Europoseł Patryk Jaki przekonuje, że przez Polskę przetacza się fala bezprecedensowych zwolnień grupowych. Dane pokazują jednak co innego. Czasy wysokiego bezrobocia raczej już nie wrócą. Dziś nawet w wypadku globalnej recesji górna granica dla bezrobocia to 7-8 proc.
Czy na naszym rynku pracy obserwujemy początek niepokojących trendów? Tak zdaje się myśleć część opinii publicznej. I część polityków:
Efekt Tuska? Wyższe ceny, podatki oraz grupowe zwolnienia jakich Polska już dawno nie widziała
– tak napisał 18 kwietnia Patryk Jaki.
„Właśnie teraz 90 firm w Polsce ogłosiło masowe zwolnienia. Na bruk trafi prawie 10 tys. osób” – mówi w filmiku Jaki. Jego zdaniem zwalniają głównie firmy motoryzacyjne, ponieważ samochody są już teraz niemodne, a wszyscy mają jeździć na elektrycznych hulajnogach. I zakłady przemysłowe, które nie wytrzymują konkurencji z firmami z innych kontynentów, bo w Europie nakłada się na nie drakońskie ograniczenia klimatyczne.
Rzeczywiście w ostatnich tygodniach głośno zrobiło się o zwolnieniach grupowych w różnych dużych zakładach. Najgłośniejsze przypadki w ostatnim czasie to Scania w Słupsku, która ogłosiła zwolnienia grupowe 700 osób, ABB w Kłodzku – 600 osób, fabryka Levi’s w Płocku ogłosiła, że zamyka swoją działalność i zwalnia 800 osób.
Ale Scania i ABB ogłosiły zwolnienia grupowe w zeszłym roku.
Jak wygląda skala tych zwolnień, gdy spojrzymy na statystyki?
Według GUS na koniec marca 159 firm zadeklarowało zwolnienie grupowe 17 tys. pracowników.
Czy to dużo? Analityk ekonomiczny Polskiego Instytutu Ekonomicznego porównał dane dla marca w tym roku z wszystkimi dostępnymi w GUS danymi dla tego samego miesiąca od 2004 roku.
Okazuje się, że jest to szósty najniższy wynik w tym okresie.
Analizujemy marzec, ponieważ to najnowsze dostępne dane, a rynek pracy ulega trendom sezonowym – pierwszy kwartał to wciąż czas restrukturyzacji i zmian po sezonie zimowym. Zatrudnienie jest natomiast zawsze najwyższe latem, gdy dostępne są liczne prace sezonowe.
Patryk Jaki nie ma więc racji, gdy mówi, że mamy do czynienia z grupowymi zwolnieniami, „jakich Polska dawno już nie widziała”. Nawet w czasach rządu PiS, a konkretnie w latach 2020-2022, było ich więcej. To oczywiście czasy kryzysu covidowego, a następnie tego związanego z wojną, porównywanie 2024 roku z rokiem 2021 ma więc umiarkowany sens, ale też Jaki sam do tego porównania zaprasza.
Zdaniem Marcina Klucznika z PIE warto te liczby odnieść jeszcze do liczby zatrudnionych w gospodarce narodowej. Ta między 2007 a 2023 rokiem wzrosła z 8 mln do 9,8 mln etatów. W takim ujęciu liczba osób zgłoszonych do zwolnień grupowych jest dziś na poziomie z czasów dobrej koniunktury z lat 2016-2019. To daje nam pełniejszy obraz sytuacji. Sytuacja pod względem liczby zwolnień grupowych nie odbiega znacząco od tego, co obserwowaliśmy w ostatnich latach.
Dodajmy tutaj również dane dla lutego z ostatniej dekady:
Niewiele się tutaj zmienia, obraz pozostaje podobny. Poza tym, że w przypadku lutego w 2019 roku – gdy panowała wciąż bardzo dobra koniunktura – zapowiedziano zwolnienia grupowe większej liczby osób niż w lutym tego roku.
Pamiętajmy jeszcze, że ogłoszenie zwolnień grupowych nie oznacza automatycznie, że tyle osób zostanie zwolnionych. A właśnie takimi zgłoszeniami operuje GUS. Zgłoszenie to wymóg administracyjny dla średnich i dużych firm, które zamierzają przeprowadzić większą restrukturyzację. To niekoniecznie oznacza zwolnienia w zadeklarowanej skali – zwolnienia mogą rozłożyć się na dłuższy okres, część pracowników może znaleźć zatrudnienie w innych spółkach danej firmy.
W marcu 2024 mamy najmniej bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy w marcu od 1990 roku – 822 tys. Stopa bezrobocia wynosi 5,3 proc. Nic nie wskazuje obecnie na to, by bezrobocie w najbliższych miesiącach miało gwałtownie rosnąć.
„W kolejnych miesiącach stopa bezrobocia powinna lekko spaść wraz z otwieraniem się prac sezonowych” – mówi OKO.press Marcin Klucznik, autor cytowanej powyżej analizy – „W kolejnych latach również pozostanie niska – całkiem prawdopodobne, że w pewnym momencie bezrobocie rejestrowane zacznie nawet spadać do poziomów z czwórką z przodu”
Straszenie powrotem wysokiego bezrobocia o podobnej skali co na początku XXI wieku (gdy przekraczało 20 proc.) to śmiała strategia polityczna – rzeczywistość najpewniej szybko sfalsyfikuje te komunikaty grozy. Dziś Polska jest pod każdym względem inna niż w 2004 roku, gdy wchodziliśmy do UE ze wciąż wysokim bezrobociem.
Marcin Klucznik: „Powrót dwucyfrowego bezrobocia nam nie grozi. Starzenie się społeczeństwa oraz ciasny rynek pracy oznaczają, że zatrudnienie staje się dużo mniej wrażliwe na wahania koniunktury. W konsekwencji epizody spowolnienia gospodarczego przekładają się raczej na cięcie wakatów lub spadek płac realnych – a nie wzrost bezrobocia”.
Dodajmy jeszcze, że rejestracje w urzędach pracy to jedna z dwóch popularnych miar bezrobocia. Eurostat operuje danymi z wystandaryzowanych ankiet. W tym ujęciu polskie bezrobocie w lutym 2024 roku to 2,9 proc. To drugi najniższy wynik w UE po Czechach (2,6 proc.). Nie ma sygnałów, by w tym ujęciu bezrobocie miało rosnąć.
A co jeśli jednak znów doświadczymy jakiegoś niespodziewanego szoku gospodarczego?
„Hipotetycznie: w absolutnie najgorszym scenariuszu, np. poważnej światowej recesji, moglibyśmy spodziewać się wzrostu bezrobocia do około 7-8 proc. – a nie 14-18 proc. jak dwie dekady temu. Przy czym nikt nie prognozuje takiego bezrobocia. Wręcz przeciwnie – Polska gospodarka właśnie odbija i wracamy do wzrostu PKB” – mówi nam Marcin Klucznik.
To wszystko nie oznacza wcale, że zwolnienie kilkuset osób w dużym zakładzie w średnim mieście nie jest problemem. Zwolnienie z pracy jest prawie zawsze ciężkim doświadczeniem, a odprawa – gwarantowana ustawowo przy zwolnieniach grupowych – może łagodzić ten szok tylko częściowo. Nie każdy lokalny rynek pracy będzie też w stanie tak szybko zapewnić kilkuset osobom nowe zatrudnienie, a jak wielokrotnie wskazywaliśmy w OKO.press zasiłki dla bezrobotnych w Polsce są absurdalnie niskie – nie ułatwia to szukania dobrej pracy.
Ale warto znać skalę – zwolnienia powyżej 500 osób nie są częste. A w skali kraju nie mamy do czynienia z narastającym zjawiskiem.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze