Pomagajmy powolutku, patrzmy, ile tej naszej pomocy nasi goście są w stanie przyjąć. I w tej gorączce pomagania nie wypalmy się w pierwszym tygodniu
Najlepiej jest myśleć o swojej gościnie jak o przystanku dla naszych gości. Jak idziemy na przystanek, to przecież się z nim nie witamy i nie dziękujemy mu. Chronimy się tam przed dalszą drogą. Może będziemy ważnym przystankiem, a może jednym z wielu i nasi goście niewiele z tego zapamiętają. Pomagajmy powolutku, patrzmy, ile tej naszej pomocy nasi goście są w stanie przyjąć. I w tej gorączce pomagania nie wypalmy się w pierwszym tygodniu. Bo nasza pomoc będzie potrzebna długo. - Rozmowa z Martą Piegat-Kaczmarczyk, psycholożką międzykulturową z Polskiego Forum Migracyjnego.
Dorota Borodaj, OKO.Press: Od tygodnia nie wychodzę z internetu. Chcę pomóc. Widzę w sieci mnóstwo ogłoszeń o poszukiwaniu mieszkań i pokoi dla uchodźców. Mam w mieszkaniu wolny pokój albo kanapę. Od czego mam zacząć?
Marta Piegat-Kaczmarczyk: Od siebie. Widzę, że poruszenie w ludziach jest ogromne. Udostępnienie łóżka, pokoju czy całego mieszkania osobom, które straciły wszystko, to realna i bardzo teraz potrzebna pomoc. Ale tą energią trzeba gospodarować mądrze, żeby starczyło jej na jak najdłużej. Dlatego powiedziałam, że musimy zacząć od siebie, dać sobie chwilkę na zastanowienie: dlaczego chcę pomóc? I jak sobie wyobrażam tę sytuację, jak moje zaangażowanie może wpłynąć na moje otoczenie, moich bliskich? To bardzo ważny etap – nie po to, żeby tej pomocy było mniej, ale po to, żeby wystarczyło jej na dłużej.
Wczoraj moja znajoma wrzuciła post, że przyjmie do siebie rodzinę, a jej córka „będzie dla ukraińskich dzieci starszą siostrą”. Będą grać w planszówki i chodzić na plac zabaw. Takich wiadomości widzę mnóstwo. Zapala mi się przy nich czerwona lampka.
Słusznie. Bo tak naprawdę ta koleżanka nie wie, jak jej córka się w tej nowej sytuacji odnajdzie. To nie znaczy, że nie ma otworzyć swojego domu, ale musi to zrobić tak, żeby dać wszystkim poczucie bezpieczeństwa – od domowników, po gości. Dobrze jest więc zacząć od narady rodzinnej, niech wezmą w niej udział także dzieci, jeśli są w domu. Wspólnie można opracować plan: ile osób możemy przyjąć, na jak długo. Jeśli mamy dzieci i chcemy zaprosić do siebie rodziny, to sprawdźmy, czy wszystkie dzieciaki będą miały osobną przestrzeń, w której będą mogły się odizolować w razie potrzeby, jeśli ta relacja im nie zagra? Co z zabawkami – dzielimy się wszystkimi? Nie zakładajmy też, że nasze dziecko od razu zrobi miejsce przy swoim biurku, nawet, jeśli to deklaruje. Przecież wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji po raz pierwszy. Nie wyobrażam sobie jednocześnie, że możemy wszystko przewidzieć i zaplanować, bo ewentualne napięcia będą się ujawniać w trakcie. Każdy ma w domu zasady, pisane i niepisane – dotyczy to zarówno osób goszczących, jak i goszczonych. Te różnice mogą się okazać ciekawostką, a mogą być trudne czy upierdliwe. Być może twoja koleżanka pisała ten post, bo dobrze zna swoje dziecko. Ale nie zna dzieci, które przyjadą: jaką mają wrażliwość, jak chcą funkcjonować. Może od razu zadziała chemia i wspólna zabawa, a może nasi mali goście będą chcieli siedzieć w osobnym pokoju, będą się wstydzić. Cokolwiek się wydarzy – przyjmujmy to, bez oczekiwań i pretensji.
Wyobraźmy sobie, że odbywam taką rozmowę z bliskimi, również z dziećmi, wszyscy godzą się na zaproszenie do siebie rodziny. I za dzień – dwa nasi goście są już u nas.
Naturalnym odruchem jest to, że chcemy takich gości zalać serdecznością: stawiamy na stole obiad i ciasto, pokazujemy: tu są kubki, tu toaleta, tam plac zabaw i piekarnia. A już to może być dla nich za dużo. Oni myślami są z tymi, którzy zostali, z tymi, którzy próbują do nich dojechać. Możemy im mówić: „czujcie się jak w domu”, ale to nie jest ich dom, to nie są ich kubki i ich fotele. Pierwsze chwile razem to zderzenie się różnych potrzeb, oczekiwań i nastawienia. My startujemy z pozycji entuzjazmu, zrywu, chęci zrobienia czegoś dobrego. Czasem – chęci pokazania tego otoczeniu: działam, pomagam. I to zderza się z zupełnie innymi emocjami ludzi, którzy do nas przyjeżdżają: lękiem, przerażeniem, strachem, ogromnym napięciem, które jeszcze długo może trzymać. Może być tak, że mimo tych emocji nasi goście będą również otwarci i serdeczni. A może będą nieobecni myślami, straumatyzowani, co może w różnym stopniu wpływać na ich zachowanie.
Jak możemy im wtedy pomóc?
Znów – zaczynając od siebie. Czy jestem w stanie wesprzeć kogoś profesjonalnie w traumie? Czy mogę brać na siebie taką odpowiedzialność, nie będąc zawodowym terapeutą? No nie. To nie jest nasze zadanie w tej sytuacji. Mówiąc językiem profesjonalnym: osoby, które teraz goszczą u siebie ludzi z Ukrainy, są wystawione na pierwszy kontakt wsparciowy po doświadczeniu traumatycznym. Przygotowanie do takiego kontaktu postrtaumatycznego wymaga wiedzy, kompetencji, zasobów. To, co jednak możemy im dać, to przestrzeń do zaspokojenia ich potrzeb, a kiedy widzimy, że to dla nich trudne – wsparcie w szukaniu lekarza czy terapeuty, z którym będą mogli o te potrzeby zadbać. Takie wsparcie uchodźcy mogą otrzymać na przykład u nas, w Polskim Forum Migracyjnym. Te osoby mogą mieć silne reakcje na przeżyty stres, ale to nie znaczy, że maja PTSD czy inne zaburzenia. Naturalną i prawidłową reakcją na stres jest płacz, odrętwienie, wycofanie z innych spraw przez pierwsze dni. Nie od razu i nie każdy będzie potrzebował wsparcia psychologicznego, psychiatrycznego czy terapeutycznego. Najważniejsze, by mieli u Was bezpieczną przestrzeń pozwalająca na uruchomienie naturalnych procesów regeneracji. Możemy też dać im swoją uważność, a jednocześnie powściągliwość.
W jaki sposób?
Uważność to np. pytania: co mogę teraz dla ciebie zrobić? Albo pytania, na które można odpowiedzieć krótko: tak-nie. Możemy dać tej osobie czas na opowiadanie o sobie, jeśli chce z siebie te opowieści wyrzucić. Lub ciszę, jeśli jej potrzebuje. Powściągliwość – to powstrzymywanie się od pytań o ucieczkę, o to, kto został, jak ta osoba się czuje. Bo co można dziś na takie pytanie odpowiedzieć?
Czego więc potrzebują najbardziej w tych pierwszych dniach?
Dostępu do WIFI, żeby być na łączach z bliskimi. Oraz czasu i przestrzeni. Przyjeżdżają wyczerpani fizycznie i psychicznie, od kilku dni nie spali, nie brali prysznica, stali w gigantycznych kolejkach, w których mogli doświadczyć konfliktów. Są po różnych wydarzeniach z ostatniej doby, dwóch czy trzech, ale czasem – z ostatnich lat, bo wielu ludzi z Ukrainy żyje wojną od dawna, nie od tygodnia. I w tym wyczerpaniu stykają się z naszym entuzjazmem. Mogą czuć radość, że są już bezpieczni, ale mogą też mieć w sobie trudniejsze emocje, które nie stykają się z naszymi na poziomie energetycznym.
W tym spotkaniu startujemy z innych pozycji.
I te pozycje nie są sobie równie, jak bardzo byśmy nie byli otwarci. Dlatego nie oczekujmy niczego, nie fantazjujmy jak będzie. Jeśli nie będą mieć siły by rozmawiać, dajmy im ciszę. Jeśli będą – patrzmy, czy znajdujemy wspólny język, dosłownie i w znaczeniu porozumienia. Reagujmy na bieżącą sytuację. Jeśli nasi goście chcą jechać dalej, bo mają gdzieś rodzinę, która na nich czeka, mogą potrzebować konkretnej pomocy: zakupu biletów, transportu na pociąg. Jeśli chcą zostać, potrzebują karty SIM i pomocy w jej zarejestrowaniu.
Wyobraźmy sobie teraz, że goście są już u nas od jakiegoś czasu, docieramy się, ale pewnego dnia nasze dziecko mówi nam: mamo, chcę żeby było jak dawniej.
To możliwy scenariusz, ale nie oznacza niczyjej porażki. Jeśli coś takiego się zadzieje, znów – liczy się spokój. Spójrzmy na sytuację z boku: co wywołuje napięcie? I nie róbmy tego sami, zaprośmy do tego rodzinę, którą gościmy. Może trzeba jakoś przearanżować przestrzeń? Ustalić inne nawyki? Dać dzieciom więcej czasu osobno? Już sama praca nad rozwiązaniem problemu może być uwalniająca. To nie szkodzi, że rzeczywistość okazała się inna niż oczekiwaliśmy.
Kreślimy tu trudne scenariusze, więc na wszelki wypadek powiedzmy to głośno: te scenariusze nie muszą się spełnić. A nawet jeśli się spełnią, nie powinny nas zniechęcać do pomagania.
Absolutnie nie! Kreślimy je po to, żeby pokazać, jak taka pomoc jest ważna i w jakich warunkach może przebiegać. I po to, żeby lepiej się do niej przygotować. Ludzie dzielą się już swoimi historiami, te spotkania w domach, przy wspólnym stole są często bardzo wzruszające dla obu stron. Właśnie dlatego, że ta pomoc jest tak ważna, trzeba mówić głośno o wszystkich jej aspektach – tych budujących, i tych trudnych, które też się mogą przytrafiać.
A pomoc z zewnątrz? Czy w ogarnianiu tej kryzysowej sytuacji jesteśmy zdani sami na siebie?
Nie. Już teraz tworzą się inicjatywy, warto organizować grupy wsparcia, fora na których wymienimy się doświadczeniami, warto też sięgać do doświadczeń organizacji pozarządowych, które działaniami pomocowymi i kryzysowymi zajmują się od lat. To pozwoli nam patrzeć na trudności z dystansu. To jest nowa sytuacja, wszyscy się jej uczymy. Błędy będą – tak, jak podczas nauki jazdy na rowerze. Przewracam się, wstaję i próbuję jeszcze raz.
To trochę też praca z naszym własnym ego.
Znów – wracamy do tego, by zacząć od siebie. Zadać sobie pytanie: co mnie motywuje? Jakie są moje oczekiwania wobec tej sytuacji? Musimy sobie ją wyobrazić, skonfrontować się z tym wyobrażeniem – a potem się z nim pożegnać. Nie mamy przecież pomagać dla wzruszających zdjęć na Facebooku i serduszek od znajomych. Najlepiej jest myśleć o swojej gościnie jak o przystanku dla tych osób. Jak idziemy na przystanek to się z nim nie witamy i nie dziękujemy mu. Chronimy się tam przed dalszą drogą. Może będziemy ważnym przystankiem, a może jednym z wielu i nasi goście niewiele z tego zapamiętają. Pomagajmy powolutku, patrzmy, ile tej naszej pomocy nasi goście są w stanie przyjąć. I w tej gorączce pomagania nie wypalmy się w pierwszym tygodniu.
Co zrobić, żeby się nie wypalić?
Odpoczywać. Jeśli tego potrzebujemy – zrobić przerwę między kolejnymi goszczonymi osobami. Rozmawiać – z bliskimi, z innymi, którzy pomagają, z naszymi gośćmi. Sprawdzać, jak się czujemy, co dobrego nam to daje, z czym mamy kłopot. Dać sobie i gościom czas na dotarcie się. Nie wymagać od siebie i od nich za dużo. I pamiętać, że ta pomoc jest bardzo potrzebna. My jesteśmy potrzebni. Jeszcze długo będziemy.
*Polskie Forum Migracyjne rusza z telefonem wsparcia dla osób goszczących prowadzonym przez psychoterapeutkę z doświadczeniem w pracy w środowisku międzykulturowym.
Marta Piegat-Kaczmarczyk, psycholożka międzykulturowa, trenerka, terapeutka TSR, członkini zarządu Polskiego Forum Migracyjnego. Od 2000 roku pracuje z rodzinami z różnych stron świata. Prowadzi międzykulturowe grupy wsparcia dla mam, warsztaty dla rodziców, pracuje z dziećmi po trudnych doświadczeniach traumy, przemocy i dyskryminacji. Szkoli nauczycieli, psychologów, pedagogów, lekarzy, położne i inne grupy zawodowe.
Reporterka, autorka wywiadów, publikowała m.in. w „Dużym Formacie”, magazynach „Pismo” i „Kontakt”, „Wysokich Obcasach”, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, pracuje nad książką-reportażem o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.
Reporterka, autorka wywiadów, publikowała m.in. w „Dużym Formacie”, magazynach „Pismo” i „Kontakt”, „Wysokich Obcasach”, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, pracuje nad książką-reportażem o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.
Komentarze