Znamy liczbę działających respiratorów, ale czy umiemy karmić chorego z jadłowstrętem? Śledzimy statystyki zakażeń, ale czy wiemy, co spakować do szpitalnej torby? Jak uruchomić pulsoksymetr? W jakiej pozycji się położyć, by łatwiej się oddychało? I kiedy wezwać karetkę?
W kraju z niewydolnym systemem ochrony zdrowia rozmawiamy o opiece, której może potrzebować bliska nam osoba. I którą zapewnić będziemy musieli my.
Czekamy na Wasze historie: [email protected]
Nowa jakość w oko.press
Na wstępie; całkiem niedawno w jakimś wywiadzie lekarz czy pielęgniarka sugerowały aby przestać używać idiotycznego zwrotu "pod respiratorem". Pod respiratorem może być kurz lub szmata, nie pacjent.
Ja przechorowałem swoje zarażenie bez większego bólu. Jedynie lekki kaszel (mam go każdego roku o tej porze i zawsze mija bez żadnych lekarstw), osłabienie i dopiero na drugi czy trzeci dzień (22 grudnia), jadłowstręt. Żadnej gorączki, smak i węch bez zmian, żadnych boleści. U rodziny Wigilia, karpie, barszcze, kapusta z grzybami – a ja nic, zupełnie. Tylko czasem coś do picia, głównie wodę.
Zresztą nawet w chwili robienia wymazu nie wierzyłem, że jestem chory. Sądziłem, że to jakieś okołogrypowe sensacje. Nawet skierowanie na ten wymaz załatwiłem głównie z myślą, żeby mieć pełną pewność, alibi, że kogoś w pracy nie zarażę i dalej nie wierzyłem.
Jestem osobą (około szóstego krzyżyka), która poważnie traktowała wymogi sanitarne, maseczka zawsze na nosie i ustach, mycie rąk. W ogóle nie domyślam się w jakich okolicznościach podłapałem covida.
Czyli nawet minimalne objawy (zmęczenie i kaszelek) powinne być podejrzane.