0:000:00

0:00

Dostawy uzbrojenia dla Ukrainy płyną z Zachodu od pierwszych dni wojny i znacząco przyczyniają się do zwiększenia zdolności obronnych ukraińskiej armii.

Kluczowe są dostawy inteligentnej broni przeciwpancernej (przeciwpancernych pocisków kierowanych) i przeciwlotniczej (zestawy MANPAD). To broń lekka i łatwa w transporcie a zarazem błyskawicznie zwiększająca możliwości obronne piechoty. To narzędzia wystarczające do zwalczania w sprzyjających warunkach najpotężniejszych czołgów i najnowocześniejszych samolotów i śmigłowców.

Ale na tym nie koniec – bo Ukraina od pierwszych dni wojny otrzymuje też dostawy broni ręcznej, amunicji i paliwa. W ostatnim czasie dochodzą do tego – na prośbę Ukrainy – również pojazdy opancerzone – na razie ich dostawy obiecały Ukrainie Wielka Brytania i Australia.

Ukraińscy wojskowi i politycy powtarzają, że Ukraina potrzebuje jeszcze dwóch kategorii uzbrojenia – zaawansowanych systemów przeciwlotniczych i antyrakietowych oraz samolotów myśliwskich.

Jeśli chodzi o to pierwsze, Słowacy przekazali Ukrainie swoją baterię S-300 (otrzymując w zamian od NATO Patrioty z Holandii). Niewykluczone są kolejne dostawy sprzętu podobnej klasy. O dostawach samolotów myśliwskich wciąż nie ma natomiast mowy. Ponieważ jest to tak zwana „broń śmiercionośna”, górę biorą obawy przed rozszerzeniem i eskalacją konfliktu, czym groziła już Rosja w odpowiedzi na pierwsze deklaracje dotyczące możliwego przekazania Ukrainie przez Polskę MiG-ów 29.

Dostawy broni na Ukrainę osiągnęły już ogromną skalę i nie ustają. Przyjrzyjmy się zatem nieco dokładniej temu, jak transporty trafiają na Ukrainę i co w nich tak naprawdę jest.

Jak dostarczana jest broń?

Samoloty transportowe z bronią lądują przede wszystkim na polskich – oraz w nieco mniejszym stopniu na rumuńskich i słowackich – lotniskach. To z Polski jest jednak najbliżej do Kijowa, to także z naszego kraju (i Lwowa) prowadzą najdogodniejsze drogi na wschód Ukrainy.

Ogromną rolę odgrywają lotniska w Rzeszowie i Lublinie – położone blisko granicy mają zarazem pasy startowe (zwłaszcza Jasionka pod Rzeszowem) wystarczające dla dużych samolotów transportowych. Wokół obu lotnisk powstały już całe centra logistyczne zajmujące się zarówno dystrybucją broni, jak i pomocy materiałowej czy humanitarnej. Tam uzbrojenie z zachodnich dostaw przeładowywane jest na ciężarówki. Bardzo istotne jest jednak także między innymi odnowione w ostatnich latach lotnisko wojskowe pod Nowym Miastem nad Pilicą. Tam również lądują transportowe C-130 z NATO-wskich baz w całej Europie dowożąc sprzęt kierowany następnie drogą lądową w stronę ukraińskiej granicy.

Rzecz jasna część sprzętu z krajów europejskich – co dotyczy np. większych transportów amunicji – transportowana jedzie drogą lądową. A co dzieje się z bronią po tym, jak opuści polskie lotniska?

Od 18 marca – kiedy napisały o tym magazyn „Stripes” i Washington Post – nie jest już tajemnicą, że transporty uzbrojenia trafiają na Ukrainę między innymi przez specjalne, otwarte wyłącznie w tym celu przejścia graniczne. To opisane przez „Stripes” znajduje się lub znajdowało na wysokości ukraińskiego Jaworowa (tamtejsza baza wojskowa została zaatakowana przez Rosjan pociskami manewrującymi). Znamy lokalizację jeszcze jednego takiego przejścia – ze zrozumiałych względów nie będziemy jej jednak rozpowszechniać. Rzecz jasna nie powinniśmy się przy tym specjalnie oszukiwać – to nie są szczegóły, które w realiach współczesnego konfliktu zbrojnego mogłyby pozostać tajemnicą na długo – choćby ze względu na narzędzia wywiadu satelitarnego.

Takie przejścia – również doraźne – można tworzyć wszędzie tam, gdzie po obu stronach granicy odpowiednio blisko od siebie przebiegają dostępne dla ciężarówek drogi. Ułożenie kilkusetmetrowego łącznika z płyt betonowych to kwestia kilkudziesięciu godzin.

Po stronie ukraińskiej broń trafia do kolejnych centrów logistycznych rozlokowanych na terenie zachodniej Ukrainy. Tam przeładowywana jest po raz kolejny i dystrybuowana na front – na ogół już ukraińskimi pojazdami i przez ukraińskich kierowców. Położone na Ukrainie huby transportowe broni są szczególnie wrażliwym celem rosyjskich ataków rakietowych. Dlatego ich lokalizacja jest często zmieniana, podstawową zasadą jest też rozpraszanie zarówno ich położenia, jak i kierowanych do nich transportów – tak by w jednej chwili rosyjski pocisk manewrujący nie mógł zniszczyć np. całych zasobów określonego typu uzbrojenia z zachodnich dostaw.

A co przede wszystkim trafia na Ukrainę?

Broń przeciwpancerna

Najcenniejsze są dla Ukraińców PPK trzeciej generacji – działające w systemie „wystrzel i zapomnij” – i to właśnie one są najważniejszym elementem dostaw broni przeciwpancernej. Ukraina otrzymuje głównie pociski FGM-148 Javelin oraz NLAW. Po kilkaset sztuk obu tych broni Kijów zakupił jeszcze przed wojną – co sprawia, że ukraińska armia zdążyła się zapoznać z ich możliwościami i dostosować do ich użycia taktykę działań lekkiej piechoty i piechoty zmechanizowanej. Jednak dostawy wysłane Ukrainie w trakcie wojny wielokrotnie przewyższyły przedwojenne zamówienia.

Javeliny to powszechnie używane przez kraje NATO PPK. Ich skuteczność sięga 90 proc. Mają skuteczny zasięg od 2,5 do 4,5 km w zależności od wersji pocisku, co zapewnia wysoki stopień bezpieczeństwa żołnierzowi odpalającemu pocisk. Nadają się do niszczenia wszelkich typów pojazdów pancernych i opancerzonych, niszczenie celu odbywa się z góry – czyli tam, gdzie pojazdy są słabiej opancerzone. Javeliny radzą sobie z pancerzami reaktywnymi rosyjskich czołgów, ich kumulacyjna głowica działa bowiem dwustopniowo.

Javeliny sprawdzają się też nieźle przeciwko nisko lecącym śmigłowcom szturmowym (opancerzonym, przez to niekiedy trudniejszym do zestrzelenia z pomocą typowo przeciwlotniczych MANPAD-ów).

Ostatnią zaletą Javelinów jest bardzo zaawansowany i precyzyjny system noktowizyjny zainstalowany w jego jednostce kontrolnej. Jest on na tyle dobry, że amerykańscy marines na misjach w Iraku i Afganistanie właśnie głównie z tego względu - nie zważając na wagę tego sprzętu - zwykli zabierać ze sobą na patrole po jednym Javelinie na drużynę, choć absolutnie nie spodziewali się obecności czołgów po stronie przeciwnika. W podobnej roli Javeliny sprawdzają się również w wojnie w Ukrainie.

Na Ukrainie Javeliny używane są powszechnie – tak wygląda ich typowe zastosowanie na nagraniu wideo przedstawiającym zarówno moment odpalenia pocisku, jak i (widok z drona) skutek trafienia. W tym wypadku odległość do celu wynosiła ok 2300 metrów.

View post on Twitter

Bardzo istotne są również NLAW-y. To również pociski kierowane w systemie „wystrzel i zapomnij” – tyle że odpalane z jednorazowej wyrzutni. Mogą być użyte z bliska (minimalna odległość do celu to 20 metrów) – co jest bardzo przydatne w warunkach walki miejskiej lub w trudnym terenie leśnym. Tu przykład użycia NLAW w walce miejskiej w Mariupolu.

View post on Twitter

NLAW-y mają skuteczny zasięg do 600 m w przypadku, gdy celem jest pojazd w ruchu i do 800 m, gdy pojazd jest nieruchomy.

Łącznie w zadeklarowanych przez kraje Zachodu dostawach znalazło się kilka tysięcy przeciwpancernych pocisków kierowanych, wśród których zdecydowanie przeważają Javeliny i NLAW-y.

Drugim – znaczniej mniej zaawansowanym od PPK – ale również bardzo przydatnym typem uzbrojenia przeciwpancernego, jakie otrzymuje Ukraina są ręczne granatniki przeciwpancerne- RPG (od ang. Rocket propeller grenade). Wystrzeliwują one napędzane rakietowo pociski przeciwpancerne, które nie są w żaden sposób naprowadzane na cel – z tego typu broni po prostu celuje się i strzela. Są za to niedrogie i poręczne. Używane masowo stają się bardzo istotnym wsparciem jednostek pieszych – mogą być stosowane także przeciwko lżejszym pojazdom, budynkom czy umocnieniom. Na współczesnym polu walki pełnią bardzo często funkcję czegoś w rodzaju „podręcznej broni artyleryjskiej” umożliwiającej zniszczenie poważniejszego celu bez wzywania wsparcia. Część typów tej broni można wykorzystać również w roli kierunkowej miny przeciwpancernej.

Wśród dostarczanych Ukrainie RPG są między innymi niemieckie Panzerfaust 3, szwedzkie AT4, przestarzałe już M72 LAW (od m.in. Danii). Dla przykładu granatnik AT-4 ma donośność 300 m, waży niecałe 7 kilogramów i jest wstanie przebić 400 mm grubości płytę pancerną, z kolei ważący ponad 14 kilo załadowany najsilniejszą wersją pocisku Panzerfaust-3 jest w stanie razić cel na odległość do 600 m i ma przebijalność pancerza rzędu 900 mm.

Łącznie w dostawach zadeklarowanych przez kraje Zachodu znalazło się już kilkanaście tysięcy granatników przeciwpancernych różnych typów oraz zapasy amunicji do tych wielorazowego użytku.

Efekt tych dostaw jest taki, że ukraińska armia może wyposażać swoich żołnierzy w ponadprzeciętnie ilości broni przeciwpancernej. Na poniższym nagraniu z marcowych działań w rejonie Kijowa (kierunek północnozachodni) widzimy kilka różnych typów uzbrojenia przeciwpancernego (od PPK NLAW przez Panzerfausta 3, po krajowej produkcji RPG-7) . Wyposażony w nie jest dosłownie co drugi żołnierz sfilmowanego oddziału, prezentującego zresztą bardzo wysoki poziom wyszkolenia taktycznego i zgrania.

Przeciwlotnicze MANPAD-y

Mianem MANPAD-ów (od ang. Man-portable air-defence system) określa się przeciwlotnicze pociski kierowane możliwe do przenoszenia i odpalenia przez jednego człowieka – niemal wszystkie współczesne odpalane są z ramienia. Dziś najcenniejsze są te z nich, które podobnie – jak w wypadku broni przeciwpancernej – nie wymagają długotrwałego specjalistycznego szkolenia. Szczęśliwie tak właśnie działa zdecydowana większość współcześnie produkowanych MANPAD-ów.

View post on Twitter

Najwięcej – bo łącznie kilka tysięcy z dostaw od wielu krajów Zachodu (m.in. Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Holandia, Dania) – Ukraina otrzymała amerykańskich Stingerów – w różnych wersjach. To pociski po raz pierwszy użyte bojowo podczas wojny o Falklandy (w 1982 roku), jednak rozwijane i modyfikowane przez kolejne dekady. Choć nie są już najnowocześniejsze, w arsenałach państw Zachodu wciąż odgrywają istotną rolę – nie można ich uznać za przestarzałe.

View post on Twitter

Do zdecydowanie najlepszych typów uzbrojenia przeciwlotniczego klasy MANPAD wysłanych dotychczas Ukrainie przez kraje Zachodu można natomiast zaliczyć polskie Pioruny. Mają większy zasięg od Stingerów i jako nowa konstrukcja (wejście do służby nastąpiło w 2019 roku) są wyjątkowo skuteczne. Oprócz tego Polska wysłała Ukrainie jeszcze pociski Grom – starsze od Piorunów – ale również bardzo efektywne.

Rewelacyjnie skuteczne są również supernowoczesne brytyjskie systemy Starstreak, które w swej MANPAD-owej wersji zaczęły być właśnie używane przez ukraińską armię. Pierwsze zestrzelenie z pomocą Strastreaka miało miejsce w Donbasie – trafiony został śmigłowiec szturmowy Mi-28.

View post on Twitter

Zdecydowanie najsłabszym elementem zachodnich dostaw w klasie MANPAD-ów były natomiast posowieckie Strieły, które jeszcze po armii NRD odziedziczyła Bundeswehra. Niemcy zdołały wysłać tylko kilkaset sztuk tej broni z początkowo zadeklarowanych 3000 – odziedziczone po armii Honeckera Strieły były źle przechowywane, większość skrzyń z nimi pokryła się gęstą pleśnią, w związku z czym większość pocisków okazała się niezdatna do użytku. Na tle Stingerów i Piorunów to i tak broń o niemal muzealnym charakterze.

Podczas wojny w Ukrainie po raz pierwszy na szerszą skalę zestawy MANPAD były stosowane również do obrony antyrakietowej. Zdolne są do zestrzeliwania przede wszystkim pocisków manewrujących Kalibr ze względu na podobną charakterystykę lotu jak w wypadku niektórych samolotów. Ukraińcy chwalili się zestrzeleniem w ten sposób już łącznie co najmniej kilkudziesięciu Kalibrów.

Broń ręczna, amunicja i paliwo

Ukraińcy otrzymali wiele tysięcy sztuk broni ręcznej – od liniowych karabinków bojowych po zaawansowaną broń snajperską i karabiny maszynowe. Pomaga to uzbrajać żołnierzy obrony terytorialnej i dozbrajać (zwłaszcza w broń o charakterze specjalistycznym) jednostki regularne walczące na froncie.

Zachód deklarował wsparcie amunicyjne niemal od początku konfliktu. Można je obecnie liczyć w dziesiątkach milionów nabojów i pocisków różnych typów. Od momentu, gdy od połowy marca Rosjanie zaczęli planowo i metodycznie niszczyć atakami rakietowymi ukraińskie magazyny uzbrojenia i składy amunicyjne, to wsparcie stało się jeszcze bardziej istotne.

Również od mniej więcej połowy marca coraz większe znaczenie mają dostawy paliw. Rosjanie na wielką skalę niszczą bowiem ich ukraińskie magazyny. W różnym natężeniu miało to miejsce od początku wojny, jednak w ostatnim tygodniu te działania zdecydowanie przybrały na sile. Pociski rakietowe trafiały w wielkie bazy paliwowe nawet głęboko na zachodzie Ukrainy (m.in. na obrzeżach Lwowa, w rejonie Chmielnickiego i Równego oraz pod Łuckiem).

Zniszczenie części ukraińskich magazynów paliw i fakt, że pozostałe są w każdej chwili zagrożone atakiem, bardzo utrudnia dystrybucję paliwa na front. Można więc podejrzewać, że Ukraina potrzebuje również cystern (zarówno kolejowych, jak i samochodowych). Tylko tak można bowiem zrównoważyć zniszczenie wielu gigantycznych zbiorników do magazynowania paliwa.

Zaawansowane systemy przeciwlotnicze

W połowie marca NATO zdecydowało się udzielić Ukrainie wsparcia w postaci przekazania temu krajowi części pozostających w zasobach armii państw NATO zestawów przeciwlotniczych wyprodukowanych w dawnym bloku wschodnim. Chodzi o systemy, które Ukraińcy już znają – bo używali ich w podobnych lub wręcz identycznych wersjach.

Na pierwszym miejscu są tu przeciwlotnicze zestawy dalekiego zasięgu S-300 zdolne skutecznie razić cele powietrzne na odległości przekraczające nawet 100 km. S-300 dobrze sobie radzą również ze zwalczaniem pocisków rakietowych. Ukraińska armia używała ich między innymi z ogromnym powodzeniem do obrony przeciwlotniczej i antyrakietowej Kijowa. Niestety Rosjanie zniszczyli już większość posiadanych przez ukraińską armię wyrzutni S-300.

S-300 w swoich arsenałach mają 3 kraje NATO – Słowacja, Bułgaria i Grecja. Spośród nich tylko ta pierwsza informowała o przekazaniu Ukrainie swojej jedynej baterii (12 wyrzutni) S-300 PMU (to wersja zdolna do rażenia celów na odległość do 90 km). Słowacy dostali za to holenderskie wyrzutnie Patriot. Na czas szkolenia załóg i całego transferu otrzymali też wzmocnienie w postaci niemieckich (i obsługiwanych przez niemieckich żołnierzy) Patriotów. Słowackie S-300 przekroczyły granicę pod koniec marca i w tej chwili mogą już być przygotowywane do użytku przez Ukraińców.

Drony

Choć większość efektownych ujęć z walk ukraińskich jednostek zrobiły powszechnie dostępne drony amatorskie (które z powodzeniem pełnia role sprzętu rozpoznawczego), ten najnowocześniejszy rodzaj broni również znalazł się w dostawach sprzętu dla Ukrainy.

Już w pierwszym tygodniu wojny Turcja dostarczyła w ekspresowym tempie pierwsze z kilkudziesięciu zamówionych przez Ukrainę kolejnych dronów Bayraktar TB-2. Te stricte bojowe maszyny są spore i zdolne do przenoszenia łącznie czterech bomb kierowanych. Mogą utrzymywać się w powietrzu przez ponad 24 godziny i poruszać z prędkością do około 200 km/h, przy czym prędkość przelotowa wynosi 130 km/h. Bayraktary stały się w tej wojnie bronią niemal legendarną – przede wszystkim ze względu na sporą liczbę nagrań ze skutecznych ataków. Na tyle sporą, że można było z nich ułożyć nawet „teledysk” do ułożonej na ich cześć piosenki.

Stany Zjednoczone przekazały natomiast Ukrainie 100 dronów Switchblade. To lekkie drony „kamikaze” wystrzeliwane z tuby niczym pocisk PPK i zdolne do lotu przez 30 minut. Przez ten czas mogą wyszukiwać cele przekazując obraz operatorowi, a następnie zaatakować ten wybrany z wykorzystaniem zamontowanej na pokładzie głowicy bojowej odpowiedniego typu. Drony Switchblade są zaliczane do typu amunicji krążącej – pozwalającej na zwalczanie celów niedostępnych dla innych rodzajów broni. Realny zasięg zastosowania tych dronów to do 10 km.

Do tej samej kategorii należą również drony Warmate zamówione przez Ukrainę w polskiej firmie WB Electronics. Już po rozpoczęciu konfliktu na Ukrainę miała trafić kolejna ich partia.

Czego jeszcze potrzebuje Ukraina?

W ostatnim czasie ukraińscy politycy i dowódcy wojskowi coraz częściej mówią o potrzebie uzupełnienia zasobów ciężkiego sprzętu – w tym czołgów i bojowych wozów piechoty. Tu co nieco się dzieje.

Australia zadeklarowała wsparcie w postaci pojazdów Bushmaster. Z kolei Wielka Brytania zapowiedziała wysłanie wozów bliżej nieokreślonej kategorii – najczęstsze domysły dotyczą lekkich pojazdów minoodpornych (MRAP) Foxhound.

Nieodmiennie Ukraińcy wzywają też do przekazania samolotów myśliwskich i innej broni o charakterze stricte ofensywnym. Dotychczas NATO konsekwentnie tego Ukrainie odmawia – w obawie przed rosyjskim odwetem i rozszerzeniem konfliktu do skali kontynentalnej czy wręcz globalnej. Nie sposób jednak przesądzać – zwłaszcza w kontekście eskalacji rosyjskiej brutalności wymierzonej bezpośrednio w ludność cywilną – czy ten opór potrwa wiecznie.

Gdyby NATO zdecydowało się na taką pomoc, na Ukrainę w pierwszej kolejności trafiłby sprzęt, z którym ukraińscy żołnierze i piloci od dawna potrafią się obchodzić. A zatem zmodernizowana (lub i nie) broń produkcji dawnego bloku wschodniego obecna nadal w arsenałach armii naszego regionu.

Ba, oczekiwania związane z polskimi i bułgarskimi MIG-ami 29 wcale nie są tu jedynymi – Ukraińcy twierdzą, że ich piloci daliby radę szybko opanować maszyny w rodzaju amerykańskich F-16. Zdania na temat tego, czy to możliwe, są podzielone. Normalny proces doszkalania pilota do pilotażu F-16 trwa wiele miesięcy. Jednak w warunkach wojennych można sobie wyobrazić uproszczenie szkolenia i odpuszczenie części procedur certyfikacyjnych. Niemniej to właśnie Migi-29 i Su25 (ma ich nieco Bułgaria) byłyby tymi samolotami, które trafiłyby na Ukrainę w pierwszej kolejności. Oczywiście na razie należy rozpatrywać taką możliwość jedynie czysto teoretycznie.

Także czysto teoretycznie Ukraina mogłaby otrzymać od państw NATO również posowieckie śmigłowce bojowe (np. polskie Mi-24) oraz czołgi z rodziny T-72 (Polska ma ich w swych rezerwach nieco przydużo jak na własne potrzeby). W tym wypadku również ukraińskie załogi nie miałyby problemu z obsługą takiego sprzętu. Kraje wschodniej flanki NATO mają też w zasobach znane ukraińskiej armii systemy artyleryjskie. Rozsądne i planowe przekazanie części z nich Ukrainie mogłoby być bodźcem do dalszej modernizacji armii krajów naszego regionu.

Przy tym wszystkim z całą pewnością Ukraina potrzebuje jeszcze więcej PPK i MANPAD-ów. Kijów twierdzi, że obecnie ukraińska armia jest w stanie zużywać do 500 sztuk pocisków obu kategorii dziennie. Choć te liczby – zwłaszcza w kontekście pocisków przeciwlotniczych – wydają się zawyżone, z pewnością nie są wielokrotnościami realnego zużycia. O tym zresztą kraje Zachodu wiedzą doskonale – i dlatego wciąż deklarują nowe dostawy.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze