0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Gent SHKULLAKU / AFPFoto Gent SHKULLAKU ...

Początek lipca, w Paryżu upał. Pod pałacem Les Invalides trwa protest. W tle leci głośna, irańska muzyka, nie zagłusza jednak gromiących z ambony mówców. To głównie Irańczycy, ale są też politycy z Unii Europejskiej i USA.

Pod sceną tłum ludzi, w którym irańska diaspora miesza się z gośćmi z Europy Wschodniej. Prawie każdy trzyma w ręku transparent, flagę lub portret. Na tych ostatnich najczęściej znajduje się wizerunek brodatego mężczyzny i jego przyodzianej w hidżab żony.

Flagi, którymi macha tłum, są trójkolorowe, irańskie, choć trochę różnią się od tych używanych przez Islamską Republikę. Zamiast ligatury słowa „Allah”, na środku flagi widnieje lew i słońce – symbol przedrewolucyjnego Iranu.

Ale widać też inne sztandary, zupełnie nieprzypominające irańskich; żółte z charakterystycznym karabinem i sierpem na środku. To flaga Bojowników Ludowych Iranu, zwanych też mudżahedinami – organizacji przez wiele lat uznawanej powszechnie za terrorystyczną. To ich protest.

Ukraińscy uczestnicy wiecu w Paryżu. Foto autorów

Za 45 Euro do Paryża

Parę miesięcy wcześniej otrzymuję wiadomość od koleżanki z Samorządu Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mówi, że w Paryżu ma odbyć się „jakaś konferencja o prawach kobiet w Iranie, udział kosztuje 45 euro. Jedziesz?”.

Mail z zaproszeniem wskazuje, że wydarzenie kierowane jest do aktywistów, obrońców praw człowieka i wszystkich „którym los irańskich kobiet nie jest obojętny”. W treści, dla nieprzekonanych, widnieje szereg powodów, dla których warto dołączyć do protestów Irańczyków.

Dla kogoś zainteresowanego sytuacją w tym bliskowschodnim państwie, rewelacje podane w mailu mogą wydawać się trochę przesadzone. Ale nie trzeba być orientalistą, by podać w wątpliwość informację, jakoby w Iranie kobiety nie mogły uprawiać sportu. Wystarczy oglądać siatkówkę.

„Konferencja pokojowa w Paryżu 2023” głosi nagłówek. Lakoniczny mail zawiera informację o dacie, koszcie, miejscu docelowym podróży i jej krótki program. Brak wiadomości o organizatorach czy choćby konkretnej agendzie konferencji.

Follow the money

Sugestię stanowi punkt programu: „Udział w wydarzeniu Wolny Iran”. Link do zapisów przenosi potencjalnego uczestnika do formularza zawierającego ten sam krótki meldunek.

Wyszukanie frazy „Konferencja pokojowa w Paryżu 2023 Wolny Iran” przynosi pewien rezultat: u szczytu wyników pojawia się facebookowa strona „Wolny Iran”, która z kolei w jednym z pierwszych postów zachęca do udziału w wydarzeniu „Paris-Human rights Gathering 2023”.

Próba zagłębienia się w szczegóły dotyczące poszczególnych podmiotów odpowiedzialnych za jego organizację wrzuca mnie w niekończący się wir polskojęzycznych facebookowych stron i profili, które wyglądają na prowadzone od tej samej linijki.

Fotografie uśmiechniętych grup ludzi z irańskimi flagami, zdjęcia elegancko ubranych postaci, zebranych w ekskluzywnie wyglądającej sali konferencyjnej podczas owacji na stojąco, i udostępnione posty o kolejnych zbrodniach, których irański reżim dopuścił się na swoich ludziach.

Jako nastoletnia Ania wysyłam wiadomość do prowadzących jedną ze stron. Piszę, że bardzo chciałabym wziąć udział w konferencji, ale trochę się martwię, bo nigdzie nie mogę znaleźć informacji o tym, kto jest jej organizatorem.

Berlińska fundacja

Odpowiedzi nie otrzymuję. W końcu, za pośrednictwem powiązanego z jedną ze stron adresu e-mail trafiam na stronę berlińskiej fundacji „Recht auf Leben” („Prawo do życia”) – podobno to oni są odpowiedzialni za finansowanie naszego udziału w konferencji.

Niezbyt obszerny, dostępny na stronie fragment jej statutu określa cele organizacji jako: „zwalczanie kary śmierci, tortur, dyskryminacji i rasizmu i prowadzenie kampanii dotyczących stanu praw człowieka w Iranie”. Numer telefonu nie zdaje się być, przynajmniej jawnie, powiązany z żadną instytucją.

Iran Freedom Network

Trop się jednak nie urywa: inny adres mailowy [email protected] służy do kontaktu ze stroną Iran Freedom Network. Strona ta wygląda na najbardziej zadbaną ze wszystkich dotąd odwiedzonych i zdaje się być źródłem fotografii, które udostępniają bliźniacze strony o generycznych nazwach, jak: „Wolny Iran”, czy „United for Free Iran”.

W kilku zakładkach widnieją fotografie z konferencji, protestów i spotkań, opatrzone podniosłymi hasłami o rewolucji, prawach człowieka i nierówności płci.

W zakładce „o nas” figuruje wyłącznie wskazany adres e-mail. Wskazówkę dotyczącą powiązań Iran Freedom Network, fundacji Recht auf Leben i strony Wolny Iran znaleźć można dopiero po odwiedzeniu social mediów IFN.

Ich twitterowe konto podaje w zasadzie ekskluzywnie informacje dotyczące tajemniczej organizacji Modżahedin-e Halg-e Iran i niejakiej Mariam Radżawi. Ciekawość bierze górę. Przy pomocy krótkiego formularza rejestruję swój udział.

Bojownicy Ludowi Iranu

MEK, czyli Modżahedin-e Halg-e Iran, to Bojownicy Ludowi Iranu – istniejąca od lat 60. ubiegłego wieku polityczno-militarna organizacja, której celem jest obalenie reżimu Islamskiej Republiki Iranu i zastąpienie go własnym rządem.

Definiuje się jako nacjonalistyczna, demokratyczna, rewolucyjna i muzułmańska. Została założona w 1965 pod wpływem idei Alego Szariatiego, irańskiego myśliciela, który sprzeciwiał się ingerencji zachodnich mocarstw w sprawy wewnętrzne Iranu.

Szariati jest twórcą tak zwanego szyizmu rewolucyjnego, który łączył islamską tradycję z ruchami marksistowskimi. Przez wiele lat, mudżahedini walczyli z reżimem szacha Rezy Pahlawiego. Atakowali też obecnych w Iranie amerykańskich dyplomatów i wojskowych.

Wielu członków tej organizacji spędziło lata w więzieniach, ponieważ reprezentowali dwie być może najgroźniejsze dla monarchii ideologie. Byli śledzeni, torturowani i zabijani przez SAWAK, tajną policję szacha. Mudżahedini byli też jedną z głównych sił, które u boku Ajatollaha Chomejniego doprowadziły w 1979 roku do rewolucji, nazwanej później rewolucją islamską.

Po obaleniu szacha drogi towarzyszy broni się rozeszły. Rządy w nowej, Islamskiej Republice Iranu, przejęło stronnictwo Chomejniego, a mudżahedini zaczęli być traktowani w kraju jak intruzi.

Uczestnicy wiecu z Polski. Foto autorów

Walki ze strażnikami rewolucji

Mimo represji kontynuowali walkę z rządem, tym razem islamskim. Od 1980 toczyły się regularne walki uliczne między mudżahedinami a korpusem strażników rewolucji islamskiej. W czerwcu 1981 z urzędu został usunięty wspierany przez MEK prezydent Abolhasan Bani-Sadr.

Lider BLI, Masud Radżawi, ucieka do Paryża, ale pozostali w kraju bojownicy przeprowadzają na ulicach akcje terrorystyczne wymierzone w „dyktaturę mułłów”. Apogeum wewnętrznych starć przypada na lipiec 1982, kiedy codziennie ginęło średnio trzech funkcjonariuszy reżimu. Łącznie z rąk mudżahedinów miało paść ponad 10 000 ofiar.

Ale na każdego zabitego mułłę przypadało kilku mudżahedińskich „męczenników”. W końcu i oni musięli zacząć się wycofywać, początkowo zaszywając się w górach Kurdystanu. Później schronienie znaleźli w Iraku toczącym wówczas wojnę z Islamską Republiką Iranu.

Mudżahedini wspierają Saddama

Właśnie wtedy odbył się najbardziej kontrowersyjny zwrot w ich karierze. Mudżahedini zbrojnie wsparli reżim Saddama Husajna i wspólnie z arabskimi siłami zaatakowali swoją ojczyznę, czego do dziś wielu Irańczyków nie może im wybaczyć.

Wtedy też miały miejsce pierwsze konszachty mudżahedinów z Zachodem. W obawie przed rozprzestrzenieniem się rewolucji islamskiej, zarówno reżim Husajna, jak i walczący dla niego mudżahedini otrzymali wsparcie, między innymi od USA.

Na pograniczu iracko-irańskim zostały założone obozy Camp Ashraf i Camp Liberty, gdzie mudżahedini byli szkoleni do walki z irańskimi siłami.

Ale porozumienie z Bagdadem, choć zapewniło im wsparcie Zachodu, finanse i nowoczesne uzbrojenie, sprawiło, że wielu dawnych zwolenników zaczęło się od nich odwracać. Przeciwny współpracy z Irakiem, były prezydent Bani-Sadr potępił ugrupowanie, nazywając ich terrorystami.

Autokratyczna sekta

Później odłączyła się od nich także Kurdyjska Partia Demokratyczna. Narodowa Rada Irańskiego Ruchu Oporu, z szerokiej koalicji partii opozycyjnych stała się za autokratyczną sektą z fanatycznym kultem Masuda Radżawiego.

Ten prawdopodobnie zaginął w Iraku, po rozpoczęciu amerykańskiej interwencji w 2003 i najprawdopodobniej już nie żyje, lecz mudżahedini, jak przystało na szyicką organizację, wierzą, że po prostu się ukrywa, i gdy przyjdzie czas, powróci, by przejąć władzę.

Po zamachach 11 września 2001 roku mudżahedini oficjalnie odcięli się od terroryzmu i ogłosili chęć rozbrojenia się. Postawili na rozwój współpracy z zachodnimi politykami i liczną irańską emigracją. W efekcie najpierw w 2009 roku z listy terrorystów wykreśliła ich Unia Europejska, a w 2012 również USA.

Attendees wait before a speech of the Former Vice President of the United States Mike Pence to the People's Mojahedin Organization of Iran (MEK) inside of the Ashraf-3 camp, in the Albanian town of Manza, on June 23, 2022. (Photo by Gent SHKULLAKU / AFP)
Uczestniczki spotkania z b. wiceprezydentem USA Mike Pencem Bojownikami Ludowymi Irani (MEK) w obozie Ashraf-3 w Albanii. Lipiec 23, 2022. Foto Gent SHKULLAKU / AFP

Mariam Radżawi na czele

Oczywiście w dalszym ciągu ich działalności zakazuje Iran. Aktualną liderką ruchu, jest Mariam Radżawi, żona (albo wdowa) po Masudzie. Podobnie jak on cieszy się wśród swoich sympatyków fanatycznym kultem, zyskując sobie u nich pseudonim „słońce narodu”.

Radżawi to zdolna liderka, jest w stanie zręcznie manipulować zachodnimi politykami, jak i liczną irańską diasporą (uważa się wręcz za nieoficjalną przywódczynię rządu na emigracji). Jej zachodni przyjaciele, jak na przykład republikanie Mike Pence (wiceprezydent USA za rządów Donalda Trumpa) czy Rudy Giuliani (były burmistrz Nowego Jorku i osobisty prawnik Trumpa), chętnie spotykają się z nią przy okazji rozmaitych konferencji.

Chociaż ta sama kobieta jeszcze w 1991 pomagała Husajnowi w pacyfikowaniu powstania kurdyjskiego i wydała polecenie, by „Rozjeżdżać kurdów czołgami, a kule oszczędzać na Irańską Gwardię Rewolucyjną”.

Albański raj

W roku 2003 Amerykanie przeprowadzili inwazję na Irak. Reżim Husajna został obalony, Masud Radżawi ginie w tajemniczych okolicznościach, a mudżahedini zgadzają się na rozbrojenie. Amerykańscy żołnierze ze zdziwieniem obserwują, jak bojownicy na pożegnanie z bronią przytulają i całują swoje wysłużone karabiny.

Znajdujące się w pobliżu Bagdadu obozy Ashraf i Liberty jeszcze przez dziesięć lat są siedzibą mudżahedinów. W raporcie powstałym na podstawie przeprowadzonych w Camp Ashraf wywiadów napisano, że organizacja mudżahedinów przejawia: „wiele typowych cech kultu, takich jak autorytarna kontrola, konfiskata rzeczy osobistych, kontrolę seksualną (jak obowiązkowy rozwód i celibat), emocjonalną izolację, prace przymusową, pozbawianie sny, fizyczne znęcanie się i ograniczanie możliwości opuszczenia organizacji”.

Z Iraku do Albanii

Ale w 2009 Amerykanie oddają Irakowi tereny, na których znajdują się obozy, a ten po licznych atakach ze strony Iranu postanawia wyrzucić z nich bojowników.

Ostatecznie, gdy w 2013 obóz Liberty zostaje zamknięty, pojawia się problem, gdzie ulokować tysiące rozbrojonych, ale żyjących od lat w kapsule czasu bojowników, którzy a nuż jeszcze się mogą przydać w obaleniu reżimu ajatollahów.

Ostatecznie zostali przeniesieni do nowego camp Ashraf 3 w Albanii, nieopodal słonecznego Durres. Ich nowa baza ma charakter eksterytorialny, chociaż ciężko powiedzieć, który kraj reprezentują wypędzeni mudżahedini.

Obóz w Albanii wciąż funkcjonuje, ale życie w nim owiane jest tajemnicą. W 2020 wybrał się tam Patrick Kingsley, dziennikarz „New York Times”. W swoim artykule opisał spotkanych tam bojowników (oficjalnie przybywa ich tam około 3000, ale Kingsley naliczył najwyżej 200).

Mudżahedini żyją w obozie odcięci od świata, bez telefonów komórkowych, zegarków, czy nawet kalendarzy. Za to wszędzie towarzyszą im zdjęcia małżeństwa Radżawich. Mimo to twierdzą, że życie w obozie im się podoba i nie planują go opuszczać.

Albański raj okazał się pułapką bez wyjścia. W tym samym czasie „słońce narodu” żyje na paryskich salonach i za pomocą skutecznej dyplomacji organizuje swoich zachodnich przyjaciół, a także urządza coroczne konferencje poświęcone „wolnemu Iranowi”, gdzie zaprasza m.in. studentów i aktywistów z Polski i Ukrainy.

A zaproszenie to trudno postrzegać inaczej, niż kupowanie sobie niczego nieświadomych twarzy i ciał, które mają zapełnić później propagandowe fotografie z organizowanych wydarzeń.

Autobusy wiozą z Polski także Ukraińców

Autobusy wiozące uczestników konferencji wyjeżdżają 30 czerwca z największych polskich miast. Podczas długiej podróży poznaję bliżej współuczestników. To w dużej mierze Ukrainki i Ukraińcy.

Wydarzenie było promowane ze szczególną intensywnością w ich emigracyjnych mediach. Materiały agitujące sugerowały, że walka o wolny Iran to również ich walka, jako że państwo irańskie sprzedaje broń Rosji.

Jest też kilkoro polskich studentów, którzy tak jak ja, dowiedzieli się o wydarzeniu dzięki samorządom swoich uczelni. Gdy pytam członka samorządu mojej uczelni, dlaczego zaangażowano się w promocję wydarzenia, mówi mi, że napisała do niego jakaś Iranka z prośbą o pomoc w jego nagłośnieniu.

Pytam pozostałych uczestników, co wiedzą o celu naszej podróży. Nie wiedzą prawie nic. Większość coś słyszała od osób, które wcześniej brały w nim udział. Właściwie dla nikogo temat konferencji nie był zbyt istotny.

Wystarczy pomachać flagą, potem mamy wolne

„Trzeba pójść na wiec na parę godzin. Pomachać chwilę flagą, w zasadzie tyle. Potem mamy wolne” – ktoś mówi. – „Raz, kiedy byłam, to stałam pod sceną, ale nie wiem, o czym było, bo przemówienia były po arabsku” – dodaje ktoś inny, myląc język arabski z perskim, którym posługuje się część oratorów.

