0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

To, co stało się z pieniędzmi podatników przekazanymi fundacji Czartoryskich, może oburzać, ale nie powinno zaskakiwać.

Przypomnijmy: „Fundacja XX Czartoryskich” - bo tak ze staropolska formalnie zwie się owa organizacja, podwójne „X” oznacza tu „Xiążąt” - złożyła wniosek o likwidację już dwa lata temu, w styczniu 2018 roku. Sąd jednak odmówił. Stwierdził, że mając wówczas 25 tys. zł na koncie, fundacja może dalej działać.

Teraz sąd znów odmówił wszczęcia likwidacji fundacji, nie przychylając się do argumentacji szefującego jej Macieja Radziwiłła. 6 listopada 2019 Radziwiłł podpisał oświadczenie, stwierdzając m.in., że likwidacja fundacji „możliwa jest nie tylko w razie całkowitego wyczerpania środków finansowych i majątku, ale także w sytuacji tak znacznego ich zmniejszenia, że nie jest już możliwe w sposób ciągły i regularny realizowanie celów fundacji”. Na tej podstawie fundacja ponownie zwróciła się do sądu o likwidację.

Wcześniej fundacja otrzymała pół miliarda złotych, przekazanych jej przez ministerstwo kultury za kolekcję sztuki. Pieniądze trafiły jednak do fundacji Le Jour Viendra w Liechtensteinie. Nazwę „Le Jour Viendra” można przetłumaczyć jako „Nadejdzie ten dzień”. To dewiza rodowa Czartoryskich.

Nadszedł więc dzień, gdy dalszy los pieniędzy przekazanych spadkobiercom arystokratów jest nieznany.

Krytycy decyzji ministra Glińskiego zwracali uwagę, że Polska i tak ma dostęp do zbiorów Czartoryskich, udostępnianych od lat odpłatnie. A „Dama z gronostajem” nie mogłaby opuścić granic Polski. Na przewożenie takich zabytków przez granicę nie zezwala prawo.

„Fantastyczny ruch” czy cichy deal z „ekscelencją”?

Fundacja XX Czartoryskich powstała w 1991 roku, nowy statut otrzymała w lutym 2002 roku. Jedynym występującym dziś w Krajowym Rejestrze Sądowym członkiem jej zarządu jest Maciej Radziwiłł. Adam Karol Czartoryski Borbon - brat cioteczny króla Hiszpanii - przestał zasiadać w zarządzie „rodzinnej” fundacji 28 lipca 2008. Jednak to on jako jej fundator i założyciel prowadził rozmowy z ministrem Glińskim i występował z nim na konferencjach.

Wcześniej wśród zarządzających fundacją byli m.in. Adam Stefan Zamoyski czy Ewa Magdalena Koenig-Krasińska. Wreszcie, prezeską fundacji w latach 2002-2004 była Zofia Gołubiew, która w latach 2000-2015 kierowała też Muzeum Narodowym w Krakowie. Pierwszy powołał ją na to stanowisko Kazimierz Michał Ujazdowski, wówczas minister kultury i sztuki.

Gołubiew broniła w wywiadzie dla krakowskiego „Dziennika Polskiego” decyzji Glińskiego o wykupie kolekcji. Jak twierdziła, zbiory były „zagrożone” i pozostawały „w naszej dyspozycji jedynie teoretycznie”.

Jakie zagrożenia miała na myśli? „Nie chodziło np. o wywiezienie Damy z łasiczką za granicę w bagażniku samochodu, ale było wiele możliwości utrudnienia eksponowania dzieł z kolekcji, prowadzenia przy nich prac konserwatorskich” - tłumaczyła Gołubiew. Inni obrońcy Glińskiego tłumaczyli, że 100 mln euro za taką kolekcję - to i tak nie wygórowana cena.

Decyzję komentował krytycznie inny były prezes Fundacji, prof. Marian Wolski. Mówił, że rząd prowadził z Czartoryskim rozmowy za plecami zarządu fundacji. Gliński jako minister korespondował z Czartoryskim, tytułując go „ekscelencją”, prosząc o „dyskrecję” i pisząc o zbiorach „książąt Czartoryskich” - choć polskie państwo od konstytucji marcowej z 1921 roku nie uznaje tytułów arystokratycznych, szlacheckich ani rodowych.

Jednocześnie Gliński jako minister kultury odpowiada za nadzór nad Fundacją XX Czartoryskich. Zresztą wraz z prezydentem Krakowa, prof. Jackiem Majchrowskim, który jeszcze w 2010 roku wykupu zbiorów sobie „nie wyobrażał".

„Pieniądze ze sprzedaży bezcennej kolekcji powinny wrócić do Polski” - mówił przed rokiem prof. Wolski o transakcji.

Księstwo i tajemnice książąt

W Fundacji Le Jour Viendra na wniosek Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzono w 2018 roku kontrolę. „Niestety - jak podał NIK - zgodnie z prawem Księstwa Liechtensteinu, w którym zarejestrowana jest Fundacja, sprawozdania z takich kontroli nie są upubliczniane”.

Kontrolę przeprowadziła na wniosek Najwyższego Urzędu Kontroli Księstwa Liechtensteinu Agencja Nadzoru Fundacji. Jak poinformował jej dyrektor b. prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, sprawozdania przez nią przygotowywane nie są upubliczniane ani udostępniane podmiotom zagranicznym.

Księstwo Liechtenstein nie należy do Unii Europejskiej i było uważane za jeden z europejskich „rajów podatkowych”. Zostało jednak skreślone z „szarej listy” rajów podatkowych przez OECD w 2009 roku, po tym jak podpisało z UE umowę o wymianie informacji bankowych.

Jak widać przetransferowanie tam pieniędzy wciąż może służyć ograniczaniu transparentności działań finansowych. Zwłaszcza, że dwaj bracia żony Adama Czartoryskiego są rezydentami w… Libanie. Z którym Liechtenstein umowy o wymianie informacji nie ma.

Najnowsza historia Księstwa Liechtensteinu obfituje zresztą w ciekawe skamieliny prawne, przypominające bardziej czasy Kongresu Wiedeńskiego niż XXI wiek. Np. dopiero w 2009 roku książę Liechtensteinu Hans Adam II w pełni uznał państwowość Czech i Słowacji.

Wcześniej rodzina książęca Liechtensteinów wysuwała wobec tych państw roszczenia zwrotu ziem i pałaców posiadanych tam przez siebie od czasów Habsburgów - których Liechtensteinowie poparli w wojnie trzydziestoletniej w 1623 roku - do nacjonalizacji po II wojnie światowej.

Liechtenstein ma powierzchnię trzykrotnie mniejszą od Warszawy i populację zbliżoną do Wilanowa, ale w 2017 roku siła nabywcza jego 37,6 tys. mieszkańców była najwyższa w Europie - wynosiła średnio 63 tys. euro na osobę. Dla porównania, w będącej na drugim miejscu Szwajcarii było to 42 tys. euro, a w Polsce - 6710 euro.

W roku 2003 w referendum społeczeństwo Liechtensteinu poparło ustawę, która ograniczyła władzę parlamentu i wzmocniła pozycję księcia, czyniąc go najsilniejszym monarchą w Europie poza papieżem - absolutnym władcą państwa Watykan.

Książę Liechtensteinu posiada prawo absolutnego weta wobec każdej ustawy. W 2012 roku groził np. wetem, gdyby obywatele w referendum złagodzili prawo aborcyjne. Może też rozwiązać parlament, zgodnie z art. 48 Konstytucji Księstwa Liechtenstein.

Zły PRL i „dziedzictwo kulturowe”

Dlaczego pieniądze przekazane polskiej fundacji trafiły do Liechtensteinu? W oświadczeniu Czartoryscy tłumaczyli, że w Polsce mają biurokratyczne problemy, „które skutecznie blokują rozwój Fundacji z dużymi zasobami finansowymi”. Winne miały być „przepisy prawa, które funkcjonują w Polsce, a które zostały uchwalone jeszcze w okresie PRL”.

Jednak jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, pierwszym wymienianym w statucie celem działającej w Liechtensteinie nowej fundacji jest „zabezpieczenie i zachowanie dziedzictwa kulturowego arystokratycznych rodzin w Polsce i za granicą, a szczególnie rodziny fundatora, rodzin beneficjentów lub spokrewnionych z beneficjentami”.

W praktyce oznaczać to może konserwację arystokratycznego stylu życia. Na cele określane jako „charytatywne” Fundacja musi wydawać tylko połowę posiadanych środków. Resztę według przepisów obowiązujących w Liechtensteinie właściciele mogą przeznaczać na siebie.

Jak wyglądały finanse fundacji przed interesem ubitym z ministrem Glińskim? W 2015 roku, Fundacja XX Czartoryskich najwięcej przychodów otrzymała za wynajem budynków - 846,4 tys. zł. Za wypożyczanie obiektów dostała 48,8 tys. zł. Sprawozdanie fundacji za rok 2015 można znaleźć na stronie Najwyższej Izby Kontroli.

;
Na zdjęciu Witold Mrozek
Witold Mrozek

dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.

Komentarze