Zniszczenie tamy w Nowej Kachowce zmienia na przynajmniej dwa miesiące geografię sporego obszaru południa Ukrainy. Czy Rosjanie próbowali udaremnić w ten sposób ukraińską ofensywę? I czy przypadkiem nie strzelili sobie w kolano?
Powodziowa fala kulminacyjna wywołana zniszczeniem tamy w Nowej Kachowce przeszła już przez dolinę Dniepru. W zalanych miejscowościach – przede wszystkim na okupowanym lewym brzegu rzeki – woda zaczyna powoli opadać. Ukraińcy sprawnie przeprowadzili ewakuację prawego brzegu. Ale mieszkańcy wielu miejscowości na nadnieprzańskich ziemiach okupowanych nie doczekali się dotąd pomocy od Rosjan.
Ze stricte wojskowego punktu widzenia efektem zniszczenia tamy jest przede wszystkim to, że przez wiele tygodni nie będzie możliwa przeprawa jednostek dysponujących ciężkim sprzętem przez Dniepr.
Przestaje również istnieć Zbiornik Kachowski – na miejscu którego właśnie powstają rozległe mokradła. Przez kolejne tygodnie będą stopniowo wysychać, pozostawiając na odcinku od Zaporoża do Nowej Kachowki nowe koryto Dniepru – o nieznanym jeszcze przebiegu.
Czas, przez który trwać będzie schnięcie gruntu zarówno na zalanych terenach w dolnym biegu Dniepru, jak i na miejscu Zbiornika Kachowskiego, szacowany jest na około dwa miesiące. Kiedy ten proces się ostatecznie zakończy, od Zaporoża po Morze Czarne na Dnieprze nie będzie istnieć żadna stała przeprawa przez Dniepr.
W tym materiale odkładamy całkowicie na bok katastrofalne, ale niemilitarne skutki zniszczenia tamy w Nowej Kachowce – zarówno jeśli chodzi o ekologię, jak i sytuację ludności na zalanych terenach, a także odcięcie od dostaw wody miast wokół zbiornika i setek tysięcy hektarów pól uprawnych na Zaporożu.
Zajmiemy się wyłącznie tym, jaki ma to związek z sytuacją na frontach wojny w Ukrainie – i jaki będzie miało na nią wpływ w niedalekiej przyszłości – a być może pozwoli nam to zrozumieć, jak mogło dojść do wysadzenia tamy.
Między bajki należy włożyć pierwszą wersję wydarzeń prezentowaną przez rosyjską propagandę. Według niej tamę mieli zniszczyć Ukraińcy ostrzałem z HIMARS-ów przeprowadzonym w nocy z 5 na 6 czerwca.
To zwykła bzdura – HIMARS-y nie są bronią zdolną do niszczenia pojedynczą salwą potężnych żelbetowych konstrukcji. Zwłaszcza takich, jak tama w Nowej Kachowce, która – podobnie jak inne powojenne budowle kaskady Dniepru – została zaprojektowana przez Sowietów tak, by wytrzymać nawet warunki wojny atomowej.
Druga wersja przedstawiana przez rosyjską propagandę nosi już zauważalnie większe znamiona prawdopodobieństwa. Według niej tama miała runąć na skutek postępującego osłabienia konstrukcji wynikającego ze wszystkich dotychczasowych jej ostrzałów prowadzonych przez Ukraińców.
Rzeczywiście, w trakcie odbijania prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego, co trwało od września do listopada 2022 roku, tama w Nowej Kachowce była przez Ukraińców regularnie i na sporą skalę ostrzeliwana. Chodziło o odcięcie znajdujących się na prawym brzegu rosyjskich sił od uzupełnień i zaopatrzenia – co zresztą odniosło spodziewany skutek.
W trakcie tych wielotygodniowych ostrzałów rzeczywiście mogło dojść do naruszenia konstrukcji tamy, zima, a następnie kolejne miesiące pod naporem mas wody mogły też zrobić swoje.
Jeśli dodamy to tego jeszcze to, czego rosyjska propaganda nie mówi – ta wersja staje się nawet nieco bardziej prawdopodobna. Żaden widz „Wiesti” nie dowie się bowiem, że w okresie poprzedzającym runięcie tamy, Zbiornik Kachowski był przepełniony – a poziom wody w nim osiągnął rekordową wartość 17,5 m.
Tym bardziej nie dowie się, czy było to wynikiem świadomego działania, czy też niekompetencji nowego, dopuszczonego przez rosyjskie władze okupacyjne, personelu tamy. Kremlowska propaganda nie powie też prawdy o tym, czy rosyjscy saperzy podjęli odpowiednie działania na rzecz wzmocnienia tamy – jeśli rzeczywiście jej konstrukcja miała zostać naruszona przez jesienne ostrzały.
Zaznaczmy przy tym, że ze zdjęć satelitarnych wynika, że część konstrukcji mostu wiodącego wzdłuż tamy przestała istnieć na kilka dni wcześniej (najprawdopodobniej 1 lub 2 czerwca). Może to uprawdopodobniać hipotezę o stopniowej degradacji konstrukcji tamy. Ale może też wskazywać na to, że Rosjanie rozłożyli niszczenie tamy na raty.
Zdecydowanie najbardziej prawdopodobna jest bowiem trzecia wersja. Ta, według której Rosjanie całkowicie świadomie wysadzili tamę, uznając, że właśnie rozpoczęła się ukraińska kontrofensywa. Byli do tego przygotowani, umieścili na tamie ładunki wybuchowe jeszcze jesienią i czekali z ręką na detonatorze, aż nadejdzie ten odpowiedni moment.
A 6 czerwca mogli uznać, że właśnie nadszedł. Oto dlaczego.
Od maja rośnie prawdopodobieństwo, że Siły Zbrojne Ukrainy mogą rozpocząć ofensywę w celu odbicia okupowanej południowej części kraju. Jej najbardziej prawdopodobne scenariusze były i są takie, że operacja rozpoczęłaby się od uderzenia na Zaporożu (w kierunku Tokmaku i Melitopola) lub na pograniczu obwodów zaporoskiego i donieckiego (w kierunku Wołnowachy i Mariupola).
W obu wypadkach byłby to atak prowadzony z grubsza z północy na południe. Jego celem byłoby w pierwszej kolejności ścieśnienie lub przerwanie rosyjskiego „korytarza na Krym” wiodącego przez ukraińskie okupowane wybrzeże.
W drugiej kolejności – wyzwolenie okupowanych części obwodów donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego na południu kraju.
Zarazem analitycy i wojskowi byli i są zgodni, że rozpoczęcie przez Ukraińców wielkoskalowej ofensywy od zachodu – a zatem od forsowania Dniepru (albo i Zbiornika Kachowskiego) pod rosyjskim ogniem – choć teoretycznie możliwe, byłoby niezwykle ryzykowne. I nawet w wypadku powodzenia wiązałoby się z nieuchronnymi bardzo poważnymi stratami.
Dniepr to ogromna i trudna do sforsowania rzeka, zaś na jej lewym brzegu Rosjanie od jesieni przygotowywali umocnione linie obronne.
Dlatego taki scenariusz uważany był – i jest – za bardzo mało prawdopodobny.
Nie oznacza to jednak, że przeprawa Ukraińców przez Dniepr nie była brana na poważnie pod uwagę. Jak najbardziej była. Zapewne także przez ukraiński Sztab Generalny – zważywszy na doniesienia o ukraińskich zakupach łodzi desantowych i dostawach tego typu sprzętu
Forsowanie Dniepru mogło być jednak brane pod uwagę nie jako ten główny atak całej ofensywy, lecz jako tak zwane uderzenie wspierające. Przeprowadzone już po rozpoczęciu i osiągnięciu pierwszych sukcesów przez główne natarcie z północy na południe. A przeprowadzone po to, by zadać Rosjanom decydujący cios z zachodniej flanki dokładnie w momencie, w którym rzucą wszystkie dostępne siły do odpierania tego głównego ukraińskiego ataku z północy.
I tu znów musimy wrócić do piętrzących się przed ukraińskimi oficerami planującymi forsowanie Dniepru trudności. Można było sobie wyobrazić z grubsza dwa scenariusze.
Pierwszy, w którym ukraińscy żołnierze przepłynęliby łodziami desantowymi rzekę w jej dolnym biegu, zabierając ze sobą lekki sprzęt i lekkie pojazdy. Ich zadaniem byłoby utworzenie przyczółka i utrzymanie go do momentu, w którym saperzy ukończyliby budowę polowych mostów (lub przepraw promowych) przez Dniepr i można byłoby rozpocząć przeprawianie jednostek wyposażonych już w ciężki sprzęt i gotowych do poprowadzenia natarcia dalej na wschód.
I drugi – w którym zadaniem pierwszego, desantowego rzutu ukraińskich wojsk byłoby uchwycenie Nowej Kachowki – wraz oczywiście z tamą, czyli jedyną wciąż istniejącą stałą przeprawą przez Dniepr na południu Ukrainy. Taki wariant wymagałby szybkiego zdobycia przez Ukraińców silnie obsadzonej przez Rosjan Nowej Kachowki – ale przyniósłby im błyskawiczny profit w postaci stałej i pewnej przeprawy przez Dniepr.
Oba scenariusze można też było próbować połączyć. Rosyjscy sztabowcy brali to pod uwagę – i uwzględniali w swych planach i taką możliwość, że Ukraińcy mogą przeprowadzić dla wsparcia swej głównej ofensywy również desant przez Dniepr lub próbę zdobycia Nowej Kachowki wraz z tamą.
To dlatego przecież w konstrukcji tamy umieszczone zostały przez Rosjan ładunki wybuchowe, o czym Ukraińcy donosili już jesienią.
Tu zbliżamy się do wydarzeń bezpośrednio poprzedzających zniszczenie tamy. Od niedzieli 4 czerwca Ukraińcy rozpoczęli serię ataków na rosyjskie pozycje w obu newralgicznych strefach linii frontu na południu kraju.
A zatem na południe od miast Orechów i Hulajpołe (na Zaporożu) i na linii Wełyka Nowosiłka-Wuhłedar (na pograniczu Zaporoża i Donbasu). Ukraińskie natarcia miały ograniczoną skalę a ich wyniki były mocno mieszane.
Wszystko wskazuje na to, że SZU uzyskały pewne postępy pod Wuhłedarem, za to w rejonie Wełykiej Nowosiłki ich źle poprowadzone natarcie zostało powstrzymane (i to niestety przy sporych ukraińskich stratach).
Z kolei na południe od Orechowa i Hulajpoła ukraińska armia, jak się wydaje, kontynuuje presję – silnie ostrzeliwując pozycje i bazy Rosjan na przedpolach Połohów i Tokmaku. Wciąż jednak to, co dzieje się na południu kraju, nosi znamiona raczej działań nękających czy też rozpoznania bojem
Jednocześnie jednak Ukraińcy z powodzeniem kontynuują natarcie w zupełnie innym rejonie walk – czyli pod Bachmutem. Siły Zbrojne Ukrainy uzyskały w ostatnich dniach nowe postępy na flankach zdobytego już przez Rosjan miasta, zarówno na północ, jak i na południe od niego.
Wszystko to razem mogło skłonić rosyjskich dowódców do wniosku, że oto ukraińska ofensywa właśnie ruszyła – i to na kilku kluczowych odcinkach frontu jednocześnie.
A teraz przenieśmy się z powrotem nad Dniepr. Rosjanie już od długich tygodni z narastającym zrozumiałym niepokojem obserwowali aktywność ukraińskiej armii w dolinie Dniepru. Ukraińcy, operując głównie niewielkimi grupami rozpoznawczymi i specjalnymi prowadzili tam taktykę małych kroków.
Nękali Rosjan na lewym brzegu Dniepru, zmuszając ich do odsuwania pozycji od rzeki – a intensywność takich wypadów ostatnio rosła. Ale Ukraińcy zajmowali też dnieprzańskie wyspy w delcie rzeki. Te same wyspy, których część służyła kiedyś kozakom zaporoskim za małe twierdze blokujące Turkom drogę w górę Dniepru, gdzie na większych i bardziej skalistych (obecnie w większości zalanych) wyspach mieściły się główne kwatery Siczy.
To wszystko mogło w Rosjanach umacniać przekonanie, że oto mają do czynienia z ukraińskimi przygotowaniami do utworzenia przyczółka na okupowanym lewym brzegu Dniepru. Że zaś łodzie z ukraińskimi grupami rozpoznawczymi pojawiały się nocami także na Zbiorniku Kachowskim, Rosjanie nie mogli mieć pewności, czy czasem i Nowa Kachowka wraz z tamą nie są najbliższym celem dla Ukraińców.
Dalej mamy już ciąg przyczynowo-skutkowy charakterystyczny dla stylu dowodzenia i raportowania rosyjskiej armii. Spływające z różnych rejonów walk meldunki o ukraińskich działaniach ofensywnych mogły skutkować decyzją o wysadzeniu tamy. Tym bardziej to prawdopodobne, że 4 i 5 czerwca Ukraińcom udało się kompletnie zdezorganizować działanie rosyjskich systemów łączności w strefach przyfrontowych.
Zniszczenie tamy w Nowej Kachowce przynosi Rosjanom tę oto wymierną militarną korzyść, że blokuje perspektywę ukraińskiej przeprawy przez Dniepr na około 2 miesięcy. Zarazem jednak wywołana przez to katastrofa w znacznie większym stopniu dotknęła terenów na lewym, okupowanym przez Rosjan brzegu Dniepru niż prawym, pozostającym pod kontrolą Ukrainy. Od Nowej Kachowki po ujście do Morza Czarnego wzdłuż prawego brzegu rzeki biegnie wysoka (miejscami na kilkadziesiąt metrów) skarpa, dająca bezpieczeństwo w wypadku największej nawet powodzi. To na niej znajduje się większość miejscowości – w tym także zdecydowana większość zabudowy Chersonia. To nią też biegną ważniejsze drogi.
Tereny na lewym brzegu Dniepru są natomiast bardzo nisko położone, co sprawia, że po zniszczeniu tamy, rzeka wdarła się po kilkanaście kilometrów w głąb lądu. A przy okazji całkowicie zalała pierwszą rosyjską linię obrony, zmuszając do rozpaczliwej ewakuacji obsadzających ją żołnierzy.
Jest jeszcze coś – co również nie jest dobrą wiadomością dla Rosjan. Zbiornik Kachowski miał długość 230 kilometrów, stanowiąc naturalną barierę obronną z punktu widzenia Rosjan zajmujących większość jego prawego brzegu. Po zniszczeniu tamy pozostałe po nim koryto Dniepru będzie biec o kilka-kilkanaście kilometrów dalej na zachód niż dotychczasowy prawy brzeg zbiornika.
Ten nowy teren trzeba będzie obsadzić żołnierzami i umiejscowić na nim całkowicie nowe pozycje obronne. Te dotychczasowe będą miały rację bytu już tylko jako zapasowa linia obrony. W warunkach, w których Rosjanie wciąż borykają się z niedostatkiem sił niezbędnych do obsadzenia całej linii frontu, będzie to dla nich poważny nowy problem.
Może być przy tym i tak, że zniszczenie tamy realnie skomplikuje ukraińskie plany ofensywy, lub nawet każe odsunąć ją w czasie. Jeśli rzeczywiście uderzenie wspierające znad Dniepru było istotnym elementem całego planu, to po zniszczeniu tamy nie można już brać go pod uwagę. Nie można więc wykluczać, że niszcząc tamę, Rosjanie osiągnęli jednak swój najważniejszy cel – czyli na jakiś czas odsunęli uruchomienie ukraińskiej operacji ofensywnej.
Świat
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
NATO
agresja Rosji na Ukrainę
Nowa Kachowka
Rosja
Sytuacja na froncie
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze