Wypowiedź Grzegorza Biereckiego – senatora PiS i twórcy SKOKów – na uroczystościach zorganizowanych w Białej Podlaskiej z okazji 9. rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem odbiła się szerokim echem nie tylko w Polsce, ale i w zagranicznych mediach. Depeszę agencji AP na ten temat opublikował np. „The Washington Post”, jeden z najważniejszych światowych dzienników, czytany przez całą polityczną elitę w Waszyngtonie.
Co mówił senator?
„Nie ustaniemy, aż nie doprowadzimy do pełnego oczyszczenia Polski z ludzi, którzy nie są godni należeć do naszej wspólnoty narodowej (…) Wskazanie winnych i wymierzenie im kary może oczyścić Polskę”.
Słowa senatora szybko porównano do retoryki faszystowskiej – zrobił to np. w tygodniku „Polityka” publicysta Krzysztof Burnetko („Wypowiedział się niczym klasyczny faszysta” – napisał o Biereckim). W istocie jest to retoryka wyjęta żywo z lat 30. minionego stulecia: to faszyści postrzegali naród jako organizm, który należy „oczyścić” z „degenerujacych wpływów”. Podobnych słów używała m.in. polska skrajna prawica mówiąc o Żydach.
Reakcje polityków PiS były mieszane. Według marszałka Senatu z PiS Stanisława Karczewskiego Bierecki mówił o „pojednaniu” oraz „budowaniu wspólnoty”. Wyłamał się minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. Nazwał wypowiedź Biereckiego „głupią i niestosowną” oraz „dającą paliwo naszym oponentom”. Kilku innych odmówiło komentarza. Prezydencki minister Andrzej Dera uznał ją za „niezręczną”.
Festiwal nie-przeprosin
Co na to sam Bierecki?
Zastosował wszystkie klasyczne zabiegi osoby publicznej, która bardzo nie chce przeprosić za to, co powiedziała.
* „Słowa wyjęte z kontekstu. Wypowiedź miała kilkanaście minut” — stwierdził.
To jest oczywiście najłatwiejsze: „przeciwnicy polityczni wyjęli z długiego przemówienia o budowaniu wspólnoty dwa słowa i manipulują”. Oraz: „naprawdę mówiłem o czym innym”.
* „Grozę wzbudzają te słowa wśród tych, którzy czują się winni” — powiedział również.
To także klasyczny zabieg: „urażeni są tylko ci, którzy mają nieczyste sumienie”. On również przenosi ciężar winy z osoby, która obraża, na osobę, która została obrażona.
Najbardziej kuriozalne wypowiedzi padły jednak w wywiadzie, który senator Bierecki udzielił portalowi „wPolityce.pl”.
Trzeba wiedzieć, że senator Bierecki i spółki z nim powiązane należą do głównych sponsorów prawicowych mediów. Jest także udziałowcem spółki „Fratria”, wydającej ten portal, a do niedawna (2017) był szefem jej rady nadzorczej. „Spółka zarejestrowana jest w Gdyni, jej siedziba mieści się pod tym samym adresem co centrala SKOK Stefczyka (redakcja jest w Warszawie). Ze sprawozdań finansowych Fratrii wynika, że spółka jest ściśle powiązana personalnie i kapitałowo ze spółkami kojarzonymi z senatorem klubu PiS Grzegorzem Biereckim, twórcą systemu SKOK” — pisała w 2017 roku „Gazeta Wyborcza”.
Oczywiście o tych powiązaniach nie sposób dowiedzieć się z wywiadu w portalu wPolityce.pl — nigdzie nie jest tam wspomniane, że senator rozmawia z tak bliskim sobie medium.
Być może jednak można się tego domyślać ze sposobu, w jaki rozmawia z politykiem dziennikarz — nawet nie na klęczkach, ale leżąc przed nim plackiem.
„Panie Senatorze, media lewicowo-liberalne znowu wzięły Pana na celownik. W czasie obchodów smoleńskich w Białej Podlaskiej miał pan mówić o »oczyszczaniu Polski« z »niegodnych ludzi«. Czy taki był sens pana wypowiedzi?”
Na tak zadane pytanie może być tylko jedna odpowiedź — nie.
Zostałem źle zrozumiany
W wywiadzie Bierecki użył kolejnego klasycznego zabiegu — „zostałem źle zrozumiany”. Mówił:
„Sens mojej wypowiedzi był jasny, oczywisty w kontekście tragedii smoleńskiej i mojego bólu, że do niej doszło, a także żalu, że ludzie za nią odpowiedzialni wciąż nie ponieśli kary.
(…) osoby odpowiedzialne za niszczenie – jak to ujął jeden z agresorów – »godnościowych podstaw prezydentury Lecha Kaczyńskiego«, osoby winne zaniedbań przed lotem i po 10 kwietnia 2010 roku, nie powinny pełnić funkcji publicznych, nie powinny być obecne w polskiej polityce”.
Zwróćmy uwagę na pułapkę w tym zdaniu: prawica często mówi (nieprawdziwie), że prezydent Lech Kaczyński był ofiarą „przemysłu pogardy”. W ten sposób prawo do bycia w polskiej polityce Bierecki chce odebrać każdemu, kto Kaczyńskiego wówczas krytykował — a prezydentem był raczej niepopularnym.
I wreszcie pada właściwe „nie-przepraszam”:
„Jesteśmy w okresie wielkiego postu, to czas, kiedy z pokorą trzeba podchodzić do tego, jak jesteśmy oceniani. Kierując się tymi chrześcijańskimi zasadami mogę powiedzieć, że jest mi bardzo przykro iż ktoś mógł tak zinterpretować moje słowa. I choć uważam, że trzeba dużo złej woli, by odczytywać je tak, jak to robią media, to przepraszam za to, że mogły zostać źle odczytane (…)”.
To jest klasyczne nie-przepraszam. Bierecki nie przeprasza za swoje słowa; jest mu przykro, że ktoś je „mógł zinterpretować” albo „odczytać tak, jak to robią media”.
Teraz pojawia się ostatni element pseudoprzeprosin: zwalenie winy na kogoś innego, najlepiej na media. Przez dalszą część wywiadu Bierecki przy akompaniamencie dziennikarza skarży się żałośnie na „kampanie nagonkowe”.
Przy okazji senator powiedział nieprawdę:
Nikt z obecnych na uroczystościach tak tego nie odebrał. Dopiero wyrwane z całości przemówienia i spreparowane przez media słowa nabierają takiego wydźwięku
fałsz. Fałsz. Słowa senatora nie zostały "spreparowane", czyli sfałszowane. Z setek nagrań wiadomo, że powiedział to, co powiedział
Czy słowa zostały wyrwane z kontekstu, można się spierać – wszystkie cytaty, wyimki z czyjejś wypowiedzi można w ten sposób skomentować. Z pewnością jednak słowa senatora nie zostały „spreparowane”, czyli sfałszowane – można je usłyszeć na wielu nagraniach.
Dziennikarz, bardzo rozsądnie, pod tym produktem się nie podpisał.
Jak nie przepraszać — instrukcja w pięciu krokach
Na przykładzie senatora Biereckiego OKO.press pokazuje, jak nie przepraszać udając, że się to robi:
a) powiedzieć, że słowa były wyrwane z kontekstu (słowa zawsze są jakoś wyrwane z kontekstu);
b) zwalić winę na media;
c) oskarżyć tych, którzy się oburzają, że sami mają coś na sumieniu;
d) powiedzieć „jeśli ktoś jednak poczuł się urażony, to przepraszam”;
e) poskarżyć się na nagonkę.
Znakiem rozpoznawczym nie-przeprosin jest słówko „jeśli” — sugeruje, że nikt normalny nie mógł się oczywiście poczuć urażony, ale jeśli jednak się poczuł, no to dobrze, przepraszam, ale naprawdę za to, że zostałem źle zrozumiany.
Polskie non-apology
Polscy politycy sztukę nie-przepraszania mają opanowaną nieźle — i to nie tylko prawicowi. „Barbara Nowacka to jest moja przyjaciółka i jeżeli w jakikolwiek sposób poczuła się urażona to ją przepraszam serdecznie” – mówił Robert Biedroń w TVN24 w listopadzie 2018 r. Poszło wówczas o słowa o „tresowaniu” Barbary Nowackiej przez Grzegorza Schetynę. Podobne „nie-przeprosił” prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog i społeczny doradca prezydenta Andrzeja Dudy, za przytoczenie opinii Andrzeja Gwiazdy sprzed lat: „W roku 1989 komuniści podzielili się władzą ze swoimi agentami”.
Zybertowiczowi grupa opozycjonistów zagroziła wówczas pozwem. Po dłuższych publicznych rozterkach socjolog wydał z siebie takie przeprosiny:
„Tych wszystkich, którzy nigdy nie byli zamieszani w żadne konszachty ze służbami PRL-u, serdecznie przepraszam za to, że mogli być urażeni przez moje słowa”.
Znów: nie przeprosił za meritum (a powiedział nieprawdę) oraz nie przeprosił za to co powiedział, tylko za to, że „mogli być urażeni”.
Do tupetu senatora Biereckiego profesorowi Zybertowiczowi jednak jeszcze daleko.