0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Sejm, czwartek 4 czerwca 2020. Z mównicy sejmowej przemawia minister zdrowia Łukasz Szumowski. Ironizuje, dziwi się, skąd na sali plenarnej tylu ekspertów od problemów służby zdrowia, zadaje retoryczne pytania, czy opozycja wolałaby model szwedzki i tylu zmarłych, co tam. To jego obrona przed wnioskiem o wotum nieufności, złożonym przez Koalicję Obywatelską.

W końcu minister wytacza kolejne działo:

„Dyrekcja szpitala, gdzie zmarł 40-letni mężczyzna, u którego badania potwierdziły obecność wirusa, alarmuje, że nie ma sprzętu potrzebnego do ratowania życia w takich przypadkach. Procedura zakupu – 6 tygodni.

W szpitalu na Pomorzu dramatycznie brakuje respiratorów. Dwójkę małych pacjentów z zapaleniem płuc i potwierdzonym zakażeniem wirusem przeniesiono w czwartek do dwóch innych szpitali. Ze względu na ciężki stan dzieci wymagały sztucznej wentylacji, tylko w tych dwóch szpitalach udało się znaleźć wolne respiratory".

Po czym stwierdza tryumfalnie: „Tak, Szanowni Państwo, takie sceny były w Polsce. Brakowało respiratorów, brakowało ich dla dzieci. Te braki były tym bardziej przerażające, że były w czasie epidemii. Epidemii świńskiej grypy w 2009 roku. Te artykuły są o was. Jak wyście rządzili Polską. Zabrakło respiratorów dla dzieci!".

Przeczytaj także:

Wcześniej do pandemii 2009 roku, z którą rzekomo miał sobie nie poradzić rząd Donalda Tuska, nawiązał również premier Mateusz Morawiecki.

Zostawiając na boku retorykę, analizujmy meritum – czy pandemię w 2009 da się porównać do obecnej? I czy rząd Donalda Tuska zawalił w 2009 roku sprawę?

Świńska grypa - czy naprawdę była taka groźna?

Wirus grypy A(H1N1)v powstał w wyniku reasortacji genowej, inaczej skoku antygenowego - nie wchodząc w szczegóły, wymieszania się kilku odmian wirusa H1N1. Po raz pierwszy został stwierdzony w Meksyku, a 11 czerwca 2009 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pandemię tego wirusa.

W lipcu 2009 roku WHO zakomunikowała, że to rozprzestrzeniająca się najszybciej w historii pandemia. Z tego powodu nie wymagała już od krajów członkowskich raportowania kolejnych przypadków. Niepokój wzbudziło również to, że wirus - podobnie jak osławiona hiszpanka - atakował głównie młodych ludzi.

Jednak mimo ogłoszenia pandemii Europa nie wprowadziła lockdownu, ludzie nie zamknęli się w domach, firmy działały, restauracje i bary były otwarte. Tylko w niektórych krajach zamknięto szkoły, a i tak nie wszystkie.

Świńska grypa okazała się o wiele mniej zjadliwa niż się obawiano. Nie doszło do kryzysu służby zdrowia, nie trzeba było budować szpitali polowych w halach wystawowych, jak w Madrycie, ani decydować, komu bardziej przyda się respirator, jak w Lombardii.

Według badania z 2010 roku, świńska grypa była porównywalna z grypą sezonową, jeśli chodzi o przebieg i powikłania, a nawet powodowała mniejszą liczbę hospitalizacji. Także jej śmiertelność nie wyróżniała się na tle grypy sezonowej.

Do sierpnia 2010 roku, kiedy WHO ogłosiła koniec pandemii, zaraportowano na całym świecie 18 449 zgonów z jej powodu. Na pewno jednak było tych zgonów więcej, tak jak dzieje się również w przypadku pandemii SARS-CoV-2. Nie wszyscy chorzy mieli zrobione testy, nie wszystkie państwa raportowały zgony w sposób właściwy.

Według badania z 2012 roku rzeczywista liczba zgonów na grypę A(H1N1)v mogła wynieść ok. 285 tys. osób na całym świecie - w 80 proc. młodszych niż 65 lat i w 50 proc. w Azji Południowo-Wschodniej i w Afryce. Dla porównania coroczną liczbę ofiar grypy sezonowej oblicza się na 290-650 tys. osób.

Świńska grypa była stosunkowo niegroźna, bo, jak tłumaczyła portalowi politykazdrowotna.com prof. Lidia Brydak, Kierownik Zakładu Badania Wirusów Grypy oraz Krajowego Ośrodka ds. Grypy w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego - Państwowym Zakładzie Higieny, jej wirus był „spokrewniony" z innymi szczepami grypy, w populacji, która wcześniej szczepiła się na grypę sezonową, występowała odporność krzyżowa – także na ten szczep. Dlatego WHO nie rekomendowała takich restrykcji jak przy SARS-CoV-2, na którego odporności krzyżowej możemy nie mieć.

Prof. Brydak była główną doradczynią minister zdrowia Ewy Kopacz w czasie epidemii i to jej opiniami minister kierowała się w największym stopniu. Jak dowiaduje się nieoficjalnie OKO.Press, to ona przekonała Kopacz, że świńska grypa nie będzie poważnym zagrożeniem.

Wniosek pierwszy: porównanie pandemii świńskiej grypy do pandemii koronawirusa jest bezpodstawne.

Ile osób w Polsce naprawdę zmarło na świńską grypę?

Także w Polsce oficjalna liczba zmarłych - 182 – jest prawdopodobnie zaniżona. U tylu osób wykryto testami laboratoryjnymi obecność wirusa. Autorzy artykułu opublikowanego w „The Lancet" w 2013 roku piszą jednak, że w 2009 roku Główny Urząd Statystyczny zanotował w Polsce o 243 proc. więcej zgonów z powodu niewydolności oddechowej niż wynosiła średnia z poprzednich siedmiu lat – 1258 w porównaniu do średniej 367.

zgony na świńską grypę w 2009 r.

4

Nie można tych wszystkich zgonów przypisać grypie A(H1N1)v, ani też tylko grypie sezonowej, ale rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego przyznawał, że 11 lat temu diagnostyka zgonów była niedoskonała i że oficjalną liczbę należy co najmniej pomnożyć przez trzy.

W odpowiedzi na interpelację poselską złożoną w 2012 roku w sprawie zaniżenia liczby ofiar grypy ministerstwo zdrowia zwróciło uwagę, że w roku 2009 były dwa szczyty grypowe: jeden, typowy, w I kwartale roku, a drugi „świński" w IV kwartale. „W efekcie w roku 2009 zarejestrowano w Polsce łącznie 1 081 974 zachorowania oraz podejrzenia zachorowań na grypę, tzn. prawie pięciokrotnie więcej niż w roku 2008".

Opozycja atakowała wtedy rząd Tuska i minister zdrowia Ewę Kopacz za to, że przekonywali, iż świńska grypa to marginalny problem i że więcej ludzi choruje na grypę sezonową. Przeczą temu opublikowane później dane WHO, według których za większość zachorowań odpowiadała A(H1N1).

Zgonów i zachorowań było na pewno więcej niż według oficjalnych statystyk, ale czy w 2009 roku spowodowało to zapaść służby zdrowia?

25 listopada, a więc w samym szczycie epidemii, „Dziennik Bałtycki" pisał, że „w pomorskich szpitalach leczonych jest z rozpoznaniem grypy lub infekcji grypopodobnych 86 osób, w tym osiem jest w stanie ciężkim". Pomorze było najbardziej dotkniętym epidemią regionem kraju. Znowu trudno tą sytuację porównywać z obecną epidemią. W 2020 roku w województwie mazowieckim, jednym z najbardziej zainfekowanych koronawirusem, było już nawet ponad 900 hospitalizowanych na COVID-19 pacjentów.

Minister Szumowski podaje przykład dwójki dzieci, dla których w szpitalu nie było respiratorów i musiały zostać przewiezione do innych placówek. Sytuacja miała miejsce w Trójmieście i jest jednym z dwóch przypadków z artykułu w portalu rynekzdrowia.pl, na który zapewne natknęła się również osoba przygotowująca materiały do przemówienia ministra. "Natknęła", bo trzeba było przeznaczyć jakiś czas na poszukiwania w sieci, żeby znaleźć tekst o brakach w zaopatrzeniu szpitali w odpowiedni sprzęt.

Dowiadujemy się z niego, że o interwencyjny zakup respiratorów wystąpił szpital w Gorzowie. Wojewódzka konsultantka w dziedzinie anestezjologii z pomorskiego alarmowała, że w szpitalach dramatycznie brakuje miejsc na intensywnej terapii.

Agencja Rezerw Materiałowych dysponowała w tym czasie 100 dodatkowymi respiratorami, które mogły w razie czego zostać użyte do ratowania życia pacjentów z niewydolnością oddechową.

Minister nie wspomniał w swoim sejmowym wystąpieniu, że ponieważ problemem w przypadku tej dwójki małych pacjentów były specjalne respiratory dla dzieci poniżej 30 kg, dzieci zostały przeniesione z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdyż nie ma ono oddziału intensywnej terapii dziecięcej.

Ale to prawda, że dziecięcych respiratorów wtedy brakowało i dyrektorzy szpitali składali pilne wnioski o ich zakup. Tylko że nic nie wiadomo o tym, żeby rzeczywiście ich dla jakiegoś dziecka zabrakło.

A 40-letni mężczyzna, ten, którego nie można było uratować, bo nie było sprzętu? Miał 44 lata, zmarł w Suwałkach. Sprzętem, który mógł uratować mu życie, wcale nie był respirator, jak sugerował wywód ministra, ale ECMO, tzw. sztuczne płuco, urządzenie do ciągłego pozaustrojowego natleniania krwi. Jest potrzebne tylko w najcięższych przypadkach, o wiele rzadziej niż respiratory.

Oczywiście byłoby lepiej, gdyby szpital w Suwałkach miał ECMO (i anestezjologa, który potrafi to urządzenie obsłużyć) i żeby nie trzeba było przewozić ciężko chorych dzieci po Trójmieście. Ale nic nie wskazuje na to, że w 2009 roku rząd zawalił sprawę.

Wniosek drugi: w 2009 roku nie doszło do zapaści służby zdrowia.

Polska nie kupiła szczepionek. Według opozycji to skandal, według zagranicznej opozycji - sukces.

Najgłośniejszą historią związaną z pandemią grypy w 2009 roku była bez wątpienia sprawa szczepionek. Ponieważ pandemia okazała mniej groźna niż przewidywano, wyszła z tego niezła afera.

Wszystkie kraje Unii Europejskiej kupiły szczepionkę przeciw A(H1N1)v – z wyjątkiem Polski. I w zasadzie wszystkie później tego żałowały.

Minister Kopacz miała absolutnie rację, że wystąpiła przeciw postępowaniu koncernów farmaceutycznych" - mówił brytyjski delegat Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Paul Flynn, lider grupy przygotowującej raport ZPRE w sprawie szczepionek. Jego zdaniem, inne rządy europejskie wydały niepotrzebnie miliony euro, gdyż „skala epidemii była wyolbrzymiona".

Szczepionki były drogie, a stały się dostępne dopiero w listopadzie 2009 roku, kiedy zachorowania na świńską grypę zaczęły wygasać. Dlatego rządy wielu krajów europejskich miały z tym zakupem kłopot. Z zamówionych przez rząd Francji szczepionek za 860 mln euro, skorzystało 5 proc. obywateli. Włosi wydali 184 mln euro, skorzystało 4 proc. obywateli. Niemcy - 417 mln euro, 10 proc.mieszkańców się zaszczepiło. Rozpoczęły się żmudne negocjacje z firmami farmaceutycznymi, żeby zwrócić zalegające w magazynach szczepionki. Rząd Szwecji musiał wypłacić milionowe odszkodowania pacjentom, u których po zaszczepieniu jedną z obecnych na rynku szczepionek wystąpiła nieuleczalna narkolepsja (tak, to nie wymysł antyszczepionkowców, okazało się, że białka wirusa grypy wywołały odpowiedź immunologiczną, która u genetycznie podatnych pacjentów spowodowała chorobę).

W dodatku jeszcze przed wypuszczeniem na rynek szczepionek okazało się, że prof. Ab Osterhaus, doradzający WHO jeden z czołowych światowych ekspertów ds. grypy miał udziały w jednej z firm, która nad szczepionką pracowała.

Choć PiS ciągle podszczypywał rząd Tuska, zarzucając minister Kopacz, że jej decyzja była błędna i zakup szczepionek mógł uratować wiele osób, ale dziś eksperci dość jednoznacznie uważają, że minister miała rację – jako jedyna w UE, choć wtedy trudno to było przewidzieć. Według nieoficjalnych informacji i za tą decyzją stała prof. Brydak.

Ale czy rząd Platformy zawaliłby sprawę większej epidemii niż ta z 2009 roku? To w tej chwili wróżenie z fusów. Nawet na narzędzie przedwyborczej walki tamta epidemia nie za bardzo się nadaje.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Przeczytaj także:

Komentarze