0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Nie mamy jeszcze do czynienia ze zmasowaną inwazji na Rafah. Ale Izrael krok po kroku od miesięcy przyzwyczajał świat, że zamierza to zrobić. W ostatnich dniach i godzinach te kroki przyspieszyły.

W poniedziałek 6 maja armia izraelska zarządziła cywilną ewakuację Rafah. Informowała o tym mieszkańców miasta różnymi kanałami: za pomocą mediów społecznościowych, zrzucając ulotki, wysyłając SMS-y, przy pomocy połączeń telefonicznych. Świat obiegły obrazki tysięcy rodzin przemieszczających się po zniszczonym krajobrazie Gazy wraz z całym swoim dobytkiem.

Problem w tym, że taka ewakuacja nie jest możliwa do przeprowadzenia w dzień. Przed 7 października w Rafah, największym mieście na południu Strefy Gazy mieszkało niecałe 200 tys. osób. Dziś według szacunków organizacji humanitarnych to około 1,4 mln osób, mniej więcej dwie trzecie przedwojennej populacji Strefy. To tutaj ewakuowano setki tysięcy osób z pozostałych miejsc w Strefie. I to tutaj miało być dla nich bezpiecznie. Ale nigdy nie było.

Rano we wtorek siódmego maja Izrael zajął przejście graniczne między Strefą Gazy i Egiptem w Rafah od strony Gazy. Wydarzyło się to praktycznie bez walki, miejsce zajęły dwie izraelskie brygady, na miejscu napotkały garstkę przeciwników.

Przejścia zamknięte dla pomocy humanitarnej

Jednocześnie z zamknięciem przejścia w Rafah, Izrael zamknął też przejście w Karem Abu Salem (Kerem Szalom od strony izraelskiej). Oznacza to zatrzymanie wszelkiej pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy drogą lądową. Sam Rose, dyrektor planowania w UNRWA powiedział w wywiadzie dla Al Dżaziry, że będzie to miało katastrofalne konsekwencje.

„Przejścia w Rafah i Kerem Szalom to jedyne miejsca, którymi do Gazy dostarczano paliwo. Bez paliwa nie ma możliwości, by przemieszczały się ciężarówki, nie mogą działać instalacje odsalające wodę, by dostarczać bezpieczną wodę pitną, nie ma elektryczności” – powiedział Rose.

Przedstawiciele ONZ twierdzą, że Izrael odmówił dostępu do przejścia w Rafah.

W ciągu dnia Izrael wysłał do Kairu urzędników średniego szczebla, by odnieśli się do zaakceptowanej przez Hamas propozycji rozejmu. Szczebel delegacji i dalsze kroki w Rafah pokazują jednocześnie, że szybkie podpisanie porozumienia nie jest dla Izraela priorytetem. W ciągu dnia izraelska armia uderzyła w meczet w centralnej części Rafah.

Przeczytaj także:

Hamas przyjmuje porozumienie

W poniedziałek wieczorem Hamas ogłosił, że przyjmuje uzgodnione wcześniej warunki rozejmu. Niedługo później świat obiegły obrazki wybuchów radości w Rafah.

View post on Twitter

Niestety radość była zdecydowanie przedwczesna. Strona izraelska szybko zaczęła wysyłać sygnały, że nie zamierza przyjąć tego porozumienia.

Na co zgodził się Hamas? Pełną treść porozumienia opublikowała Al Dżazira. Pamiętajmy, że nie jest to gotowy tekst porozumienia, które zakończyłoby wojnę, a ramy, na które mogłyby zgodzić się obie strony, i które ustanawiają wspólne zasady do kolejnych ustaleń i negocjacji.

Trzy etapy

Cele umowy określone są następująco:

„Uwolnienie wszystkich izraelskich zakładników w Strefie Gazy, cywilnych lub militarnych, żywych lub nie, (…) w zamian za uzgodnioną liczbę więźniów przetrzymywanych przez Izrael oraz powrót trwałego spokoju, który doprowadzi do permanentnego zawieszenia broni i wycofania się sił izraelskich ze Strefy Gazy, a następnie jej rekonstrukcji i zniesienia blokady Gazy”.

W umowie wyszczególnione są trzy czterdziestodwudniowe fazy wprowadzania w życie porozumienia. Kluczowa jest pierwsza z nich. Umowa wyszczególnia kolejne kroki na drodze do osiągnięcia ostatecznego celu, czyli wymiany zakładników na więźniów, wycofania się Izraelczyków ze Strefy i następnie odbudowy Strefy Gazy.

Wymiana jeńców na więźniów miałaby się odbywać stopniowo – tak, jak wycofywanie się Izraela. Przykładowo, trzeciego dnia Hamas zwróciłby trzech zakładników, do 22. dnia – połowę. Pomoc humanitarna miałaby popłynąć do Gazy bez żadnych ograniczeń od pierwszego dnia.

1:30

W zamian za każdego zwróconego jeńca Izrael miałby uwolnić przynajmniej trzydzieści osób. Tak jest w przypadku kobiet (osób cywilnych) i dzieci, osób powyżej 50 r.ż. i chorych. Za każdą zwolnioną żołnierkę Hamas oczekuje natomiast 50 osób – 30 skazanych na dożywocie i 20 odbywających inne kary.

Tak duża dysproporcja może wydać się zaskakująca, ale w wymianach między Izraelem a Hamasem to nic nowego. W 2011 roku Izrael wypuścił z więzienia aż 1027 osób w zamian za zwolnienie jednego żołnierza.

Druga czterdziestodwudniowa faza to zatrzymanie wszelkich walk i wymiana pozostałych w niewoli mężczyzn na palestyńskich więźniów w izraelskich więzieniach oraz całkowite wycofanie się Izraela z Gazy.

Trzecia faza to wymiana ciał zmarłych po obu stronach i zakończenie blokady Gazy.

Rekonstrukcja Gazy według umowy miałaby potrwać trzy do pięciu lat.

Izrael na nie

Izrael tę umowę jednak odrzuca, choć oznaczałaby ona powrót wszystkich wciąż żyjących w Strefie Gazy zakładników. Tymczasem zmiany wobec umowy, jaką Izrael razem z Amerykanami przekazał Hamasowi, mają być niewielkie. Tak twierdzą dziennikarze „New York Times’a”, powołują się na rozmowy z dwoma urzędnikami amerykańskimi, którzy są zaznajomieni z negocjacjami. Zmiany miały być wprowadzone przez arabskich negocjatorów po konsultacji z szefem CIA Williamem J. Burnsem.

Zatwierdzona przez Hamas umowa zawiera ustalone tygodnie wcześniej sformułowanie o „trwałym spokoju” jako pierwszej fazie powstrzymania walk.

Dlaczego Izrael odrzuca więc porozumienie? Strona izraelska twierdzi, że otrzymała tekst porozumienia zatwierdzonego przez Hamas dopiero godzinę po ogłoszeniu, że Hamas je przyjmuje. Izraelczycy utrzymują też, że porozumienie zawiera „wiele nowych elementów”. Izraelczycy nie chcą, by porozumienie dotyczące wymiany jeńców na więźniów prowadziło do zakończenia wojny. Nieoficjalnie mówią, że po wymianie zamierzają wznowić walki, aż do „pełnego zwycięstwa”.

Netanjahu walczy o polityczne życie

Dziennikarz izraelskiego dziennika HaArec i autor biografii Benjamina Netanjahu Anszel Pfeffer uważa, że odpowiedź na pytanie, dlaczego Izrael nie akceptuje porozumienia, jest prosta i smutna: to sposób izraelskiego premiera na utrzymanie władzy.

„Aby utrzymać przy sobie swoich partnerów koalicyjnych i zapobiec kolejnym wyborom, w których Likud zostanie zdziesiątkowany, a sam premier straci stanowisko, Netanjahu musi podtrzymywać mit „totalnego zwycięstwa”. A to jest możliwe tylko wtedy, gdy uniknie porozumienia z Hamasem” – pisze Pfeffer.

W zeszłym tygodniu skrajnie prawicowy członek rządu, minister finansów Becalel Smotricz zagroził, że jeżeli operacja na Rafah zostanie wstrzymana, to rząd nie ma prawa dalej istnieć. Wcześniej Smotricz nawoływał do „kompletnego zniszczenia” Strefy Gazy.

Zdaniem Pfeffera i Netanjahu, i przywódca Hamasu, Jahja Sinwar, są zdeterminowani, by po zakończeniu konfliktu zaprezentować swoje zwycięstwo. A to znacznie zmniejsza pole do kompromisu.

„Izraelczycy i Gazańczycy nie są głupi” – podsumowuje na koniec swojego tekstu Pfeffer – „Większość z nich przyznaje, że stracono już zbyt wiele, by w tej wojnie byli jacykolwiek zwycięzcy. Ale tak długo, jak ich losy są w rękach dwóch mężczyzn, którzy za wszelką cenę chcą być zwycięzcami, wojna będzie trwać”.

Sojusznicy tracą cierpliwość

Optymistyczna interpretacja wydarzeń ostatnich dni jest taka, że są to ostatnie kroki, jakie podejmuje Izrael, zanim zostanie zmuszony do ugięcia się pod międzynarodową presją. A nawet najwierniejsi sojusznicy Izraela w obliczu zbrodni, jakie izraelska armia popełnia w Gazie i rosnącej katastrofy humanitarnej, tracą cierpliwość.

6 maja biuro Wysokiego Komisarza do spraw Praw Człowieka ONZ wydało oświadczenie, w którym cytuje własnych ekspertów:

„Jesteśmy przerażeni szczegółami, jakie odkrywane są w niedawno odkrytych masowych grobach w Strefie Gazy. W szpitalu Nassera i Asz Szifa odkryto ponad 390 ciał, wśród nich kobiety i dzieci, wiele z nich nosiło ślady tortur i egzekucji ulicznych, oraz potencjalne przypadki ludzi spalonych żywcem”.

Przez takie doniesienia Izrael utracił międzynarodowe poparcie, tak powszechne w pierwszych dniach i tygodniach po 7 października.

Dziennikarz Axios Barak Ravid poinformował w niedzielę 5 maja, że Amerykanie wstrzymali dostawy amunicji dla Izraela. To pierwszy taki ruch od 7 października. Oficjalnie Amerykanie nie komentują tego posunięcia, ale Izrael potwierdza, że dostawy zostały wstrzymane w zeszłym tygodniu. W zeszłą środę w Izraelu gościł amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken. W trudnej rozmowie z Netanjahu poinformował go, że ofensywa na Rafah spotka się z publiczną krytyką ze strony Białego Domu i pogorszy wzajemne stosunki.

Na razie jednak Biały Dom nie wydał żadnego oficjalnego komunikatu na temat ofensywy na Rafah, a jedyne dotychczasowe oświadczenie opublikowane 7 maja dotyczy sprzeciwu wobec antysemityzmu na amerykańskich uczelniach.

Jordania: Netanjahu musi ponieść konsekwencje

Mało kto poza Izraelem popiera inwazję na Rafah.

„Zamiast dać szansę na uwolnienie zakładników i zawieszenie broni przez negocjacje, izraelski rząd rozpoczął okupację przejścia granicznego w Rafah i zamknął je dla pomocy humanitarnej dla głodujących Gazańczyków. Atak na Rafah to ryzyko kolejnej masakry. Rada Bezpieczeństwa musi podjąć natychmiastowe i silne działania. Netanjahu musi odczuć prawdziwe konsekwencje [swoich działań]” – napisał w mediach społecznościowych minister spraw zagranicznych Jordanii Ajman Safadi. Pomimo trudnej wspólnej historii trudno dziś nazwać Jordanię wrogiem Izraela. Stosunki między sąsiadami od lat się normalizują. W kwietniowym ataku Iranu na Izrael Jordańczycy pomagali przechwytywać lecące w stronę Izraela pociski. Inwazja na Rafah to jednak dla Izraela zbyt dużo.

Rozmowy pokojowe dalej będą prowadzone w Kairze, a uczestniczyć w nich dalej będzie szef CIA. Istnieje szansa, że w kolejnych dniach uda się w końcu doprowadzić do faktycznego porozumienia. Możliwe jest również, że Izrael będzie dalej upierał się przy kontynuowaniu operacji w Rafah za wszelką cenę, również za cenę utraty wszystkich poważnych sojuszników międzynarodowych. Główne pytanie brzmi, jak silna jest determinacja Netanjahu, by trzymać się swojego stanowiska. I ile jeszcze osób musi zginąć.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze