Wicedyrektor Instytutu Książki zaprezentował polską literaturę w Londynie. Zygmunt Miłoszewski stał się „Miłoszewiczem", Elżbieta Cherezińska - „Elą”. Gafa goni gafę
17 listopada 2016 na targach The London Book Fair Market Focus wicedyrektor Instytutu Książki, Krzysztof Koehler, przedstawił prezentację zatytułowaną „Why Poland”. Miała zawierać informacje o polskiej literaturze dla angielskich wydawców zainteresowanych wydawaniem jej na Wyspach.
Nie wiemy, jak prezentacja wyglądała na żywo, ale to, co umieszczono na stronie targów, budzi liczne pytania i wątpliwości.
Z początkowej części zatytułowanej „Zobowiązania moralne” dowiadujemy się, że „w Wielkiej Brytanii Polacy doświadczają aktów przemocy po Brexicie”, „sytuacja jest trudna” i „powinniśmy coś zrobić, by Polacy mogli zostać zrozumiani przez swoich sąsiadów”. Wszystko to prawda, ale w jaki sposób ma się przełożyć na zainteresowanie komercyjnych wydawców polską literaturą?
Kolejne slajdy to podstawowe informacje o polskiej historii: wielokulturowa, republikańska Rzeczpospolita, zabory, okupacje. Znów, jest to prawda, ale nie padają żadne tytuły książek na ten temat, które by mogły i mogą zainteresować brytyjską publiczność. Nie mówiąc o tym, że chwalenie się wielokulturowością i tradycją tolerancji religijnej brzmi w ustach przedstawiciela obozu, który regularnie atakuje ideę europejskiego multi-kulti, nieco żartobliwie.
Trzeci slajd od końca zawiera pary przeciwieństw: „modernizm-postmodernizm (płynna nowoczesność Baumana)”; „historycyzm-posthistorycyzm (Nowak)”, „religia (katolicyzm)-sekularyzm (Jan Paweł II)”. Konkluzja: „jak widać we współczesnej polskiej literaturze można znaleźć najważniejsze dyskusje o nowoczesnym świecie”. Z tej wyliczanki nic takiego nie wynika. Żadne z przywołanych nazwisk – poza Janem Pawłem II – nie zajmuje się też literaturą piękną.
Ta pojawia się dopiero w przedostatnim slajdzie. Przedstawia on ważne dla polskiej literatury gatunki i ich autorów. Sama taka wyliczanka niewiele mówi komuś, kto nie śledzi od dawna polskiej kultury. Komuś, kto śledzi, nie mówi nic nowego.
W dodatku autorom udało się zrobić kilka rażących błędów. Zamiast literatury „fantasy” mamy „fantazy”. Wśród autorów kryminałów wymieniony/a jest Miłoszewicz (bez imienia). Nie wiadomo, o kogo chodzi. Katalog Biblioteki Narodowej znajduje co prawda Jagodę Miłoszewicz, ale nie ma ona na koncie żadnego kryminału, tylko zbiór przepisów kulinarnych „Chata Magoda: Ucieczka na wieś”.
Można domyśleć się, że chodzi o Zygmunta Miłoszewskiego, który faktycznie kryminały pisze, ale na pewno nie pod pseudonimem Miłoszewicz.
Wśród powieściopisarzy wymieniony jest z kolei niejaki T. Czarnyszewicz. Nikt taki nie figuruje w katalogu Biblioteki Narodowej, są w niej tylko dwaj Czarnyszewicze: Florian i Piotr. Pierwszy faktycznie jest powieściopisarzem, drugi opublikował jeden artykuł o Libii. Można domyśleć się, że Instytutowi Książki chodzi o tego pierwszego.
Imię autorki powieści historycznych, Elżbiety Cherezińskiej, z niewiadomych powodów zostało zdrobnione i powieściopisarka prezentuje się Brytyjczykom jako „Ela”. W przypadku niektórych imion i nazwisk autor prezentacji zrezygnował z polskich liter (Lukasz, Mysliwski).
Całość kończy konkluzja, by wydawać polską literaturę, bo rzuca nowe problemy na świat, pozwala zrozumieć sąsiadów, IK wspiera takie przedsięwzięcia i „mogą się one okazać zyskowne” (w nawiasie dodano „mam nadzieję” i emotikon-uśmieszek). Ktoś, kto przyszedł posłuchać, jakie książki z Polski warto wydać, nie miał szans dowiedzieć się tego z prezentacji dyrektora Koehlera. Otrzymał garść ogólników w kiepskiej angielszczyźnie. Zdania typu: „Situation is difficult but it will exist in time: we should do something to explain Poles to their neighbours” brzmią jak tłumaczone przez internetowego tłumacza.
Prezentację skomentowała w liście do dyrektora Instytutu Książki, Dariusza Jaworskiego, agentka literacka, Magdalena Dębowska: „Twierdzenie, że wydawcy angielscy coś muszą (tu: lepiej zrozumieć swoich sąsiadów), jest zwykłym nietaktem, kuszenie dotacjami jest niegrzeczne, a twierdzenie, że wydawanie polskiej literatury jest zyskowne, to po prostu ignorancja. A już odwoływanie się do moralnego obowiązku jest jednym wielkim nieporozumieniem”.
Być może wygłaszana na żywo prezentacja dyrektora Koehlera wyglądała o wiele lepiej, a w sieci powieszono tylko notatki. Nawet jeśli tak było, to te notatki wiszą na stronie poważnej, międzynarodowej imprezy kulturalno-handlowej. Nie tylko nie służą promocji polskiej kultury, ale w najlepszym wypadku są niezrozumiałe, w najgorszym — kompromitujące.
Oprócz Krzysztofa Koehlera prezentacje przedstawili Andrzej Zysk i Sonia Draga. Można je zobaczyć tutaj. W 2017 roku Polska będzie głównym gościem londyńskich targów.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze