki jeszcze kilkanaście dni temu mówił o tym, że budżet jest w znakomitej sytuacji, że dzisiaj jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej” – mówił przy uchwalaniu ustawy budżetowej Włodzimierz Nykiel z Platformy Obywatelskiej. „Myślę, że czas, by zastanowić się nad tym, jak powinny wyglądać w tym zakresie te sfery, które na tym skorzystają i myślę, że nauka jest tą sferą, która powinna na tym istotnie skorzystać”.
Nie skorzystała, choć w czasach „zielonej wyspy” nie korzystała również.
Sama silna nauka nie wystarczy. Potrzebna jest też stymulacja dla przedsiębiorstw, aby mogły i chciały z jej dorobku korzystać. Niestety, zarówno podczas rządów PO-PSL, jak i PiS, odbywało się to poprzez nieroztropne zalewanie sektora prywatnego gotówką. Sposób, w jaki w latach 2011-2016 spożytkowano 15 mld złotych, ostro skrytykowała Najwyższa Izba Kontroli, która 11 kwietnia przedstawiła swój raport członkom sejmowej Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii.
„Zyskują jak dotąd jedynie przedsiębiorstwa, których projekty zakwalifikowały się do programów – poprawia się ich kondycja ekonomiczna oraz wzrasta produkcja. Wciąż nie udaje się natomiast stworzenie i wypromowanie projektów o nowatorskim charakterze” – pisze NIK. Wskazuje na paradoksy sposobach oceny innowacyjności, w wyniku których 1,9 mln zł dotacji na „zainstalowanie nowoczesnych urządzeń technicznych” jako projektu na skalę światową otrzymała małopolska dyskoteka. „Kryteria oceny wniosków oraz sposób ich oceny stwarzały ryzyko, że
projekt o dużym potencjale innowacyjności może nie zostać uwzględniony ze względu na to, że nie spełnia jednego z mniej istotnych podkryteriów” – alarmuje NIK.
Ogółem w wydatkach na badania i rozwój, zarówno nakłady państwowe, jak i ze strony biznesu, należą do najniższych w Europie. Główni innowatorzy z naszego regionu – Słowenia i Czechy – są pod tym względem dużo wyżej. Póki taki stan rzeczy się nie zmieni, Polska będzie doliną, ale na wykresach innowacyjności.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze