0:000:00

0:00

W oficjalnym poście na Facebooku Instytut Pamięci Narodowej 28 sierpnia 2018 uczcił 134. rocznicę urodzin Wacława Kostka-Biernackiego, założyciela — jak napisał eufemistycznie anonimowy autor — „obozu odosobnienia” w Berezie Kartuskiej.

Historycy zajmujący się Dwudziestoleciem zgodnie uważają Berezę za instytucję, która okrywa hańbą rządy II RP, w tym samego marszałka Piłsudskiego — powstała bowiem za jego wiedzą i zgodą. Historię Berezy można przeczytać np. w obszernym artykule nieżyjącego już historyka prof. Andrzeja Garlickiego opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” w 2008 roku. Prof. Garlicki pisał, że została zorganizowana na wzór obozu nazistowskiego w Dachau — założonego przez Hitlera wkrótce po przejęciu władzy w Niemczech.

3 miesiące za „systematyczną krytykę rządu"

Przypomnijmy krótko historię Berezy.

* Obóz w Berezie Kartuskiej, 324 km na wschód od Warszawy, został założony w dawnych carskich koszarach w 1934 roku po udanym zamachu na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego.

* Rozporządzeniem prezydenta RP do obozu miały być kierowane decyzją administracyjną - bez wyroku sądu! - osoby „zagrażające bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu” na trzy miesiące z możliwością przedłużenia do sześciu; znany publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz, aresztowany 23 marca 1939 roku, trafił do „miejsca odosobnienia” za „systematyczną krytykę rządu, za pomocą sztucznie dobieranych argumentów, i podrywanie zaufania narodowego do Naczelnego Wodza”.

* Z ok. 3 tys. uwięzionych w Berezie w latach 1934-1939 zmarło kilkanaście osób - źródła podają liczby od 13 do 17. Wielu opuściło ją ze złamanym zdrowiem i psychicznymi urazami.

„Chorobliwy sadysta"

W Berezie systematycznie torturowano przeciwników politycznych rządów sanacji, w tym zwłaszcza komunistów i skrajną prawicę narodową (jedni siedzieli razem z drugimi).

Cat-Mackiewicz wspominał: „Główna tortura w Berezie polegała na odmawianiu człowiekowi prawa odbycia stolca.

Tylko raz jeden w dzień o godzinie 4 minut 15 rano ustawiano więźniów w wychodku i komenderowano: «Raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery». W ciągu półtorej sekundy miało być wszystko skończone”.

Podobno wymyślił tę torturę właśnie Wacław Kostek-Biernacki, komendant twierdzy w Brześciu i fanatyczny Piłsudczyk, któremu podlegała potem Bereza (był wojewodą poleskim). Cat Mackiewicz pisał, że był to „majstersztyk”, a Biernackiego nazwał „chorobliwym sadystą”: „Świat słyszał o torturze głodu, młody człowiek po wyjściu z więzienia mówił do ukochanej «głodzono mnie», podczas gdy ta tortura, o wiele fizycznie dotkliwsza, nie nadawała się do heroicznego powiastowania. Z jaką sadystyczną uciechą musiał o niej Kostek myśleć”.

Drugim instrumentem tortur była „gimnastyka”. Uwięzionym kazano w pozycji głębokiego przysiadu chodzić, biegać, wchodzić i schodzić ze schodów. Czasami takie znęcanie się nad więźniami trwało kilka godzin. Jeżeli ktoś nie wytrzymywał - bito.

Cat-Mackiewicz: „Bicie dzieliło się na oficjalne i oficjalno-prywatne. Kara chłosty istniała oficjalnie, widziałem delikwenta, który dostał 280 pałek w siedzenie, ośmiu policjantów znęcało się nad nim, był to mój sąsiad z pryczy, Żyd, właściciel domu publicznego z Łodzi. Świerzewski [działacz endecji, więzień Berezy - przyp OKO.press] mi opowiadał, że całą salę postawiono na kolanach na kamykach nasypanych na nawierzchni szosy, kamykach nieprzygniecionych niczym, ostrych, kazano im poruszać się naprzód, bito pałkami i co dwadzieścia metrów kazano pałki całować, i tak na przestrzeni dwóch kilometrów budowanej szosy”.

Katorga i "ćwiczenia"

Podobnie jak w Dachau, gdzie w prymitywnych warunkach zmuszano więźniów do osuszania bagien, instrumentem tortur była także praca. Więźniom kazano np. przez wiele godzin na głodowym wikcie (dzienna racja żywnościowa wynosiła 50 groszy na osadzonego) kopać rowy i ponownie je zasypywać, albo czyścić ustępy malutką szmatką (w praktyce gołymi rękami). Przed posiłkiem nie pozwalano potem umyć rąk ubrudzonych kałem. Kiedy jeden z więźniów o to poprosił, usłyszał „Ty kurwo inteligencka, możesz obiad z gównem jeść”. Warunki higieniczne były zresztą i tak niesłychanie prymitywne. Wielu więźniów nie myło się tygodniami.

W obozie panował żelazny, wymyślony przez Kostka-Biernackiego regulamin:

  • pobudka o 4 rano;
  • śniadanie (niesłodzona kawa zbożowa lub żur i 400 gramów czarnego chleba na cały dzień);
  • od 6.30 do 11 - praca lub „gimnastyka" (karne ćwiczenia wojskowe: wielogodzinne biegi, przysiady, ciągłe komendy "padnij" i "czołgaj się")
  • w południe podawano obiad - gorący płyn bez tłuszczu nazywany zupą i porcja kartofli;
  • potem znów zajęcia do kolacji;
  • kolację o 17: niesłodzona kawa zbożowa lub żur;
  • o 18.30 więźniowie mieli iść spać.

Nie wolno było dostawać paczek żywnościowych. Zakazywano rozmów i modlitw: jeżeli usłyszał je jeden ze strażników (w Berezie służyli policjanci, a nie straż więzienna), więźnia karano sześciodniowym pobytem w odosobnionej celi, z jeszcze mniejszym wyżywieniem, i pozbawiano snu.

Wynalazcę i nadzorcę takiej instytucji — płk. Wacława Kostka-Biernackiego — IPN czci w ramach akcji #MojaNiepodległa! To obraza dla pamięci wszystkich więźniów obozu w Berezie.

Komuniści nie zapomnieli

Kostek-Biernacki zapłacił później drogo za znęcanie się nad więźniami: komuniści je dobrze zapamiętali. W 1945 roku, po internowaniu w Rumunii, został wydany komunistycznym władzom i trafił do więzienia na Mokotowie. Wsadzono go do jednej celi z Erichem Kochem, komisarzem Rzeszy dla Ukrainy, skazanym w Polsce na karę śmierci za wojenne zbrodnie. UB przygotowywała pokazowy proces „za Berezę”. Czekał na niego prawie siedem lat. Ostatecznie nie znaleziono dowodów i świadków, aby go skazać publicznie. Skazano go na śmierć na tajnym posiedzeniu sądu w 1953 roku i zamieniono wyrok na 10 lat więzienia. Z więzienia wyszedł na fali stalinowskiej odwilży, w 1955 roku, jako stary, bardzo schorowany człowiek - orzeczenie komisji lekarskiej dawało mu nie więcej niż rok życia.

Zmarł w nędznym pokoiku w Warszawie w 1957 roku. Stalinowskie więzienie okazało się znacznie gorsze od Berezy — ale to tej drugiej nie rozgrzesza.

PS: korzystałem m.in. z książki A. Garlickiego „Piękne lata trzydzieste” (Warszawa 2008)

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze