Szansa na bezpieczeństwo dla trzech chłopaków, którzy uciekli z Iraku w obawie o życie, to sukces aktywistów Grupy Granica. Spotkali ich dwa razy, w dwóch województwach: przed push-backiem pod Włodawą i po kolejnym przekroczeniu granicy – pod Białowieżą. W międzyczasie walczyli o nich przed ETPCz
Trzem Irakijczykom, których aktywistki Grupy Granica odnalazły wczoraj pod Białowieżą, nie grozi ponowne wypchnięcie (push-back) za granicę Polski na Białoruś.
Jak podaje Jarmiła Rybicka, założycielka Kuchni Konfliktu i aktywistka Grupy Granica, w rozmowie z Rzecznikiem Praw Obywatelskich dowódca Straży Granicznej zadeklarował, że zastosuje się do wydanych przez Europejski Trybunał Praw Człowieka środków tymczasowych.
Nakazują one władzom polski niewydalanie Irakijczyków z kraju.
Stało się tak dzięki determinacji i pracy wielu aktywistek i aktywistów oraz prawniczek wspierających osoby szukające schronienia w Polsce.
Dziś OKO.press otrzymało informacje, które dopełniają historię wędrówki młodych Irakijczyków – stali się obiektem okrutnego ping-ponga pomiędzy służbami polskimi i białoruskimi. Nie tylko byli przerzucani z Białorusi do Polski i z powrotem, ale w swojej wędrówce „zwiedzili” również dwa polskie województwa: lubelskie i podlaskie.
Gdyby Straż Graniczna doprowadziła ich pod granicę tam, gdzie ich złapała, oznaczałoby to zmuszenie ich do przekroczenia Bugu. Czy transportowała ich na północ, żeby przepchnąć ich suchą nogą na Białoruś? Jakim sposobem pokonali 130 kilometrów w linii prostej między Włodawą a Białowieżą? Rozważamy scenariusze.
Relacjonowane 4 października przez OKO.press spotkanie Irakijczyków z aktywistkami Grupy Granica miało miejsce pod Białowieżą w województwie podlaskim, poza strefą stanu wyjątkowego. Młody Irakijczyk, z którym rozmawiał Maciek Piasecki, reporter OKO.press, powiedział, że w lesie przebywają od 15 dni.
„Chcemy azylu w Polsce, chcemy być bezpieczni, chcemy spać – to wszystkie nasze potrzeby teraz” – mówił.
Dopytany czy chcą azylu w Polsce, czy woleliby trafić dalej, do Europy Zachodniej, odpowiedział, że marzą o tym, żeby zostać w kraju, w którym szanowane są prawa człowieka. Ich zdaniem Polska spełnia ten warunek.
„Nie możemy wrócić do Iraku, tam nas zabiją” – dodał.
W rozmowie z OKO.press Irakijczyk relacjonował ich wędrówkę: przeszli z Białorusi przez rzekę, której woda była głęboka do piersi, potem zostali złapani przez pograniczników, doprowadzeni do granicy i wypchnięci na Białoruś. Przez białoruską straż graniczną zostali z kolei przepchnięci ponownie do Polski.
To więc już kolejna historia ludzi, którzy wpadli w pułapkę polsko-białoruskiego pogranicza. Jeśli się w nią trafi, staje się piłeczką odbijaną ponad granicą przez służby. Raz, dwa, piętnaście razy. Do momentu, aż się padnie, przemknie przez kordon funkcjonariuszy SG, WOT i policji dalej na zachód lub, nadal nie wiemy według jakiej zasady – i czy jakiejkolwiek, trafi się w procedurę azylową.
Pierwszy raz po polskiej stronie Irakijczycy byli pod koniec września, ale nie na Podlasiu, gdzie znaleziono ich teraz, a na Lubelszczyźnie. Wczoraj, 5 października, opowiedzieli nam o tym Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak, aktywiści zrzeszonego w Grupie Granica lubelskiego stowarzyszenia Homo Faber.
Spotkali oni tych samych trzech Irakijczyków pod leżącą w województwie lubelskim Włodawą, tuż za strefą stanu wyjątkowego. To około 130 kilometrów w linii prostej na południe od miejsca, gdzie Granica natknęła się na nich 4 października.
A ponad 200 kilometrów, gdyby iść wzdłuż granicy na Bugu.
Jak to się stało? Mało prawdopodobne, żeby osoby, które spędziły kilka dni w zimnie i deszczu, dały radę pieszo pokonać taką odległość.
Na Lubelszczyźnie granicę z Białorusią wyznacza Bug. Chcielibyśmy wierzyć, że zmuszanie do przeprawiania się przez Bug to jednak zbyt okrutna taktyka nawet dla polskich funkcjonariuszy, którzy, według doniesień uchodźców, potrafią szczuć ich psami.
Irakijczycy mówili co prawda, że przechodzili przez rzekę, ale idąc z Białorusi do Polski, nie na odwrót. Sądziliśmy z początku, że chodziło im o Narew, która na Podlasiu stanowi granicę z Białorusią na odcinku około kilometra. Wiedząc już jednak o tym, że pierwszy raz stopę w Polsce postawili pod Włodawą, domyślamy się, że idąc do Polski przeprawili się przez Bug, nie Narew.
Stan wody wynosił w Bugu pod koniec września około 130 cm, czyli właśnie do piersi dorosłego mężczyzny, jak opowiadali. W tym momencie wynosi już prawie 150 cm i nadal się podnosi.
Jeśliby więc polscy pogranicznicy chcieli doprowadzić Irakijczyków do „suchej” granicy, musieliby ich przewieźć na Podlasie, za Janów Podlaski. Czy mogli ich przepchnąć przez granicę właśnie tam, a Irakijczyków dalej na północ przetransportowały białoruskie służby, czy może od razu odwieźli ich dalej, możemy tylko spekulować.
Najmniej prawdopodobne w tym scenariuszu wydaje nam się, żeby na północ wzdłuż granicy uchodźcy podróżowali z własnej woli. To ponad 70 kilometrów.
Aktywistom Homo Faber udało się podczas pierwszego spotkania nie tylko nakarmić Irakijczyków i przekazać im suche ubrania, ale, co niezwykle ważne, zebrać świadectwa o ucieczce z Iraku oraz uzyskać pełnomocnictwa do reprezentowania ich w procedurze azylowej.
Pomimo tego, że Irakijczyków zatrzymała Straż Graniczna, Grupa Granica się nie zaprzestała działań. Prawniczki współpracujące z aktywistami wystąpiły do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Gdy więc inny zespół aktywistów Grupy Granica, ten działający na Podlasiu, natrafił na nich pod Białowieżą kilka dni później, był już uzbrojony w decyzję trybunału.
I to prawdopodobnie przechyliło szalę na korzyść Irakijczyków – udało im się zdobyć świętego Graala, jakim jest rozpoczęcie procedury azylowej. „Trzymam ich [Straż Graniczną – przyp. red.] za słowo, że nie wyrzucą ich z powrotem na Białoruś. Mam nadzieję, że będę mogła się z nimi ponownie zobaczyć i że będą bezpieczni” – napisała Rybicka.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Komentarze