Inna uczestniczka odpowiedziała mi, że była już na tym wydarzeniu pięć razy. Prawa kobiet są dla niej ważne, ale jej głównym celem jest zwiedzanie Paryża. O Iranie wie niewiele, ale to chyba oczywiste, że cel protestu jest słuszny.

„Irańskie kobiety nie mogą wychodzić z domu ani prowadzić samochodu” – argumentuje, choć mimo fatalnej sytuacji kobiet w Iranie te akurat słowa nie są prawdziwe. „W zeszłym roku kogoś zabito, gdyż nie nosił poprawnie hidżabu. Iran wspiera Rosję” – wylicza dalej.

O Organizacji Mudżahedinów Ludowych nie słyszał nikt, ale sama nazwa brzmi dla nich podejrzanie. Oczywiście, wielu uczestników konferencji w ogóle o niej nie chciało rozmawiać. Nie ukrywali faktu, że to ich zupełnie nie interesuje, chcą tylko zobaczyć Paryż.

Przypadkowa liderka polskiej grupy

Dopiero po konferencji udało mi się zaczepić Katarzynę, która zdawała się być koordynatorką naszej grupy. Ona również nic nie wie, a liderką grupy została w zasadzie przypadkowo. „Chciałam tylko pojechać do Paryża, byłam chyba jedną z pierwszych zarejestrowanych uczestniczek, poza tym to już moja druga konferencja. Napisała do mnie Raha, z pytaniem, czy chcę zostać liderką naszej grupy, w zamian za zwolnienie z opłaty” – tłumaczy.

Raha to jedna z organizatorek, którą w przyszłości poznam, albo tak mi się przynajmniej wydaje. Pytam Katarzynę, czy jest zadowolona z powierzonej funkcji. Nie była. Teoretycznie do jej obowiązków, miało należeć tylko policzenie uczestników i sprawdzenie, czy wszyscy dotarli na miejsce.

W praktyce okazało się, że wszystko jest źle zorganizowane. O dokładnej godzinie wyjazdu dowiedziała się w ostatniej chwili. W Paryżu autobus miał zawieźć uczestników na miejsce konferencji i poczekać, dopóki się nie skończy. Nikt jednak nie przewidział, że w ścisłym centrum ogromnej metropolii może brakować darmowego miejsca parkingowego dla słusznego rozmiaru busa.

Policja ma wątpliwości

Mało brakowało, a konferencja w ogóle by się nie odbyła. Na dzień przed jej planowaną datą we francuskich mediach można było przeczytać o sporze pomiędzy organizatorami imprezy a francuską policją. Służby chciały odwołać wydarzenie, ze względu na możliwy atak na konferencję ze strony władz Iranu.

Zresztą w Paryżu i tak się już gotowało: dwa dni wcześniej policja zastrzeliła siedemnastolatka. Gwałtowne protesty objęły kilka podparyskich dzielnic. Ostatecznie, po odwołaniu się mudżahedinów do sądu, zgodę na demonstrację przywrócono.

A ryzyko eskalacji przemocy było uzasadnione: w 2018 policja niemiecka, francuska i belgijska udaremniła zamach bombowy, który miał być wymierzony właśnie w protest związanej z mudżahedinami opozycji. Asadollah Asadi – irański dyplomata, który planował nieudany atak, został za niego skazany na 20 lat pozbawienia wolności przez belgijski sąd.

Kiedy docieramy na miejsce, pytam o zdanie obecnych na konferencji Irańczyków. Oczywiście są bardziej świadomi od uczestników z Europy Wschodniej. Chociaż niektórzy z nich też nie wiedzieli, że organizatorami wydarzenia są mudżahedini.

Irański ruch oporu

Większość jednak zdecydowanie opowiadała się za polityką Mariam Radżawi. Jednego z nich pytam o niechlubny udział Bojowników w wojnie iracko-irańskiej. „To były inne czasy” – tłumaczy. – „Dziś nie możemy tego jednoznacznie ocenić. Trzeba zapomnieć o tym, co było i stworzyć silny, zjednoczony irański ruch oporu przeciwko władzy Ajatollahów”.

Jednak zapomnienie dawnych win nie należy się każdemu. Mudżahedini na przykład zapomnieć nie mogą okrucieństw, jakich doznali ze strony reżimu Pahlawich. Właśnie dlatego ta część Irańczyków, która dobrze wspomina władzę królewską, nie jest na marszu wolności mile widziana, a każdy, kto zadaje niewygodne pytania, może zostać posądzonym o szpiegostwo na rzecz władz Iranu.

Czy Raha istnieje?

Najwięcej informacji na temat mudżahedinów udzieliła mi Raha, podająca się za organizatorkę konferencji, która odpowiada za zaproszenie wschodnioeuropejskich uczestników. Problem w tym, że nie mam nawet pewności czy ta osoba istnieje.

Ma kilka profili na Facebooku, które wyglądają na stworzone na szybko dla zmyłki. Treści na nich dotyczą, podobnie jak facebookowa karuzela, w którą wpadłem wcześniej, tylko i wyłącznie krytyki Ajatollahów i organizowanych przez mudżahedinów konferencji. Raha nie zgodziła się też na spotkanie ze mną, tłumacząc się brakiem czasu.

Jednak, mimo licznych obowiązków, udało jej się poświęcić mi go dużo, odpisując na moje wiadomości dotyczące organizacji mudżahedinów i przekonując mnie, do słuszności ich racji.

Głównie jednak ograniczała się do sloganów. Ważne są prawa kobiet i zniszczenie reżimu Ajatollahów. Z monarchistami (jako dawnymi dyktatorami) nie chcemy mieć nic wspólnego. To my jesteśmy prawdziwą irańską opozycją.

Polacy i Ukraińcy wiedzą, o co chodzi

Zapytałem Rahy, czy opłaca im się finansować te wyjazdy niczego nieświadomym mieszkańcom Polski, czy Ukrainy. Zaznaczyłem, że przeprowadziłem już kilka wywiadów i w mojej ocenie większość ludzi chciała tylko pozwiedzać Paryż.

Raha jednak miała bardziej idealistyczne zdanie o mojej grupie: „Iran sprzedaje broń Rosji, to dwa bratnie, zbrodnicze reżimy. Ukraińcy to dobrze rozumieją i wspierają nas w walce. Polacy, ze względu na swoją bogatą historię walki z Rosją, też powinni to rozumieć. Wiemy też, że nasi goście kochają podróżować, dlatego chcemy umożliwić im też zwiedzanie Paryża”.

Zapytana o współpracę mudżahedinów z Saddamem Husajnem odpowiedziała: „To propaganda Iranu, mudżahedini chcieli wyzwolić Iran od dyktatury. Wojna była niepotrzebna, należało szybko przejąć władzę w Teheranie i ogłosić pokój z Irakiem”.

Na wiecu pojawiło się też kilkoro europejskich i amerykańskich polityków z różnych środowisk. Między innymi Guy Verhofstad, europejski liberał, były premier Belgii i członek parlamentu europejskiego.

Verhofstad skrytykował Iran i zapowiedział, że będzie apelował o kolejne sankcje na ten kraj. Sankcje wydają się ostatnio skuteczną odpowiedzią na wszystko, nie licząc się z tym, że ograniczenie irańskiej współpracy zachodem uderzy przede wszystkim w lokalne aktywistki, które pomimo zagrożenia życia toczą prawdziwą walkę o prawa kobiet.

PS: Raha skontaktowała się ze mną ponad dziewięć miesięcy po konferencji. Podczas godzinnej rozmowy telefonicznej upewniła mnie, że zdecydowanie jest prawdziwą osobą. Jeszcze raz próbowała przekonać do swoich racji: urodzona w Szwecji, w rodzinie irańskich emigrantów politycznych, ma szereg osobistych powodów, by nienawidzić rządzącej w Iranie dyktatury. Jest przeciwna nazywaniu mudżahedinów eks-terrorystami czy sektą. Uważa, że jest to część reżimowej propagandy, by zdyskredytować legalny i rzekomo największy irański ruch opozycyjny.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Elias Smurzyński
Elias Smurzyński

Student iranistyki i prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. O Bliskim Wschodzie pisze w Laboratorium Działań dla Pokoju Salam Lab. Fan prawa karnego, boksu tajskiego i dziennikarstwa gonzo.

Maciej Augustyn

Kulturoznawca i student iranistyki. Miłośnik autostopu i wszystkiego co na wschód od Polski. Wolontariusz i powsinoga z potrzeby serca.

Komentarze