"Chcemy zostać w Polsce", skandowała grupa Irakijczyków, którzy przeszli na polską stronę i zostali znalezieni w lesie pod Hajnówką. Dzisiaj już wiemy, że jest duża szansa, że grupa nie zostanie bezprawnie wypchnięta za granicę. "To nie jest normalne, że do zatrzymania wywózek dzieci potrzebne są kamery telewizyjne i interwencje poselskie"
Grupa ok. 30 osób pochodzących z Iraku, głównie z Bagdadu, została znaleziona w lesie pod Hajnówką, na drodze do Białowieży, w nocy z 20 na 21 października 2021. Wśród nich było 16 dzieci, najmłodsze miało ok. roku. Była wśród nich także kobieta w ciąży oraz mężczyzna z niepełnosprawnością.
Dziś, 22 października, wiadomo, że jest duża szansa, że grupa zostanie w Polsce i będzie starała się o azyl. Potrzebne były do tego duże siły: aktywiści, lekarze, prawnicy, Rzecznik Praw Obywatelskich, posłowie i posłanki.
Cała interwencja trwała ok. 4 godzin. Najpierw na miejsce — ok. 01:30 przyjechali aktywiści, którzy nakarmili, napoili grupę Irakijczyków oraz zaoferowali im ciepłe ubrania i buty. Ok. 02:00 zjawiła się także Straż Graniczna i policja. Funkcjonariusze stali jednak z boku i nie ingerowali w to, co się działo. Jak powiedziała posłanka Lewicy Daria Gosek-Popiołek, imigranci zadeklarowali, że chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce.
Zobacz relację live:
Jedna z Irakijek, Ola Hamad, mówiła, że grupa w lesie jest od 7 dni. Po tym, gdy znaleźli się niedaleko granicy polsko-białoruskiej, nie mieli już powrotu do Białorusi. "Chcemy zacząć w Polsce nowe życie. Jesteśmy spokojnymi rodzinami. Jesteśmy ludźmi, nie zwierzętami. Możemy zostać w Polsce albo umrzeć. Jeżeli wrócimy na Białoruś, zginiemy. Na Białorusi nas biją, szczują nas psami. Chcę, żeby usłyszał nas polski rząd — chcemy tu zostać". Powiedziała także, że do Białorusi przylecieli samolotem, mieli wizy. Do tej pory Straż Graniczna nie zastosowała wobec nich push-backów. I jest szansa, że już nie zastosuje.
Hamad powtarzała, że podczas tych 7 dni na granicy nie mieli ani jedzenia, ani picia: "To był ostatni moment na ratunek — umarlibyśmy tu, jeden po drugim. Nie było wody, nie było nawet rzeki. Uratowały nas organizacje, którym jesteśmy bardzo wdzięczni". Powiedziała, że grupa nie miała pojęcia, że przejście granicy jest tak trudne: "Powiedzieli nam, że granice są otwarte".
Dzień wcześniej grupa "Medycy na granicy" poinformowała o udzieleniu pomocy grupie 30 Irakijczyków, w tym dzieciom. To była ta sama grupa. Medycy pisali: "Wróciliśmy do bazy po 6 rano — cała akcja trwała około sześciu godzin. To była najcięższa z naszych dotychczasowych interwencji. Nigdy, w całym swoim życiu zawodowym, nie widzieliśmy czegoś takiego.
"Jestem na oficjalnej interwencji poselskiej. Przyjechałam, żeby sprawdzić, czy Konwencja Genewska jest przestrzegana. Wszystkie osoby, które tu są, zadeklarowały, że chcą się ubiegać o azyl, podpisały pełnomocnictwa. Mam nadzieję, że procedury będą przestrzegane. Te osoby zadeklarowały, że w kraju, z którego pochodzą, w Iraku, były w niebezpieczeństwie ze względu na wyznanie - część z nich jest chrześcijanami", mówiła posłanka Lewicy Daria Gosek-Popiołek.
Wśród Irakijczyków był też starszy mężczyzna, emerytowany nauczyciel WF. Mówił w rozmowie z dziennikarzami: "Białoruscy żołnierze wypchnęli nas na polską stronę. W Iraku mieliśmy problem pomiędzy religiami. Ja nie jestem religijny, nie kocham żadnej religii. Jestem po prostu człowiekiem. Nie modlę się. W Iraku wszystkie religie walczą ze sobą, ludzie się zabijają".
[video width="1080" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2021/10/nauczyciel.mp4"][/video]
Na pytanie dziennikarki Polsat News, jak się czuje, odpowiedział: "Nie mam nadziei. Nie mam kraju. Jakbym latał".
Do kobiety w zaawansowanej ciąży aktywiści wezwali karetkę. Ratownicy nie zgodzili się jednak, by razem z nią pojechał jej mąż (wyrazili zgodę tylko na obecność jej dzieci w karatece). Rodzina nie zgodziła się z kolei na rozdzielenie i kobieta nie została zabrana do szpitala. Razem z mężem i dziećmi wsiadła do jednego z samochodów Straży Granicznej.
W tym czasie aktywiści i aktywistki opiekowały się dziećmi, także po to, by odciągnąć ich uwagę od tego, że część grupy wsiada do samochodów. Na filmie widać, jak jedno z dzieci zaczyna się niepokoić:
[video width="1080" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2021/10/dzieci.mp4"][/video]
Zanim Irakijczycy wsiedli do samochodów, uklękli i zaczęli głośno skandować: "We want to stay in Poland" (Chcemy zostać w Polsce). Widać to na naszej relacji live:
[video width="1864" height="1068" mp4="https://oko.press/images/2021/10/IMG_2822.mp4"][/video]
Ok. 05:30 wszystkie rodziny zostały zabrane z hajnowskiej drogi i przewiezione — jak twierdziła Straż Graniczna — do placówki w Białowieży. Jeden ze strażników obiecał, że grupa nie zostanie w żaden sposób rozdzielona.
O 12.00 w czwartek rzeczniczka Straży Granicznej poinformowała, że grupa przebywa w ośrodku w Białowieży, czuje się dobrze, ma zapewnionego tłumacza, a SG zbiera od jej członków wnioski o ochronę międzynarodową.
Jednocześnie aktywiści zaalarmowali media, że rodziny być może zostaną wywiezione na granicę. Poseł Adrian Zandberg z Lewicy rozmawiał ze Strażą Graniczną i dowiedział się, że grupa faktycznie została zabrana na granicę w Bobrownikach, ale tylko w celu dopełnienia procedur związanych z rozpoczęciem procedury azylowej.
21 października późnym wieczorem dowiedzieliśmy się, że na miejscu był także przedstawiciel RPO, by dopilnować wszelkich procedur.
Jest zatem szansa, że grupa Irakijczyków rozpocznie procedurę azylową i nie zostanie wypchnięta na granicę. Jak piszą aktywiście organizacji Chlebem i solą: "To nie jest normalne, że do zatrzymania wywózek dzieci potrzebne są kamery telewizyjne i interwencje poselskie. To nie jest normalne, że ta sama służba, która wyrzuca umierających ludzi do lasu, wykorzystuje dzieci do propagandowych zagrywek władz. To nie jest normalne, kiedy poszanowanie elementarnych praw staje się powodem do radości".
Policja i służby
Uchodźcy i migranci
Adrian Zandberg
Straż Graniczna
Fundacja Ocalenie
Granica polsko-białoruska
grupa granica
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze